Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

21.02.2019r.

Utworzono dnia 23.02.2019
Czcionka:

Przegląd najważniejszych informacji w mediach

na temat bezpieczeństwa i przemysłu obronnego

w Polsce i za granicą

 w czwartek, 21 lutego 2019 r.

 

 

 

BEZPIECZEŃSTWO I POLITYKA OBRONNA W KRAJU

 

 

 

Wiceszef MON miał być ambasadorem, ale przegrał głosowanie. PiS: To przypadek

GAZETA.pl, kn, 20.02.2019 19:13

 

Wiceminister obrony narodowej Tomasz Szatkowski podczas posiedzenia komisji spraw zagranicznych nie otrzymał rekomendacji na stanowisko polskiego ambasadora przy NATO. Szatkowski miał poparcie PiS, a jego nominacja była uznawana za niemal przesądzoną.

 

W środę w Sejmie odbyło się posiedzenie Komisji Spraw Zagranicznych, która opiniowała kandydaturę Tomasza Szatkowskiego, wiceszefa MON i bliskiego współpracownika Antoniego Macierewicza na stanowisko polskiego ambasadora przy NATO. W głosowaniu brało udział 13 posłów. Sześciu było za kandydaturą Szatkowskiego, a siedmiu przeciw, nikt się nie wstrzymał. 

 

Szatkowski z negatywną opinią komisji. "Przepadł w głosowaniu"

Tomasz Szatkowski rozpoczął pracę w MON w tym samym czasie, co Antoni Macierewicz. O tym, że odejdzie z resortu, i obejmie stanowisko stałego przedstawiciela Polski przy NATO, poinformowano na początku lutego. Opiniowanie jego kandydatury przez komisję spraw zagranicznych miało być ostatnim etapem przewidywanym przez krajowe procedury.

Brak rekomendacji dla kandydatury Szatkowskiego na ambasadora przy NATO wzbudziła poruszenie, bo kandydatura Szatkowskiego była uznana za przesądzoną, a wydawanie negatywnych opinie komisji spraw zagranicznych w parlamencie zdarza się bardzo rzadko (w tej kadencji miało to miejsce tylko raz, gdy negatywnie zaopiniowano kandydaturę Barbary Stanisławczyk-Żyły na ambasadora Izraela).

"Tomasz Szatkowski, wiceminister obrony narodowej, jeden z najbliższych współpracowników Antoniego Macierewicza dostał negatywną opinię komisji spraw zagranicznych na ambasadora przy NATO" - napisał Robert Tyszkowski, wiceprzewodniczący komisji, która oddaliła kandydaturę Szatkowskiego.

"Tomasz Szatkowski, współpracownik Macierewicza, właśnie przepadł w głosowaniu na komisji spraw zagranicznych. Był kandydatem na ambasadora Polski przy NATO. Szatkowskim zajmowaliśmy się jako zespół śledczy PO w kontekście NCSS i związków Centrum z Rosją" - skomentowała Joanna Kluzik-Rostkowska z PO.

 

Jak negatywną opinię dla Szatkowskiego tłumaczy PiS? 

Małgorzata Gosiewska, wiceprzewodnicząca komisji, w rozmowie z Polską Agencją Prasową stwierdziła, że brak pozytywnej opinii dla kandydatury Szatkowskiego to "przypadek". Wyjaśniła, że w Sejmie trwały jednocześnie posiedzenia trzech innych komisji sejmowych, co wpłynęło na frekwencję głosujących.

 

 

 

Zamieszanie w komisji. Kandydat PiS na stałego przedstawiciela RP przy NATO przepadł?

DZIENNIK.pl, PAP, 20.02.2019, 18:35

 

Sejmowa komisja spraw zagranicznych nie udzieliła w środę rekomendacji kandydaturze wiceszefa MON Tomasza Szatkowskiego na stałego przedstawiciela RP przy NATO. Zdaniem wiceprzewodniczącej komisji Małgorzaty Gosiewskiej (PiS) wynik głosowania to przypadek, a kandydatura ma pełne poparcie PiS.

 

Jak wyjaśniła Gosiewska, posłowie PiS nie dysponowali większością podczas głosowania, co związane było - według niej - z trwającymi równolegle posiedzeniami trzech innych komisji sejmowych. Zauważyła jednocześnie, że stanowisko komisji jest tylko opinią, a kandydatura wiceszefa MON ma "pełne poparcie" partii rządzącej.

Decyzji komisji nie chciał komentować wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk, który reprezentował resort na środowym posiedzeniu. - Posłowie mają wolną wolę w podejmowaniu decyzji. Ja byłem członkiem tej komisji, ale już nie jestem, więc nie czuję się do końca uprawniony, żeby komentować jej decyzje - powiedział.

Szatkowski - od 2015 r. wiceszef MON oraz członek prezydenckiej Narodowej Rady Rozwoju - ma zastąpić na stanowisku ambasadora przy siedzibie Sojuszu Północnoatlantyckiego w Brukseli byłego wiceszefa MSZ Marka Ziółkowskiego, który kończy swoją misję z końcem marca, po niespełna dwóch latach od jej rozpoczęcia.

Przed objęciem urzędu wiceministra w resorcie obrony Szatkowski kierował m.in. Narodowym Centrum Studiów Strategicznych. We wcześniejszych latach był też specjalistą ds. prac programowych w klubie parlamentarnym PiS (w latach 2003-2005), doradcą ministra-koordynatora służb specjalnych (2005-2007) oraz wiceprezesem spółki Bumar (2006-2008). Zasiadał też w radzie nadzorczej TVP (2009-2012). W tych samych latach pracował jako doradca komisji - m.in. prawnej i spraw zagranicznych - Parlamentu Europejskiego.

Wiceszef MON jest magistrem prawa (na Uniwersytecie Warszawskim) oraz studiów wojennych (w King's College w Londynie). Biegle posługuje się językiem angielskim.

W swojej środowej prezentacji przed komisją Szatkowski wśród priorytetów swojej misji na placówce w Brukseli wymienił zwiększenie wpływu Polski na politykę NATO i umocnienie jej postrzegania jako wiarygodnego sojusznika, utrzymanie kwestii rozszerzenia na agendzie politycznej Sojuszu, a także utrzymanie zaangażowania politycznego i wojskowego państw pozaeuropejskich - USA i Kanady - w bezpieczeństwo europejskie.

- Istotnym elementem naszych zabiegów powinno być utrzymanie roli Stanów Zjednoczonych jako sojusznika o największym potencjale wojskowym, przywódczej roli i zaangażowaniu w NATO; temu będzie sprzyjać zwiększenie obecności USA w Polsce i w naszym regionie, o co zabiegamy w rozmowach ze Stanami Zjednoczonymi, zachowując niezbędną transparencję tych uzgodnień wobec pozostałych sojuszników - stwierdził wiceminister.

Jako zagrożenia wskazał m.in. na agresywną politykę Rosji oraz negatywne tendencje dot. stanu relacji transatlantyckich.

- Wierzymy w to, że NATO pozostanie sojuszem wojskowym (...), którego istotną częścią będzie amerykańskie zaangażowanie w bezpieczeństwo europejskie - zaznaczył wiceszef MON, wskazując, że różnego rodzaju napięcia zdarzały się w historii Sojuszu "od początku jego powstania". "Należy więc w tym kontekście zachować spokój, ale też działać jako konstruktywny sojusznik, którego interesem jest jedność sojusznicza" - dodał. Szatkowski akcentował też potrzebę utrzymania "komplementarnego" charakteru relacji między NATO a inicjatywami UE w zakresie obronności.

W czasie dyskusji nad jego kandydaturą Joanna Kluzik-Rostkowska (PO) zapytała wiceszefa MON o zarzuty podnoszone w minionych latach wobec Narodowego Centrum Studiów Strategicznych, który współzakładał Szatkowski, dotyczące powiązań think tanku z Rosją. Pod koniec 2017 r. politycy PO zainaugurowali prace zespołu, który zajął się działalnością obecnego prezesa NCSS, b. wiceministra obrony Jacka Kotasa, nazywanego przez media "rosyjskim łącznikiem" z powodu jego powiązań biznesowych z tamtejszymi firmami.

Wiceminister oświadczył w odpowiedzi, że jest dumny ze swojej działalności w NCSS. - Stworzyłem think tank, który jako pierwszy w Polsce, we współpracy z czołowymi ośrodkami analitycznymi w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i ekspertami w kraju, stworzył pewne narzędzia analizy operacyjnej (...), narzędzia, które były unikalne - mówił Szatkowski. Jak dodał, w ten sposób zdobytą wiedzę mógł później wykorzystać m.in. przy projektowaniu strategicznego przeglądu obronnego.

Podkreślał również, że współpraca NCSS z MON miała miejsce jeszcze w czasie, kiedy resortem tym kierował Tomasz Siemoniak (PO).

- Ja posiadałem wtedy i posiadam dostęp do informacji niejawnych, z wszelkimi faktami, które w jakikolwiek sposób mogłyby budzić zaniepokojenie, obchodzę się w sposób, który jest określony przepisami prawa (...), zarówno podczas poprzedniego rządu ta rola była przejrzana przez służby specjalne, jak i teraz - mówił Szatkowski. Jak zaznaczył, tego typu zarzuty nigdy nie były też podnoszone w relacjach z sojusznikami.

Szynkowski vel Sęk był z kolei pytany o przyczyny wczesnego zakończenia misji dotychczasowego stałego przedstawiciela RP przy NATO Marka Ziółkowskiego. Wiceszef MSZ odpowiedział, że kandydatura Szatkowskiego gwarantuje utrzymanie wysokiej rangi placówki. Jednocześnie - jak zaznaczył - jego specjalizacja jest bliższa celom, które chce osiągnąć w Sojuszu polska dyplomacja.

Jednomyślne rekomendacje komisji spraw zagranicznych uzyskali natomiast: b. dyrektor służby zagranicznej Maciej Szymański i b. ambasador RP w Egipcie Michał Murkociński, którzy mają objąć - odpowiednio - urzędy: ambasadora w Bułgarii i ambasadora wizytującego w Sudanie. Obaj związani są z MSZ od lat 90.

 

 

 

 

Będzie nowa lustracja Macierewicza? Zarzuty są poważne

FAKT, Barbara Burdzy, Radosław Gruca, 21.02.2019

 

Platforma Obywatelska skierowała do Instytutu Pamięci Narodowej wniosek o powtórną lustrację Antoniego Macierewicza. To skutek ujawnienia akt IPN na temat byłego szefa MON. Tomasz Piątek opublikował te dokumenty w książce „Macierewicz. Jak to się stało?”. Joanna Kluzik-Rostkowska zapowiedziała, że wystąpi do premiera Mateusza Morawieckiego z wnioskiem o wzięcie Macierewicza na celownik. Posłanka chce, by wszczęto specjalną procedurę sprawdzającą, bo fakt, że Macierewicz miał dostęp do informacji niejawnych, budzi wątpliwości.

 

O złożeniu wniosku do IPN poinformowała Joanna Kluzik Rostkowska, przewodnicząca sejmowego Zespołu Śledczego ds. Zagrożeń Bezpieczeństwa Państwa. – Wiemy, że Antoni Macierewicz zrobił bardzo wiele rzeczy, które zagrażały bezpieczeństwu Polski. Ujawnił agentów, wyrzucił generałów, a w kontekście wyjaśniania katastrofy smoleńskiej nas kompromituje. Zadajemy sobie pytanie o jego intencje. Po wnikliwej analizie publikacji Tomasza Piątka i dziennikarzy „Wprost” podjęliśmy decyzję o wystąpieniu do IPN o ponowne wszczęcie procedury sprawdzającej wobec byłego szefa MON – mówi Fakt24 przewodnicząca zespołu śledczego ds. bezpieczeństwa państwa Joanna Kluzik-Rostkowska z Platformy.

REKLAMA

– Złożyliśmy wniosek do IPN, ale zasadne wydaje się pytanie: czy również ABW nie powinna raz jeszcze zająć się byłym ministrem obrony narodowej? Agencja jest w posiadaniu nowych informacji, a chodzi zarówno o dokumenty IPN, ale także sam MON przyznaje, że Antoni Macierewicz ujawnił tajemnice ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa – pytała Joanna Kluzik-Rostkowska podczas wtorkowego posiedzenia.

– Gdyby jakikolwiek urzędnik w Polsce dopuścił się chociaż jednego z uchybień, jakich dopuścił się Antoni Macierewicz, z pewnością zainteresowałaby się nim prokuratura, służby specjalne i wszystkie inne organy i z całą pewnością nie piastowałby żadnego stanowiska w polskim rządzie – mówił gość specjalny posiedzenia, płk Paweł Białek, wiceszef ABW w latach 2007-2012. Dodał, że „dokumenty ostatnio ujawnione przez kilku dziennikarzy, poprzez kwerendę w IPN, zawstydzają służby specjalne, które powinny wcześniej dostrzec te kwestie”. 

Zaproszeni na posiedzenie zespołu goście m.in były wiceszef ABW, odpowiadając na pytania posłów, zwrócili uwagę, że za PRL agenci KGB bez wiedzy SB inwigilowali polską opozycję i mogą mieć w archiwach własne informacje i własnych - nieznanych nawet SB -współpracowników.

Z kolei Tomasz Piątek w swojej książce napisał, że Macierewicz znajdował się pod opieką elitarnego wydziału SB Biura Studiów, którego oficerowie mieli prawo do prowadzenia agentów, bez wprowadzania ich do rejestru TW. Oficerowie Biura Studiów mieli też bliskie i bezpośrednie kontakty z GRU i KGB. 

– Informacje, które przedstawił Tomasz Piątek pokazują, że dość specyficzna jednostka SB, czyli Biuro Studiów SB w latach 80. żywo interesowała się Macierewiczem – zauważył były oficer Agencji.

– Pragnę zwrócić uwagę na to, czym się zajmowało Biuro Studiów SB i z czego opinia publiczna tę jednostkę może pamiętać. To była dość specyficzna komórka, która miała bardzo szerokie uprawnienia w strukturze Służby i mogła – w cudzysłowie – łamać pewne procedury. Oni mieli prawo dokonywać rejestracji u siebie, bez koordynacji z innymi jednostkami operacyjnymi, włącznie z Wywiadem. Należy pamiętać, że w SB kwestie ewidencji były niezwykle zaawansowane i bardzo tego pilnowano, aby ukrywać pomiędzy poszczególnymi komórkami fakt współpracy, czy też rozpracowywania danej osoby, a Biuro Studiów SB nie musiało się przed nikim tłumaczyć. Ono po prostu brało dokumenty, rejestrowało, a bardzo częstym sposobem dokonywania przez nich rejestracji osób, które były w ich pozytywnym zainteresowaniu, było rejestrowanie ich jako osoby rozpracowywane – zwraca uwagę Białek.

– Dzisiaj wiemy, że w czasach PRL, funkcjonowały dwie rezydentury rosyjskie. Jedna była rezydenturą formalną i ta współpraca pomiędzy SB a KGB miała wymiar urzędowy, a druga, bardziej skryta linia to była linia bezpośrednich relacji pomiędzy tajną rezydenturą a poszczególnymi funkcjonariuszami SB, którzy współpracowali również poza wiedzą swoich przełożonych – powiedział były szef ABW.

– Publikacja Tomasza Piątka pokazuje, że służby rosyjskie były mocno zainteresowane aktywnością opozycji w Polsce. Pełniąc obowiązki zastępcy szefa ABW w latach 2008-2010 podjęliśmy wysiłek, polegający na próbie odtworzenia relacji między SB a KGB(...) To jest bardzo poważne zagadnienie – na ile działania funkcjonariuszy Biura Studiów SB były kontrolowane przez rosyjskie służby – mówił płk. Białek.

– Z materiałów IPN, do których dotarł Tomasz Piątek, na uwagę zasługuje notatka ówczesnego funkcjonariusza, pana Hutorowicza, w której wyraźnie wskazany jest fakt, że dokumentacja i rozpracowywanie Antoniego Macierewicza jest dwutorowe – z jednej strony formalnie zajmują się tym funkcjonariusze wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych, a z drugiej strony – bliżej nieokreślone osoby właśnie z Biura Studiów SB pobierają materiały, blokują stosowanie podsłuchów, a nawet odbywają rozmowy z osobowymi źródłami informacji poza wiedzą formalnie prowadzącej to postępowanie jednostki – stwierdził pułkownik i podkreślił, że takie działanie było charakterystyczne dla Biura Studiów SB, które właśnie tak prowadziło wtedy swoje operacje.

– Niestety dokumenty Biura Studiów dotyczące Macierewicza nie zachowały się. Z tego, co dziś wiemy, zostały zniszczone na początku 1990 r., czyli w przededniu transformacji służb. Wtedy właśnie przecież weszła ustawa o UOP, która likwidowała SB – przypomina Białek.

Na posiedzeniu zarówno płk Białek, jak były wiceszef MSWiA Antoni Podolski opowiadali o tym jak służby sprawdzały Antoniego Macierewicza, kiedy pierwszy raz otrzymał dostęp do dokumentów ściśle tajnych w 2004 r., gdy zasiadał w komisji śledczej ds. afery Orlenu. Okazuje się, że według oficera ABW w tamtym czasie kontrole nie były wyjątkowo szczegółowe, ponieważ służby obawiały się, że jeśli podniosą wątpliwości, może być to odebrane przez opinię publiczną jako próba uniemożliwienia zbadania afery przez opozycję.

Gdy PiS stracił władzę w 2007 r. zaczęła się procedura odebrania Macierewiczowi certyfikatu. Jednym z powodów było potwierdzone przez służby skopiowanie tajnych danych SKW. Procedury jednak nigdy nie zakończono, bo akurat w 2008 r. certyfikat stracił ważność. Zdaniem płk Białka zaskakuje ówczesne zachowanie prokuratury w tej sprawie. Dlaczego? Wedle słów oficera prokuratura uznała, że samo skopiowanie, choć bezsporne, nie oznacza, że dokumenty zostały udostępnione dalej i umorzyła śledztwo.

– Te rzeczy powinny być zweryfikowane przez służby. Wierzę, że pracują tam wciąż luzie kierujący się poczuciem odpowiedzialności. (...) to nie jest sytuacja komfortowa, ale tak bywa że czasem się rządzi, a czasem się nie rządzi i trzeba potem zapłacić rachunek. Nie chodzi tylko o ocenę prawno karną , ale ocenę historyczną – podsumował płk Białek.

Joanna Kluzik-Rostkowska zapewnia, że w najbliższym czasie członkowie zespołu zwrócą się z prośbą o wszczęcie kontrolnej procedury sprawdzającej do premiera Mateusza Morawieckiego. – Taką procedurą przeprowadzić powinny na jego polecenie służby. Antoni Macierewicz dostał w 2004 r. dostęp do informacji niejawnych, czyli tzw. poświadczenie bezpieczeństwa. W 2008 r. certyfikat wygasł, choć wcześniej miał być cofnięty. W 2015 r. Macierewicz znowu otrzymał dostęp do tajnych informacji, a my chcemy dowiedzieć się która ze służb mu go dała i czy sprawdziła dlaczego miał być wcześniej cofnięty – mówi nam przewodnicząca zespołu.

 

 

 

Opozycja chce ponownej lustracji Macierewicza. Powód - notatka na jego temat ujawniona przez Piątka

GAZETA WYBORCZA, Maciej Orłowski, 21 lutego 2019

 

Platforma Obywatelska skierowała do IPN wniosek o powtórną lustrację Antoniego Macierewicza. To skutek ujawnienia akt na temat byłego szefa MON przez Tomasza Piątka w książce "Macierewicz. Jak to się stało?".

 

Jak podaje Polska Agencja Prasowa, o złożeniu wniosku do Instytutu Pamięci Narodowej Platforma Obywatelska poinformowała we wtorek na posiedzeniu swojego zespołu śledczego ds. zagrożeń bezpieczeństwa państwa. Antoni Macierewicz był poddany lustracji w 2009 r., jednak zdaniem posłów PO ze względu na nowe okoliczności konieczne jest ponowne sprawdzenie jego przeszłości.

Chodzi o ujawnioną przez Tomasza Piątka notatkę SB z 1984 r., sporządzoną przez gen. Zdzisława Sarewicza, szefa wywiadu SB. Jak pisze w niej Sarewicz, po ucieczce Macierewicza z ośrodka internowania w listopadzie 1982 r. Stołeczny Urząd Spraw Wewnętrznych (SUSW) nie ścigał go listem gończym oraz nie wszczął wobec niego postępowania karnego, mimo że - jak stwierdzono - "podjął (on) nielegalną działalność". Notatkę zamieścił na Twitterze były szef MON w rządzie PO-PSL Tomasz Siemoniak.

Jak podaje portal Fakt24, na posiedzenie zespołu posłowie PO zaprosili płk. Pawła Białka, wiceszefa ABW w latach 2007-12. Zwrócił on uwagę, że w czasach PRL agenci KGB inwigilowali polską opozycję także bez wiedzy Służby Bezpieczeństwa i mogą mieć w archiwach własne informacje i własnych - nieznanych nawet SB - współpracowników. Podkreślił też, że w latach 80. Macierewiczem "żywo interesowała się dość specyficzna jednostka SB, czyli Biuro Studiów SB".

- To była dość specyficzna komórka, która miała bardzo szerokie uprawnienia i mogła łamać pewne procedury. Oni mieli prawo dokonywać rejestracji u siebie, bez koordynacji z innymi jednostkami operacyjnymi, włącznie z wywiadem - mówił były wiceszef ABW. - Niestety, dokumenty Biura Studiów dotyczące Macierewicza się nie zachowały. Zostały zniszczone na początku 1990 r., czyli w przededniu transformacji służb.

 

PO wystąpi w sprawie Macierewicza do premiera

Jak podaje PAP, Joanna Kluzik-Rostkowska zapowiedziała, że oprócz złożenia wniosku o lustrację do IPN posłowie PO wystąpią też do premiera Mateusza Morawieckiego z prośbą o powtórne przeprowadzenie "postępowania sprawdzającego Macierewicza" oraz "zapytają go, które służby sprawdzały Macierewicza w 2015 r. (przed objęciem przez niego stanowiska szefa MON)". Zwróciła przy tym uwagę, że jako szef MON Macierewicz podejmował decyzje, które "szkodziły polskiej armii".

- Gdyby jakikolwiek urzędnik w Polsce dopuścił się chociaż jednego z uchybień, jakich dopuścił się Antoni Macierewicz, z pewnością zainteresowałyby się nim prokuratura, służby specjalne i wszystkie inne organy. Z całą pewnością nie piastowałby żadnego stanowiska w polskim rządzie - wtórował jej Białek.

- Złożyliśmy wniosek do IPN, ale zasadne wydaje się pytanie: czy również ABW nie powinna raz jeszcze zająć się byłym ministrem obrony narodowej? Agencja jest w posiadaniu nowych informacji, a chodzi zarówno o dokumenty IPN, jak i sam MON przyznaje, że Antoni Macierewicz ujawnił tajemnice ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa - zaznaczyła Kluzik-Rostkowska.

 

 

 

 

Będzie kolejne porozumienie wojskowe z Litwą

NIEZALEŻNA.pl, iggys, 20.02.2019, godz. 19:55

 

Jutro w Pałacu Prezydenckim Mariusz Błaszczak, szef polskiego resortu obrony, wraz ze swoim odpowiednikiem z Republiki Litewskiej Raimundasem Karoblisem, w obecności Prezydentów obu krajów, podpiszą dokumenty o współpracy wojskowej zapowiada centrum prasowe MON.

 

Jak czytamy w komunikacie, szefowie resortów obrony podpiszą porozumienie techniczne między Ministrem Obrony Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej i Ministerstwem Obrony Narodowej Republiki Litewskiej dotyczące ustanowienia bezpiecznego połączenia umożliwiającego wymianę informacji radiolokacyjnej między siłami zbrojnymi Rzeczypospolitej Polskiej a Siłami Zbrojnymi Republiki Litewskiej  oraz List intencyjny w sprawie afiliacji litewskiej brygady zmechanizowanej Iron Wolf i polskiej 15. Brygady Zmechanizowanej w czasie pokoju do dowództwa Wielonarodowej Dywizji Północny-Wschód.

Warto przypomnieć, że w styczniu br. dowódcy formacji obrony terytorialnej Polski i Litwy podpisali porozumienie o współpracy szkoleniowej. To pierwszy formalny plan współpracy polskich Wojsk Obrony Terytorialnej z formacją obrony terytorialnej innego państwa. Inicjatywa dotyczy wspólnych ćwiczeń i szkoleń.

 

 

 

Posłowie podsumowali ostatnie trzy lata działalności MON

POLSKA-ZBROJNA, Joanna Tańska, 20.02.2019, godz. 13:54

 

Od grudnia 2015 roku do chwili obecnej podpisaliśmy 424 umowy na kwotę ponad 52 mld zł. Zwiększamy nakłady na armię i umacniamy sojusze – mówił posłom wiceminister obrony Wojciech Skurkiewicz. Posiedzenie sejmowej komisji na temat „Trzy lata działalności PiS w obszarze obrona narodowa” zostało zwołane na wniosek Platformy Obywatelskiej. 

 

Zdaniem posłów opozycji, rząd w niewystarczający sposób prowadzi politykę obronną. – Obecne kierownictwo MON dokonało niesłychanego spustoszenia kadrowego. Z wojska musieli odejść niemal wszyscy dowódcy wyższego szczebla, począwszy od szefa Sztabu Generalnego WP, przez inspektorów rodzajów sił zbrojnych, aż po dowódców związków taktycznych – mówił Czesław Mroczek, były wiceszef MON, a obecnie wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Według posła, za rządów PiS doszło do „zaciągu ludzi niedoświadczonych, których symbolem jest Bartłomiej M.” – Nastąpiły też ogromne opóźnienia w przyjmowaniu dokumentów planistycznych. Nie ma szczegółowych kierunków rozwoju sił zbrojnych, nie wydano również aktualnych planów dotyczących modernizacji armii, do dziś nie ma dokumentu dotyczącego przygotowań pozamilitarnych w przypadku kryzysu – zarzucał poseł Mroczek.

Były wiceminister obrony uważa, że część programów realizowana jest z opóźnieniem lub została zawieszona. Poseł podkreślał, że zrezygnowano m.in. z kupna 50 śmigłowców Caracal, systemu zarządzania polem walki dla Rosomaków, powietrznych systemów bezzałogowych, pozyskania okrętów nawodnych oraz podwodnych. Czesław Mroczek skrytykował też podpisanie umowy na dostawę dla wojsk specjalnych czterech maszyn Black Hawk. – Te śmigłowce mogą być używane do transportu, ale na pewno nie na potrzeby wojsk specjalnych, bo nie spełniają wymogów operacyjnych. Ten zakup ma się nijak do potrzeb sił zbrojnych. Mamy do czynienia z działaniami pozornymi, gdyż wojsko potrzebuje kilkudziesięciu śmigłowców, a nie kilku – przekonywał poseł opozycji. Dodał, że nie rozumie, dlaczego strona rządowa jednocześnie nie wynegocjowała korzystnego dla polskiego przemysłu obronnego offsetu. Brak oferty skierowanej do rodzimych zakładów zbrojeniowych poseł Mroczek wytknął także w przypadku umowy na dostawę systemu HIMARS, którą w ubiegłym tygodniu przedstawiciele MON podpisali z Amerykanami.

Posłowie PO zwrócili też uwagę na zbyt wysokie – ich zdaniem – koszty zakupu samolotów dla VIP-ów. – Na ten cel zarezerwowano 1 mld 700 tys. zł, tymczasem maszyny kupiono za ponad 3 mld 200 tys. zł – mówili politycy Platformy. 

Na zarzuty opozycji odpowiadał wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz. Zapewniał posłów, że rząd od trzech lat konsekwentnie zwiększa nakłady na obronność, zawiera umowy mające na celu modernizację armii oraz wzmacnia potencjał sił zbrojnych chociażby przez tworzenie wojsk obrony terytorialnej. – Docelowo w 17 brygadach WOT będzie służyć 53 tys. żołnierzy – mówił wiceminister. Dodał, że MON odbudowuje potencjał militarny na ścianie wschodniej, m.in. tworząc nową dywizję. – Za rządów PO–PSL dowódcy dostawali nagrody, gdy likwidowali poligony – wypominał Wojciech Skurkiewicz. Podkreślił, że trwa kampania „Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej”, której celem jest zachęcenie do rozpoczęcia służby w wojsku. – Od początku tej akcji aż 7 tys. osób złożyło wnioski o przyjęcie do armii – mówił.

Wiceminister poinformował, że resort obrony nie tylko dąży do zwiększenia liczebności armii, lecz także przeznacza większe kwoty niż rząd PO–PSL na wynagrodzenia dla żołnierzy i pracowników wojska. – Wynagrodzenia wzrosły o średnio 200 zł, a kolejne planowane podwyżki wyniosą około 300 zł – mówił Wojciech Skurkiewicz.

Jakie najważniejsze umowy zostały podpisane przez MON w ciągu ostatnich trzech lat? – Od grudnia 2015 roku do chwili obecnej podpisaliśmy 424 umowy na kwotę ponad 52 mld zł – mówił wiceszef MON. – Tylko w ciągu pierwszych dwóch lat zostało podpisanych 250 umów na modernizację polskiego wojska, z czego aż 160 zostało skierowanych do polskich zakładów – dodał. Do najważniejszych umów wiceminister Skurkiewicz zaliczył: kontrakt na dostawę systemu obrony powietrznej Patriot oraz dywizjonu artylerii rakietowej HIMARS, zakup czterech śmigłowców S-70i Black Hawk. – Kupiliśmy także armatohaubice Kraby, samobieżne moździerze Rak, Orliki, zestawy przeciwlotnicze Poprad, radary średniego zasięgu oraz 900 ciężarówek na podwoziu Jelcza i 20 tysięcy pistoletów Vis. Podjęliśmy też decyzję o przyspieszeniu programu „Harpia”, który zakłada kupno nowego myśliwca wielozadaniowego – wymieniał.  

Bartosz Kownacki, który był wiceministrem obrony, gdy resortem kierował Antoni Macierewicz, zarzucił posłom PO, że nie prowadzą dyskusji merytorycznej. – Krytykujecie, że samoloty dla VIP-ów kosztowały więcej niż zakładaliśmy, ale uważam, iż partia, która anulowała przetarg na zakup maszyn dla najważniejszych osób w państwie, nie ma moralnego prawa wypowiadać się na ten temat. Nie po tym, co się stało w kwietniu 2010 roku – przekonywał Bartosz Kownacki. Dodał, że według sondaży badających nastroje w wojsku, obecnie żołnierze lepiej oceniają stan sił zbrojnych niż za poprzedniego rządu. 

 

 

 

 

 

 

BEZPIECZEŃSTWO ZA GRANICĄ

 

 

 

Putin grozi USA, jeśli rozmieszczą rakiety w Europie i straszy zbrojeniami

PAP, agkm, 20.02.2019 14:00

 

Bieda w Rosji, nowe uzbrojenie takie jak rakieta Cyrkon, czy "wchodzące do produkcji seryjnej”  Sarmaty, Awangardy, relacje ze Stanami Zjednoczonymi i traktat o pociskach średniego zasięgu – to niektóre tematy dorocznego przemówienia Władimira Putina do Zgromadzenia Federalnego. Putin groził też, że Rosja odpowie na ewentualne rozmieszczenie rakiet USA w Europie.

 

Władimir Putin mówił m.in. o zbrojeniach. Powiedział, że nowa "ponaddźwiękowa” rakieta Cyrkon będzie mogła być rozmieszczana na okrętach, także podwodnych, tych, które wejdą do służby i tych już na uzbrojeniu marynarki wojennej. Ich prędkość ma wynoscić 9 machów – cytuje Ria Novosti. Prezydent Rosji oznajmił, że pocisk Kindżał i działo Pierieswiet już pokazały swoją efektywność, a próby pocisku Buriewiestnik i Posejdona przechodzą pomyślnie.

Oświadczył również, że zbudowanie ponadźwiękowego systemu Awangard można porównać do "stworzenia pierwszego sztucznego satelity Ziemi" - odnotowuje z ironią portal Meduza.

Putin zadeklarował też, że flota otrzyma nowe okręty podwodne w liczbie siedmiu.

 

Relacje z USA

Putin oznajmił, że Rosja nie dąży do zaostrzenia relacji z USA, a USA szkodzą sobie same przez antyrosyjską politykę. 

Oświadczył, że Rosja nie ma zamiaru rozmieścić jako pierwsza rozmieszczać amerykańskich rakiet w Europie, ale, jak stwierdził Putin, jeśli zrobią to USA, nie zostanie to bez odpowiedzi, bo mocno zaostrzy to sytuację i jest to zagrożenie dla Rosji;  Moskwa w takim przypadku weźmie pod uwagę sposoby symetrycznej i asymetrycznej odpowiedzi na rozmieszczenie rakiet USA w Europie – wynika ze słów Putina.

W razie ewentualnego zagrożenia, "Rosja będzie zmuszona stworzyć i rozlokować takie rodzaje uzbrojenia, które mogą zostać wykorzystane nie tylko w stosunku do tych terenów, z których będzie pochodziło bezpośrednie zagrożenie, ale także wobec tych, gdzie znajdują się centra podejmowania decyzji o użyciu zagrażających nam kompleksów rakietowych - oświadczył rosyjski prezydent.

Według części niezależnych ekspertów, Rosja od dawna narusza międzynarodowe traktaty rozbrojeniowe. Eksperci wskazują również, że polityka zagraniczna Władimira Putina opiera się na agresji wobec sąsiadów, podejmowaniu prób destabilizacji sytuacji na świecie, a także na rozpowszechnianiu niedających się sprawdzić informacji o rosyjskim potencjale wojskowym. 

Putin oznajmił, że pokłada nadzieję w rozwoju relacji z Chinami i Indiami.

Ma też nadzieję, że UE podejmie realne działania na rzecz poprawy relacji z Rosją.

 

O Białorusi mało, o aresztowanym biznesmenie - nic

Gospodarz Kremla wspomniał także, ze Rosja opowiada się za pogłębianiem współpracy z Białorusią w ramach Państwa Związkowego, w tym za "ściślejszą koordynacją w sferze polityki zagranicznej" i w gospodarce.

Przed orędziem dziennik gospodarczy "Wiedomosti" jako jego "główną intrygę" oceniał to, czy Putin skomentuje głośne aresztowanie amerykańskiego biznesmena Michaela Calveya. Rosyjski prezydent wspomniał, omawiając postulaty gospodarcze, że rzetelny biznes nie powinien stale "odczuwać ryzyka postępowania karnego". Nie wymienił przy tym konkretnych nazwisk.

Przemówienie do Zgromadzenia Federalnego, połączonych obu izb parlamentu, prezydent Rosji Władimir Putin rozpoczął od spraw socjalnych. Mówił o konieczności poprawy warunków społecznych, wskaźników demograficznych, potrzebie walki z biedą. Zaproponował m.in. wprowadzenie wakacji hipotecznych, ulg hipotecznych i podatkowych dla wielodzietnych rodzin, podniesienie zasiłków na dzieci, ochronie zdrowia. 

Putin przemawiał około półtorej godziny. 

 

 

 

Ludzie Trumpa próbowali sprzedać Arabii Saudyjskiej technologię nuklearną. Kongres USA wszczął śledztwo

GAZETA WYBORCZA, Robert Stefanicki, 21 lutego 2019

 

Pod pretekstem planu pomocy dla Bliskiego Wschodu deweloperzy i generałowie z otoczenia prezydenta USA usiłują wybudować Saudom elektrownie atomowe - a przy okazji znieść sankcje na Rosję.

 

Nowy raport kierowanej przez Demokratów komisji parlamentarnej opiera się na zeznaniach „sygnalistów”, którzy zgłosili „starania wewnątrz Białego Domu, aby pośpiesznie przekazać technologię nuklearną Arabii Saudyjskiej bez wymaganej zgody Kongresu, co może naruszać ustawę o energii atomowej”. A także, dodano, rodzi ryzyko wywołania wyścigu zbrojeń nuklearnych w regionie i destabilizacji Bliskiego Wschodu.

 

Stoją za tym ludzie Donalda Trumpa

W raporcie jest mowa o komercyjnym lobbingu na rzecz budowy elektrowni jądrowych, na czym zaangażowane podmioty zarobiłyby miliardy dolarów. Ludzie z rządu Trumpa kontaktowali się z właścicielami firm zdolnych przeprowadzić takie inwestycje. Padają nazwiska sekretarza energii Ricka Perry’ego, zięcia prezydenta Jareda Kushnera, dewelopera i bliskiego współpracownika Trumpa Toma Barracka oraz byłego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Michaela Flynna.

Warto zatrzymać się przy tym ostatnim. Flynn został uznany za winnego kłamstw w sprawie swoich kontaktów z Rosjanami podczas kampanii prezydenckiej, gdy był doradcą Trumpa. W 2017 r. Reuters dotarł do dokumentów, które łączyły Russiagate z nuklearyzacją Arabii Saudyjskiej. Flynn, za pośrednictwem firmy konsultingowej ACU Strategic Partners, miał proponować wart 45 mld dol. kontrakt na budowę reaktorów w Arabii ukraińskiej firmie państwowej Turboatom. W zamian za to – i za pożyczki z petromonarchii – Ukraina miałaby się zgodzić na zdjęcie z Rosji sankcji. W kontrakcie miała też brać udział rosyjska firma OMZ OAO.

Donald Trump był „bezpośrednio zaangażowany” w ten pomysł. Nieoficjalnie wiadomo, że specjalny prokurator Robert Mueller, który bada związki otoczenia Trumpa z Rosją, nie podjął tego wątku.

 

Kto ma w tym interes

W raporcie czytamy, że IP3 International, prywatna firma kierowana przez byłych wojskowych, stworzyła konsorcjum do budowy „kilkudziesięciu elektrowni atomowych” w Arabii. Zaangażowane były ACU Strategic Partners, Colony NorthStar należąca do Toma Barracka, a także Flynn Intel Group należąca do Michela Flynna.

Flynn wpisał budowę reaktorów w tzw. Plan Marshalla dla Bliskiego Wschodu, zaproponowany niegdyś przez innego generała Johna Allena, który za Obamy kierował wojną z Państwem Islamskim. Allen powiedział, że nie wystarczy zwalczać ekstremistów, trzeba Bliski Wschód rozwinąć gospodarczo. Za rządów Trumpa ta koncepcja wzbogaciła się o wątek współpracy z Putinem: uwolniona od sankcji Rosja i USA razem miały rozwijać gospodarki regionu. A w rzeczywistości – cytat z raportu Kongresu – był to „pomysł kilku generałów, jak zarobić pieniądze”.

Komisja nadzoru Izby Reprezentantów poinformowała o wszczęciu dochodzenia. Raport podkreśla, że jest ono ważne, bo „próby transferu wrażliwej technologii, jak się wydaje, trwają nadal”. Śledztwo Kongresu ma zbadać, czy rząd działa w interesie Stanów Zjednoczonych czy w prywatnym.

 

Do czego ten atom

Żeby zrozumieć, o co w tej aferze chodzi, trzeba nakreślić tło geopolityczne...

Arabia Saudyjska twierdzi, że chce zdywersyfikować źródła energii, dlatego potrzebuje elektrowni atomowych. Wydaje się to z gruntu podejrzane, bo kraj ten dysponuje olbrzymimi złożami ropy naftowej, które prędko się nie wyczerpią

Podobna sytuacja była z Iranem, który zapewniał, że reaktory (wybudowane przez Rosję i Francję) są mu potrzebne wyłącznie w celach pokojowych. Iranowi świat nie uwierzył, stąd wieloletnie międzynarodowe wysiłki, by nakłonić rząd w Teheranie do podpisania porozumienia, które zamrozi jego „pokojowy” program atomowy w zamian za zniesienie sankcji. Udało się to cztery lata temu, jednak w 2018 r. Donald Trump umowę zerwał i przywrócił sankcje na Iran. Istnieje obawa, że teraz ajatollahowie powrócą do wzbogacania uranu, a wtedy, według najśmielszych szacunków, bombę atomową pozyskają w niecały rok.

Tu wracamy do Arabii Saudyjskiej. Jest ona z Iranem, swym największym rywalem, w coraz ostrzejszym konflikcie. Natomiast dla Trumpa Saudowie są obok Izraela największym sojusznikiem w regionie, jeśli nie na całym świecie. Jednym z najsilniejszych spoiw sojuszu Waszyngton-Rijad-Jerozolima jest nienawiść do Iranu. Perspektywa broni atomowej w rękach rywali jest Saudom bardzo niemiła. Faktyczny władca Arabii książę Muhammed bin Salman rok temu powiedział, że jeśli Iran ją pozyska, Arabia pójdzie w jego ślady.

 

Ugłaskać Palestyńczyków

Trump nie ukrywa poparcia dla budowy reaktorów na Bliskim Wschodzie. Ostatnio 12 lutego spotkał się z deweloperami zajmującymi się realizacją takich inwestycji. Jednak niekoniecznie chodzi mu o Iran, motywy są bardziej złożone.

Jego doradca ds. bliskowschodnich Jared Kushner jeździ teraz po krajach regionu i namawia rządy do przyjęcia planu pokojowego dla Palestyńczyków. Nie został on jeszcze ujawniony, ale mówi się, że Arabia Saudyjska ma w nim kluczowe miejsce, jako skarbnik całego przedsięwzięcia – petrodolary mają osłodzić Palestyńczykom ustępstwa polityczne wobec Izraela. Możliwe, że transfer technologii nuklearnej jest ceną za przystąpienie Rijadu do „dealu stulecia”, jak go nazwał Trump.

Parlamentarzyści z obu partii nie podzielają miłości Trumpa do Saudów, zwłaszcza odkąd wyszły na jaw szczegóły zabójstwa na zlecenie Rijadu dziennikarza dysydenta Jamala Khashoggiego, rezydenta USA. Kongres odnosi się krytycznie również do pomysłu sprzedaży Arabii reaktorów. W lutym senatorzy wprowadzili projekt rezolucji (niewiążącej), która zakazuje transferu technologii nuklearnej do Arabii bez uzyskania gwarancji, że Saudyjczycy nie będą przetwarzać zużytego paliwa, co jest etapem do pozyskania broni nuklearnej.

Administracja Baracka Obamy próbowała wprowadzić taki wymóg, ale Rijad odmówił. Arabia Saudyjska już ogłosiła przetarg na budowę reaktorów, ma on zostać rozstrzygnięty w tym roku. Na krótkiej liście są wykonawcy z USA, Korei Południowej, Francji, Chin i Rosji.

 

Przyjaźń z nuklearnym Pakistanem

Dodajmy, że aby wejść w posiadanie broni nuklearnej, Arabia Saudyjska wcale nie musi polegać na USA. Ma coraz bliższe stosunki z nuklearnym Pakistanem – w połowie lutego był tam książę Muhammed i obiecał inwestycje o wartości 20 mld dol.

A sojusznikiem Pakistanu są nuklearne Chiny. Ostatnie zdjęcia satelitarne pokazały, że pod Rijadem zbudowano fabrykę silników do rakiet na paliwo stałe – to najlepszy środek transportu głowic nuklearnych. Według Michaela Ellemana, eksperta od broni rakietowej z Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych, jest niemal pewne, że została ona zaprojektowana, postawiona i wyposażona przez jakiegoś zewnętrznego wykonawcę. Najbardziej przypomina chińską fabrykę rakiet w Lantian.

 

 

 

 

UE coraz mocniej myśli o obronie Europy

DEUTSCHE WELLE, Bartosz Wieliński, 20.02.2019

 

Przedstawiciele europarlamentu i krajów UE doszli do ugody co do Europejskiego Funduszu Obronnego, który ma wyłożyć aż 13 mld euro na sektor obronny. To popierany przez NATO element autonomii strategicznej Europy.

 

Negocjacje europosłów, przedstawicieli Rady UE oraz Komisji Europejskiej zakończyły się w nocy z wtorku na środę. - Europejski Fundusz Obronny będzie wspierać innowacje i współpracę w europejskim sektorze obronności, by Europa skorzystała z najnowocześniejszych technologii obronnych i sprzętu w tak nowatorskich dziedzinach, jak sztuczna inteligencja, oprogramowania szyfrujące, technologie dronów czy łączność satelitarna – powiedziała komisarz UE Elżbieta Bieńkowska pilotująca ten projekt w Komisji Europejskiej. Kompromis musi być jeszcze przegłosowany przez cały Parlament Europejski i unijnych ministrów w Radzie UE.

Europejski Fundusz Obronny (EFO) ma dysponować – to musi być jeszcze potwierdzone w negocjacjach budżetowych – około 13 mld euro w okresie 2021-27, które będą wydawane na dotacje do badań i do projektowania w sektorze obronnym, na współfinansowanie prototypów oraz pokrywanie większości kosztów testowania wybranych nowych projektów. Współfinansowanie z EFO powinno wygenerować nowej inwestycje w obronność o łącznej wartości około 50 mld euro (w budżetowej siedmiolatce 2021-27), czyli około 10 proc. obecnych wydatków krajów Unii.

Zasady wspólnego rynku UE mają ograniczony wpływ na przemysł obronny w Unii, bo wiele krajów Unii zazdrośnie strzeże swych przedsiębiorców, a z kolei ci korzystają ze prawnych wyjątków dla zamówień publicznych w dziedzinie zbrojeń. Komisja Europejska szacuje, że brak współpracy przemysłów obronnych w UE przynosi roczną stratę od 25 do 100 mld euro wskutek m.in. braku wykorzystania efektu skali rynku unijnego i braku wspólnych norm. A brak tych wspólnych standardów przeszkadza w walce z duplikowaniem sprzętu czy też w składaniu wspólnych zamówień na broń i sprzęt wojskowy nawet przez sojuszników z NATO. Dlatego jednym z zadań EFO jest przełamywanie tych barier – dotacje z budżetu UE będą zastrzeżone dla projektów międzynarodowych – opartych na współpracy co najmniej trzech przedsiębiorstw z co najmniej trzech państw członkowskich.

W obecnym budżecie UE już działa program pilotażowy wobec EFO. I w jego ramach bardzo duże szanse na dofinansowanie ma m.in. francusko-niemiecko-włosko-hiszpański dron wojskowy MALE. Decyzja powinna zapaść jesienią tego roku.

 

Pomogli Polacy

Stworzenie EFO, do czego od dawna parli Francuzi, to także polityczna odpowiedź Unii na presję Stanów Zjednoczonych, by Europa brała na siebie więcej kosztów własnej obrony. Projekt prezentowany przez Bieńkowską był negocjowany ze strony Parlamentu Europejskiego m.in. przez Jerzego Buzka (PO) i Zdzisława Krasnodębskiego (PiS). – Gdyby główny ciężar był na Francuzach albo Niemcach, to być może byłyby mniejsze szanse na sukces. Pojawiłby się oskarżenia, że robią to tylko w interesach własnego przemysłu. A za sprawą tylko Polaków było jaśniejsze, że chodzi o coś więcej. I że to nie jest pomysł wymierzony w NATO – tłumaczy nasz rozmówca w instytucjach UE. Przepisy EFO są skrojone także pod potrzeby firm zbrojeniowych o takiej strukturze, jak Polska Grupa Zbrojeniowa.

Spory podczas prac nad EFO wywoływała kwestia dostępu krajów spoza Unii do współpracy w projektach dofinansowanych przez UE. Lobbowali Amerykanie, a z kolei europejski przemysł już zastanawia się, jak zachować pobrexitowe więzy z przedsiębiorstwami z Wysp. Stanęło na tym, że unijne firmy-córki przedsiębiorstw spoza Unii będą mogły uczestniczyć w projektach finansowanych przez EFO, jeśli kraje UE stwierdzą, że nie zagraża to bezpieczeństwu obiegu informacji i dostaw spoza Europy. Po spełnieniu tych samych kryteriów firmy spoza UE (np. Amerykanie bez firmy spółki w UE) będą mogły będą mogły współinwestować w taki projektu, ale już bez prawa do sięgania po pieniądze z budżetu UE.

 

Unia łamie tabu wojskowe

Wejście instytucji UE (poprzez unijny budżet) w przemysł obronny to – wywołane m.in. nowymi zagrożeniami dla Europy - łamanie wieloletniego tabu zakazującego mieszania Unii z wojskowości. Część europosłów domagała się obwarowania projektów EFO wymogiem pozytywnej oceny specjalnej rady etycznej, ale ostatniej nocy w negocjacjach stanęło na wymogu przestrzegania zasad etycznych, na których już teraz opiera się prawa międzynarodowe. – Prawicowa większość doszła do porozumienia z Radę UE, które pozwoli EFO na wydawania miliardów euro na przemysł obronny bez udziału Parlamentu Europejskiego – narzekał Reinhard Bütikofer z klubu zielonych. W Brukseli coraz więcej mówi się też o wojskowych zastosowaniach dla unijnego systemu nawigacji satelitarnej Galileo, który zasadniczo tworzono dla celów cywilnych.

 

 

 

UE da miliardy na obronność. "Tabu złamane", także dzięki Polakom

GAZETA WYBORCZA, Tomasz Bielecki, Bruksela, 21 lutego 2019

 

Jest zgoda europarlamentu i krajów UE: Europejski Fundusz Obronny wyłoży aż 13 mld euro na sektor obronności. To popierany przez NATO element autonomii strategicznej Unii.

Czytasz ten artykuł, bo masz prenumeratę Wyborczej. Dziękujemy

 

Negocjacje europosłów, Rady UE i Komisji Europejskiej zakończyły się w nocy z wtorku na środę. – Europejski Fundusz Obronny będzie wspierać innowacje i współpracę w europejskim sektorze obronności, by Europa skorzystała z najnowocześniejszych technologii w takich dziedzinach, jak: sztuczna inteligencja, oprogramowania szyfrujące, technologie dronów czy łączność satelitarna – powiedziała komisarz Elżbieta Bieńkowska pilotująca ten projekt w Komisji. Kompromis musi być jeszcze przegłosowany przez cały europarlament i unijnych ministrów w Radzie UE.

 

Aż 10 proc. obecnych wydatków krajów Unii

EFO ma dysponować ok. 13 mld euro w okresie 2021-27 – będą wydawane na dotacje do badań i do projektowania, na współfinansowanie prototypów oraz pokrywanie większości kosztów ich testowania.

Współfinansowanie z EFO powinno wygenerować inwestycje w obronność o łącznej wartości ok. 50 mld euro (w budżetowej siedmiolatce 2021-27), czyli 10 proc. obecnych wydatków krajów Unii.

Zasady wspólnego rynku UE mają ograniczony wpływ na przemysł obronny w Unii, bo wiele krajów zazdrośnie strzeże swych przedsiębiorców, a ci z kolei korzystają z prawnych wyjątków dla zamówień publicznych w zbrojeniach. Komisja szacuje, że brak współpracy przemysłów obronnych w UE przynosi roczną stratę do 100 mld euro wskutek m.in. braku wykorzystania efektu skali rynku unijnego i braku wspólnych norm. A brak tych standardów przeszkadza w walce z duplikowaniem sprzętu czy w składaniu wspólnych zamówień na sprzęt wojskowy nawet przez sojuszników z NATO. Dlatego jednym z zadań EFO jest przełamywanie tych barier – dotacje z budżetu UE będą zastrzeżone dla projektów opartych na współpracy co najmniej trzech firm z co najmniej trzech państw członkowskich.

 

Odpowiedź na presję Amerykanów

Stworzenie EFO, do czego od dawna parli Francuzi, to także odpowiedź Unii na presję USA, by Europa brała na siebie więcej kosztów własnej obrony. Projekt prezentowany przez Bieńkowską był negocjowany ze strony PE m.in. przez Jerzego Buzka (PO) i Zdzisława Krasnodębskiego (PiS).

– Gdyby główny ciężar był na Francuzach albo Niemcach, to być może byłyby mniejsze szanse na sukces. Pojawiłyby się oskarżenia, że robią to tylko w interesie własnego przemysłu. A za sprawą Polaków było jaśniejsze, że chodzi o coś więcej. I że to nie jest pomysł wymierzony w NATO – tłumaczy nasz rozmówca w instytucjach UE.

Przepisy EFO są skrojone także pod potrzeby firm zbrojeniowych o takiej strukturze jak Polska Grupa Zbrojeniowa.

Spory wywoływała kwestia dostępu krajów spoza Unii do współpracy w projektach. Lobbowali Amerykanie, a z kolei europejski przemysł już się zastanawia, jak zachować pobrexitowe więzy z firmami z Wysp. Stanęło na tym, że unijne firmy-córki przedsiębiorstw spoza Unii będą mogły uczestniczyć w projektach finansowanych przez EFO, jeśli kraje UE stwierdzą, że nie zagraża to np. bezpieczeństwu obiegu informacji. Po spełnieniu tych samych kryteriów firmy spoza UE (np. Amerykanie bez firmy w UE) będą mogły współinwestować w taki projekt, ale już bez prawa do sięgania po pieniądze z budżetu UE.

 

Tabu złamane

Wejście instytucji UE (poprzez unijny budżet) w przemysł obronny to – wywołane m.in. nowymi zagrożeniami dla Europy – łamanie wieloletniego tabu. Część europosłów domagała się obwarowania projektów EFO wymogiem pozytywnej oceny specjalnej rady etycznej, ale stanęło na wymogu przestrzegania zasad etycznych, na których już teraz opiera się prawa międzynarodowe. – Prawicowa większość doszła do porozumienia z Radą UE, które pozwoli EFO na wydawanie miliardów na przemysł obronny bez udziału PE – narzekał Reinhard Bütikofer z klubu Zielonych.

W Brukseli mówi się teraz o wojskowych zastosowaniach dla unijnego systemu nawigacji satelitarnej Galileo, który zasadniczo tworzono dla celów cywilnych.

 

 

 

Okręty wojenne NATO weszły na Morze Czarne. Wśród nich znów USS Donald Cook

PORTAL STOCZNIOWY.pl, km, Luty 21, 2019

 

19 lutego niszczyciel rakietowy USS Donald Cook (typu Arleigh Burke) wraz z okrętami NATO-wskiej Standing Mine Countermeasures Group 2 (SNMCMG2) wszedł do akwenu Morza Czarnego. Jest to druga od początku roku wizyta tej amerykańskiej jednostki w rejonie i wskazuje na duże zainteresowanie tym akwenem przez Stany Zjednoczone, szczególnie od kryzysu z udziałem ukraińskiej marynarki wojennej z listopada 2018 roku.

 

– Każda wizyta w tym miejscu daje nam wyjątkową możliwość współpracy z naszymi regionalnymi partnerami morskimi – powiedział dowódca USS Donald Cook komandor Matthew J. Powel. – Zarówno załoga, jak i ja sam oczekujemy na doświadczenie bogatej historii i kultury tego regionu – dodał Powel.

Jak wynika z informacji ze strony amerykańskiej, jednostka zmierza do portu w Odessie, gdzie będzie miała czasowy postój. Tego samego dnia, co okręt US Navy, na Morze Czarne weszły również jednostki niemiecka i turecka – zaopatrzeniowiec FGS Werra i niszczyciel min TCG Akçakoca, będące częścią SNMCMG2. Oba okręty spędziły pewien czas w Stambule, zanim wróciły do realizacji zadań. Po dotarciu na Morze Czarne dołączył do nich bułgarski poszukiwacz min BGS Tsibar, a wkrótce uczyni to również rumuński niszczyciel min ROS Lt. Lupu Dinescu.

Jednostki z SNMCMG2 w dniach 22-25 lutego odwiedzą Warnę w Bułgarii, a następnie wyruszą do Konstancy w Rumunii. Z tego portu okręty rozpoczną na początku marca ćwiczenia ze zdolności zwalczana min morskich pod nazwą Poseidon 2019.

O pierwszej w tym roku wizycie niszczyciela Donald Cook pisaliśmy na łamach naszego portalu tutaj. W owym czasie jego obecność była traktowana jako element zaangażowania USA w regionie i tym razem jest podobnie. Oprócz tej jednostki, na początku stycznia na Morze Czarne zawitał też okręt desantowy typu Whidbey Island USS Fort McHenry (LSD 43), o czym informowaliśmy w tym miejscu.

Chociaż póki co brak komentarza ze strony rosyjskiej, można domniemywać, że podobnie jak w przypadku poprzedniej wizyty amerykańskiego niszczyciela na Morzu Czarnym, także i teraz będzie on bacznie obserwowany.

 

 

 

Pokaz siły USA pod nosem Rosji

GAZETA POLSKA CODZIENNIE, Aleksander Kłos, numer 2260 - 21.02.2019

 

Kolejna amerykańska jednostka wpłynęła na Morze Czarne. USA wspierają w ten sposób Ukrainę i ostrzegają Rosję przed próbą przejęcia kontroli nad tym akwenem, które jest terytorium należącym do obu państw.

 

 

Amerykański niszczyciel rakietowy USS Donald Cook, który jest uzbrojony m.in. w pociski manewrujące Tomahawk, zawinie do Odessy 25 lutego. Jednostka znajduje się już na Morzu Czarnym. Do obserwacji okrętu Moskwa wysłała mały okręt rakietowy Oriechowo-Zujewo i okręt zwiadowczy Iwan Churs. USS Donald Cook bierze oficjalnie udział w operacji na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa w regionie i wzmocnienia gotowości bojowej wraz z sojusznikami NATO i partnerami w regionie. Wysłanie przez Waszyngton niszczyciela świadczy o tym, że nie godzi się on na kolejne siłowe rozwiązanie przez Kreml w tym regionie.

Po tym, jak pod koniec listopada zeszłego roku siły rosyjskie ostrzelały trzy małe okręty ukraińskie, które próbowały przepłynąć z Morza Czarnego na Morze Azowskie, i zatrzymały 24 marynarzy, Moskwa dąży do przejęcia kontroli nad tym akwenem i zablokowania pracy ukraińskich portów w Mariupolu i Berdiańsku

 

 

 

 

 

W WOJSKU I SŁUŻBACH MUNDUROWYCH

 

 

 

Dowództwo wielonarodowej dywizji w nowej siedzibie

POLSKA-ZBROJNA.pl, Krzysztof Wilewski, 20.02.2019, godz. 11:13

 

Na początku lutego dowództwo Wielonarodowej Dywizji Północny Wschód z Elbląga przeniosło się do nowego kompleksu. Tworzy go wyremontowany stary budynek sztabu 16 Dywizji wraz z dobudowanym skrzydłem. Siedziba została dostosowana do natowskich norm bezpieczeństwa sieci dowodzenia i łączności. Koszt inwestycji to prawie 120 mln zł.

 

Sztab Wielonarodowej Dywizji Północny Wschód to ponad 280 żołnierzy z 15 państw. Do tej pory oficerowie ulokowani byli w niewielkich koszarach przy ulicy Łęczyckiej w Elblągu. Od dwóch tygodni dowództwo urzęduje już przy ulicy Podchorążych. Nowa siedziba ma prawie 5 tys. m2 i składa się z dwóch części. Pierwszą tworzy wyremontowany budynek, w którym jeszcze trzy lata temu ulokowany był sztab 16 Dywizji Zmechanizowanej. Druga to dobudowane skrzydło, którego rozkład jest lustrzanym odbiciem starej części budynku. Kompleks został wyposażony w teleinformatyczne sieci dowodzenia i łączności spełniające wyśrubowane natowskie normy w zakresie bezpieczeństwa. Firmą odpowiedzialną za przeprowadzenie prac była firma AMW Sinevia.

Jak podkreślają przedstawiciele Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych RP, który nadzorował budowę, była to jedna z najbardziej skomplikowanych pod względem prawnym inwestycji realizowanych przez polską armię od czasu budowy w Bydgoszczy Centrum Szkolenia Sił Połączonych NATO (JFTC). – W odróżnieniu od JFTC, które powstawało dzięki środkom Sojuszu, tutaj za budowę płaciliśmy w całości my. Natomiast za instalacje i urządzenia zapłaciło NATO i to Sojusz jest ich właścicielem – wyjaśnia gen. dyw. Dariusz Łukowski, szef Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych.

Inwestycja, której koszt na początku szacowano na nieco ponad 44 mln zł, ostatecznie zamknęła się w kwocie prawie 120 mln zł. Generał wyjaśnia, że wzrost wydatków wynika z tego, że niemal na każdym etapie budowy pojawiały się problemy. Już na początku okazało się, że zabytkowy budynek, w którym mieścił się niedawno sztab 16 Dywizji, wymaga większych nakładów, niż zakładano. Planowano wymianę pokrycia dachu i przebudowę ścian działowych, jednak po rozpoczęciu prac okazało się, że do wymiany jest nie tylko cały dach wraz z więźbą, ale również ściany nośne, które były popękane.

Gen. Dariusz Łukowski dodaje, że koszty inwestycji rosły nie tylko przy remoncie, ale także budowie nowej części budynku. – Warunki wodno-gruntowe terenu, na którym miało stanąć nowe skrzydło, okazały się zupełnie inne niż zakładano. Zamiast tradycyjnego fundamentu musieliśmy wykonać drogi, tak zwany pływający fundament – wyjaśnia generał. – Jakby tego było mało, trzeba było przeprowadzić ekshumacje, gdyż okazało się, że w tym miejscu był kiedyś cmentarz wojenny – dodaje.

Przedstawiciele Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych podkreślają, że budynek sztabu, mimo problemów i dodatkowych kosztów, udało się wznieść i wyposażyć w natowskie systemy i urządzenia, zaledwie w ciągu jednego roku. – Od oficerów z innych państw NATO wielokrotnie słyszałem w tej sprawie słowa niedowierzania – podkreśla gen. Łukowski.

Wielonarodowa Dywizja Północny Wschód powstała w marcu 2017 roku. Tworzy ją prawie 300 żołnierzy reprezentujących 15 armii NATO. Zadaniem jednostki jest koordynacja funkcjonowania i szkolenia batalionowych grup bojowych, które stacjonują na wschodniej flance Sojuszu.

 

 

 

 

O PRZEMYŚLE OBRONNYM I SPRZĘCIE

 

 

 

 

Niemieckie rakiety na radarach polskiej „Narwi”

RP.pl, Zbigniew Lentowicz, 20.02.2019, 19:55

 

Polscy łowcy technologii dla przyszłej przeciwlotniczej tarczy krótkiego zasięgu „Narew” mogą już wziąć na radary nowy rakietowy system Falcon. Żądłem zestawu jest niemiecki pocisk IRIS –T.

 

Kierowana rakieta produkowana przez Diehl Defence nie jest nową konstrukcją, pod skrzydła ciężkich myśliwców Tornado w Luftwaffe trafiła już w 2005 roku. Przed pięciu laty wystrzeliwany z wyrzutni lądowych zmodyfikowany pocisk IRIS-T był także oferowany we wstępnej fazie przetargu na tarczę powietrzną krótkiego zasięgu w Polsce.

 

PRZYBYWA FALCON

W zupełnie nowej konfiguracji niemiecką rakietę przechwytującą zaprezentowano właśnie w Abu Zabi, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Zdaniem lidera konsorcjum producentów - zbrojeniowego giganta Lockheed Martin – uzbrojony w pociski IRIS –T zintegrowany przeciwlotniczy system Falcon ma być przygotowany do zwalczania nowych powietrznych zagrożeń krótkiego i średniego zasięgu. Za jakość zestawu odpowiadają renomowani producenci: niemiecki Diehl daje pocisk IRIS-T SLM o zasięgu 40 km i wyrzutnię pionowego startu z dookólnym, mobilnym radarem wykrywania celów powietrznych AESA Giraffe 4A szwedzkiej firmy Saab. System dowodzenia i kierowania ogniem SkyKeeper stworzyli Amerykanie. Lockheed Martin zapewnia, że otwarta architektura systemu Falcon umożliwia jego łatwą integrację z dowolnym centrum operacji powietrznych.

 

ODPOWIEDŹ NA ZAGROŻENIA

Takie zagrożenia, jak atak uderzeniowych (przenoszących uzbrojenie) dronów, pocisków manewrujących, które mogą uderzać z dowolnego kierunku, a także samolotów i śmigłowców zdolnych do przenoszenia uzbrojenia na większe odległości, wymagają specjalnych i technologicznie zaawansowanych rozwiązań. Dostarczy je system Falcon - zachwala Lockheed.

- Nasi zagraniczni klienci szukają rozwiązania nowej generacji dla obrony powietrznej krótkiego i średniego zasięgu. Falcon odpowiada na zagrożenia i jest gotowy już dzisiaj – twierdzi Scott Arnold, wiceprezes Lockheed Martin i wiceszef pionu zintegrowanej obrony powietrznej i przeciwrakietowej IAMD. – Falcon może być także przykładem skutecznej współpracy z klientami. To oni pomagali wykrywać potencjalne luki w systemach obronnych i szukać rozwiązań w celu szybkiego reagowania na dzisiejsze i przyszłe zagrożenia – dodaje Arnold.

 

HISTORIA PEWNEGO POCISKU

Naprowadzany na podczerwień pocisk IRIS-T, który jest „efektorem”, czyli orężem zestawu Falcon, powstawał jeszcze na początku lat 90 ubiegłego wieku. To wówczas po połączeniu państw niemieckich wraz z uzbrojeniem b. armii NRD do arsenałów Bundeswehry i Luftwaffe trafiła broń radzieckiej konstrukcji w tym kierowane pociski lotnicze R-73 Wympieł. Ich możliwości zrobiły wrażenie na inżynierach zza walącej się już Żelaznej Kurtyny. Można się domyślać, że niektóre rozwiązania rakiet R-73 zainspirowały niemieckich konstruktorów. To dlatego obecny pocisk przechwytujący IRIS – T jest wyjątkowo zwrotny, tę nadzwyczajna manewrowość zapewnia mu możliwość sterowania wektorowaniem ciągu, czyli wykorzystywaniem do zmiany kierunku lotu ruchomych dysz rakietowego silnika.

 

TECHNOLOGIE GAN W AKCJI

Zaletą zestawu firmy Diehl jest możliwość użycia wyrzutni pionowego startu (skraca to drogę pocisku do celu), a także zdolność do jednoczesnego zwalczania wielu wrogich obiektów w trudnych warunkach pogodowych. Produkowany przez firmę Saab radar z aktywnym skanowaniem fazowym (AESA) Giraffe 4A to już nowa generacja radiolokatorów wykorzystujących bardzo wydajne procesory produkowane w oparciu o technologie azotku galu. Lockheed Martin zapewnia, że przewagę nowej broni daje także system dowodzenia i kierowania walką Sky Keeper. Dla dowódców to źródło wiedzy o sytuacji na polu walki w tym dostarczanych w czasie rzeczywistym informacji o zbliżających się zagrożeniach.

 

 

 

Herculesy dla Polski. Pilnie potrzebne, ale jakie? [ANALIZA]

DEFENCE24, Juliusz Sabak, 20 lutego 2019, 16:29

 

Zmodernizowany C-130H Hercules należący do Wyoming Air National Guard’s 153rd Airlift Wing. Maszyna wyposażona jest w nowe silniki Rolls-Royce i ośmiołopatowe śmigła. Fot. US Air National Guard

 

Podczas uroczystego podpisania umowy dotyczące systemu HIMARS prezydent Duda zapowiedział kolejne zakupy sprzętu. - Myślę o śmigłowcach, myślę o kolejnych samolotach – i myśliwskich, i transportowych – powiedział, wywołując falę spekulacji. Okoliczności tej deklaracji jasno wskazują, że chodzi o maszyny produkcji amerykańskiej. Nie jest też tajemnicą, że wykorzystywane przez polskie lotnictwo pięć samolotów C-130E Hercules jest bardzo intensywnie eksploatowanych a ich resurs może się wyczerpać w ciągu 3 do 5 lat.

Na wyposażeniu 33. Bazy Lotnictwa Transportowego z Powidza znajduje się obecnie 5 średnich samolotów transportowych C-130E Hercules, które trafiły tam z USA w ramach programu FMF (Foreign Military Financing) a pochodziły zapasów US Air Force. Samoloty zostały przed dostawą zmodernizowane, co wraz z programem szkoleniowym i serwisem przez pierwszy rok eksploatacji zostało sfinansowane bezzwrotną pożyczką wysokości 98,4 mln dolarów z funduszu FMF. 24 marca 2019 roku minie 10 lat od kiedy pierwszy C-130E Hercules został dostarczony do Polski. Ostatnia maszyna trafiła do 33. Bazy Lotnictwa Transportowego trzy lata później, w sierpniu 2012 roku.

Po raz pierwszy polski C-130E został wykorzystany do misji zagranicznejw grudniu 2010, transportując pomoc humanitarną do dotkniętej powodzią Albanii. Przez dekadę służby samoloty tego typu były intensywnie wykorzystywane, wspierając zarówno misje zagraniczne, jak też relokacje polskich sił zbrojnych np. na ćwiczenia międzynarodowe w ramach NATO, gdzie często pozostające w cieniu Herculesy leciały wraz z myśliwcami F-16 Jastrząb. Wielokrotnie też transportowały polskich żołnierzy lub VIP-ów w rejony objęte wojną, takie jak Irak czy Afganistan. W okresie od lutego do kwietnia 2014 roku polskie maszyny poleciały do Republiki Środkowoafrykańskiej, gdzie wspierały armię francuską. Ze względu na zagrożenie w RŚA, samoloty operowały z bazy lotniczej w Orleania, regularnie przerzucając ładunki na odległość ponad 10 tys. km. C-130E Hercules poleciały również wraz z F-16 do Kuwejtu, skąd polskie myśliwce prowadziły operację przeciw ISIS.

 

Życie długie i intensywne

Pomimo tego, że polskie Herculesy zostały wyremontowane i zmodyfikowane przed dostawa, nie należy zapominać, że C-130E pozostają w służbie od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Polskie maszyny zostały zmodernizowane, m. in. poprzez przebudowę centropłatu, modernizację awioniki i instalację systemów samoobrony. Same płatowce pochodzą jednak z początku lat 70. XX wieku. W momencie dostawy, mimo modernizacji, nie reprezentowały najnowszego, ani nawet aktualnego standardu, gdyż USAF już od 1974 roku wprowadziły nowszy model C-130H. Od 1996 roku wchodzi natomiast do służby wersja C-130J Super Hercules, nowocześniejsza, ucyfrowienia i o znacznie lepszych osiągach. Tymczasem niektóre z komponentów i części polskich Herculesów powstały w czasie wojny w Wietnamie.

Pierwotnie czas eksploatacji pięciu polskich C-130E planowano na około 20 lat, jednak intensywne wykorzystywanie ich w wielu zadaniach, do których nie nadawały się mniejsze maszyny, jak również ogólnie niewystarczająca liczba samolotów transportowych tej klasy. Szczególnie mocno na kondycji tej niewielkiej floty odbiło się wspieranie misji w Afganistanie, które wiązało się z długotrwałymi lotami i częstymi lądowaniami w trudnych warunkach (po awaryjnym lądowaniu w Mazar-i-Szarif w lutym 2010 roku jedną maszynę trzeba było skreślić ze stanu). Dlatego szacuje się, że realnie polskie Herculesy powinny, ze względu na zużycie, zostać wycofane ze służby nie później niż za 5 lat. Część ekspertów uważa, że nie pozostało im więcej niż 2-3 lata.

Niestety ze względu na to, że Siły Powietrzne RP nie udzielają informacji na temat resursów eksploatowanych maszyn, trudno jest jednoznacznie zweryfikować tego typu oceny. Podobnie jak oficjalnie brak jest dotąd potwierdzenia informacji, że od pewnego czasu prowadzone są w USA rozmowy na temat pozyskania maszyn transportowych. Pewnym sygnałem jest natomiast przytoczone na początku tego tekstu wystąpienie prezydenta Dudy, który zasugerował iż „myśli o kolejnych samolotach, i myśliwskich, i transportowych”.

 

Super Hercules czy tylko Hercules

Naturalnym i logicznym sukcesorem dla samolotów C-130E są produkowane obecnie samoloty C-130J Super Hercules lub ich wydłużona o 4,6 metra wersja C-130J-30. Są to maszyny znacznie nowocześniejsze, dysponujące o ponad 40% większym zasięgiem i przeszło 20% wyższą prędkością przelotową. Zależnie od wersji istotnie większa jest też ładowność i wymiary kabiny ładunkowej, a nowoczesna, cyfrowa awionika pozwoliła zredukować załogę z 5 do 3 osób. Oczywiście ma to swoją cenę, która w przypadku C-130J jest o ponad połowę wyższa, niż dla C-130H. Prawdopodobnie to jest jednym z głównych powodów, dla których, zgodnie z nieoficjalnymi informacjami, Polska prowadzi z USA rozmowy o pozyskaniu starszej wersji samolotu.

Oczywiście samoloty C-130H Hercules również stanowiłyby znaczące wzmocnienie, a w dłuższej perspektywie zastępstwo dla posiadanych obecnie maszyn C-130E, jednak decyzja ta niesie pewne zagrożenia. Jeśli zdecydujemy się, podobnie jak poprzednio, na samoloty wycofane przez US Air Force, to będą to maszyny używane, o znacznie krótszym planowanym okresie życia i ustępujące rzecz jasna samolotom nowszej generacji. W przypadku takiego zakupu, należy przyjąć, że ich cykl życia będzie podobny jak obecnie używanych C-130E, czyli można go szacować na 10-15 lat. Oznacza to praktycznie już teraz potrzebę planowania kolejnego zakupu.

W obecnej chwili uzasadnieniem pozyskania takich używanych samolotów transportowych mogą być przede wszystkim ograniczone środki jakimi dysponuje obecnie MON, szczególnie w kontekście dużych zakupów o wyższym priorytecie, takich jak Homar, Wisła czy nadchodzące Kruk oraz Harpia. Poważnym argumentem byłoby szczególnie ponowne uzyskanie samolotów Hercules w ramach programu Foreign Military Financing, który często pozwala na pozyskanie przez amerykańskich sojuszników sprzętu nieco starszej generacji, ale przy minimalnym własnym nakładzie środków. To istotny argument za sprzętem ex-amerykańskim. Oczywiście, o ile będzie on odpowiadał naszym potrzebom.

Jeśli zdecydujemy się na zakup C-130H z amerykańskich zapasów warto, aby były to maszyny możliwie mało wyeksploatowane a przy tym odpowiednio unowocześnione i zmodyfikowane, aby nie tylko wydłużyć czas ich eksploatacji ale też podnieść jej ekonomię i osiągi samych maszyn.

 

C-130H Hercules wyposażony zarówno w silniki Rolls-Royce T-56 Serii 3,5 i ośmiołopatowe śmigła NP2000. Fot. UTC

Zmodernizowany C-130H, czyli taniej i lepiej?

Ciekawym przykładem bardzo udanej modyfikacji C-130H Hercules są maszyny wykorzystywane przez Air National Guard, która planuje modernizację ponad 130 samolotów tego typu. Część już została podniesiona do całkiem nowego standardu. Dotyczy to na przykład wyposażonych w płozy maszyn z  New York Air National Guard's 109th Airlift Wing, które wykorzystywane są w badaniach Antarktydy. Samoloty w 2008 roku otrzymały ośmiołopatowe śmigła NP2000 z automatycznym wyważeniem i elektronicznym systemem sterowania nastawą łopat, co obniżyło hałas, wibracje oraz zużycie paliwa. Jest to też najbardziej widoczna zmiana, gdyż trudno pomylić ośmiołopatowe śmigło ze starym, czerołopatowym. Takie same śmigła wprowadziła US Navy na pokładowych maszynach wczesnego ostrzegania E-2 Hawkeye i transportowych C-2 Greyhound. W 2018 roku śmigła NP2000 zainstalowano również na używanych przez US Marines maszynach KC-130T. Zapewniają one 2-3% spadek zużycia paliwa, ale też skracają start C-130H o 150-300 metrów (zależnie od obciążenia i innych warunków) oraz dają minimalny wzrost pułapu i około 5% wzrost niezawodności.

Znacznie bardziej kosztowną zmiana jest zastosowanie nowych silników Rolls-Royce T-56 Serii 3.5, które zaczęto wprowadzać w 2016 roku na samolotach C-130H należących do Lotnictwa Gwardii Narodowej USA w ramach kontraktu o wartości 36 mln dolarów. Wcześniej silniki te pokazały duży wzrost możliwości i ekonomiczności eksploatacji na WP-3D „łowcy huraganów”, czyli specjalnej wersji samolotu P-3 Orion wykorzystywanej przez NOAA (ang. National Oceanic and Atmospheric Administration) do badania zjawisk atmosferycznych.

Nowe silniki dają C-130H zwiększają o 22% niezawodność samolotu, jednocześnie dając około 20% dodatkowego ciągu i 5% spadek zużycia paliwa. Są to parametry, które łącznie w znaczącym stopniu wpływają na koszty eksploatacji i gotowość operacyjną, co jest szczególnie istotne przy tak niewielkiej flocie maszyn jaką dysponuje Polska. Przy tym nie do przecenienia jest również niewielka ale istotna poprawa osiągów.

Pierwszy samolot C-130H Hercules wyposażony zarówno w silniki Rolls-Royce T-56 Serii 3,5 jak i nowe, ośmiołopatowe śmigła NP2000 rozpoczął 9 stycznia 2018 roku służbę Wyoming Air National Guard's 153rd Airlift Wing. Do końca minionego roku ulepszono w ten sposób 8 z zakontraktowanych 12 maszyn należących do tej jednostki.  

Modyfikacje te można by połączyć z podniesieniem awioniki do standardu glass cockpit zbliżonego do maszyn C-130J, z 6 ekranami wielofunkcyjnymi i wyświetlaczami przeziernymi HUD. USAF od 2012 roku posiada pewną liczbę C-130H zmodyfikowanych w ten sposób w ramach C-130 Avionics Modernization Program (AMP). Samoloty posiadają zintegrowany komputer misji, system sterowania, łączności i nawigacji oraz układy niezbędne do działania w cywilnej przestrzeni powietrznej. Istotnie poprawia to możliwości pracy załogi i pozwala na rezygnację z nawigatora i mechanika pokładowego.

 

Alternatywa dla amerykańskich Herculesów

Oczywiście nawet głęboko zmodernizowane C-130H będą nadal maszynami o ograniczonym czasie eksploatacji, wynikającym chociażby z wieku i zużycia struktury płatowca mającego za sobą już kilka dekad. Poza tym USA nie jest jedynym krajem zainteresowanym zbyciem posiadanych Herculesów. Jeśli więc nie uda się uzyskać znaczącej redukcji kosztów, dzięki odpowiednim programom wsparcia sojuszniczego, być może lepiej byłoby zdecydować się na nowe, lub też używane samoloty C-130J Super Hercules, ewentualnie C-130J-30.

Jest w Europie kilka krajów, na przykład Wielka Brytania, które zastępują Herculesy i Super Herculesy zamówionymi wcześniej Airbusami A400M Atlas, a więc maszynami o znacznie większej masie i możliwościach operacyjnych. Jest to możliwość pozyskania samolotów C-130J, a więc używanych ale nadal nowoczesnych. Alternatywą może być również wspomniany Airbus A400M Atlas. W ostatnich latach, ze względu na opóźnienia dostaw, poważną katastrofę jednego z egzemplarzy, ale też cięcie kosztów i rezygnację z części zamówień przez kraje zaangażowane w ten program, takie jak Wielka Brytania czy Niemcy, Airbus poszukuje nowych klientów. Nie da się wykluczyć, że A400M Atlas mógłby trafić do Polski za atrakcyjną cenę. Należy brać jednak pod uwagę, że jest to maszyna znacznie większa niż Hercules, o masie startowej niemal dwóch Super Herculesów. Jednocześnie jednak posiada on pewne przydatne możliwości, na przykład może służyć do tankowania w powietrzu, choć jedynie z miękkiego przewodu (jest to standard stosowany np. w śmigłowcach, czy samolotach Eurofighter ale nie w polskich F-16).

 

Podsumowując, polska potrzebuje w relatywnie krótkim czasie pozyskać samoloty transportowe, aby nie utraciła możliwości gwarantowanych obecnie przez pięć maszyn C-130E Hercules. Należy jednak w ramach decyzji o ich następcy wziąć pod uwagę nie tylko koszt, ale też możliwości techniczne, koszty eksploatacji i jej realny czas, który jak pokazuje doświadczenie, może być znacznie krótszy od założonego. Atrakcyjna forma kredytowania bezzwrotnymi pożyczkami lub innymi systemami wsparcia, może być argumentem za pozyskaniem używanych maszyn z USA. Należy jednak brać pod uwagę, czy oszczędności poczynione dzisiaj, będą również uzasadnione z perspektywy 20-30 lat, zarówno na płaszczyźnie oceny ekonomicznej, jak również taktycznej i strategicznej.

 

 

 

IDEX 2019: bojowy wóz piechoty dla Australii od GDLS

DEFENCE24, Marek Dąbrowski, 20 lutego 2019, 15:10

 

Podczas tegorocznych targów IDEX w Abu Dhabi amerykański koncern General Dynamics Land Systems zaprezentował w formie modelu koncepcję nowego bwp przeznaczonego dla Australii. Modułowy pojazd kolejnej generacji ma być też szeroko oferowany i innym potencjalnym odbiorcom.

                       

Nowy bwp opracowany został w odpowiedzi na wymagania stawiane przez Wojska Lądowe Australii w ramach programu Land 400 Phase 3. Sam pojazd oparto na już przebadanym kadłubie wozów rodziny Ajax opracowanych przez GDLS-UK dla  armii brytyjskiej.

Jak podaje serwis Janes nowe bwp GDLS wyposażono w nową wieżę załogową, uzbrojoną w 30 mm armatę automatyczną, sprzężony 7,62 mm km i dwie pojedyncze wyrzutnie ppk. Do dyspozycji dowódcy i działonowego zajmujących miejsce w jej wnętrzu jest nowoczesny cyfrowy systemem kierowania ogniem (SKO) z głowicami optoelektronicznymi kolejnej generacji. Również kierowca otrzymał nowoczesny panel sterowania i nadzoru nad pojazdem oraz zestaw dzienno-nocnych przyrządów obserwacyjnych z kamerami.

Na wieży znajduje się ponadto system zakłócania BSP oraz dwie poczwórne wyrzutnie granatów dymnych.

Bwp osłonięto modułowym pancerzem pasywny (ze szczątkowych informacji wynika, że zapewnia on zwiększony poziom ochrony balistycznej oraz przeciwminowej) oraz ASOP (dwie możliwe wersje - Iron Fist Light Decoupled (IF-LD) lub Iron Fist Light Compact (IF-LC)). W stosunku do poprzednio pokazywanych wariantów bwp, widoczne jest znaczne powiększenie bocznych fartuchów, osłaniających niemal cały układ jezdny.

Wóz może przewozić sześciu w pełni wyposażonych żołnierzy desantu zajmujących w nim miejsce przez otwieraną tylną rampę.

Z pierwotnych wymagań australijskich wynika, że oczekuje się odporności balistycznej co najmniej odpowiadających poziomowi VI wg STANGA 4569 oraz przewożenia ośmioosobowego desantu. Ponadto jako uzbrojenie wariantów specjalistycznych wymienia się 12.7 mm wkm M2QCB, 40 mm granatniki automatyczne Mk 47 czy 7.62 mm km MAG-5

W ramach programu Land 400 Phase 3 Australia  zamierza pozyskać do 450 nowych bwp (szacunkowa wartość programu to 8-14 mld AUD), które mają zastąpić obecnie eksploatowane transportery M113AS4 (obecnie na stanie jest ich 431 egzemplarzy).

Z 450 nowych pojazdów 312 sztuk ma być w wersji bwp, 26 wozów dowodzenia, 16 rozpoznania artyleryjskiego, 11 rozpoznania technicznego, 14 ewakuacji medycznej, 14 zabezpieczenia technicznego, 18 polowego wozu remontowego i 39 zabezpieczenia inżynieryjnego. W ramach tego samego programu pozyskanych ma też być 17 pojazdów wsparcia MSV (Manoeuvre Support Vehicle).

Na skierowane do potencjalnych wykonawców zapytanie, Wojska Lądowe Australii oczekują odpowiedzi do 1 marca 2019 roku. Według planów uzyskanie pełnej gotowości pododdziałów wyposażonych w nowe bwp ma nastąpić na przełomie 2024-2025 roku, co przy obecnych założeniach wyboru w 2021 roku wydaje się jednak mało realne. 

 

 

 

 

 

 

 

Więcej o singapurskich OP

ALTAIR.pl, 20 lutego 2019

 

Przy okazji ceremonii wodowania pierwszego okrętu podwodnego typu Invincible, RSS Invincible, ministerstwo obrony Singapuru podało więcej informacji o nowych jednostkach.

 

 

Według informacji podanych przez singapurski resort obrony okręty podwodne typu Invincible będą wypierały ok. 2200 t w zanurzeniu i 2000 t na powierzchni. Mają rozwijać ponad 15 w. Każdy z nich ma zostać wyposażony w osiem wyrzutni torpedowych, które mają być przystosowane do wystrzeliwania różnego rodzaju uzbrojenia. 

Nowe okręty mają cechować się większą wydajnością pracy niż obecnie eksploatowane jednostki typów Archer i Challenger. Ma się to przejawiać m.in. w zdolności pozostawania w zanurzeniu przez 28-42 dni, a więc o połowę dłużej niż wspomniane OP.

Pierwszy singapurski okręt podwodny typu Invincible, przyszły RSS Invincible, zwodowano w poniedziałek w Kilonii (Wodowanie typ 218SG, 2019-02-18). Do połowy l. 2020 marynarka wojenna Singapuru przyjmie do służby cztery jednostki tego typoszeregu. Okręty buduje niemieckie thyssenkrupp Marine Systems na podstawie proj. typ 218SG.

 

 

 

 

IDEX 2019: GRUPA WB dla Bliskiego Wschodu

MILMAG.pl, Redakcja, 20.02.2019

 

Podczas targów IDEX 2019 swoją ofertę prezentuje WB GROUP America. Jest to spółka wchodząca w skład GRUPY WB, jednego z największych polskich producentów bezpilotowych systemów latających (bsl), amunicji krążącej oraz rozwiązań w zakresie zarządzania polem walki i łączności. 

 

GRUPA WB to jeden z największych eksporterów rozwiązań dla wojska w Polsce. Z rozwiązań ożarowskiej spółki korzystają, prócz Wojska Polskiego, m.in. wojska USA, Szwecji, Ukrainy, Słowacji, Węgier i Malezji.

W Abu Zabi GRUPA WB skupiła się na przedstawieniu bliskowschodnim klientom specjalistycznych rozwiązań oferowanych przez spółkę. Prezentowane są nie tylko poszczególne systemy takie jak rozpoznawcze bsl czy też amunicja krążąca, ale, przede wszystkim systemy pozwalające na spięcie wszystkich komponentów w sieć. Sercem prezentowanych rozwiązań jest system BOSC (Battle Overwatch & Strike Capabilities) integrujący bsl rozpoznania (FLYEYE), uderzeniowe (WARMATE) z systemem komunikacyjnym FONET oraz Zintegrowanym Systemem Zarządzania Walką TOPAZ (GRUPA WB na AUSA 2018, 2018-10-07; Prezentacja SWARM dla klienta zagranicznego, 2018-10-10; Pierwsi operatorzy Warmate w WOT, 2018-04-28). 

 

Pięciu chęt­nych w prze­targu dla GROM

ZBIAM.pl, ŁP, 20.02.2019

 

19 lutego Jednostka Wojskowa GROM poin­for­mo­wała o otwar­ciu ofert w prze­targu na zakup dla powyż­szej jed­nostki makiety samo­lotu pasa­żer­skiego, która ma być wyko­rzy­sty­wana do szko­le­nia ope­ra­to­rów wojsk spe­cjal­nych.

 

Ostatecznie do rywa­li­za­cji prze­tar­go­wej zgło­siło się pięć pod­mio­tów, są to – Fubar Aviation Bartosz Maciejczyk, IBCOL Sp. z o.o., GISS Sp. z o.o., Autocom Management Sp. z o.o. oraz Glomex MS Polska Sp. z o.o. Zamawiający prze­wi­dział na reali­za­cję umowy 15 mln zło­tych brutto, nato­miast oferty wyce­niane są od 2,2 mln zło­tych brutto (Glomex MS Polska Sp. z o.o.) do 11,7 mln zło­tych brutto (Fubar Aviation Bartosz Maciejczyk. Większość pod­mio­tów dekla­ruje, że reali­za­cja zle­ce­nia zosta­nie zakoń­czona do końca sierp­nia bie­żą­cego roku, a gwa­ran­cja obej­mie 48 mie­sięcy użyt­ko­wa­nia.

Przetarg na zakup makiety samo­lotu pasa­żer­skiego prze­zna­czo­nej do szko­le­nia został ogło­szony 29 grud­nia 2018 roku. Dotychczas ope­ra­to­rzy wojsk spe­cjal­nych reali­zują ćwi­cze­nia z zakresu odbi­ja­nia samo­lo­tów z rąk pory­wa­czy m.in. na bazie kadłuba samo­lotu pasa­żer­skiego Tu-134, który znaj­duje się na poli­go­nie BOA KGP w Warszawie. Dodatkowo, 2012 roku, woj­sko wyra­żało zain­te­re­so­wa­nie zaku­pem od PLL LOT kadłuba samo­lotu Boeing 767 – 300ER, jed­nak osta­tecz­nie odstą­piło od powyż­szego planu.

 

 

 

ITWL wspo­maga lot­nic­two

ZBIAM.pl, ŁP, 20.02.2019

 

20 lutego Wydział Techniki Lotniczej 3. Regionalnej Bazy Logistycznej poin­for­mo­wał o zawar­ciu dwóch umów z Instytutem Technicznym Wojsk Lotniczych w spra­wie wspar­cia eks­plo­ata­cji stat­ków powietrz­nych eks­plo­ato­wa­nych przez Wojsko Polskie.

 

Obie umowy zostały zawarte 18 lutego i mają war­tość 22,1 mln zło­tych bez VAT. Na ich mocy spe­cja­li­ści ITWL zre­ali­zują na rzecz jed­no­stek woj­sko­wych lot­nic­twa Sił Zbrojnych RP biu­le­tyny tech­niczne doty­czące ana­lizy nie­za­wod­no­ści stat­ków powietrz­nych oraz biu­le­tyny tech­niczne doty­czące prze­dłu­że­nia resur­sów stat­ków powietrz­nych.

Bezprzetargowe zle­ce­nie obu prac ITWL miało zwią­zek z prze­pro­wa­dze­niem przez zama­wia­ją­cego ana­lizy rynku, który wyka­zał iż jest to jedyny pod­miot zdolny do zre­ali­zo­wa­nia powyż­szych zamó­wień. Ma to także zwią­zek z fak­tem wcze­śniej­szych biu­le­ty­nów, które wyko­nali spe­cja­li­ści ITWL.

W komu­ni­ka­cie nie poja­wiają się typy stat­ków powietrz­nych, jed­nak obecne prace reali­zo­wane przez Wojsko Polskie wska­zują, że pro­ces wydłu­że­nia resur­sów będzie reali­zo­wany przede wszyst­kim na rzecz parku śmi­głow­ców róż­nych typów pocho­dze­nia wschod­niego. Ma to zwią­zek ze zmia­nami prio­ry­te­tów zaku­po­wych, a także ogra­ni­cze­niami budże­to­wymi.

 

 

 

Zegar

Kalendarium

Maj 2024
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nie
29 30 1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 1 2

Imieniny