Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

21.032019r.

Utworzono dnia 22.03.2019
Czcionka:

 

 

Przegląd najważniejszych informacji w mediach

na temat bezpieczeństwa i przemysłu obronnego

w Polsce i za granicą

 w czwartek, 21 marca 2019 r.

 

 

 

 

BEZPIECZEŃSTWO I POLITYKA OBRONNA W KRAJU

 

 

 

Polskie wojsko chce kupić "Gwiazdę Śmierci", żeby zastąpić Honkery. Efekt taki, że anulowano trzeci przetarg

GAZETA.pl, Maciej Kucharczyk, 20.03.2019 21:13

 

Kupienie niecałego tysiąca samochodów terenowych okazało się być zadaniem przerastającym wojsko i MON. Trzeci przetarg zakończył się fiaskiem. Głównie z powodu absurdalnych oczekiwań zapisanych w dokumentach, przez które żołnierze nazywają cały program "kolejnym zakupem Gwiazdy Śmierci". Dodatkowo wojskowi chcieli, aby owa wyśniona superbroń była w bardzo przystępnej cenie.

 

Epopeja pod tytułem "program Mustang" ciągnie się już prawie sześć lat i nie wiadomo kiedy się skończy. Tymczasem żołnierze jeżdżą rozpadającymi się Honkerami (jednemu niedawno odpadło koło na autostradzie, na szczęście nikomu nic się nie stało) i zabytkowymi UAZ-ami.

 

Wojsko chce tanio kupić następców Honkera

O anulowaniu trzeciego przetargu poinformował w miniony piątek Inspektorat Uzbrojenia. Powodem było to, że "nie wpłynęła żadna oferta nie podlegająca odrzuceniu". Oznacza to tyle, że żadna firma po dokładnym zapoznaniu się z tym, czego oczekuje wojsko, nie była zainteresowana zamówieniem na kilkaset milionów złotych. Choć wstępnie swoją chęć do wzięcia udziału w postępowaniu zgłaszało ich aż 11.

Dwie wcześniejsze próby kupienia samochodów terenowych skończyły się złożeniem po jednej ofercie, za każdym razem znacznie przekraczającej wartością to, co chciało zapłacić wojsko. Z informacji IU wynika, że pieniędzy na "mustangi" jest około 240 milionów złotych. Oferta w pierwszym przetargu opiewała na ponad dwa miliardy złotych a w drugim na 524 miliony złotych.

Za każdym razem firmy składające owe oferty, argumentowały wysoką cenę tym, że wojsko ma bardzo niecodzienne wymagania a z drugiej strony chce kupić tylko około 900 pojazdów (plus ponad tysiąc w opcji). Oznacza to, że żadnemu koncernowi motoryzacyjnemu nie będzie się opłacać wprowadzać zmian na linii produkcyjnej standardowych samochodów terenowych. Wobec tego albo trzeba będzie przeprowadzać daleko idące modyfikacje w seryjnych pojazdach (pierwszy przetarg i oferta Polskiej Grupy Zbrojeniowej oparta o Ford Ranger) albo stworzyć całkiem nowe pojazdy (drugi przetarg i oferta Polskiego Holdingu Obronnego oraz firmy Team Concept - samochód Dino).

Obie opcje oznaczają wysokie koszty. Wojsko chciałoby natomiast kupić pojazdy po cenie niewiele wyższej niż to, co trzeba zapłacić za seryjnie produkowane terenówki dobrej klasy. Nie może być zaskoczeniem, że to się nie udało. Próbowano jednak trzy razy, choć eksperci na łamach prasy branżowej ostrzegali, czym to się skończy.

 

Wojsko musi kupować po swojemu 

W pierwszych dwóch przetargach kluczowym problemem był wymóg, aby samochód w wersji standardowej przewiózł aż ośmiu żołnierzy plus kierowcę. Jednak połączono to z wymogiem, aby ów dość duży pojazd miał masę dopuszczalną poniżej 3,5 tony. Tak, aby mogli je prowadzić kierowcy z powszechnie spotykanym prawem jazdy kategorii B. Żołnierzy, którzy je posiadają, jest sporo. Takich, którzy mają wyższą kategorię C, jest niewielu i większość trzeba by na takowe przeszkolić, co oznacza same problemy oraz koszty.

W efekcie Mustang powinien być niewielkim mikrobusem, ale z napędem na cztery koła i, co najważniejsze, gotowym do opancerzenia. W ramach jednego przetargu na około 800 zwykłych pojazdów postanowiono bowiem kupić też za jednym zamachem kilkadziesiąt opancerzonych. Być może z myślą o misjach zagranicznych. Założono przy tym, że będą cięższe niż wspomniane 3,5 tony oraz będą musiały przewieźć tylko czterech żołnierzy i kierowcę.

Oznaczało to jednak obarczenie dostawcy de facto samochodów terenowych obowiązkiem przeprowadzenia skomplikowanego procesu ich dopancerzenia. To nie jest proste zadanie, dodatkowo komplikowane przez fakt, że wojsko oczekiwało, iż obie wersje pojazdu będą maksymalnie podobne. Opisujący program Mustang w lutowym wydaniu miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa" Jarosław Brach jednoznacznie ocenił taki wymóg "kompletnym nieporozumieniem".

W ostatnim przetargu wojskowi postanowili obniżyć wymóg liczby przewożonych osób z ośmiu na sześć, licząc zapewne na to, iż łatwiej będzie znaleźć odpowiedni pojazd. Dopisali jednak bardzo oryginalny wymóg dotyczący gwarancji. Wynikało z niego, że jeśli naprawa gwarancyjna przedłuży się do ponad 14 dni, to serwis ma dostarczyć od razu nowy pojazd zastępczy. Oznaczałoby to, że dostawca musiałby trzymać ich zapas na zastępstwo i idealnie przewidywać potrzeby wojska, ponieważ budowa nowego pojazdu zgodnie z unikalnymi oczekiwaniami Polaków oznacza wiele miesięcy.

- "Czy formułujący zapis w ogóle zastanowili się, że ktoś zdroworozsądkowy zechce go spełnić i to za relatywnie niewielkie kwoty?" - zastanawiał się w lutowym "NTW" Brach. - "Czy jedynie wpisano ładnie ze strony zamawiającego prezentujące się wybitnie życzeniowe warunki, licząc, że dostawcy żywcem pozabijają się, by je potem spełnić. Owszem, przewiduję tłum chętnych, ale nie do uczestnictwa, a do rezygnacji z niego" - dodał ekspert. Nie pomylił się, ponieważ jak wspomniano na wstępie, w trzecim przetargu nikt nawet nie złożył oferty.

 

Działanie w oderwaniu od rzeczywistości

Brach stwierdza, że piszący wymagania na przetarg Mustang najwyraźniej nie mają pojęcia o tym, jak wygląda rynek samochodów terenowych. - "Czasami wydaje się, że nasza armia działa w swoistej próżni, w swoim świecie, jakby kompletnie nie uwzględniając otaczającej jej rzeczywistości" - pisze. Choć rozpisanie w 2015 roku pierwszego przetargu poprzedzono trwającą prawie dwa lata fazą analityczno-koncepcyjną, podczas której teoretycznie ktoś powinien dobrze poznać rynek i zrozumieć, co i za mniej więcej ile można kupić. Tak się jednak najwyraźniej nie stało.

Jak tłumaczy Brach, dla dużych cywilnych koncernów kontrakty wojskowe to ułamek biznesu. Na tyle mały, że wolą z niego zrezygnować, jeśli potencjalna umowa jest problematyczna. Wymyślne wymagania tworzone przez polskich wojskowych i MON oznaczają więc tyle, że żaden z dużych graczy nie jest specjalnie zainteresowanych programem Mustang. Próbowali sił w pierwszym przetargu, ale w kolejnych wycofali się do roli poddostawców i zamiast nich startują mniejsze polskie firmy zajmujące się przebudową seryjnych pojazdów pod wymagania wojska, albo wręcz tworzące coś nowego od podstaw. Oznacza to znaczny wzrost kosztów, czego wojsko nie uwzględnia, przeznaczając na nowe samochody takie pieniądze, jakby kupowano je seryjnie bezpośrednio od koncernu.

Dodatkowo dla małych firm poważnym problemem jest spełnienie wyśrubowanych wymagań odnośnie do serwisu oraz terminów dostaw. Wojskowi chcieliby otrzymać niemal tysiąc pojazdów do 2022 roku a dodatkowo w dwóch pierwszy przetargach zapisali, że muszą one być wyprodukowane w tym samym roku, co dostarczone. Dopiero w ostatnim ustąpili i samochody mogły być też z drugiej połowy roku ubiegłego. Jak już wiadomo, niewiele to pomogło.

Przed tym wszystkim eksperci ostrzegali już od lat, jednak wojsko i MON trzy razy z impetem rzucili się na ścianę, aby tylko się od niej odbić. Żołnierze nazywają takie programy jak Mustang zakupem "Gwiazdy Śmierci" od superbroni z filmów z serii "Gwiezdne Wojny". Ma być super, móc wszystko, ale tak naprawdę jest tylko fantazją, która do niczego nie prowadzi. Zwłaszcza, że musi być kupiona tanio.

 

Gonienie króliczka bez efektu

Efekt jest taki, że pieniądze są, chęć oficjalnie też, a lata mijają i nic z programu Mustang nie wynika. Polscy żołnierze nadal jeżdżą głównie terenówkami Honker, które nigdy nie były udane i w większości są wyeksploatowane. Do rangi legendy urosły ich problemy z zawieszeniem. W pewnych warunkach potrafi się urwać cała oś albo koła. Ostatni taki wypadek miał miejsce niecałe dwa tygodnie temu na autostradzie A1 pod Wrocławiem, gdzie Honker z czterema żołnierzami dachował. Oderwało mu się jedno tylne koło. Na szczęście żołnierze nie odnieśli poważniejszych obrażeń.

Poważnym problemem są też naprawy i remonty, bo od początku lat 90. prawa do marki i produkcji Honkerów miał już cały szereg firm, które po kolei plajtowały. Żadna nie miała potencjału, aby dopracować wadliwy pojazd rodem z lat 80. Dzisiaj nie ma już żadnej z nich, wobec czego nie ma też serwisu z prawdziwego zdarzenia.

- MON próbuje reanimować 15-20 letnie Honkery warte może 7-10 tysięcy złotych remontami za 70 tysięcy. Najlepsze w tym jest to, że nawet, jak odbieramy samochód z zakładu remontowego, który za takie pieniądze powinien być jak nowy, to często faktycznie nie nadaje się do jazdy - mówi nam anonimowo żołnierz.

W niektórych jednostkach można nawet spotkać legendarne radzieckie terenówki UAZ 469, po przebudowach do wersji specjalistycznych na przykład z radiostacjami. Luksusem są natomiast stosunkowo nieliczne Mercedesy G kupione od niemieckiego wojska wraz z używanymi czołgami Leopard 2.

Nowe samochody terenowe są potrzebne, a ich zakup teoretycznie nie powinien być wielkim wyzwaniem. Wojsko i MON potrafiły to jednak tak bardzo skomplikować swoimi wymaganiami, że program Mustang wkroczył już w szósty rok swojej realizacji, a finału nie widać. Jest to kolejny przykład tego, jak bardzo niewydolny jest cały system zakupów uzbrojenia. Problemem jest nawet sprawne zakupienie saperek. Efekt jest taki, że nasze wojsko nie jest odmładzane, ale ciągle się starzeje.

 

 

 

Pentagon może zrezygnować z inwestycji w Polsce. Powodem spór o mur Trumpa

RadioZET.pl/PAP/PTD, 20.03.2019 13:45

 

Pentagon przesłał do Kongresu listę inwestycji, które mogą być dotknięte decyzją prezydenta USA Donalda Trumpa o wprowadzeniu na południowej granicy USA stanu wyjątkowego. Na liczącej kilkaset pozycji liście jest pięć obiektów w Polsce.

 

Spór wokół muru na granicy USA z Meksykiem rozpoczął się, kiedy Kongres nie przyznał wnioskowanych przez prezydenta środków na tę inwestycję. W rezultacie w lutym tego roku Trump wprowadził stan wyjątkowy, co pozwala jego administracji użyć w razie potrzeby pieniędzy z wojskowego budżetu infrastrukturalnego.

W związku z tym p.o. szefa Pentagonu Patrick Shanahan przesłał listę wszystkich obiektów, które potencjalnie mogą zostać dotknięte cięciami.

Obejmuje ona wyłącznie inwestycje, na które wyasygnowano w budżecie środki, ale na które według stanu na 31 grudnia 2018 roku nie przyznano jeszcze kontraktów na ich realizację. Dodatkowo wyłączono z niej wszystkie koszary i mieszkania wojskowe.

 

Jakich inwestycji może nie sfinansować Pentagon?

Na liczącej 20 stron liście znajduje się kilkaset obiektów, w większości na terenie USA. W większości są to pozycje, które nie są kluczowe z wojskowego punktu widzenia, w rodzaju budowa czy renowacja hangarów, składów amunicji czy pasów startowych, oczyszczalni ścieków w bazach wojskowych, ale też jest np. cmentarz w akademii wojskowej w Nowym Jorku.

W przypadku Polski chodzi o pięć inwestycji w ramach Europejskiej Inicjatywy Odstraszania (EDI): przedłużenie linii kolejowej i budowę kolejowego składu przeładunkowego oraz budowę magazynu paliwa w bazie lotniczej w Powidzu, a także niesprecyzowane, jeśli chodzi o lokalizację, przedłużenie linii kolejowej i budowę kolejowego składu przeładunkowego, magazynu amunicji oraz punktów zbornych. Łączna wartość tych inwestycji to 144,4 mln dolarów.

Umieszczenie jakiegoś obiektu na liście nie oznacza, że nie zostanie on zrealizowany bądź też będzie opóźniony. Wartość wszystkich inwestycji to 12,9 mld dolarów, podczas gdy Pentagon zapowiedział, że w razie potrzeby może z tej kwoty użyć 3,6 miliarda dolarów. Decyzja, które z obiektów byłyby dotknięte cięciami, a które nie, należy do Kongresu.

Spora część kongresmanów w ogóle nie zgadza się z decyzją prezydenta o stanie wyjątkowym, a w konsekwencji przeciwna jest użyciu na budowę muru funduszy wojskowych.

W ubiegłym tygodniu Senat przegłosował rezolucję unieważniającą wprowadzenie stanu wyjątkowego, którą następnie Trump zawetował. W przyszłym tygodniu Kongres będzie głosował nad obaleniem prezydenckiego weta.

To wydaje się mało prawdopodobne, Demokraci mają jednak nadzieję, że upublicznienie listy obiektów, które miałyby zostać poświęcone z powodu muru, ułatwi niektórym Republikanom zagłosowanie przeciwko Trumpowi.

 

 

 

Wojna o pieniądze dla Pentagonu

DZIENNIK GAZETA PRAWNA, Radosław Korzycki, 21.03.2019

 

Prezydent USA chce ograniczyć wydatki na obronność. Na razie także kosztem Polski

 

Żeby rozumieć istotę filozofii Donalda Trumpa w wydatkach na obronność i zapewnianie Ameryce bezpieczeństwa, trzeba pamiętać o sprawie muru na południowej granicy USA. Prezydent potrzebuje w sumie blisko 13 mld dol. na bieżący i przyszły rok fiskalny, i to w ramach uproszczonej procedury alokacji środków, bo cały czas obowiązuje wprowadzony w lutym stan wyjątkowy. Obie izby Kongresu zagłosowały za jego zakończeniem, ale prezydent zgłosił weto.

W poniedziałek Pentagon wysłał ustawodawcom długą listę niezbędnych, zdaniem resortu i Białego Domu, pozycji, których finansowanie zostanie zablokowane w związku z przesunięciem środków na budowę infrastruktury na pograniczu z Meksykiem. Lista obejmuje wyłącznie inwestycje, na które wyasygnowano w budżecie środki, ale którym według stanu na 31 grudnia 2018 r. nie przyznano jeszcze kontraktów na realizację. Dodatkowo wyłączono z niej koszary i mieszkania wojskowe. W liczącym 20 stron...

więcej w dzisiejszym wydaniu DGP

 

 

 

Polska zaprosiła Łukaszenkę na obchody wybuchu II wojny światowej

SPUTNIK NEWS, 21:51 20.03.2019

 

Prezydent Polski Andrzej Duda wysłał do białoruskiego przywódcy Alaksandra Łukaszenki zaproszenie na obchody poświęcone 80-leciu wybuchu II wojny światowej. Informację dla białoruskiego „Radia Wolność” potwierdziła kancelaria polskiego prezydenta.

 

W kancelarii polskiego prezydenta odbyły się już pierwsze spotkania robocze z ambasadorami zaproszonych państw. Obecnie polskie władze czekają na potwierdzenia przyjazdu i składu ich delegacji.

Jeśli Łukaszenka przyjmie zaproszenie, będzie to jego pierwsza wizyta w Polsce w charakterze głowy państwa.

Od 1998 do 2016 roku prezydent Białorusi nie miał prawa wjazdu na terytorium państw Europy w charakterze oficjalnej osoby w państwie przez fakt ograniczeń wizowych UE nałożonych na białoruskich urzędników w związku z rzekomymi systematycznymi przypadkami łamania praw człowieka i procedur demokratycznych. Jednocześnie prezydent jeździł do Europy jako osoba prywatna, na przykład na urlop.

W poniedziałek służba prasowa Pałacu Prezydenckiego poinformowała rosyjskie media, że zaproszenia na uroczystości poświęcone 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej zostały wysyłane tylko do krajów NATO, UE i Partnerstwa Wschodniego (Armenia, Azerbejdżan, Białoruś, Gruzja, Mołdawia i Ukraina).

Pałac Prezydencki podkreślił, że decyzja o tym, kogo zaprosić na uroczystość, „została podjęta na podstawie współczesnych, a nie historycznych realiów”.

„Rocznica tych dramatycznych wydarzeń będzie obchodzona przez Polskę wraz z krajami, z którymi ściśle dzisiaj współpracujemy w imię pokoju w oparciu o zasady poszanowania prawa międzynarodowego. Są nimi państwa członkowskie NATO, UE i Partnerstwa Wschodniego” – poinformował Pałac Prezydencki.

Wydarzenia upamiętniające napad nazistowskich Niemiec na Polskę, który był początkiem II wojny światowej, tradycyjnie odbywają się w Polsce o świcie w Gdańsku na Westerplatte, gdzie 1 września 1939 roku o godzinie 4:48 rozległy się pierwsze strzały niemieckiego krążownika „Schleswig-Holstein”, który otworzył ogień do polskich magazynów wojskowych zlokalizowanych na wybrzeżu.

 

 

Nie trzeba zapraszać Putina na rocznicę wybuchu wojny, ale jakichś Rosjan warto

POLITYKA.pl, Marek Ostrowski, 20 marca 2019

 

Obchody rocznic wojennych wiele nam mówią o współczesności. Czy prezydent Duda słusznie nie zaprosił prezydenta Rosji na te uroczystości?

 

Kancelaria prezydenta Andrzeja Dudy nie zaprosiła Władimira Putina na obchody 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej. „Wśród krajów zaproszonych nie ma Rosji” – powiedział radiu RMF FM Błażej Spychalski, rzecznik prezydenta.

Nie ma łatwej odpowiedzi, czy to posunięcie słuszne. W Unii Europejskiej, wśród naszych sojuszników, prowadzi się z Putinem rozmowy polityczne, nie unika dialogu, jednak na jakiekolwiek uroczystości – co nadaje spotkaniom zupełnie inny, odświętny charakter – dzisiejszego przywódcy Rosji się nie zaprasza.

więcej w „Polityce Cyfrowej” na https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1786608,1,nie-trzeba-zapraszac-putina-na-rocznice-wybuchu-wojny-ale-jakichs-rosjan-warto.read?src=mt

 

 

 

 

 

BEZPIECZEŃSTWO ZA GRANICĄ

 

 

 

Będą testy pocisków zakazanych traktatem INF

POLSKA ZBROJNA, Tadeusz Wróbel, 20.03.2019, godz. 08:42

 

Pentagon zamierza w sierpniu przeprowadzić próby broni, która miała być zlikwidowana na mocy traktatu z 1987 roku między Moskową a Waszyngtonem. Mowa o pociskach o zasięgu 500–5500 km znajdujących się w lądowych bazach. Stany Zjednoczone zawiesiły porozumienie, ponieważ uważają, że Moskwa łamie jego ustalenia.

 

Podpisany w czasie zimniej wojny traktat INF, czyli „Układ o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu” miał zakończyć wyścig zbrojeń dwóch mocarstw. Porozumienie dotyczyło zakazu rozmieszczania na lądzie rakiet balistycznych i manewrujących o zasięgu od 500 km do 5500 km. Porozumienie od lat jest przedmiotem sporów między Rosją i USA.

 

Testy pocisków

Na początku lutego tego roku Stany Zjednoczone ogłosiły ostatecznie, że zawieszają swój udział w traktacie. Wcześniej zażądały od  Rosji zlikwidowania rakiet, których parametry, zdaniem Amerykanów, naruszają ustalenia z 1987 roku. Kreml jednak odrzucił amerykańskie żądania. Jeżeli nie dojdą do porozumienia to – zgodnie z zapisami traktatu INF – po 180 dniach od zawieszenia umowy, Stany Zjednoczone przestaną być jego stroną.

Departament Obrony USA ujawnił już, że na sierpień zaplanowano test pocisku manewrującego o zasięgu do 1000 km wystrzeliwanego z wyrzutni na lądzie. Broń ma być gotowa do rozmieszczenia w ciągu 1,5 roku. Ukończenie prac nad rakietą w tak krótkim czasie jest możliwe dzięki temu, że Amerykanie (Rosjanie również) zgodnie z zapisami traktatu INF zachowali systemy rakietowe o zasięgach 500–5500 km jako uzbrojenie lotnicze i okrętowe. Jednym z takich pocisków jest Tomahawk. W listopadzie z kolei Stany Zjednoczone zamierzają przeprowadzić próbę pocisku balistycznego o zasięgu około 3000–4000 km. Ta broń będzie wprowadzona do służby najwcześniej za pięć lat. Przedstawiciele Pentagonu podkreślają, że nowe amerykańskie pociski rakietowe nie będą uzbrojone w głowice nuklearne.

USA nie konsultowały jeszcze ze swymi azjatyckimi i europejskimi sojusznikami kwestii rozmieszczenia tej broni na ich terytoriach. Jednak główni specjaliści NATO analizują konsekwencje wygaśnięcia traktatu i sposoby militarnej odpowiedzi na wynikające z tego zagrożenia. Według Associated Press niewykluczone, że pociski zostaną rozmieszczone na Pacyfiku, na wyspie Guam, która należy do Stanów Zjednoczonych. Jej położenie sprawia, że w zasięgu nowej broni znajdą się cele w Chinach i azjatyckiej części Rosji.

 

Papierowe porozumienie

Traktat INF (Inter-Mediate Range Nuclaer Forces) nie tylko zakazywał posiadania operacyjnych systemów rakietowych o zasięgu 500-5500 km rozmieszczonych na lądzie, ale też wszelkich prac badawczych i testów. Już w 2007 roku prezydent Rosji Władimir Putin oświadczył, że w nowych warunkach geopolitycznych to porozumienie jest niekorzystne dla jego kraju. Rosyjscy politycy i wojskowi wskazywali, że pociskami rakietowymi średniego i pośredniego zasięgu dysponuje kilka państw Azji, m.in. Chiny, Iran i Korea Północna. Natomiast Amerykanie od kilku lat zarzucali, że rzeczywiste parametry niektórych rosyjskich rakiet są inne niż Rosjanie oficjalnie podają. Jednym z takich przykładów jest pocisk manewrujący 9M729, przeznaczony dla zestawu Iskander-M. W styczniu dowódca wojsk rakietowych i artylerii sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej gen. por. Michaił Matwiejewski stwierdził, że rakieta to jedynie zmodernizowana wersja pocisku 9M728. Jego zdaniem zmiany spowodowały wzrost masy 9M729, a z tego powodu zasięg 9M729 jest wręcz krótszy o 10 km niż zasięg pocisku starszego typu i wynosi 480 km. Amerykanie zażądali jednak od Kremla usunięcia 9M729z ich arsenału.

Moskwa w odpowiedzi zarzuca Stanom Zjednoczonym, że z wyrzutni rozmieszczonych w bazach obrony przeciwrakietowej w Polsce i Rumunii, będzie można wystrzelić Tomahawki.

Twarda postawa USA i Rosji wskazuje, że za kilka miesięcy traktat INF przejdzie do historii. To pozwoli stronie rosyjskiej na oficjalne rozmieszczenie pocisków rakietowych, w których zasięgu znowu znajdzie się Europa Zachodnia. Takie działanie zmusiłoby Amerykanów i ich sojuszników do podobnych posunięć.

 

 

 

 

Niemiecki wkład w NATO będzie coraz mniejszy

DZIENNIK GAZETA PRAWNA, Łukasz Grajewski, 21.03.2019

 

W najbliższych latach RFN zamierza zmniejszyć wydatki na obronność w stosunku do PKB. Niewywiązywanie się Berlina z sojuszniczych zobowiązań coraz bardziej irytuje Waszyngton

 

Niemiecki minister finansów Olaf Scholz podał wczoraj wstępny plan budżetowy na lata 2020–2023. W przyszłym roku niemieckie państwo ma przeznaczyć na obronność 45 mld euro. To mniej, niż wnioskowała minister obrony RFN Ursula von der Leyen. W kolejnych latach nakłady mają się jeszcze zmniejszyć. Pomimo deklaracji składanych przez kanclerz Angelę Merkel RFN nie osiągnie zatem do 2024 r. nakładów na obronność w wysokości 1,5 proc. PKB. A cel ten był i tak już poniżej wspólnych ustaleń państw NATO, aby wydatki te wynosiły min. 2 proc. PKB. Z przedstawionych wczoraj planów wynika, że stosunek ten ulegnie nawet zmniejszeniu do 1,25 proc. w 2023 r.

Zbyt niskie nakłady Niemiec na obronność są przedmiotem stałej kr...

 

więcej w dzisiejszym wydaniu DGP

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W WOJSKU I SŁUŻBACH MUNDUROWYCH

 

 

 

Trujący dym nad Świnoujściem? Wojsko miało ćwiczenia, ale zapewnia, że środki nie były toksyczne

ONET.pl, Alicja Wirwicka, 20.03.2019, 10:25

 

Wciąż nie wiadomo, skąd się wzięła dusząca chmura nad Świnoujściem. Wczoraj ok. godziny 20 ciężki dym sprawił, że do nabrzeża Karsibór nie przybił prom, a dwóch pracowników trafiło pod opiekę lekarzy. Dym mógł pochodzić ze świec używanych na pobliskim poligonie. - Użyte zostały świece dymne, które generują dym nietoksyczny i nieszkodliwy, a ich użycie nie stanowi zagrożenia dla zdrowia - tłumaczy rzecznik 8. Flotylli.

 

Do nietypowej sytuacji doszło wczoraj wieczorem. W okolicach przeprawy promowej Karsibór w Świnoujściu po godzinie 20 pojawiła się nagle chmura gryzącego dymu. Do nabrzeża dobijał akurat prom pasażerski, jednak załoga w ostatniej chwili zdecydowała o wycofaniu jednostki w kierunku centrum Świnoujścia.

Wszystko z powodu złego samopoczucia dwóch pracowników. Jak się okazuje, jeden z nich trafił wczoraj do szpitala, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Wciąż nie wiadomo, skąd wziął się dym, który zaszkodził załodze promu. Jedna z hipotez zakłada, że jego powodem mogły być świece dymne, których na oddalonym kilometr od przeprawy poligonie używali żołnierze. Rzecznik 8. Flotylli Ochrony Wybrzeża przyznaje, że wczoraj odbywały się ćwiczenia.

  • W godzinach wieczornych były przeprowadzane zajęcia taktyczne w lesie na terenie obiektu wojskowego Karsibór - mówi Onetowi kmdr ppor. Grzegorz Lewandowski. - Podczas zajęć stosowano środki pozoracji. Użyte zostały świece dymne, które generują dym nietoksyczny i nieszkodliwy, a ich użycie nie stanowi zagrożenia dla zdrowia. Ćwiczenia tego typu prowadzone są cyklicznie, kilka razy w ciągu roku. Wzięło w nich udział ponad dwudziestu żołnierzy. Żaden z nich nie zgłaszał po zajęciach problemów ani dolegliwości - dodaje.

 

 

 

Przerzut 1,5 tys. amerykańskich żołnierzy do Polski

DEFENCE24, Juliusz Sabak, 20 marca 2019, 11:44

 

Około 1500 żołnierzy amerykańskich z Fort Bliss w Teksasie ćwiczy obecnie szybki przerzut alarmowy do Polski. Na poligonie w Drawsku Pomorskim wykorzystają oni ponad 700 jednostek sprzętu bojowego przetransportowanego w tym celu z magazynów Army Prepositioned Stock w holenderskim Eygelshoven. Jest to test zdolności dynamicznego reagowania wojsk, będącego elementem polityki wzmocnienia wschodniej flanki NATO.

                       

Jak czytamy w komunikacie US Army, żołnierze spośród których pierwsza 350 osobowa grupa przyleciała 19 marca do Berlina z Fort Bliss w Teksasie, należą do 2 Zmechanizowanej Brygadowej Grupy Bojowej, 1 Dywizji Zmechanizowanej US Army. W ramach ćwiczeń zarządzonych przez Sekretarza Obrony USA Patricka Shanahana zostali oni w trybie alarmowym powołani do realizacji działań na wschodniej flance NATO. Podkreśla się, że jest to ćwiczenie mające na celu sprawdzenie i doskonalenie określonych zdolności, i "nie stanowi odpowiedzi" na żadne wydarzenie na świecie.

W bieżącym tygodniu do Polski z Teksasu dotrze łącznie 1500 żołnierzy w ramach koncepcji Dynamic Force Employment, której celem jest zwiększenie możliwości sił zbrojnych USA do dynamicznej i trudnej do przewidzenia przez przeciwnika reakcji na zmiany sytuacji. Działania tego typu wymagają dobrego przygotowania, koordynacji i współpracy z sojusznikami na lokalnym teatrze działań.

Równocześnie z przerzutem półtora tysiąca żołnierzy bezpośrednio z USA drogą powietrzną, poprzez kilka punktów w Europie, z magazynów Army Prepositioned Stock przetransportowano sprzęt i zapasy niezbędne do działania elementów brygadowej grupy bojowej – od paliwa i amunicji, po działa samobieżne, czołgi i bojowe wozy piechoty. Łącznie jest to 700 pojazdów i innych rodzajów sprzętu ciężkiego. W tym konkretnym przypadku pochodzi on z magazynów Eygelshoven w Holandii, ale równie dobrze mogłyby trafić do Polski z Niemiec, gdzie magazynowane są np. wieloprowadnicowe wyrzutnie rakiet czy Norwegii, gdzie swoje wyposażenie ma US Marine Corps. Przerzut sprzętu ma odbywać się transportem drogowym i kolejowym.

Na poligonie w Drawsku żołnierze z 2nd ABCT, 1st AD będą trenować wspólnie z polskimi żołnierzami przez kilka tygodni. Kulminację ćwiczeń mają stanowić ostre strzelania poligonowe. Po zakończeniu działań żołnierze wrócą do Fort Bliss w Teksasie a sprzęt do magazynów w Eygelshoven. Liczba żołnierzy podana przez Amerykanów w komunikacie sugeruje, że ćwiczony jest przerzut więcej niż jednego batalionu, ale nie pełnej brygady liczącej ok. 3-4 tys. żołnierzy.

Wspomniane ćwiczenie ma za zadanie przetestować możliwość względnie szybkiego wzmocnienia pododdziałów pancernych i zmechanizowanych US Army w rejonie flanki wschodniej w sytuacji zagrożenia. Dzięki temu takie jednostki mogłyby wesprzeć "rotacyjną" brygadę pancerną dowodzoną z Żagania, czy inne oddziały polskie lub sojusznicze. Obecnie tą rolę "rotacyjnej" brygady pancernej pełni 1 brygada 1 Dywizji Piechoty, w Polsce więc będą niedługo ćwiczyć elementy dwóch brygad "Wielkiej Czerwonej Jedynki".

 

 

 

 

 

 

O PRZEMYŚLE OBRONNYM I SPRZĘCIE

 

 

 

Rekordowy sezon europejskich superpocisków MBDA

RP.pl, Zbigniew Lentowicz, 20.03.2019, 16:23

 

W zeszłym roku Europejski Dom Rakietowy MBDA zdobył zamówienia o wartości 4 mld euro na swoje systemy rakietowe, co przełożyło się na zwiększenie portfela do rekordowego poziomu 17,4 mld euro. Przychody producenta precyzyjnej broni w 2018 r. osiągnęły poziom 3,2 mld euro.

 

MBDA przyznaje, że większość nowych zamówień na superpociski złożyły w zeszłym roku rodzime rządy, francusko- brytyjsko-niemiecko- hiszpańsko -włoskiej korporacji. Wartość nowych potencjalnych kontraktów z europejskiego rynku przekroczyła poziom 2,5 mln euro , podczas gdy kraje eksportowe wygenerowały zamówienia warte 1,5 mld euro.

- Dobre wyniki finansowe, w szczególności z naszych rodzimych rynków, odzwierciedlają strategiczną rolę sektora pocisków rakietowych w Europie. Jest ona możliwa jedynie dzięki utrzymaniu właściwej kombinacji programów narodowych oraz projektów współpracy pomiędzy europejskimi krajami. Bez utrzymania odpowiednich proporcji w tym obszarze Europa utraci wymaganą wielkość swojej przemysłowej i technicznej bazy, dzięki której jest w stanie samodzielnie rozwijać technologie niezbędne do realizacji działań przez nasze siły zbrojne - komentuje Antoine Bouvier, prezes MBDA.

 

MODERNIZACJE I DEBIUTY

Istotne zamówienia z rynków rodzimych w 2018 roku obejmują m.in.: kontrakt przyznany przez francuską agencję kontraktacji wojskowych DGA na rozwój nowej generacji pocisku powietrze-powietrze MICA; odnowienie umowy na wsparcie eksploatacji rakiet Aster 30 we Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii; modernizację i utrzymanie w służbie dalekosiężnych pocisków Taurus w Niemczech i Hiszpanii. Do znaczących zamówień eksportowych należy sprzedaż uzbrojenia do samolotów bojowych Eurofighter Typhoon oraz śmigłowców NH90 zamówionych przez Katar, jak też kolejne kontakty na pociski Taurus, najnowsze kierowane pociski średniego zasięgu MMP wystrzeliwane z lekkich wyrzutni i przenośne zestawy zestawy przeciwlotnicze Mistral.

Zwiększonym zeszłorocznym zamówieniom towarzyszyło utrzymanie wzrostowej tendencji zatrudnienia. W 2018 r. fabryki MBDA przyjęły 1200 nowych pracowników, a plany na ten rok obejmują zatrudnienie kolejnego 1000 osób.

Firma zawiązała spółkę joint venture, której celem jest uzyskanie od Niemiec zamówienia na zintegrowany system obrony powietrznej i przeciwrakietowej nowej generacji (TLVS).

 

STRATEGICZNE INWESTYCJE

Uroczyste otwarcie nowego zakładu produkcyjnego w Bolton w Wielkiej Brytanii przez sekretarza stanu w brytyjskim resorcie obrony w lipcu 2018 roku stanowiło ukoronowanie pięcioletnich prac rozwojowych, które powinny przysporzyć większych przychodów w przyszłości. W 2018 roku MBDA podjęło też kroki do zapewnienia suwerenności w europejskim łańcuchu dostaw, m.in. kupując wspólnie z francuskim Soitec firmę Dolphin Integration, specjalizującą się w dziedzinie aplikacji obliczeniowych wymagających małej mocy – wykorzystywanych w produkcji uzbrojenia.

W minionym roku MBDA kontynuowało rozwojowe programy nowych pocisków i modernizację rakiet, które mają zapewnić siłom zbrojnym potrzebne, istotne zdolności bojowe umożliwiające np. użycie operacyjne pocisków MMP przez francuską armię; wejście do służby systemu Sea Ceptor w brytyjskiej Royal Navy oraz dokończenie programu Land Ceptor dla British Army. W minionym roku odbyły się pierwsze strzelania próbne przeciwokrętowego pocisku Marte ER; rozpoczęcie eksploatacji pocisków Meteor, Storm Shadow oraz Brimstone zintegrowanych z samolotami wielozadaniowymi Eurofighter.

 

KILKADZIESIĄT RAKIETOWYCH SYSTEMÓW

W 2018 roku MMP- rakieta 5 generacji o zasięgu 4 km została wybrana wzorcowym pociskiem dla rozwoju suwerennych europejskich zdolności do wykonywania uderzeń poza zasięgiem wzroku, w ramach Stałej Współpracy Strukturalnej (PESCO) w Unii Europejskiej.

MBDA, to dziś koncern dostarczający broń rakietową odpowiadającą potrzebom operacyjnym trzech rodzajów sił zbrojnych (lądowych, morskich i powietrznych). Na liście klientów europejskiego potentata precyzyjnego uzbrojenia są armie kilkudziesięciu krajów. Łącznie koncern oferuje 45 systemów rakietowych i innych środków bojowych użytkowanych operacyjnie. Prowadzi jednocześnie prace rozwojowe nad kolejnymi 15 systemami.

Udziałowcami MBDA są: Airbus (37,5 proc.), BAE Systems (37,5 proc.) i włoska grupa zbrojeniowo – lotnicza Leonardo (25 proc.).

 

 

 

 

 

MBDA podsumowuje 2018 rok. Zamówienia o wartości 4 mld euro

DEFENCE24, 20 marca 2019, 12:14

 

MBDA informuje, że w 2018 roku firma uzyskała  zamówienia o wartości 4 mld euro, co przełożyło się na zwiększenie portfela zamówień do poziomu 17,4 mld euro. 

 

W porównaniu do 2017 roku nieznacznie wzrosły też przychody - do kwoty 3,2 mld euro. Działalność na rynkach rodzimych MBDA przełożyła się na zamówienia na poziomie 2,5 mld euro, podczas gdy kraje eksportowe wygenerowały zamówienia warte 1,5 mld euro.

Dobre wyniki finansowe, w szczególności z naszych rodzimych rynków, odzwierciedlają strategiczną rolę sektora pocisków rakietowych w Europie. Jest ona możliwa jedynie dzięki utrzymaniu właściwej kombinacji programów narodowych oraz projektów współpracy pomiędzy europejskimi krajami. Bez utrzymania odpowiednich proporcji w tym obszarze Europa utraci wymaganą wielkość swojej przemysłowej i technicznej bazy, dzięki której jest w stanie samodzielnie rozwijać technologie niezbędne do realizacji działań przez nasze siły zbrojne. 

Prezes MBDA Antoine Bouvier

Jak informuje MBDA istotne zamówienia z rynków rodzimych w 2018 roku obejmują m.in.: kontrakt przyznany przez francuską agencję DGA na rozwój nowej generacji pocisku powietrze-powietrze MICA; odnowienie umowy na wsparcie eksploatacji pocisków Aster we Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii; modernizację i utrzymanie w służbie pocisków Taurus w Niemczech i Hiszpanii. 

Do znaczących zamówień eksportowych należą z kolei uzbrojenie samolotów bojowych Eurofighter Typhoon oraz śmigłowców NH90 zamówionych przez Katar, jak też kolejne kontakty na pociski Taurus, MMP i Mistral. 

Jak informuje MBDA zeszłorocznym zamówieniom towarzyszyło utrzymanie wzrostowej tendencji zatrudnienia. W 2018 roku firma przyjęła 1200 nowych pracowników w Europie, a plany na 2019 rok obejmują zatrudnienie kolejnego 1000 osób. Firmie udało się też położyć podwaliny pod przyszłe kontrakty, m.in. zawiązując spółkę joint venture, której celem jest uzyskanie od Niemiec zamówienia na zintegrowany system obrony powietrznej i przeciwrakietowej nowej generacji (TLVS). Uroczyste otwarcie nowego zakładu produkcyjnego w Bolton w Wielkiej Brytanii przez sekretarza stanu w brytyjskim resorcie obrony w lipcu 2018 roku stanowiło z kolei zakończenie pięcioletnich prac rozwojowych, które przygotowują firmę do zwiększenia przychodów w przyszłości. W 2018 roku MBDA podjęło też kroki do zapewnienia suwerenności w europejskim łańcuchu dostaw, m.in. kupując wspólnie z francuskim Soitec firmę Dolphin Integration, specjalizującą się w układach typu SoC (System on Chip) dla aplikacji obliczeniowych wymagających małej mocy. 

MBDA informuje, że zapewniło klientom – siłom zbrojnym nowe, zdolności, umożliwiające: użycie operacyjne MMP przez francuską armię; wejście do służby systemu Sea Ceptor w brytyjskiej marynarce wojennej (Royal Navy) oraz postępy w programie Land Ceptor dla British Army; pierwsze strzelania próbne przeciwokrętowego pocisku Marte ER; rozpoczęcie eksploatacji pocisków Meteor, Storm Shadow oraz Brimstone na samolotach Eurofighter. Ponadto w 2018 roku MMP został wybrany wzorcowym pociskiem dla rozwoju suwerennych europejskich zdolności rażenia poza zasięgiem wzroku, w obszarze wspólnej doktryny, szkoleń oraz interoperacyjności europejskich sił zbrojnych w ramach Stałej Współpracy Strukturalnej (PESCO) w Unii Europejskiej.

 

 

 

 

 

"Bez 2 mld zł na inwestycje PGZ nigdy nie będzie w pełni konkurencyjny"

DEFENCE24, Rafał Lesiecki, 20 marca 2019, 13:30

 

Prezes państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej Witold Słowik oszacował potrzeby inwestycyjne holdingu na ok. 2 mld zł. – Dopiero po zainwestowaniu takiej kwoty nasza działalność będzie w pełni konkurencyjna – mówił Słowik na posiedzeniu senackiej komisji obrony. Poinformował m.in., że grupa rozmawia z państwowym Bankiem Gospodarstwa Krajowego o emisji obligacji.

                       

Słowik uczestniczył we wtorek w posiedzeniu senackiej komisji obrony, która była poświęcona planom rozwoju PGZ. Wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz zauważył, że konsolidacja państwowego przemysłu zbrojeniowego w ramach Polskiej Grupy Zbrojeniowej rozpoczęła się w 2013 r. i wciąż nie jest zakończona.

PGZ skupia ponad 100 spółek, przy czym 45 z nich jest skonsolidowanych w ramach jednego bilansu. Częścią PGZ jest fundusz Mars, który skupia ponad 20 podmiotów. Bez Marsa PGZ zatrudnia ponad 17 tys. pracowników i notuje przychody na poziomie 5 mld zł. – Głównym, naturalnym kontrahentem jest MON. Z tych przeszło 5 mld zł przychodu, 4 mld zł w ubiegłym roku to były zamówienia MON-u, z czego 3,2 mld zł to nowy sprzęt a ponad 800 mln zł remonty i modernizacje istniejącego sprzętu – poinformował Słowik.

Ubolewał, że już na samym początku istnienia grupy skupiono w niej szereg firm, ale nie zapewniono PGZ wystarczających środków, by modernizować podległe zakłady. Poinformował, że od końca 2018 r. PGZ pracuje nad nową strategią. Wyraził nadzieję, że dokument powstanie do połowy 2019 r. i pozwoli przekształcić grupę w nowoczesną, skonsolidawaną i dobrze zarządzaną firmę.

PGZ wymaga daleko idącej modernizacji i dużych nakładów inwestycyjnych. Mamy w przygotowaniu kilkanaście dużych projektów inwestycyjnych. To m.in. program odtworzenia kompetencji produkcji prochów wielobazowych, program przeniesienia PIT-Radwaru, program w zakresie amunicji kierowanej. Tych programów jest więcej. Zabiegamy o podniesienie kapitału PGZ, żeby mieć środki na realizację tych planów inwestycyjnych. Również chcemy szukać finansowania w inny sposób. Zaczęliśmy prowadzić rozmowy z Bankiem Gospodarstwa Krajowego, który jest głównym kredytodawcą w zakresie możliwości emisji obligacji.

prezes PGZ Witold Słowik

– Potrzeby inwestycyjne szacujemy na ok. 2 mld zł. Dopiero po zainwestowaniu takiej kwoty nasza działalność będzie w pełni konkurencyjna – poinformował prezes grupy dopytywany przez senatorów. Dodał, że spółki nie są w stanie wypracować takiego zysku, zwłaszcza że w latach 2016-17 bilans PGZ nie był dodatni. – Nawet jeżeli mamy nadwyżki z poszczególnych zakładów w postaci dywidendy lub prowizji, to przekazujemy te środki w postaci pożyczek lub gwarancji podmiotom słabszym, których utrzymanie jest potrzebne ze względu na potencjał obronny i gotowość na wypadek wojny, tudzież ze względów społecznych z uwagi na miejsca pracy – mówił Słowik, który jest piątym prezesem w historii grupy i czwartym, od początku rządów PiS i przejęcia nadzoru nad PGZ przez MON pod koniec 2015 r.

Zaznaczył, że bez inwestycji grupa będzie coraz mniej konkurencyjna.

Aktualnie firma wdraża w podległych spółkach Kodeks PGZ. To już druga próba jego wprowadzenia. Poprzednio miał on mieć formułę porozumienia między centralą o podległymi spółkami. Obecnie jest on narzucany w formie zmiany statutów podmiotów podległych PGZ. Grupa konsoliduje także zakupy, rachunkowość i sprawozdawczość. Połączyła też dwie spółki zajmujące się eksportem: Cenzin i Cenrex.

Słowik mówił też, że firma chce znacznie rozwinąć eksport, który obecnie jest wart ok. 700 mln zł rocznie. Zadeklarował także chęć dokonania szeregu inwestycji oraz finansowania prac badawczo-rozwojowych. W sumie grupa prowadzi ok. 150 projektów B+R, których wartość jest szacowana na ok. 3 mld zł. Większość finansuje Narodowe Centrum Badań i Rozwoju.

Prezes PGZ mówił, że część spółek grupy bardzo dobrze prosperuje, a część ma problemy. Wśród pozytywnych przykładów wymienił Hutę Stalowa Wola, PIT-Radwar, Fabrykę Broni "Łucznik"-Radom i Zakłady Mechaniczne Tarnów. Wśród "przestarzałych" i "zdekapitalizowanych" zakładów Słowik wymienił fabrykę prochu w Pionkach, które nazwał "muzeum techniki". Zakłady powstały w latach 20. XX w., ale wciąż używają maszyn wyprodukowanych pod koniec XIX w.

Sporo miejsca prezes PGZ poświęcił rozmowom offsetowym w ramach programu Wisła, w którym MON pozyskuje amerykański system obrony powietrznej średniego zasięgu Patriot. Podpisaniu umowy na jego zakup towarzyszyło zawarcie przez MON dwóch umów offsetowych z dostawcami – firmami Raytheon i Lockheed Martin. Kontrakty zawierają 46 zobowiązań offsetowych wycenionych na prawie 1 mld zł (wartość umowy zakupu to – według obecnego kursu – prawie 18 mld zł).

Obecnie PGZ, która ma być offsetobiorcą, negocjuje z oboma amerykańskimi firmami, jak konkretnie wdrożyć ich zobowiązania offsetowe. Rozmowy – jak mówił Słowik – są daleko zaawansowane. – Mamy nadzieję w najbliższych dniach zarówno z firmą Lockheed Martin, jak i Raytheon zakończyć. Są to rozmowy bardzo trudne. Partner jest wymagający. Staramy się wyegzekwować zobowiązania offsetowe w 100 procentach, żeby przełożyły się one na zwiększenie potencjału PGZ – mówił prezes grupy. Ocenił, że uda się osiągnąć "przynajmniej w miarę satysfakcjonujące" porozumienie. Przypomniał też, że termin na osiągnięcie porozumienia z Lockheed Martin to obecnie koniec marca, a z Raytheonem – został przesunięty na 15 kwietnia.

W ostatnich dniach Raytheon i HSW podpisały wstępną umowę na budowę wyrzutni dla polskich Patriotów (nie jest to część offsetu, lecz dostaw w ramach programu Wisła).

Słowik wyraził też nadzieję, że do połowy roku uda się sfinalizować umowę na zakup Zakładu Napędów Lotniczych w Rzeszowie, który obecnie jest częścią firmy Pratt & Whitney. Zakład produkuje i serwisuje silniki do szeroko wykorzystywanych w Wojsku Polskim samolotów M28 Bryza oraz śmigłowców W-3 i Mi-2. Kupującym ma być spółka WSK "PZL-Kalisz" należąca do PGZ. Na początku marca grupa poinformowała, że osiągnięto porozumienie w kluczowych kwestiach, które mają doprowadzić do podpisania przedwstępnej umowy. Było to o tyle ważne, że Pratt & Whitney Rzeszów groził zamknięciem zakładu. Z kolei firma z Kalisza miała wątpliwości do przyjętego przez PGZ sposobu finansowania transakcji.

W tym miesiącu konsorcjum z PGZ na czele podpisało wart 85 mln zł kontrakt na remont okrętu wsparcia logistycznego ORP Kontradmirał Xawery Czernicki. Słowik poinformował, że obecnie negocjowana jest podobna umowa dotycząca okrętu hydrograficznego ORP Arctowski. Dodał, że grupa otrzymała ze strony MON zapewnienie, że w tym roku zostaną podpisane umowy na remont fregaty rakietowej ORP Generał Tadeusz Kościuszko oraz trzech małych okrętów rakietowych typu Orkan.

 

 

 

ORP Ślązak nie wejdzie w marcu do służby

WNP.pl, Włodek Kaleta, 20-03-2019 14:10

 

Otwieranie szampana 14 listopada 2018 r., kiedy okręt po raz pierwszy opuścił stocznię w Gdyni i wyszedł na wody Zatoki Gdańskiej w celu przeprowadzenia prób morskich, po zakończeniu których w marcu 2019 r. miał trafić do służby, okazało się przedwczesne. To tylko termin zakończenia prób zdawczo-odbiorczych.

 

•          W marcu 2019 r. miało nastąpić przekazanie patrolowca ORP Ślązak marynarzom. Nie do końca to prawda.

•          Według PGZ, ani MON, ani PGZ Stocznia Wojenna nie zapowiadały, że okręt patrolowy ORP Ślązak zostanie wprowadzony do służby w marcu 2019 r.

•          Ramowy harmonogram przewiduje przekazanie „okrętu Marynarce Wojennej RP do końca marca 2019 r.”, nie oznacza to jednak, że okręt automatycznie trafi do służby.

 

A miało być tak optymistycznie. Według dostępnych informacji harmonogram umowy zawartej przez MON w czerwcu 2018 r. z konsorcjum Polskiej Grupy Zbrojeniowej S.A i PGZ Stocznia Wojenna S.A. na dokończenie budowy okrętu patrolowego ORP Ślązak, który powstał przy wykorzystaniu kadłuba wcześniej planowanej budowy korwety Gawron, przewidywał, że po zakończeniu prób morskich, właśnie w marcu 2019 r. miało nastąpić przekazanie okrętu marynarzom.

Teraz okazuje się, że to nie do końca jest tak, jak sugerowały media. Z informacji uzyskanych z PGZ Stoczni Wojennej w Gdyni wynika, że ani MON, ani PGZ Stocznia Wojenna nie zapowiadały, że okręt patrolowy ORP Ślązak zostanie wprowadzony do służby w Marynarce Wojennej RP w marcu 2019 r.

- W oficjalnym komunikacie resortu obrony z 29 czerwca 2018 r., dotyczącym podpisania umowy na dokończenie prac przy okręcie, nie ma mowy o wprowadzeniu jednostki do służby w Marynarce Wojennej RP w marcu 2019 r. - czytamy w oświadczeniu gdyńskiej stoczni.

 

Próby zdawczo-odbiorcze

Dowiadujemy się, że komunikat resort obrony wskazał jedynie, że ramowy harmonogram przewiduje przekazanie „okrętu Marynarce Wojennej RP do końca marca 2019 r.”, kiedy to zostaną zakończone prace stoczniowe oraz próby związane z platformą okrętu. Jednakże przekazanie jednostki nie oznacza automatycznie wprowadzenia jej do służby w Marynarce Wojennej RP.

- Próby zdawczo-odbiorcze ORP Ślązak, będące ostatnim etapem prac stoczniowych, a zarazem pierwszym zmierzającym do przekazania okrętu do służby, trwają od 28 stycznia br. i przebiegają zgodnie z ramowym harmonogramem określonym w umowie - mówi WNP.PL Magdalena Rybka z PGZ Stoczni Wojennej.

Dodaje, że aktualnie polegają one na wykonaniu przez okręt zadań określonych i zatwierdzonych przez Inspektorat Uzbrojenia programem prób przed powołaną przez tę instytucję komisją odbiorczą składającą się z przedstawicieli wielu instytucji wojskowych. Zakończenie programu prób zaplanowano na koniec marca.

 

Koordynacja dostawców i systemów

Według Konrada Konefała, prezesa zarządu Stoczni Wojennej, etap testowania okrętu w morzu to niezwykle trudne zadanie logistyczne. Wymaga znacznego wysiłku polegającego na skoordynowaniu pracy wielu zagranicznych dostawców urządzeń i systemów. - Na okręcie jednocześnie pracują firmy z Włoch, Holandii, Niemiec, Szwajcarii i Polski. Zadaniem Stoczni jest zintegrować efekty ich pracy w jeden sprawnie działający skomplikowany system, jakim jest okręt bojowy - przypominał prezes.

- Jesteśmy zdeterminowani, aby zakończyć próby w terminie kontraktowym, tak jak do tej pory poprzednie etapy dokończenia budowy okrętu. Jestem dobrej myśli, bo zarówno po stronie wojskowej, stoczniowej, jak i zagranicznych i polskich dostawców widzę duże zaangażowanie. Pomimo wielu trudności jesteśmy na dobrej drodze - uważa prezes stoczni.

Zapewnia też, że według niego, jeśli chodzi o samą platformę okrętu, to przetestowano już właściwie wszystko. Począwszy od różnych trybów pracy układu napędowego, przez działanie systemów przeciwpożarowego i walki ze skażeniami chemicznymi, aż po tak proste sprawy jak wentylacja i działanie toalet.

 

Przeszkolenie załogi

Jednak wejście okrętu do służby uzależnione jest też od innych prac, które na jednostce prowadzą firmy Thales oraz Enamor. Stocznia odpowiada jedynie za budowę okrętu jako platformy. Uzbrojeniem zajmuje się Thales, zaś radarami, nawigacją i łącznością wewnętrzną na okręcie spółka Enamor.

Spółki te realizują zlecenia otrzymanie bezpośrednio od Inspektoratu Uzbrojenia MON. Przed wprowadzeniem okrętu do służby w Marynarce Wojennej RP, konieczne będzie także przeszkolenie załogi jednostki oraz przygotowanie kompletu dokumentacji zdawczej przez wszystkie podmioty realizujące zlecenia otrzymanie od IU MON.

Co więcej, również po tym terminie mogą jeszcze trwać stosowne testy, które będą realizowane przez firmy wybrane przez IU na podstawie indywidualnych umów. - Ostateczne wejście jednostki do służby w Marynarce Wojennej RP uzależnione jest od wyniku prób i w chwili obecnej nie można w sposób odpowiedzialny wskazać konkretnej daty, w której to nastąpi - zastrzegają w PGZ Stocznia Wojenna.

 

Ciągle zmieniające się decyzje

Pozostaje zatem mieć nadzieję, że zakończenie 17-letniej epopei budowy patrolowca Ślązak jest już na tyle bliskie, iż trafi on do marynarzy jeszcze zanim osiągnie pełnoletniość. Stępkę pod budowę Gwarona/Ślązaka położono 28 listopada 2001 roku.

Bez względu na ostateczny termin wejścia patrolowca ORP Ślązak do służby, przejdzie do stoczniowych annałów jako przestroga i przykład, jak nie należy budować okrętów wojennych. Historia tej jednostki jest bowiem długa i zawiła. Za galimatias, jaki towarzyszył latami budowie Gawrona/Ślązaka, odpowiadają przede wszystkim politycy.

Projekt budowy korwety już od początku napotykał na problemy. Brak środków, ciągle zmieniające się decyzje co do jego uzbrojenia i wyposażenia spowodowały, że prace nad korwetą od początku przebiegały niemrawo. Do tego doszły problemy trudnej wówczas sytuacji budżetowej państwa, która przede wszystkim przyczyniła się do klęski programu budowy korwety.

 

Kluczowe elementy wyposażenia

Środki przyznane na modernizację w ramach Planu Modernizacji Technicznej Marynarki Wojennej pozwalały na pokrycie jedynie trzech czwartych kosztów jej budowy. To powodowało, że prace konstrukcyjne przebiegały ospale i nieterminowo. Do 2004 r. wykonano 15 proc. prac nad kadłubem i zamówiono kluczowe elementy wyposażenia.

Do tego w 2009 r. sąd ogłosił upadłość układową Stoczni Marynarki Wojennej, a od 2011 r. likwidacyjną, co powodowało kolejne perturbacje i spowolnienie całego programu. Na jej przejęcie zdecydowała się Polska Grupa Zbrojeniowa (PGZ), która w tym celu 9 stycznia 2017 r. utworzyła firmę-zależną PGZ Stocznia Wojenna Sp. z o.o. PGZ za majątek SMW zapłaciła prawie 225 mln zł.

W 2012 r. projekt budowy korwety Gawron oficjalnie zarzucono. ORP Ślązak jest kontynuacją tego programu. Patrolowiec odziedziczył kadłub okrętu, który już w 2008 r. był ukończony w 80 proc. Pod koniec tego roku rozstrzygnięto też przetarg na zintegrowane systemy kierowania walką. Łączny koszt zwartych umów z Thales Nederland i Enamor wyniósł ok. 800 mln zł.

 

Najdłużej budowany i najdroższy

W 2013 r. zadecydowano o zmianie konfiguracji okrętu i przeklasyfikowaniu korwety na okręt patrolowy. W ciągu 10 lat od położenia stępki w 2001 r. MON wydał na budowę Gawrona ponad 400 milionów zł. Początkowo zakładano, że całkowity koszt budowy korwety Gawron, wraz z niezbędnym wyposażeniem, wyniesie ok. 1,4 mld zł.

Tymczasem od czasu decyzji o budowie ORP Ślązak do dziś wydano już ok. 300 mln euro. Więcej pieniędzy, niż początkowo planowano przeznaczyć na cały okręt. Z pewnością będzie to nie tylko najdłużej budowany w Polsce okręt wojenny, ale też najdroższy.

Ten okręt również nie omijały problemy. Początkowo planowano, że patrolowiec zostanie przekazany MW pod koniec 2016 r. Pod koniec 2014 r. w Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni odbyło się wodowanie kadłuba okrętu. Jednak już w styczniu 2016 roku MON ogłosiło, że program ma kolejne kilkunastomiesięczne opóźnienie.

 

Pierwsze wyjście w morze

Z braku konkretnych, wciąż zmienianych decyzji i funduszy na ich realizacje pod koniec stycznia 2018 r. prace na Ślązaku zostały ostatecznie zawieszone. Niedługo potem, 19 marca 2018 r., okręt został przejęty z rąk syndyka upadłej stoczni przez Inspektorat Uzbrojenia. W czerwcu 2018 r. zawarto umowę między IU a konsorcjum w składzie Polska Grupa Zbrojeniowa S.A. i PGZ Stocznia Wojenna Sp. z o.o. na dokończenie budowy patrolowca.

Ramowy harmonogram przewidywał rozpoczęcie prób okrętu w lipcu 2018 r., a ich zakończenie, połączone z przekazaniem okrętu Marynarce Wojennej na koniec marca 2019 r.

Pierwsze wyjście w morze patrolowca ORP Ślązak było niewątpliwie sukcesem. Marynarze wciąż jednak niecierpliwie czekają na zakończenie prób zdawczo-odbiorczych. Marynarka, która jest najbardziej zaniedbanym modernizacyjnie rodzajem sił zbrojnych, wyczekuje tej jednostki, jak kania dżdżu.

 

 

 

 

 

 

 

Centrum Morskich Technologii Militarnych PG naprawi sonar na ORP Resko

PORTAL STOCZNIOWY, tz, 21.03.2019

 

Specjaliści z Centrum Morskich Technologii Militarnych Politechniki Gdańskiej zrealizują naprawę główną sonaru MG-89DSP trałowca Marynarki Wojennej ORP Resko. W realizacji prac CMTM PG w ramach konsorcjum współpracuje ze spółką Net Marine – Marine Power Service.

 

Trałowiec ORP Resko, który w Marynarce Wojennej RP służby od 1988 roku, trafił do doku, gdzie przejdzie naprawę główną sonaru MG-89DSP. Zrealizuje ją konsorcjum zawiązane przez Centrum Morskich Technologii Militarnych Politechniki Gdańskiej (lider konsorcjum) oraz spółkę Net Marine – Marine Power Service (partner konsorcjum).

Sam sonar MG-89 to sprzęt produkcji jeszcze radzieckiej. Urządzenia tego typu było montowane na trałowcach projektu 207 do 1991 roku, a po 2002 roku ruszyła ich modernizacja przez inżynierów z Politechniki Gdańskiej. Zmodernizowany sonar MG-89DSP został opracowany przez naukowców Zespołu Hydroakustyki  CMTM PG Pierwszy zmodernizowany egzemplarz został przekazany do użytkowania na trałowcu ORP Necko w roku 2002. . W wyniku modernizacji, pierwotnie w pełni analogowy sonar, został przebudowany na nowoczesny sonar z cyfrowym przetwarzaniem sygnałów (Digital Signal Processing DSP), , który jest przeznaczony do poszukiwania, wykrywania i lokalizacji min dennych i kotwicznych, zwłaszcza w płytkich akwenach. Rozwiązanie opracowane przez naukowców z Politechniki Gdańskiej pozwoliło na poprawę rozdzielczości oraz warunków detekcji sonaru, a ponadto znacznie uprościło procedurę jego obsługi. Zmodernizowane sonary zapewniają ergonomiczne panoramiczne zobrazowanie na kolorowym monitorze podstawowym, oraz umożliwiają na monitorze pomocniczym określanie aktualnych warunków detekcji i zgrubną klasyfikację wykrytych obiektów.

Naprawa sonaru na okręcie ORP Resko zostanie zrealizowana na podstawie kontraktu z maja ubiegłego roku. Umowa ta dotyczy naprawy sonarów na okrętach ORP Sarbsko oraz ORP Resko. Pierwszy etap kontraktu został zakończony pod koniec lutego, a o samych pracach specjalistów z Politechniki Gdańskiej związanych z naprawą sonaru trałowca ORP Sarbsko pisaliśmy na Portalu Stoczniowym w ubiegłym roku.

Jak dowiedzieliśmy się w CMTM PG tym razem naprawa sonaru ORP Sarbsko wymagała przedsięwzięcia nadzwyczajnych kroków: pracownicy spółki Net Marine – Marine Power Service pod nadzorem specjalistów z Politechniki Gdańskiej musieli całkowicie zdemontować zespół antenowy sonaru podkilowego, a następnie z powrotem postawili okręt na wodzie. W przeszłości naprawy sonaru były realizowane wraz ze stoczniami lub na ich zlecenie podczas remontu całego okrętu w doku. Tym razem jednak stan sonaru był taki, że zmusił Konsorcjum do podjęcia powyższych działań.

– Czynność ta nie była wykonywana przez nikogo w Polsce od czasu montażu sonarów MG-79DSP i MG-89DSP na okrętach projektu 207 – zaznacza prof. Jacek Marszal z CMTM PG. – Po zakończonej naprawie okręt ponownie wydokowano, żeby zamontować wszystkie podzespołu naprawionego sonaru. Pierwszy etap kontraktu zakończył się pozytywnym wynikiem prób HAT i SAT w lutym br. – dodaje.

W pracach związanych z naprawą sonaru ORP Resko – oprócz specjalistów z Centrum Morskich Technologii Militarnych PG oraz spółki Net Marine – Marine Power Service – udział wezmą także pracownicy spółek Hydromega oraz Eltrko-Nauta. CMTM PG odpowiada przy tym za naprawę systemów elektronicznych i elektrotechnicznych sonaru.

Trałowiec ORP Resko, tak jak ORP Sarbsko, wchodzi w skład 12. Wolińskiego Dywizjonu Trałowców należącego do 8. Flotylli Obrony Wybrzeża. To okręt projektu 207 zbudowany przez Stocznię Marynarki Wojennej, który do służby w polskiej flocie wszedł w marcu 1988 roku. W sumie polska Marynarka Wojenna posiada 17 okrętów tego typu.

UBLICYSTYKA, OPINIE I WYWIADY

 

Zegar

Kalendarium

Kwiecień 2024
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nie
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 1 2 3 4 5

Imieniny