Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

25.02.2019r.

Utworzono dnia 25.02.2019
Czcionka:

Przegląd najważniejszych informacji w mediach

na temat bezpieczeństwa i przemysłu obronnego

w Polsce i za granicą

 w poniedziałek, 25 lutego 2019 r.

 

BEZPIECZEŃSTWO I POLITYKA OBRONNA W KRAJU

MON wyrzuci pieniądze w błoto?! Eksperci przestrzegają

FAKT, 25.02.2019

Modernizacja i zakup nowych okrętów dla Marynarki Wojennej to jedna z najbardziej palących potrzeb polskiej armii. Ministerstwo Obrony Narodowej rozważa zakup fregat przeciwlotniczych, które mają zapewnić obronę północnej części Polski. Jednak eksperci wskazują, że nie będzie to skuteczne rozwiązanie.

W razie potencjalnego ataku rosyjskimi rakietami fregaty zostałyby zniszczone już w pierwszych chwilach konfliktu – wynika z analizy Centrum Analiz Strategicznych i Bezpieczeństwa. Dodatkowo mogłoby to stanowić kłopot dla innych systemów obrony powietrznej, które musiałyby chronić fregaty, a nie terytorium kraju.Morze Bałtyckie jest obszarem wymagającym wzmożonej obrony, zwłaszcza biorąc pod uwagę agresywną politykę Rosji i militaryzowanie Obwodu Kaliningradzkiego. Dlatego modernizacja i zakup nowych okrętów dla Marynarki Wojennej, która jest najbardziej zaniedbanym rodzajem Sił Zbrojnych RP, to jedna z najbardziej palących potrzeb polskiej armii.

 

materiał wideo na ten temat na stronie fakt.pl https://www.fakt.pl/facet/militaria/eksperci-krytykuja-zakup-fregat-przez-mon/yt817k0

 

 

 

Liczba żołnierzy USA w Polsce wzrośnie?

RZECZPOSPOLITA, Marek Kozubal, 25.02.2019

 

Waszyngton szykuje lepszą, niż się do tej pory spodziewano, ofertę wzmocnienia sił zbrojnych w Polsce

 

Na początku marca nowe plany przedstawi w Warszawie wiceszef Pentagonu John Rood.

Amerykanie rozważają m.in. ulokowanie na stałe w Poznaniu potężnego sztabu dowodzenia, na którego czele stanąłby dwu-, a może nawet trzygwiazdkowy generał. W razie zagrożenia byłby odpowiedzialny za koordynację działań USA na wschodniej flance NATO.

Na wiele lat do przodu byłaby też planowana obecność w Polsce amerykańskiej brygady bojowej, której losy są dziś ustalane z roku na rok. USA rozważają stałą obecność swoich sił powietrznych w Łasku i Mirosławcu oraz wojsk specjalnych w Krakowie.

Jak wynika z naszych informacji, nowe, bardziej ambitne plany USA w sprawie ulokowania wojsk w Polsce, stały się możliwe po dymisji sekretarza obrony Jamesa Mattisa. Bezpośrednim powodem dymisji generała w grudniu ub.r. była decyzja prezydenta o wycofania sił USA z Syrii. Okazuje się jednak, że różnica zdań dotyczyła także m.in. strategii wobec Polski.

W Białym Domu rozważany jest przyjazd Trumpa na obchody 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej w Polsce. Byłoby to zwieńczenie zacieśnienia współpracy wojskowej między oboma krajami na kilka tygodni przed wyborami parlamentarnymi.

 

więcej w dzisiejszym wydaniu Rz

 

 

 

Kosztowny i spóźniony start patriotów

RZECZPOSPOLITA, Zbigniew Lentowicz, 25.02.2019

 

Ponad 5,4 mld zł MON wydało w 2018 r. na pierwszy etap rakietowego programu „Wisła". Ale największa inwestycja zbrojeniowa w historii RP traci impet.

 

Niby się wszyscy spodziewali, że należności za dostawę elementu pierwszego rzutu przeciwrakietowej tarczy będą znaczące, ale słone rachunki za patrioty wystawione przez Waszyngton w 2018 r. i tak wywołały szok. Tym większy, że po podsumowaniu całego importu uzbrojenia dla Sił Zbrojnych RP w zeszłym roku okazało się, że aż dwie trzecie rocznych wydatków modernizacyjnych wojska, czyli 7,2 mld zł, trafiło nie do Polskiej Grupy Zbrojeniowej i innych obronnych, rodzimych spółek, ale do zagranicznych koncernów.

Minister obrony Mariusz Błaszczak tłumaczy, że sprowadzanie z zagranicy niektórych kategorii sprzętu jest koniecznością, bo nie oferuje go polski przemysł. Ekspertów to nie przekonuje.

– Skala importu wojskowego wyposażenia jest szokująca. Co gorsza, tegoroczne zakupy „z półki", m.in. rakietowych wyrzutni lądowych Homar/HIMARS czy śmigłowców od spółek zależnych zachodnich koncernów, potwierdzają niekorzystną tendencję. Jest ona destrukcyjna dla polskiej zbrojeniówki – denerwuje się Wojciech Łuczak, wiceprezes Altairu, wydawcy fachowego pisma „Raport WTO".

Szoku spowodowanego rachunkiem za patrioty nie złagodziła informacja, że na zakupy sprzętu, czyli tzw. wydatki rzeczowe, wojsko w 2018 r. przeznaczyło rekordowe 11,1 mld zł i MON osiągnęło tym samym w wydatkach na modernizację techniczną „wskaźnik marzeń", czyli prawie 30 proc. rocznego budżetu obronnego państwa. Tomasz Dmitruk, ekspert militarny fachowego pisma „Nowa Technika Wojskowa", który drobiazgowo analizuje budżet resortu obrony, uważa, że należy mimo wszystko docenić wysiłek finansistów z MON, którzy w 2018 r., gdy pojawiła się konieczność regulowania należności za strategiczne inwestycje, wycisnęli z resortowej kasy dodatkowe 2 mld zł, kosztem innych działów m.in. uszczuplenia funduszu ubezpieczeń społecznych.

Zła wiadomość jest taka, że w założeniach tegorocznego budżetu obronnego manewru z dosypaniem pieniędzy nie przewidziano i zapewne nie da się go powtórzyć w kolejnych latach, więc wydatki sprzętowe zatrzymają się w 2019 r. na poziomie ok. 9 mld zł i najprawdopodobniej w kolejnym roku będą podobne.

 

KŁOPOT Z OFFSETEM

Zdaniem Dmitruka szoku spowodowanego pierwszymi fakturami za patrioty nie udało się nawet złagodzić komunikatami o amerykańskich inwestycjach offsetowych towarzyszących programowi „Wisła". Niestety na ważnym dla zbrojeniówki froncie kompensacyjnym nie ma sukcesów. Nie udało się wynegocjować nawet połowy z kilkunastu produkcyjnych umów, które miały włączyć największe firmy obronne w kraju w kooperację z koncernami z USA opowiadającymi za budowę tarczy Wisła. W obietnice, że dopinanie kontraktów na dostawy ciężarówek i podwozi z Jelcza, wyrzutni rakietowych i kontenerów dla urządzeń elektronicznych pierwszych baterii rakiet zakończy się w najbliższych tygodniach, nie wierzą nawet najwięksi optymiści.

Wśród analityków obserwujących politykę zbrojeniową pojawiły się spekulacje, że ostre wyboje już na starcie uzgodnień przemysłowych związanych z realizacją pierwszego etapu programu „Wisła" (chodzi o dostawę tylko dwóch baterii Patriot) wycenianego na ok. 20 mld zł, źle wróżą znacznie większym inwestycjom, które powinny towarzyszyć dostawom sześciu kolejnych baterii strategicznej broni rakietowej.

 

ZNIKAJĄCY SKYCEPTOR

Nie wiadomo też, co z transferem technologii i produkcją w Polsce niskokosztowych pocisków SkyCeptor. W zeszłym tygodniu, podczas konferencji w Warszawie szefowie izraelskiej spółki Rafael, która jest współproducentem pocisku, nie chcieli odpowiedzieć, na jakim etapie są uzgodnienia dotyczące przekazania technologii pocisków SkyCeptor podwykonawcom z Polskiej Grupy Zbrojeniowej: – Negocjacje w tej sprawie prowadzi Raytheon, a szczegóły chroni tajemnica – tłumaczono.

Od początku tego roku, kiedy było wiadomo, że są problemy z uzgodnieniem umów przemysłowych, w kuluarach MON można usłyszeć argumenty o konieczności przesunięcia w czasie zbyt ambitnych zamierzeń i np. podzielenia drugiej fazy „Wisły", wycenianej na co najmniej 40 mld zł, na łatwiejsze do wykonania podetapy.

Niepokój o przyszłość największego w Siłach Zbrojnych RP programu zbrojeniowego udzielił się nawet Amerykanom. Podkreślają gotowość do współpracy ze zbrojeniówką, ale po polskiej stronie nie dostrzegają gotowości do technologicznej kooperacji.

TECHNOLOGII MA Z CZASEM PRZYBYWAĆ

Na blisko 950 mln zł wyceniono w umowach zawartych w marcu 2018 r. wartość kompensacyjnych projektów i potencjalnych inwestycji związanych z dostawą systemów rakietowych średniego zasięgu Patriot w pierwszym etapie realizacji programu „Wisła".

Lista offsetowych zobowiązań uzgodniona z producentem zestawów Patriot Raytheon Company zawiera 31 projektów i przedsięwzięć (do wykonania w ciągu dziesięciu lat). Według zapewnień MON pozwoli ona na pozyskanie zdolności w zakresie dowodzenia i kierowania w oparciu o moduł dowodzenia IBCS, produkcji i serwisowania wyrzutni i pojazdów transportowo-załadowczych, a także na utworzenie certyfikowanego centrum administracji i zarządzania produkcją, dostosowaniem, serwisowaniem oraz naprawami systemu „Wisła" oraz innych programów obrony przeciwlotniczej i obrony powietrznej. Umowa zakłada również pozyskanie zdolności produkcji i serwisowania 30-mm armat Bushmaster. Wartość kompensat to ponad 224 mln zł.

Analogiczna umowa z Lockheed Martin Global Inc., producentem nowoczesnej amunicji rakietowej, zawiera 15 zobowiązań offsetowych do zrealizowania także w ciągu najbliższej dekady. MON podkreślało, że pozyskane w jej ramach zdolności i kompetencje pozwolą na produkcję i serwisowanie elementów wyrzutni przeznaczonych dla pocisków PAC-3 MSE, produkcji wybranych elementów tych pocisków i budowę w polskiej zbrojeniówce laboratorium dla badań rakietowych. Lockheed ma zapewnić także nowe zdolności związane z utrzymaniem w sprawności przez polski przemysł samolotów F-16. Wartość umowy offsetowej wynosi 724,7 mln zł.

 

OPINIA DLA „RZ"

John Baird, wiceprezes ds. systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej na Polskę Raytheon Integrated Defense Systems

Zgodnie z regułami amerykańskiej procedury Foreign Military Sales wszystkie umowy dotyczące patriotów negocjowane są na poziomie międzyrządowym. Nasza firma w pełnym eksperckim zakresie wspiera te uzgodnienia. Musimy być w środku wydarzeń, bo będziemy brać odpowiedzialność za jakość dostarczanego sprzętu, także tego, który w ramach offsetu i innych kontraktów wykona dla nas polski przemysł. W związku z tym już rozwijamy firmowe biuro i techniczne przedstawicielstwo. Na początek zaangażujemy ok. 50 specjalistów, w tym polskich inżynierów. W miarę potrzeb rozbudujemy zespół i ściągniemy fachowców z USA, którzy będą pracować w systemie rotacyjnym. Jeśli zgodnie z planem uda się podpisać z Warszawą wszystkie niezbędne umowy, pierwsze polskie elementy rakiet i wyrzutnie patriotów zejdą z krajowych linii produkcyjnych za trzy–cztery lata.

 

 

 

Wydatki na modernizację techniczną w 2018 roku

DZIENNIK ZBROJNY, Tomasz Dmitruk, 23.02.2019

 

Kilka dni temu informowaliśmy o wstępnym wykonaniu wydatków na obronność w 2018 roku. Z danych tych wynikało, że na finansowanie Planu Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP (PMT) przeznaczono 12.469 mln PLN, a dodatkowo 40,1 mln PLN planuje się jeszcze wydatkować w ramach wydatków niewygasających (do końca marca 2019 roku). Dziś dzięki informacjom uzyskanym z Ministerstwa Obrony Narodowej możemy przedstawić bardziej szczegółowo jakie konkretne zadania związane z unowocześnieniem polskiej armii finansowano w ubiegłym roku.

 

Jednym z istotnych wydatków dokonanych w 2018 roku w ramach Planu Modernizacji Technicznej SZ RP były płatności na kwotę 745,5 mln PLN związane z realizacją programu Regina obejmującego m.in. dostawy 155 mm haubic samobieżnych Krab. Fot. HSW S.A.   

Przedstawione poniżej dane dotyczą wydatków poniesionych przez Inspektorat Uzbrojenia oraz Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych.

Struktura wydatków na finansowanie Planu Modernizacji Technicznej SZ RP w 2018 roku. Kwoty w mln PLN. Opracowanie własne na podstawie danych Inspektoratu Uzbrojenia i Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych.

Najwyższe nakłady w 2018 roku poniesiono na Siły Powietrzne. Wyniosły one 6,7 mld PLN i przekroczyły połowę łącznych wydatków na PMT. Największy udział w tych wydatkach miały zaliczki wynikające z umowy na pozyskanie przeciwlotniczych i przeciwrakietowych zestawów rakietowych średniego zasięgu IBCS/Patriot w ramach programu Wisła. Na ten cel przeznaczono aż 5,4 mld PLN, ale należy pamiętać, że łączna wartość tego kontraktu przekracza 20 mld PLN brutto, a płatności muszą zakończyć się w 2022 roku. Drugą pozycją pod względem wysokości poniesionych nakładów były płatności w wysokości 676,3 mln PLN z tytułu zakupu średnich samolotów do przewozu najważniejszych osób w państwie Boeing 737. Istotne wydatki zrealizowano również na dalsze tworzenie Zintegrowanego systemu szkolenia zaawansowanego AJT, w ramach którego kupowane są samoloty M-346 Master oraz na zaliczki wynikające z umowy na zakup stacji radiolokacyjnych TRS-15M Odra (125 mln PLN).

  Na modernizację Wojsk Lądowych Inspektorat Uzbrojenia wydatkował łącznie 2,3 mld PLN. Najwięcej wydano na program Regina, związany z zakupem 155 mm haubic samobieżnych Krab i innego sprzętu wchodzącego w skład dywizjonowych modułów ogniowych. Na ten cel wydatkowano 745,5 mln PLN. Istotne nakłady dotyczyły także zakupu kompanijnych modułów ogniowych 120 moździerzy samobieżnych Rak (483 mln PLN) oraz KTO Rosomak (206,8 mln PLN).

  Wydatki poniesione na modernizację Marynarki Wojennej RP w 2018 roku były stosunkowo niski w porównaniu z latami poprzednimi i wyniosły jedynie 467,4 mln PLN. Największe płatności dotyczyły zakupu pocisków rakietowych NSM dla Morskiej Jednostki Rakietowej (152,9 mln PLN), remontów okrętów i pomocniczych jednostek pływających (111,3 mln PLN) oraz budowy niszczycieli min typu Kormoran II (80,3 mln PLN).

  Wyższe od wydatków na Marynarkę Wojenną okazały się nakłady poniesione na zakup sprzętu i uzbrojenia dla tworzonych Wojsk Obrony Terytorialnej. W 2018 roku na ten cel z budżetu Inspektoratu Uzbrojenia przeznaczono 534 mln PLN. Ze środków tych finansowano m.in. zakupy: samochodów ciężarowych Jelcz 442.32 (165,1 mln PLN), sprzętu optoelektronicznego (104,6 mln PLN), radiostacji KF i UKF oraz uniwersalnych kamizelek ochronnych. Należy przy tym pamiętać, że na potrzeby WOT finansowano prawdopodbnie także inne zakupy ze środków na PMT będących w dyspozycji innych dysponentów budżetowych. 

  Łącznie na finansowanie Centralnych Planów Rzeczowych Inspektorat Uzbrojenia w 2018 roku wydatkował kwotę 11,136 mld PLN, w tym 10,263 mld PLN na PMT i ponad 400 mln PLN w ramach Planu Zakupu Środków Materiałowych na zakupy amunicji i materiałów wybuchowych na potrzeby: WL, SP, MW i WOT.

  Wykonawcą części zadań zapisanych w PMT był także Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych. W 2018 roku wydatkował on na ten cel łącznie 1,636 mld PLN, w tym ze środków Funduszu Modernizacji Sił Zbrojnych 112,3 mln PLN. Najwyższe z wydatków dotyczyły remontów i modyfikacji sprzętu wojskowego i uzbrojenia. Istotne kwoty wydatkowano m.in. na remonty śmigłowców Mi-24 i Mi-8 oraz czołgów T-72 i PT-91, remonty i bieżącą eksploatację samolotów F-16, remonty silników samolotów MiG-29 oraz innych statków powietrznych, a także na remont z modyfikacją bojowych wozów rozpoznawczych BWR-1 D i S.

  Choć istotną część wydatków na PMT poniesionych w 2018 roku stanowiły zaliczki, co może być powodem pewnej krytyki, to z drugiej strony należy docenić fakt, że według szacunków autora ponad 8 mld PLN, czyli ponad 60% łącznych nakładów na PMT wydatkowano na finansowanie zadań zapisanych w ramach priorytetowych programów operacyjnych. Wielokrotnie krytykowaliśmy MON za niski poziom wydatkowania środków na priorytety modernizacji, ale za wykonanie w 2018 roku należą się resortowi pochwały. Jednoczenie warto zwrócić uwagę, że w konsekwencji wysokich wydatków zrealizowanych na: program Wisła, samoloty dla VIP, system AJT i rakiety NSM uzyskano stosunkowo niski wskaźnik udziału polskiego przemysłu obronnego w łącznych wydatkach Inspektoratu Uzbrojenia na PMT wynoszący jedynie ok. 35 procent.   

 

 

 

 

20 lat temu Polska ratyfikowała Akt Traktatu Północnoatlantyckiego

WNP.pl, Włodek Kaleta, 23-02-2019 06:00

 

Przed dwudziestu laty, 23 lutego 1999 r., premier Jerzy Buzek kontrasygnował Akt Ratyfikacyjny Traktatu Północnoatlantyckiego. Kilkanaście dni później, 12 marca 1999 r., Polska wraz z Czechami i Węgrami znalazła się w gronie pierwszych państw dawnego Układu Warszawskiego, które zostały przyjęte do najpotężniejszego układu militarnego na świecie.

 

•          Kontrasygnata Aktu Ratyfikacyjnego Traktatu Północnoatlantyckiego przez premiera Jerzego Buzka zakończyła 9-letnie negocjacje ws. przyjęcia do NATO.

•          Polska weszła do elitarnego klubu państw sojuszu i dostała gwarancję bezpieczeństwa wynikającą z Art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego.

•          Najważniejszym z warunków, który musieliśmy spełnić, by wejść w struktury NATO, była radykalna reorganizacja Sił Zbrojnych oraz ustanowienie cywilnej kontroli nad armią.

 

Kontrasygnata premiera na Akcie Ratyfikacyjnym Traktatu Północnoatlantyckiego zakończyła trwającą przez wiele lat batalię o przyjęcie Polski do NATO. Wcześniej, 11 lutego 1999 r., Sejm RP upoważnił prezydenta do ratyfikacji Traktatu Waszyngtońskiego. Wynik głosowania „za” przyjęto owacją na stojąco.

18 lutego 1999 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski podpisał ustawę upoważniającą go do ratyfikacji Traktatu, a 23 lutego premier Jerzy Buzek kontrasygnował Akt Ratyfikacyjny Traktatu Północnoatlantyckiego. - Cieszę się, że po wysiłkach dwóch prezydentów i siedmiu premierów, mnie przypadł zaszczyt złożenia podpisu pod tym dokumentem - mówił po ceremonii premier Jerzy Buzek.

12 marca 1999 r., w niewielkiej miejscowości Independence w USA w stanie Missouri, Bronisław Geremek, ówczesny minister spraw zagranicznych Polski, przekazał Madeleine Albright, sekretarz stanu USA, podpisany akt przystąpienia Polski do Traktatu Północnoatlantyckiego. Od tego dnia Polska razem z Czechami i Węgrami stała się oficjalnie członkiem NATO.

 

Flaga Polski przed Kwaterą Główną NATO

Ten wielki finał zakończył długą, trwającą wiele lat drogę trzech państw, byłych członków Układu Warszawskiego, do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Przed Kwaterą Główną w Brukseli zostały wciągnięte na maszt flagi Polski, Czech i Węgier.

Jednak to, co dziś - po 20 latach - wydawać się może okazjonalną ceremonią, wówczas, na początku przemian, które Polska rozpoczęła po 1989 r., wcale nie było takie łatwe i pewne. Proces, który ostatecznie doprowadził Polskę do członkostwa w NATO, trwał praktycznie prawie 9 lat i wcale nie musiał skończyć się pomyślnie.

W latach dziewięćdziesiątych XX w. Zachód nie był gotów do przyjęcia byłych członków Układu Warszawskiego. Obawiał się, że podetnie to prodemokratyczne tendencje w Rosji i doprowadzi do jej konfrontacji z Zachodem - wyjaśnia ówczesną powściągliwość Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników z NATO wobec rozszerzenia Sojuszu Północnoatlantyckiego Jerzy Koźmiński, ambasador Polski w USA w latach 1994-2000, który uczestniczył w początkowej fazie politycznych negocjacji zakończonych przyjęciem Polski do NATO.

 

Długi proces polityczny i legislacyjny

Musieliśmy odpowiadać na wiele pytań, zastrzeżeń i obaw. Te najważniejsze miały przekonać Amerykanów, że ryzykowanie ich życia w obronie Warszawy czy Pragi ma sens. Rozpad ZSRR oraz Układu Warszawskiego spowodował, że zastanawiano się, czy w takiej sytuacji jest w ogóle sens rozszerzania NATO. Mogłoby to bowiem zagrozić kruchej demokracji w Rosji i groziło nowym wyścigiem zbrojeń.

 

- To był złożony i długi proces polityczny i legislacyjny - podkreśla w rozmowie z WNP.PL gen. broni dr Mieczysław Bieniek, były dowódca Brygady Nordycko-Polskiej SFOR w Bośni i Hercegowinie, dowódca Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe/PKW Irak, doradca ministrów obrony Polski i Afganistanu, zastępca dowódcy strategicznego NATO ds. transformacji, absolwent Akademii Sztabu Generalnego, Królewskiej Akademii Studiów Obronnych w Wielkiej Brytanii oraz studiów zarządzania zasobami obronnymi kraju w Monterrey w USA.

Przypomina, że zanim wstąpiliśmy do NATO, które dało nam gwarancję bezpieczeństwa, musieliśmy spełnić szereg warunków. Najważniejszym z nich była całkowita rekonstrukcja armii i poddanie jej demokratycznej, cywilnej kontroli oraz opracowanie i przyjęcie nowej strategii bezpieczeństwa narodowego - to był proces kilkuletni.

 

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Zdaniem gen. Bieńka, przynależność do NATO daje nam korzyści, których trudno nie doceniać: - Weszliśmy do elitarnego wówczas klubu 26 krajów sojuszu, dostaliśmy gwarancję bezpieczeństwa wynikającą z Art.5 Traktatu Waszyngtońskiego, czyli zasady „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Stanowi on, że zbrojna napaść na jednego lub kilku sojuszników będzie uważana za napaść na wszystkich i wymaga wspólnej obrony.

Po wyjściu z Układu Warszawskiego nie mieliśmy żadnego sojuszu. Byliśmy sami. A dzisiaj bez sojuszy, czy to ekonomicznych, czy wojskowych, żadne średniej wielkości państwo nie jest wystarczająco silne, by się samodzielnie obronić.

- Weszliśmy w struktury systemu dowodzenia NATO, nie tylko polityczne, ale przede wszystkim militarne. Musieliśmy zmienić systemy organizacji sił zbrojnych, systemy szkoleniowe, dowodzenia. Musieliśmy wykształcić odpowiednią ilość kadry oficerskiej i generalskiej, która mogła pracować w dowództwach NATO-wskich - twierdzi generał.

 

Dyplomacja i prewencja

Dodaje, że zmieniła się nie tylko struktura naszych sił zbrojnych i ich organizacja, ale także nasza mentalność.

- Zmienił się nasz sposób myślenia i patrzenia na sytuację bezpieczeństwa. Zaczęliśmy inaczej postrzegać sprawy bezpieczeństwa i obronności - uważa generał. - Przekonaliśmy się, że nie wszystkie problemy załatwia się siłowo, ale można też robić to dyplomatycznie, działać prewencyjnie. W końcu zaczęliśmy realizować działania wspólne i połączone nie tylko na ćwiczeniach, lecz również w trakcie misji.

Przypomina, że członkostwo w NATO wiązało się nie tylko ze zmianami sprzętowymi i legislacyjnymi, ale także z udziałem we wspólnych operacjach. Kadra mogła się rozwijać, kształcąc się na NATO-wskich uczelniach. Dzięki tej wiedzy siły zbrojne szybciej się przekształcały.

- Poznaliśmy inne systemy walki, nowy sposób organizacji sił zbrojnych, braliśmy udział w różnego rodzaju operacjach wspólnych sił połączonych. Przysłowie mówi, że jedną gałązkę można złamać łatwo, ale jeśli tych gałązek jest 26, jest to bardzo trudne - przypomina gen. Bieniek.

 

Trzy filary bezpieczeństwa

Jego zdaniem nasza strategia bezpieczeństwa pozostaje oparta na trzech filarach. Pierwszym są wiarygodne i dobrze zorganizowane, dowodzone oraz wyposażone siły zbrojne. Drugi to Sojusz Północnoatlantycki. Trzecim natomiast jest strategiczne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymi.

Przestrzega jednak, że Amerykanie mają takich strategicznych sojuszy bardzo dużo. Nie wszystkich sojuszników traktują jednakowo. Oceny zagrożeń inaczej postrzegane są w Norwegii czy Danii, a inaczej w Polsce, Hiszpanii czy Portugalii.

 

- Każdy ma swój punkt widzenia ewentualnych zagrożeń. Musimy znaleźć wspólną wykładnię, by obok własnych interesów mieć na względzie interesy sojuszników - uważa gen. Bieniek.

Sojusz gwarantem bezpieczeństwa w Europie

- Dla Ameryki ważniejszymi strategicznie sojuszami są sojusze z Izraelem, Egiptem, Koreą Południową czy Japonią. Polska jest oczywiście postrzegana jako wiarygodny sojusznik strategiczny, ale nie aż taki, jak sami to sobie wyobrażamy - podkreśla.

Komentując obecną sytuację, w jakiej znalazł się sojusz po oświadczeniach prezydenta Trumpa na temat możliwości zmniejszenia wsparcia USA dla NATO, generał przypomina słowa Marka Twaina o tym, że pogłoski o jego śmierci są przesadzone.

- Także pogłoski o tym, że sojusz chyli się ku upadkowi, są również przesadzone - uważa. - Sojusz był i będzie najbardziej wiarygodnym gwarantem bezpieczeństwa w Europie. Będzie też spajał więź transatlantycką, mimo różnych zapowiedzi Trumpa, który zresztą ostatnio zaczął wyraźnie zmieniać swoją retorykę na temat przyszłości sojuszu.

Większe finansowanie wspólnej obronności

Widzi też zalety tej retoryki, która zmusiła państwa europejskie do zapowiedzi zwiększenia wydatków na obronność. Amerykanie ponoszą 75 proc. wydatków NATO i wnoszą do sojuszu największe możliwości bojowe. W związku z tym, że Trump postrzega politykę w sposób biznesowy, chciał w ten sposób wymusić u europejskich sojuszników większe finansowanie wspólnej obronności.

- Amerykanie zawsze będą najsilniejszym elementem sojuszu i jego siłą napędową - uważa generał. - Także więzi transatlantyckie zawsze będą mocne.

Udział Wojska Polskiego w międzynarodowych misjach stabilizacyjnych i operacjach pokojowych realizowanych pod auspicjami NATO znacząco wpłynął na poziom wyposażenia i wyszkolenia polskich żołnierzy. Przyczynił się ponadto do bezprecedensowego wzmocnienia interoperacyjności z siłami innych państw Sojuszu.

 

 

 

 

 

BEZPIECZEŃSTWO ZA GRANICĄ

 

 

Europa się zbrojeniowo integruje, a Polska stoi w rozkroku

DZIENNIK GAZETA PRAWNA, Maciej Miłosz, 25.02.2019

 

Właśnie zatwierdzono 13 mld euro na Europejski Fundusz Obronny, trwają też rozmowy w sprawie współpracy zbrojeniowej Francji i Niemiec. Polska dotychczas stawiała na USA

 

13 mld euro – taką kwotą ma dysponować Europejski Fundusz Obronny (EDF) w latach 2021–2027 – wynika ze wstępnych ustaleń przedstawicieli unijnych instytucji ogłoszonych w zeszłym tygodniu. Projekt musi zatwierdzić m.in. Parlament Europejski. Środki mają być przeznaczone na badania i rozwój uzbrojenia.

Jak informuje Komisja Europejska, „do zainicjowania współpracy potrzebne są trzy jednostki badawcze (niezależne od siebie) z dwóch, trzech krajów Unii Europejskiej, co pozwala na stworzenie konsorcjum. Co najmniej dwa państwa konsorcjum muszą zobowiązać się do kupna prototypu będącego ef...

 

więcej w dzisiejszym wydaniu DGP

 

 

 

Rosjanie mieli sprzedać Chińczykom rakiety, ale musieli je zniszczyć. Bo przemokły i się pogięły

GAZETA WYBORCZA, Wacław Radziwinowicz, 25 lutego 2019

 

CO W ROSJI PISZCZY? Moskwa uwielbia napędzać światu stracha swoją teoretycznie cudowną bronią, której w rzeczywistości nie ma. Pokazuje to sprawa rakiet do wyrzutni ziemia - powietrze S-400.

 

Historia jest iście detektywistyczna. W ubiegłym tygodniu, tuż przed tym, jak Władimir Putin groził światu wojną atomową, rządzący jego zbrojeniówką (korporacja Rostech) Siergiej Czemiezow na targach zbrojeniowych w Abu Zabi przyznał się, że ma poważny kłopot.

Otóż kilkadziesiąt przeznaczonych dla Chin rakiet 40NSE (skuteczny zasięg – 380 km) dla „niemających odpowiedników na świecie” wyrzutni S-400 po drodze do klienta zamokło, pogięło się i trzeba je było „zlikwidować”. Na następną dostawę chiński kontrahent będzie musiał poczekać minimum dwa lata.

 

Rakiety nie oparły się sztormowi

Rzecz ponoć miała się tak. 28 grudnia z portu Ust-Ługa w Morze Bałtyckie wyszedł statek „Nikifor Begiczew” z rakietami dla Chin. Kilka dni później jednostka już na kanale La Manche walczyła ze sztormem. Sygnałów niebezpieczeństwa, próśb o pomoc nie wysyłała. Ale jej ładunek ucierpiał na tyle, że musiała zawrócić. 11 stycznia „Nikifor Begiczew” był znowu w porcie rosyjskim.

Oględziny wykazały, że przemoczone rakiety nie nadają się już do niczego i trzeba je utylizować.

Jak podaje portal Wind Alert, w rejonie kanału La Manche 27 grudnia, a więc kiedy „Nikifor Begiczew” był jeszcze w Ust-Łudze, rzeczywiście zaczął się kilkudniowy sztorm. Fale nie były bardzo duże – dochodziły do wysokości 2-4 m. A kiedy statek rosyjski dotarł w to miejsce, morze już się uspokajało i znów było bezpiecznie.

Czy sztorm, nawet gdyby był silny, może uszkodzić zapakowany solidnie w wodoszczelne kontenery i porządnie umocowany ładunek? Morzami w trudnych warunkach pływają kontenerowce z elektroniką, maszynami, z czułym na wilgoć papierem toaletowym w końcu. I jakoś bez uszkodzeń wszystko to trafia do portów przeznaczenia.

Najbardziej zadziwia jednak co innego. Dlaczego rakiety z Moskwy przewieziono najpierw w okolice Sankt Petersburga, by potem drogą morską, przez Bałtyk, Morze Śródziemne (a może i w ogóle – wokół Afryki), długimi tygodniami transportować je statkiem.

Przecież one przez sześć dni mogły bezpiecznie, a nie pod okiem okrętów wojennych NATO, dotrzeć do granicy chińskiej koleją. Pocisk ma 7,5 m długości, waży 1900 kg, do wagonu mieści się bez trudu.

Pachnie to mistyfikacją. Podobnie jak wiele z tego, co zdarzyło się dotychczas ze słynnym S-400.

 

Pociski stare z elementami nowych

Pierwsze wyrzutnie z rakietami tego typu zostały „wprowadzone na uzbrojenie armii” w 2007 r. Z propagandowym przytupem pokazano je na defiladzie 9 maja. Okazało się jednak, że w nowych kontenerach znajdują się stare, znacznie mniej skuteczne rakiety S-300.

Wojskowi z pewnym ociąganiem przyznali, że to prawda. Ale, jak zapewniali, w pociskach S-300 zamontowano „elementy od nowych S-400, można więc mówić, że to są właśnie S-400”. To trochę tak, jakby w polonezie postawić wentylator na baterie i twierdzić, że auto jest hybrydą.

To, że testowanie pocisków 40NSE zostało zakończone, rosyjskie ministerstwo obrony ogłosiło dopiero 3 lipca ubiegłego roku. A niespełna pół roku później partia dopiero co sprawdzonych rakiet była gotowa do wysłania chińskiemu klientowi. Zadziwiająco wcześnie, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że teraz na odtworzenie tego, co „zniszczył sztorm”, potrzebne będą dwa lata.

 

Orędzie Putina: rakiety i zasiłki, czyli Rosja plus

A z drugiej strony bardzo późno. Bo Moskwa jeszcze w 2014 r. podpisała z Pekinem wart 3 mld dol. kontrakt na dostawę rakiet, które wtedy jeszcze, jak się okazuje, nie były gotowe. Jeszcze w czerwcu ubiegłego roku chińskie media informowały, że władze Chin są zaniepokojone niedotrzymaniem warunków umowy na dostawę rakiet i zastanawiają się nad rzetelnością partnera rosyjskiego.

Tak więc „sztorm na La Manche” najpewniej był tylko wybiegiem, który ma dać rosyjskiej zbrojeniówce dodatkowe dwa lata na prace nad tym, co rzekomo od ponad dekady jest gotowe.

Swoje S-400 Rosjanie zainstalowali w Syrii po to, by, jak zapowiadali, „zamknąć niebo nad krajem na kłódkę”. Tymczasem lotnictwo Izraela regularnie bombarduje działających w Syrii wojskowych Iranu, sojusznika Rosji. A wyrzutnie milczą. One zresztą nigdy nie strzelały poza poligonami.

 

 

 

Możliwości broni hipersonicznej Rosji

SPUTNIK NEWS, 10:46 24.02.2019)

 

W strefie zasięgu rosyjskiej broni hipersonicznej mogą znaleźć się główne punkty kontroli amerykańskich sił zbrojnych, których celem jest podjęcie decyzji o wystrzeleniu rakiet średniego zasiegu z terytorium Europy.

 

Okręty Marynarki Wojennej Rosji mogą jednocześnie wystrzelić około 40 morskich hipersonicznych pocisków „Cyrkon" w centra decyzyjne Sił Zbrojnych USA, które na pewno zostaną trafione, oświadczył emerytowany kontradmirał, Bohater Rosji, doktor nauk technicznych Wsiewołod Chmyrow.

Chmyrow przypomniał, że Stany Zjednoczone rozmieściły w Rumunii instalacje Mk41, analogiczne systemy są wdrażane w Polsce. Zaznaczył, że te systemy są przystosowane do wystrzeliwania pocisków manewrujących Tomahawk. Zdaniem kontradmirała te systemy rakietowe będą kontrolowane z ośrodków decyzyjnych zlokalizowanych w Ameryce Północnej. Uważa, że jest to motywowane oczekiwaniem, że ze względu na odległość od Federacji Rosyjskiej, w przypadku odpowiedzi ze strony Sił Zbrojnych Rosji, centra te pozostaną niedostępne dla broni dalekiego zasięgu.

 

 

 

Niemcy: problem z aresztowanymi bojownikami tak zwanego Państwa Islamskiego

PAP, jp, 24.02.2019 10:55

 

Niemieccy politycy protestują po wypowiedzi prezydenta Stanów Zjednoczonych w sprawie bojowników tak zwanego Państwa Islamskiego wziętych do niewoli w Syrii i będących obywatelami krajów europejskich. Donald Trump zapowiedział, że jeśli kraje te nie przyjmą bojowników na swoim terenie, umieści ich w więzieniu Guantanamo na Kubie. - Obywatele niemieccy powinni być sądzeni w Niemczech - mówią tamtejsi politycy.

 

Rzeczniczka frakcji Zielonych w Bundestagu Irene Mihalic uważa, że umieszczenie niemieckich obywateli w więzieniu Guantanamo jest wykluczone. - Do walki z bezprawiem Państwa Islamskiego musimy przeciwstawić rządy prawa. Niemcy muszą sprostać swojej odpowiedzialności - powiedziała Mihalic gazecie "Welt Am Sonntag".

Donald Trump wzywa Europę do osądzenia bojowników tzw. Państwa Islamskiego

Sekretarz generalny CDU Paul Ziemiak w tym samym piśmie argumentuje, że Niemcy mają obowiązek odebrania swoich obywateli. Także ekspert do spraw wewnętrznych w partii FDP Sebastian Strasser jest przeciwny temu, by przekazać odpowiedzialność za niemieckich obywateli innemu państwu. - Oznacza to, że także niemieccy członkowie Państwa Islamskiego muszą zostać postawieni przed obliczem sprawiedliwości w swojej ojczyźnie - powiedział.

W Syrii do kurdyjskiej niewoli dostało się ponad 800 cudzoziemców walczących w bojówkach tak zwanego Państwa Islamskiego. 

 

 

Francja naciska na Niemcy ws. eksportu broni

DEUTSCHE WELLE.ARD, dpa / pa, 24.02.2019

 

W wywiadzie dla "Welt am Sonntag" francuski minister finansów i gospodarki Bruno Le Maire domaga się od rządu w Berlinie ustępstw ws. eksportu broni do państw trzecich. "Nie ma sensu wytwarzać wspólnie broni dzięki lepszej współpracy między Francją i Niemcami, jeśli nie jesteśmy w stanie jej sprzedawać", powiedział. "Jeśli chcemy być bardziej konkurencyjni i skuteczni, musimy być w stanie eksportować broń także do państw poza Europą", dodał.

 

Minister Le Maire zwrócił uwagę, że we Francji obowiązują bardzo surowe przepisy dotyczące eksportu uzbrojenia, które nie ulegną także zmianie w najbliższej przyszłości. "Mamy nadzieję, że w tym krytycznym punkcie dojdziemy z Niemcami do porozumienia", podkreślił i wyraził opinię, że Niemcy powinny być gotowe do kompromisów w tej sprawie.

Rząd w Berlinie zajmuje znacznie bardziej restryktywną postawę w sprawie wydawania zezwoleń na eksport broni niż rząd w Paryżu. Takie jego stanowisko sprawiło, że naraził się obecnie na ostrą krytykę ze strony Paryża i Londynu, ponieważ wstrzymał sprzedaż niemieckiego uzbrojenia do Arabii Saudyjskiej. Zdaniem Francji i Wielkiej Brytanii zagroził przez to także realizacji prowadzonych obecnie wspólnych projektów zbrojeniowych. 

Francusko-niemiecka umowa w tej sprawie powinna zapobiec pojawieniu się podobnych problemów w przyszłości. Francja i Niemcy chcą znacznie bliżej niż do tej pory współpracować ze sobą w opracowywaniu i produkcji nowych systemów uzbrojenia. Oba państwa chcą, między innymi, budować wspólnie nowy myśliwiec wielozadaniowy oraz nowy czołg podstawowy, nazwany już "europejskim czołgiem przyszłości".

Niemcy wstrzymały w styczniu eksport broni do Arabii Saudyjskiej w reakcji na zamordowanie w konsulacie tego państwa w Stambule krytycznego wobec saudyjskiej rodziny królewskiej dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego. Partnerzy Niemiec w NATO, a wśród nich Francja i Wielka Brytania, postąpiły inaczej i nadal dostarczały broń do Arabii Saudyjskiej.

 

 

 

Narkotyk czy lek? Izrael użyje ecstasy w eksperymentalnej terapii

GAZETA.pl, Łukasz Kaliszewski, 24.02.2019 10:27

 

MDMA, znane szerzej jako ecstasy, to narkotyk kojarzony raczej z imprezami techno niż medycyną. Mimo to Izrael chce ruszyć z programem terapii stresu pourazowego wspomaganej MDMA.

 

Rekreacyjne użycie ecstasy jest w Izraelu zabronione. Podobnie jak w Polsce, substancja jest uznana za niebezpieczną. Jednak jako jeden z kilku znanych psychodelików nadal wzbudza zainteresowanie w kręgach medycznych.

 

Stres po traumie

Jak podał dziennik "Haaretz", Izrael przygotowuje próbny program leczenia PTSD, zespołu stresu pourazowego, w którym główną rolę odegra ecstasy. Na zespół stresu pourazowego cierpią w pierwszej kolejności żołnierze i funkcjonariusze służb mundurowych oraz cywile, którzy doświadczyli koszmaru wojny. Dziennik "Haaretz" już rok temu alarmował o problemie z PTSD w izraelskich społecznościach w pobliżu Gazy, gdzie popyt na środki uspokajające i przeciwlękowe rośnie w szybkim tempie.

Żołnierze cierpiący na zespół stresu bojowego borykają się z fizycznymi i psychicznymi dolegliwościami. Mowa m.in. o zaburzeniach snu i koncentracji, napadach lękowych, silnej depresji czy słynnych flashbackach, przez które nieustannie są nękani wspomnieniami z pola walki. Schorzenie dot. także cywilów, którzy z oczywistych względów są bardziej podatni na skutki silnego stresu pourazowego. M.in. z tego względu Izrael zdecydował się dopuścić MDMA jako narzędzie eksperymentalnej terapii PTSD. O śmiałej decyzji doniósł izraelski serwis i24 News.

 

Wgląd i empatia

Międzynarodowy przegląd medyczny "Lancet Psychiatry" w zeszłym roku opublikował wyniki badań przeprowadzonych na 22 weteranach wojskowych, trzech strażakach i policjancie, wszystkich ze zdiagnozowanym PTSD. Uczestnikom podawano dawki MDMA w zakresie od 30 mg, 75 mg do 125 mg. Jak podał "Lancet Psychiatry" cytowany przez "The Telegraph", raptem po dwóch sesjach terapeutycznych wspomaganych ecstasy aż 86 proc. uczestników w grupie 75 mg, 58 proc. w grupie 125 mg i 29 proc. w grupie 30 mg nie spełniało już kryteriów diagnostycznych dla PTSD. Specjaliści podkreślają wzrost empatii i wglądu we własne doświadczenia wśród uczestników terapii.

Badania nad użyciem MDMA w terapii PTSD prowadzi też stowarzyszenie naukowe Multidisciplinary Association for Psychedelic Studies w Kaliforni. Wstępne badania potwierdzają użyteczność narkotyku w procesie leczenia.

Naszym priorytetowym projektem jest finansowanie prób klinicznych 3,4-metylenodioksymetamfetaminy (MDMA) jako narzędzia wspomagającego psychoterapię w leczeniu zespołu stresu pourazowego (PTSD). Wstępne badania wykazały, że MDMA w połączeniu z psychoterapią może pomóc ludziom pokonać PTSD i ewentualnie inne zaburzenia

- zapewniają naukowcy z MAPS.

 

Nie tylko stres bojowy

Ofiarą PTSD może stać się nie tylko żołnierz, uczestnik wojny domowej czy zamieszek. Potencjalnie każde traumatyczne doświadczenie – jak gwałt czy tragiczny wypadek samochodowy – może dać objawy PTSD u poszkodowanego. Dlatego terapia wspomagana MDMA spotyka się z coraz większym zainteresowaniem psychiatrów i neurologów.

Badamy, czy psychoterapia wspomagana MDMA może pomóc wyleczyć psychiczne i emocjonalne uszkodzenia spowodowane napaścią seksualną, wojną, brutalną przestępczością i innymi traumatycznymi przeżyciami. Sponsorowaliśmy również ukończone studia psychoterapii wspomaganej MDMA dla osób dorosłych z autyzmem, z lękiem społecznym oraz psychoterapię wspomaganą MDMA w zakresie lęku związanego z chorobami zagrażającymi życiu

- czytamy w komunikacie naukowców z MAPS.

 

W Polsce bez zmian

Jeśli terapia wspomagana MDMA spełni oczekiwania, wyniki badań mogą odmienić nasze spojrzenie na narkotyki i ich medyczne wykorzystanie. W Polsce kwestia ta może dotyczyć m.in. medycznej marihuany, wokół której opinie są podzielone. Łukasz Szumowski, minister zdrowia, nie jest za zalegalizowaniem marihuany. W rozmowie z Robertem Mazurkiem w RMF FM wyraził swoją niechęć do niej.

Raz w życiu spróbowałem. Fatalnie to się skończyło. Nigdy więcej

- podsumował minister.

Szacuje się, że do 2022 r. europejski rynek CBD (kannabidioli pozyskiwanych z konopi) i marihuany medycznej przekroczy wartość 4,2 mld dol. Tylko segment produktów pozyskiwanych z konopi przemysłowych osiągnie wartość 1,9 mld dol.

 

 

 

Donald Trump zmienił zdanie. Amerykanie zostaną w Syrii

GAZETA WYBORCZA, Robert Stefanicki, 25 lutego 2019

 

Prezydent Trump zdecydował, że zamiast całkowitego wycofania wojsk USA z Syrii będzie częściowe. Granicę z Turcją mają obsadzić siły NATO, co zapobiegnie starciom turecko-kurdyjskim.

 

Ledwie dwa miesiące wcześniej Donald Trump ogłosił szybkie wycofanie wszystkich 2 tys. amerykańskich żołnierzy z Syrii, ponieważ „pokonaliśmy Państwo Islamskie, a to jedyny powód, dla którego tam byliśmy”. Decyzja nie wzbudziła entuzjazmu sojuszników USA w Syrii ani w Ameryce. Padały argumenty, że wycofanie Amerykanów może umożliwić dżihadystom odbudowę sił, że byłoby to równoznaczne z oddaniem Syrii wrogom USA – Rosji i Iranowi – i że Kurdowie, bez których nie dałoby się wygrać wojny z ISIS, nie zasługują na to, by teraz ich wydać na pastwę Turcji.

Generałowie i urzędnicy nadzorujący bezpieczeństwo narodowe próbowali przekonać prezydenta; do dymisji podał się sekretarz obrony Jim Mattis. Jakiś skutek to odniosło, bo Trump szybko odroczył wycofanie do kwietnia, a teraz Biały Dom poinformował, że w Syrii jednak zostanie 400 żołnierzy. Połowa będzie stanowić „siły pokojowe” na ziemiach kurdyjskich w północno-zachodniej części kraju. Druga połowa pozostanie w bazie al-Tanf na południowym wschodzie, przy granicy z Jordanią.

 

Kurdowie jednak bezpieczni?

Decyzję ogłoszono zaraz po rozmowie telefonicznej Trumpa z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem. Obaj przywódcy są ostatnio w częstym kontakcie.

Władze w Ankarze ucieszyły się z grudniowej zapowiedzi wycofania USA z Syrii i ochoczo poczęły szykować nową ofensywę przeciwko syryjskim Kurdom, których uważają za terrorystów. Dotychczas Turków powstrzymywała obecność wojsk amerykańskich u boku sił kurdyjskich.

Tymczasem Kurdowie zwrócili się o ochronę do armii Baszara al-Asada, co Amerykanom się nie spodobało. Pentagon ostrzegł, że te „elementy” w Syryjskich Siłach Demokratycznych – tak się nazywa wspierana przez Amerykanów armia dowodzona przez Kurdów – które dojdą do porozumienia z Asadem, nie mogą liczyć na wsparcie USA.

Teraz Trump najwyraźniej zdołał przekonać Erdogana, by nie atakował Kurdów. Obaj ustalili (według źródła CNN była to propozycja Erdogana), że na granicy Syrii i Turcji powstanie strefa buforowa patrolowana przez międzynarodowych „obserwatorów”, głównie z europejskich wojsk NATO. Ma ona liczyć od 800 do 1,5 tys. żołnierzy.

Początkowo Amerykanie chcieli dostarczać tej misji wyłącznie wsparcie z powietrza, ale Europejczycy zażądali, by wojska lądowe USA miały w niej udział. Najwięcej żołnierzy w Syrii poza Stanami Zjednoczonymi ma obecnie Francja (ok. 1 tys.) oraz Wielka Brytania, która nie ujawnia ich liczebności.

 

Misja NATO czy ONZ

Jedna z teorii głosi, że Trump zdecydował się pozostawić wojska w Syrii, bo doszły go sygnały, że w przeciwnym razie Europejczycy też się wycofają. Jednak podczas czwartkowego spotkania w Pentagonie belgijski minister obrony Didier Reynders zaprzeczył, jakoby rządy europejskie odmówiły prośbie Amerykanów o pozostanie w Syrii – choć, dodał, dyskutowano o tym na niedawnej konferencji bezpieczeństwa w Monachium. Reynders powiedział też, że warunkiem stworzenia misji obserwacyjnej jest uzyskanie dla niej legalnego mandatu. Nie jest jasne, skąd konkretnie miałby ów mandat pochodzić: z NATO czy z ONZ.

Zadaniem międzynarodowych sił monitorujących i obserwujących (taka jest ich robocza nazwa) będzie „utrzymanie stabilności i zapobieżenie powrotowi ISIS”. Na razie nie wiadomo, jaki dokładnie zakres działania miałaby owa misja.

Wiadomo, że zadania pozostałych w Syrii wojsk USA mają być prawie takie same jak obecnie: wywiad, logistyka, rekonesans i zamawianie nalotów. W piątek sekretarz obrony Patrick Shanahan po spotkaniu ze swoim tureckim odpowiednikiem powiedział, że zadaniem sił USA będzie też „wzmocnienie zdolności obronnych lokalnych sił bezpieczeństwa”. Ale czy oznacza to, że Amerykanie dalej, wbrew Turcji, będą szkolić Syryjskie Siły Demokratyczne?

 

Na pozostanie USA na południu Syrii naciskał Izrael

Pozostanie Amerykanów w bazie Al-Tanf jest nawet bardziej problematyczne. Dżihadystów tam już raczej nie ma, cel tej misji to „obserwowanie Iranu”. Garnizon leży w „korytarzu”, jaki Teheran usiłuje zabezpieczyć sobie do Morza Śródziemnego przez Irak, Syrię i Liban. To przede wszystkim droga zaopatrzenia dla libańskiego Hezbollahu, który jest najważniejszą proirańską siłą militarną w regionie.

W 2017 r. Amerykanie wykreślili 55-km „strefę wyłączności” wokół Al-Tanf i zastrzegli sobie tam prawo atakowania innych sił zbrojnych. Irańczycy zaraz powiedzieli „sprawdzam”, wjechali do strefy i zostali zbombardowani, co doprowadziło do eskalacji z udziałem Rosji i armii syryjskiej. Wtedy udało się napięcie wyciszyć, jednak podobny incydent może się zdarzyć w każdej chwili.

O ile mandatu dla pozostawienia wojsk w północnej Syrii można się doszukać w ustawach uchwalonych po ataku Al-Kaidy na USA w 2001 r. (bo ich celem jest walka z dżihadystami), o tyle legalność pobytu Amerykanów w Al-Tanf jest dyskusyjna. Według „Foreign Policy” USA nie mają prawa atakować sił irańskich, rosyjskich czy syryjskich, chyba że w obronie własnej.

Decyzja Trumpa o pozostawieniu wojsk USA w południowej Syrii jest sukcesem doradcy ds. bezpieczeństwa Johna Boltona, który długo urabiał szefa w tej sprawie. Naciskał na to Izrael, mocno niezadowolony z planów odejścia Amerykanów. Izrael z niepokojem patrzy na wzrost aktywności Iranu i Hezbollahu przy swojej granicy i od czasu do czasu atakuje cele irańskie w Syrii. Obecność sił USA z jednej strony osłabia napięcie, bo pozostali gracze muszą się dobrze zastanowić, czy narażać się na działania odwetowe najsilniejszej armii świata, lecz z drugiej strony im więcej w danym miejscu wojsk i sprzecznych interesów, tym większe ryzyko eskalacji konfliktu.

 

 

 

 

W WOJSKU I SŁUŻBACH MUNDUROWYCH

 

 

 

Dolnośląskie: wypadek wojskowego busa. Rannych sześciu amerykańskich żołnierzy

PAP, dn, 24.02.2019 16:29

 

Sześciu amerykańskich żołnierzy zostało rannych, w wyniku wypadku, do którego doszło na autostradzie A18 na Dolnym Śląsku. Stan dwóch poszkodowanych jest ciężki. Droga w kierunku Wrocławia jest zablokowana.

 

Jak poinformował w niedzielę PAP starszy aspirat Piotr Borecki z wojewódzkiego stanowiska kierowania Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu, do wypadku doszło na drodze A18 w miejscowości Trzebień.

- Wypadkowi uległ pojazd wojskowy typu bus. Poszkodowanych zostało sześć osób, w tym dwie są w ciężkim stanie. Wszyscy to żołnierze amerykańscy - powiedział dyżurny strażak.

Droga A18 w kierunku Wrocławia jest zablokowana. Żandarmeria Wojskowa, która prowadzi dochodzenie przy takich zdarzeniach, odmówiła podania szczegółów. 

 

 

 

Dowództwo Generalne: zmiany kadrowe

DEFENCE24, 23 lutego 2019, 15:33

 

Dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych gen. broni Jarosław Mika, w obecności kierowniczej kadry pożegnał żołnierzy kończących służbę w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych, przywitał także nowo przybyłych.

 

Zbiórka była okazją do pożegnania żołnierzy oraz przywitania nowoprzybyłych oficerów, a także wręczenia aktów mianowania żołnierzom wyznaczonym na wyższe stanowiska służbowe.

Na stanowiska służbowe w innych instytucjach i jednostkach wyznaczono pięciu żołnierzy, a akty mianowania na wyższe stanowiska wręczono czterem oficerom.

Zwracając się do żegnanych żołnierzy dowódca podkreślił ich zasługi i podziękował za wieloletnią, sumienną służbę i pracę, przypominając ich zaangażowanie oraz gotowość do wielu wyrzeczeń.

Odchodzącym z DG RSZ generał Mika życzył powodzenia na nowych stanowiskach. „Niech doświadczenia wyniesione z Dowództwa Generalnego przyczynią się do spełniania życiowych celów, niezależnie gdzie skierujecie swe kroki” – dodał.

Zwracając się do nowomianowanych oficerów, pogratulował im awansu, podkreślając, że jest to efekt ich pracy, a przybyłym zagwarantował, że w DG RSZ, obowiązków z pewnością nie zabraknie i życzył jak najszybszej adaptacji na nowych stanowiskach.

W dalszej kolejności głos zabrał kmdr por. Radosław Maślak, który w imieniu własnym oraz odchodzących z Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych żołnierzy podziękował za czas spędzony w Dowództwie, a także wsparcie ze strony współpracowników i życzliwą atmosferę z jaką spotykał się na co dzień pełniąc służbę w Dowództwie.

Uroczystość zakończyła się dokonaniem wpisów do księgi pamiątkowej Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych przez ubywających oficerów, wykonaniem pamiątkowych fotografii oraz złożeniem osobistych podziękowań odchodzącym i gratulacji mianowanym na wyższe stopnie wojskowe przez zebranych na uroczystości oficerów, podoficerów i pracowników RON.

 

 

 

 

O PRZEMYŚLE OBRONNYM I SPRZĘCIE

 

 

 

Pięćdziesięcioletnie Mi-2 bez następcy. Doczekają 60 lat służby [Komentarz]

DEFENCE24, Juliusz Sabak, 24 lutego 2019, 10:20

 

Zgodnie z informacjami udzielonymi przez MON, służące w Wojsku Polskim od pół wieku śmigłowce Mi-2 doczekają w służbie do sześćdziesiątki. Program lekkich śmigłowców Perkoz, mających zastąpić wiekowe maszyny ze Świdnika, nie znalazł się w PMT na lata 2017-2026.

                       

Jak poinformował redakcję Defence24.pl Wydział Prasowy Ministerstwo Obrony Narodowej - ze względu na priorytetową realizację programu Kruk, program Perkoz nie został ujęty w Planie Modernizacji Technicznej na lata 2017-2026. Oznacza to, że postępowanie związane z pozyskaniem lekkich śmigłowców wielozadaniowych nie rozpocznie się wcześniej, niż w 2027 roku. W tym roku właśnie roku Mi-2 będą obchodzić 60 rocznicę służby w Wojsku Polskim, gdyż pierwsze maszyny tego typu weszły na wyposażenie polskiego wojska w 1967 roku.

W 2017 roku w 56. Bazie Lotniczej w Inowrocławiu obchodzono pół wieku maszyn Mi-2 w służbie polskich sił zbrojnych. Z tej okazji jeden ze śmigłowców został przy współpracy z PZL-Świdnik ozdobiony okolicznościowym malowaniem, w którym pół maszyny pokrywa trójkolorowy kamuflaż stosowany do końca ubiegłego wieku, natomiast druga połowa ma jednolicie zielona barwę, jaką obecnie noszą śmigłowce Wojsk Lądowych. Oba wzory malowania oddziela stylizowana postać greckiego hoplity, co nawiązuje do nazwy „Hoplite”, jaką otrzymał Mi-2 w systemie kodowym NATO.

W szczytowym okresie Wojsko Polskie wykorzystywało ponad 300 śmigłowców Mi-2 w szerokiej gamie zadań: od transportu, przez zadymianie i rozpoznanie, aż po zwalczanie czołgów w wariancie uzbrojonym w przeciwpancerne pociski kierowane. Był to więc najbardziej wszechstronny i najliczniej wykorzystywany wiropłat w historii polskich sił zbrojnych.

Dwa lata temu w linii było jeszcze około 60 śmigłowców tego typu, jednak liczba ta ciągle zmniejsza się w wyniku wyczerpania resursów. Te są systematycznie przedłużane maszynom, które kwalifikują się do dalszej eksploatacji. Dziś Wojsko Polskie wykorzystuje nadal około 40 śmigłowców Mi-2. W marcu 2018 roku Wydział Techniki Lotniczej 3. Regionalnej Bazy Logistycznej zawarł z PZL-Świdnik umowę dotyczącą „wydłużenia resursów śmigłowców Mi-2 znaj­du­ją­cych się na wypo­sa­że­niu jednostek Sił Zbrojnych RP w latach 2018-2021”.

Równocześnie MON zapowiadał pilne uruchomienie programu lekkiego śmigłowca wielozadaniowego Perkoz w roku 2018, właśnie ze względu na wykruszanie się tej floty. Rok 2018 był też jednak czasem dużych, kosztownych kontraktów, podobnie jak początek roku 2019. Skutkiem jest skreślenie programu Perkoz z listy priorytetów.

Z jednej strony decyzja ta jest dowodem na realne planowanie, gdyż zapas części zamiennych i prostota konstrukcji Mi-2 ułatwiają ich długotrwałą eksploatację. Z drugiej strony, przez pół wieku służby nie doczekały się one modernizacji, przez co - delikatnie rzecz ujmując - nie do końca przystają do obecnych potrzeb.

Innej maszyny do zadań wykonywanych nadal przez Mi-2 wojsko nie ma. Część z nich, co prawda, przejęły większe W-3 Sokół/Anakonda/Głuszec, również produkowane przez PZL-Świdnik i obecnie najliczniej eksploatowane w Wojsku Polskim. Jednak rodzina W-3 również jest mocno obłożona zadaniami, a obecnie prowadzony jest program dostosowania W-3 Sokół do przenoszenia rakietowych pocisków kierowanych. Spowoduje to dalsze zwiększenie obciążenia, m. in. w wyniku przystosowania części maszyn do nowej roli.

W zaistniałej sytuacji śmigłowce Mi-2 mają szansę przekroczyć granicę 60 lat nieprzerwanej służby w Wojsku Polskim i w obecnej chwili trudno powiedzieć, jakie maszyny mogą stać się ich następcą. To swego rodzaju rekord, jednak trudno się nim cieszyć - szczególnie w sytuacji, gdy nie jest to jedyny rodzaj sprzętu nadal używanego w Wojsku Polskim, który przez pół wieku jest wykorzystywany w niemal niezmienionej konfiguracji.

 

 

 

Serwisowanie śmigłowców W-3 i SW-4 dla WSK PZL- Świdnik

DEFENCE24, 23 lutego 2019, 16:27

 

3. Regionalna Baza Logistyczna Wydział Techniki Lotniczej z Kutna opublikowała ogłoszenia, w których informuje o wyborze wykonawcy, na rzecz którego wydano decyzję o udzieleniu zamówień na serwisowanie śmigłowców W-3 i SW-4.

 

Zgodnie z ogłoszeniami o udzieleniu zamówień, 3. Regionalna Baza Logistyczna Wydział Techniki Lotniczej dokonała wyboru wykonawcy, który otrzymał zamówienia na serwisowanie wiropłatów W-3 w latach 2019-2022 i SW-4. W obu przypadkach została nim Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego PZL- Świdnik.

Zamawiający poinformował, że wyboru wykonawcy dokonano w obu postępowaniach w trybie procedury negocjacyjnej bez publikacji ogłoszenia o zamówieniu. Uzasadniono to tym, że zamawiający wiedział, na podstawie analizy rynku, że jedynym podmiotem gospodarczym uprawnionym do realizacji usługi będącej przedmiotem zamówienia jest WSK PZL-Świdnik. Firma ta jest bowiem jedynym właścicielem dokumentacji techniczno-remontowej obowiązującej podczas naprawy głównej śmigłowców W-3 i SW-4 wszystkich wersji eksploatowanych w lotnictwie wojskowym RP, posiada również prawa wyłączności w zakresie prac obsługowo-naprawczych tych wiropłatów. Dodatkowo, wybrany wykonawca dysponuje zdolnościami technicznymi zapewniającymi realizację zamówień oraz nie istnieje alternatywne rozwiązanie umożliwiające realizację obu zamówień.

Całkowita końcowa wartość zamówienia na serwisowanie śmigłowców W-3 wynosi blisko 67,5 mln PLN (bez VAT), w przypadku umowy na serwisowanie śmigłowców SW-4 wartość ta to nieco ponad 13 mln PLN (również bez wliczonego podatku VAT).

 

 

 

 

 

 

Cegielski dostarczy wagony wojsku

MILMAG.pl, Rafał Muczyński, 23.02.2019

 

21 lutego PKP Intercity wyłoniła spółkę H. Cegielski - Fabryka Pojazdów Szynowych (FPS) jako dostawcę 8 wagonów specjalnych do przewozu osób na potrzeby Wojska Polskiego. Przetarg w tej sprawie został ogłoszony, po raz trzeci, 4 października 2018. Oferta z Poznania była jedyną, jaka wpłynęła do zamawiającego.

 

Wartość oferty FPS to 104,7 mln zł brutto, natomiast zamawiający zarezerwował na ten cel 82,5 mln zł brutto. Decyzja o kontynuowaniu postępowania oznacza, że różnica 22,2 mln zł zostanie pokryta ze środków Skarbu Państwa. Kryteriami wyboru była cena (90%) oraz okres gwarancji i rękojmi (10%). Termin składania ofert minął 13 listopada 2018. Gwarancja na wagony musi wynosić co najmniej 48 miesięcy.

Zgodnie z wymogami zaplanowano zakup 6 wagonów bezprzedziałowych specjalnych klasy II do przewozu żołnierzy i 2 przedziałowych specjalnych klasy II do przewozu konwoju o standardowej długości 26,4 m. Wagony pozwolą na transport około 500 żołnierzy wraz z wyposażeniem osobistym. W wagonach bezprzedziałowych mają się znaleźć przedział dowódcy, pomieszczenie narad i szafka na broń osobistą. Wyposażenie dodatkowe to sprzęt audiowizualny i niezależne zasilanie.

Wśród wymagań dodatkowych przewidziano charakterystyczne malowanie: poszycia na kolor ciemny zielony , zielony drzwi i jasno zielony pas identyfikujący. Dach i osłony dolne mają być pokryte szarą farbą natomiast podwozie grafitową. Na burcie zostanie umieszczony biały napis WOJSKO POLSKIE. Wagony muszą mieć zezwolenie na dopuszczenie do eksploatacji podsystemu TSI (Technical Specifications for Interoperability), a także możliwość użytkowania w sieciach kolejowych w Polsce Czechach, Słowacji, na Węgrzech oraz Rumunii.

Pierwsze wagony mają zostać dostarczone do 1 grudnia 2020, a pozostałe w 2021. Po dostarczeniu ostatniego wagonu, dostawca został zobowiązany do uzyskania wszystkich dopuszczeń w ciągu 48 miesięcy.

 

Analiza

Ministerstwo Obrony Narodowej nie posiada własnych wagonów, ani towarowych, ani pasażerskich. Resort wypożycza je od narodowych spółek kolejowych. Zaistniała zatem potrzeba zakupu własnego taboru pasażerskiego na potrzeby Wojska Polskiego (Mobilne rampy kolejowe dla WP, 2019-02-06).

H. Cegielski - Fabryka Pojazdów Szynowych jest dostawcą PKP Intercity. 15 lutego 2019 podpisano umowę na modernizację 10 cywilnych wagonów restauracyjnych typu 145Ab, która jest częścią programu inwestycyjnego o wartości 7 mld zł. W lutym 2018 spółki podpisały umowę na dostawę 55 wagonów. Natomiast w październiku 2017 podpisano umowę na modernizację 60 wagonów, a rok później zamówienie zostało rozszerzone na kolejne 30.

 

 

 

 

Rafael ADS kupuje Aeronautics

ALTAIR, 24 lutego 2019

 

Izraelski producent bsl Aeronautics z siedzibą w Yavneh poinformował w oświadczeniu dla giełdy w Tel Awiwie, że została zawarta umowa na zakup jego akcji przez Rafael Advanced Defense Systems i biznesmena Avihai Stolero. Zapłacą oni 850 mln NIS (235 mln USD) za 100% akcji Aeronautics, która zostanie wycofana z giełdy i stanie się spółką prywatną. Kwota ta zawiera premię w wysokości 23% średniej ceny akcji Aeronautics w ciągu ostatnich 30 dni.

 

Umowa podlega zatwierdzeniu przez właścicieli Aeronautics, w tym izraelskiego biznesmena Aarona Frenkela, który niedawno nabył 20% jej akcji za 100 mln NIS, a w dniu sprzedaży miał ich już 30,3%. Aeronautics oczekuje, że transakcja zostanie sfinalizowana w ciągu 4 do 6 miesięcy. Po ogłoszeniu decyzji o sprzedaży giełdowa wartość akcji wzrosła do 786 mln NIS z 507 mln NIS 10 stycznia 2019.

W sierpniu 2018 akcjonariusze Aeronautics odrzucili ofertę zakupu spółki przez Rafaela i Stolero za 430 mln NIS (ok. 117 mln USD) ze środków funduszy Bereshit, Viola i KCPS. Obaj oferenci zwiększyli wartość swej propozycji do 231 mln USD w styczniu, po tym jak Frenkel i państwowy koncern Israel Aerospace Industries również zaczęli interesować się zakupem całości przedsiębiorstwa, a amerykański KKR chciał nabyć spółkę Rafaela i Aeronautics produkującą systemy elektrooptyczne – Controp. Ostateczna cena okazała się niewiele większa niż nowa oferta.

 

 

 

Szef Stoczni Wojennej: jesteśmy przygotowani do budowy okrętów dla marynarki [WYWIAD]

PORTAL STOCZNIOWY, rozmawiał Łukasz Prus, Luty 25, 2019

 

PGZ Stocznia Wojenna może samodzielnie modernizować i budować okręty wojenne  współpracując z koncernami zagranicznymi w roli zarządzającego projektem. Morska spółka z Oksywia może być prime contractorem i zabiega o zamówienia remontowe oraz dotyczące budowy nowych jednostek, w rozmowie z Portalem Stoczniowym mówi Konrad Konefał, prezes zarządu PGZ Stoczni Wojennej.

 

Portal Stoczniowy: Minął już rok od przejęcia upadłej Stoczni Marynarki Wojennej przez Polską Grupę Zbrojeniową. Jak z perspektywy tego roku ocenia pan kondycję spółki?

Konrad Konefał, prezes zarządu PGZ Stoczni Wojennej: To był rok bardzo trudny, ale też bardzo dobry. Przede wszystkim przeprowadziliśmy trudne procesy restrukturyzacyjne. Mam tutaj przede wszystkim na myśli zmianę struktury zatrudnienia i wzrost wynagrodzeń. Poprawiliśmy udział pracowników produkcyjnych oraz pracowników biura projektowo-technologicznego w ogóle zatrudnionych w stoczni. Na tych dwóch grupach koncentrowały się nasze działania rekrutacyjne. Pomimo naturalnych odejść emerytalnych, które wśród pracowników bezpośrednio produkcyjnych dotyczyły aż 40 osób udało nam się utrzymać w tej grupie stan zatrudnienia z dnia przejęcia stoczni od syndyka. W biurze projektowo-technologicznym zatrudnienie wzrosło natomiast per saldo o kilka osób. Gdyby nie te naturalne odejścia emerytalne, mielibyśmy pożądaną proporcję. Chcę przy tym podkreślić, że w 2018 roku z pracy w stoczni odeszło łącznie ok. 160 osób. Na ponad 600 zatrudnionych, z którymi zaczynaliśmy, jest to bardzo dużo. Ubytek ten uzupełniliśmy zatrudnieniem ok. 60 pracowników, jednak w innych grupach zawodowych. Tym samym znacznie ograniczyliśmy liczbę pracowników administracyjnych oraz pracowników pośredniej produkcji.

Obszar kadrowy to nie jedyne zmiany, jakie wprowadziliście?

Poczyniliśmy też znaczne oszczędności w zużyciu energii elektrycznej i kosztach usług zewnętrznych, część z nich realizując własnymi siłami, a w pozostałych przypadkach wyłaniając dostawców w nowych konkursach ofert. Dotyczyło to usług ochrony, odśnieżania, czyszczenia basenów, telefonicznych i internetowych. Zainwestowaliśmy w nowoczesne oświetlenie LED na halach produkcyjnych i w biurach, a także bardziej wydajne środki transportu: ciągniki, sztaplarki, wózki widłowe. Szacujemy, że łącznie z oszczędnościami w obszarze personalnym zredukowaliśmy koszty stałe o ok. 13 proc. w skali 12 miesięcy. To bardzo dobry wynik.

We wcześniejszych wypowiedziach zapowiadał Pan program inwestycyjny. Ile udało się już zrealizować?

Oprócz wyżej wspomnianych modernizacji oświetlenia i środków transportu wyremontowaliśmy część pomieszczeń biurowych, socjalnych, szatniowych oraz urządzenia dźwigowe: suwnice, żurawie, podnośnik. Przygotowaliśmy także program inwestycji w bezpośrednie środki produkcji. Jest on wart ok. 90 mln zł. Sfinansujemy go z kapitału zakładowego oraz z planowanej sprzedaży terenów. Przygotowujemy się do zakupu maszyn i urządzeń głównie w obszarze kadłubowym, rurarskim, elektrycznym i elektronicznym. Będą to m.in. maszyny do cięcia i gięcia blach i profili, giętarka rur, nowe wyposażenie i lokalizacja warsztatu elektrycznego. Ważnym obszarem naszych działań inwestycyjnych będzie Ośrodek Uzbrojenia i Elektroniki. Chcemy zwiększyć kompetencje w dziedzinie produkcji systemów łączności wewnętrznej i zewnętrznej na okrętach oraz nawigacji. W samym programie jest również ujęta budowa dwóch nowych hal. Pierwsza będzie halą warsztatowo-wyposażeniową na potrzeby przede wszystkim mechaniczne i rurarskie, druga to hala magazynowa. Chcemy coraz bardziej wchodzić w rynek gotowych jednostek i dlatego musimy się przygotować do magazynowania urządzeń okrętowych.

Może pan dzisiaj z całą pewnością powiedzieć, że PGZ Stocznia Wojenna jest gotowa do udziału w modernizacji technicznej marynarki wojennej?

Przykład Ślązaka pokazuje, że stocznia jest w stanie samodzielnie zbudować okręt wojenny. „Samodzielnie” nie oznacza jednak w tym przypadku „sama”. Oczywiście, potrzebujemy współpracy z dostawcami uzbrojenia, systemu walki itd. Ale jako stocznia udowodniliśmy, że możemy być integratorem i podmiotem zarządzającym w procesie budowy okrętu. Potrafimy także wykorzystać dostawców zachodnich jako naszych podwykonawców. Nie musi więc być tak, że marynarka wojenna kupi okręt u zagranicznego dostawcy, a nasza stocznia będzie co najwyżej jego podwykonawcą. Może być odwrotnie: to ci zagraniczni dostawcy mogą być naszymi podwykonawcami, tak jak przebiega budowa Ślązaka. Od strony technicznej, moim zdaniem, jest ona realizowana prawidłowo. Jest oczywiste, że trwa zbyt długo, ale wynika to z innym kwestii, m.in. finansowych i decyzyjnych. Od początku lipca z powodzeniem prowadzimy projekt dokończenia budowy tego okrętu i udowadniamy, że potrafimy zarządzać całym procesem. Zgodnie z naszymi zapowiedziami próby morskie Ślązaka ruszyły jesienią ubiegłego roku i teraz jesteśmy na etapie prób zdawczo-odbiorczych.

Czy stocznia jest w stanie samodzielnie zbudować kadłub dużego okrętu, np. fregaty?

Tak. Analizowaliśmy tę kwestię i już w tym momencie jesteśmy w stanie zbudować taki kadłub, ale myślimy o pewnych modyfikacjach infrastruktury, które by nam pomogły zrobić to jeszcze sprawniej. Jeżeli chodzi np. o kadłub 120-130 metrowy, to PGZ Stocznia Wojenna nie będzie miała dużego problemu z jego budową, zwodowaniem i wyposażeniem. Ale oczywiste jest, że my nie mamy projektu takiego okrętu. Musielibyśmy go zakupić za granicą.  Jeżeli zaś w programie Miecznik chcielibyśmy wykorzystać licencję na okręty MEKO A-100, której właścicielem jest dzisiaj Inspektorat Uzbrojenia, to jako stocznia jesteśmy w stanie samodzielnie zmodyfikować projekt, żeby wydłużyć okręt. Trzeba jednak podkreślić, że w tym przypadku nie mówimy o nowym projekcie, tylko o wydłużeniu tego okrętu, którego dokumentacją dysponujemy.

Jakie projekty dzisiaj realizuje PGZ Stocznia Wojenna?

Najważniejszym projektem jest oczywiście dokończenie Ślązaka. W toku prób pojawiają się pewne drobne usterki, jednak ich charakter nie odbiega od normy. Z ważniejszych usterek mogę wymienić awarię łożyska w przekładni. Okazało się, że była to wada fabryczna i producent je naprawił. Niedawno przy silnym wietrze utraciliśmy kopułę ochronną anteny satelitarnej, którą wyprodukować i zamontować trzeba w Hiszpanii. Wstrzymuje nam to realizację kilku prób, ale mam nadzieję, że Hiszpanie staną na wysokości zadania i dostarczą ją tak żebyśmy zmieścili się z ich wykonaniem do końca marca.

Oprócz tego prowadzimy projekt gruntownej modernizacji okrętu ratowniczego ORP Piast. To dla nas bardzo ważny projekt, także ze względu na wartość kontraktu, porównywalną z dokończeniem Ślązaka. Piasta skończymy na wiosnę. To duża modernizacja, więc w toku prac pojawiają się nowe elementy, które wymagają rozszerzenia zakresu.

Ponadto prowadzimy również remonty ORP Śniardwy oraz K8. Uczestniczymy także w remoncie okrętu ORP Lublin. Ten projekt prowadzi Morska Stocznia Remontowa Gryfia, a PGZ Stocznia Wojenna jest odpowiedzialna za łączność.

Kontynuujemy też prace związane z budową kadłuba okrętu wywiadowczego dla szwedzkiej marynarki. W tym przypadku pełnimy rolę podwykonawcy Stoczni Remontowej Nauta. Wodowanie częściowo wyposażonego kadłuba zaplanowane jest na połowę kwietnia.

Jakie wyzwania przed Stocznią w tym i w kolejnych latach?

Pozyskanie zamówień na rzecz polskiej marynarki wojennej jest dla nas absolutnym priorytetem, bo taki jest cel istnienia Stoczni. W krótkiej perspektywie zabiegamy o kolejne projekty remontowe – ORP Czernicki, ORP Arctowski, ORP Kościuszko. W dłuższej perspektywie liczymy na to, że do fazy budowlanej przejdzie projekt Ratownik, a także rozpoczniemy modernizację Orkanów. Czekamy na udział w programie Miecznik.

Zdajemy sobie jednak sprawę, że budżet na Marynarkę Wojenną RP jest zbyt skromny, aby Stocznia mogła się utrzymać i rozwijać. Dlatego w tym roku nasze działania handlowe koncentrujemy przede wszystkim na rynku cywilnym jednostek pokrewnych do okrętów wojennych – ratowniczych, policyjnych, ale także specjalistycznych rybackich. Dążymy także do wzięcia udziału w kolejnych po szwedzkim projektach budowy okrętów wojennych dla innych państw. Na obu rynkach zagranicznych – cywilnym i wojskowym prowadzimy już rozmowy handlowe. Udział produkcji eksportowej musi w Stoczni rosnąć, bez niej sobie nie poradzimy. To jest główne wyzwanie na kolejne lata.

Zegar

Kalendarium

Maj 2024
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nie
29 30 1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 1 2

Imieniny