Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

13.03.2019r.

Utworzono dnia 13.03.2019
Czcionka:

Przegląd najważniejszych informacji w mediach

na temat bezpieczeństwa i przemysłu obronnego

w Polsce i za granicą

 w środę,13 marca 2019 r.

BEZPIECZEŃSTWO I POLITYKA OBRONNA W KRAJU

Prezydent Duda o myśliwcach F-35: Rząd rozpoczął rozmowy z Amerykanami w sprawie zakupu

IAR/RK, 12.03.2019 12:51

Prezydent Andrzej Duda poinformował, że rząd rozpoczął z USA rozmowy o dostawie myśliwców F-35. Zwierzchnik sił zbrojnych skrytykował też ministrów obrony z rządu PO, którzy według niego, nie modernizowali polskiej armii.

Andrzej Duda poinformował o zmianach w uzbrojeniu, jakie czekają polską armię. 

Rząd podjął rozmowy ze stroną amerykańską o zakupie nowoczesnych myśliwców F-35

- powiedział na antenie Radia Szczecin.

Pan minister Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej, zadeklarował jasno i wyraźnie, że chce, żeby Polska kupiła samoloty piątej generacji, będziemy się w najbliższym czasie o to starali. 

- cytuje słowa prezydenta portal polskieradio24.pl.

Zwierzchnik sił zbrojnych w 20-lecie wstąpienia Polski do NATO podkreślał, że dla Zjednoczonej Prawicy modernizacja armii jest sprawą niezwykle istotną - choć wymagającą czasu i ogromnych nakładów finansowych. Szczególnie, że trzeba walczyć z zaniedbaniami z poprzednich lat - zwracał uwagę prezydent Duda.

Jak ja słyszę narzekania poprzedniego ministra obrony narodowej z czasów poprzedniego rządu na samoloty Mig-29, to ja się pytam, panie ministrze, to o czym pan myślał, kiedy w 2011 roku podejmował pan decyzję o funkcjonowaniu tych samolotów poza ich normalne resursy?

- pytał Duda.

Wtedy nie było tego problemu? Wtedy nie przewidział pan, że te samoloty staną się niebezpieczne i że kwestia ich dalszych remontów będzie sprawą wątpliwą? Dlaczego wtedy nie przewidzieliście pieniędzy na modernizację polskiej armii?

- dodawał. 

Andrzej Duda podkreślał jednocześnie, że już podpisaliśmy umowę na zakup systemów artylerii rakietowej HIMARS czy systemów obrony przeciwlotniczej Patriot oraz, że rząd przyjął uchwałę o zwiększeniu wydatków na obronność ponad wymagane przez NATO 2 procent PKB - do 2,5 procent PKB do 2030 roku.

Umowę na zakup wyrzutni podpisano w lutym. W uroczystości udział wzięli m.in. prezydent Andrzej Duda i wiceprezydent USA Mike Pence. System HIMARS pozwala na rażenie wybranych celów na odległość do 300 kilometrów. Wartość umowy wynosi 414 mln dolarów. Składa się z 18 zestawów, 16 bojowych, dwóch ćwiczebnych. Dostawy mają być realizowane do 2023 roku.

 

 

 

Lojalny sojusznik o geopolitycznym znaczeniu. Co Polska oferuje NATO?

PAP, IAR, msze, 12.03.2019 11:35

 

Polska jest członkiem NATO już od 20 lat. Jaki jest wkład naszego kraju w Sojusz? Co sprawia, że jesteśmy uważani ze lojalnego i potrzebnego partnera?

 

Mija 20 rocznica wejścia Polski do NATO. 12 marca 1999 roku do Sojuszu Północnoatlantyckiego zostały przyjęte wraz z Polską także Czechy i Węgry. Przez dwie dekady nie podlegało raczej w kraju dyskusji, że uczestnictwo w Pakcie to gwarant naszego bezpieczeństwa. Można mówić o korzyściach, ale warto też pochylić się nad tym, co Polska jest w stanie zaoferować NATO.

 

Wiarygodny sojusznik

- Polska zwiększa swoją obecność w Afganistanie z 350 do 400 żołnierzy, realizujemy misję Air Policing nad krajami bałtyckimi, przypomnę, że nasi żołnierze są w ramach Enhanced Forward Presence obecni na Łotwie, są w ramach Tailored Forward Presence obecni w Rumunii i to jest właśnie realizacja naszych zobowiązań sojuszniczych - mówił prezydent Andrzej Duda na spotkaniu z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem. - To wy, żołnierze Wojska Polskiego, tworzycie NATO. To wam zawdzięczamy, że jesteśmy bezpieczni - przemawiał do żołnierzy szef MON Mariusz Błaszczak. 

Polska wypełnia swoje sojusznicze obowiązki. Obecnie uczestniczy w 10 misjach NATO. - To jest miara naszego zaangażowania. Jesteśmy solidarni wobec naszych partnerów - zaznaczył szef MON. Zaangażowanie potwierdza też fakt, że podczas współpracy z NATO polscy żołnierze nieraz płacili najwyższą cenę za bezpieczeństwo. Podczas tych 20 lat poległo 120 żołnierzy, w tym 73 na misjach pod flagą NATO. - To byli bohaterowie. Pamiętamy, że oddali życie za Polskę, bo służba na misji to służba za Polskę - mówił szef MON.

Polska realizuje również założenia dotyczące nakładów na obronność wśród państw NATO. Według szacunków Sojuszu na ten cel przeznaczono w 2018 roku niemal 2 proc. PKB, co mieściłoby nasz kraj na szóstym miejscu wśród sojuszników. Niedawno rząd przyjął uchwałę o zwiększeniu wydatków na obronność ponad wymagane przez NATO 2 proc. PKB - do 2,5 proc. PKB do 2030 roku. 

 

Dobrze wyszkoleni żołnierze

To, co możemy zaoferować Sojuszowi, to sprawne, dobrze wyszkolone wojsko. Po wstąpieniu do NATO armię trzeba było zreformować. Wspominał to na antenie Jedynki ppłk Rafał Zgryziewicz ze Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. - Zmianom ulegały struktury, musieliśmy dostosować Wojsko Polskie do takich, które obowiązywały w NATO. Musieliśmy się nauczyć pewnych procedur, które obowiązywały w Sojuszu. Zmieniał się także sprzęt i wyposażenie wojskowe – powiedział. 

Według Rafała Zgryziewicza polscy żołnierze pokazali w NATO, że na nasz kraj można liczyć. – Postawiliśmy tam poprzeczkę bardzo wysoko. Udowodniliśmy, że jesteśmy wiarygodnym sojusznikiem i partnerem nie tylko do wspólnych ćwiczeń wojskowych, ale także podczas realizacji zadań w trakcie misji bojowych - dodawał.

Portal PolskieRadio24.pl przygotował serwis specjalny "20 lat Polski w NATO". Są tam informacje o działaniach, które Polska podjęła w ramach uczestnictwa w Sojuszu Północnoatlantyckim, a także infografiki, materiały wideo, nagrania z archiwum Polskiego Radia i zdjęcia.

Podczas pikniku w Mińsku Mazowieckim, który był elementem NATO Week, minister obrony narodowej zaznaczył, że polscy żołnierze są bardzo wysoko oceniani przez sojuszników. Dodał, że podczas rozmów z dowódcami i ministrami państw tworzących Sojusz Północnoatlantycki zawsze słyszał słowa uznania wobec żołnierzy Wojska Polskiego. - Dziękuję wam za wasze zaangażowanie, za wasze poświęcenie, za wasz profesjonalizm. Dumny jestem z tego, że nadzoruję tak wspaniałą formację - mówił na pikniku wojskowym minister obrony. 

Idzie to w parze ze zbrojeniami. Polska podpisała umowę na zakup systemów artylerii rakietowej HIMARS i systemów obrony przeciwlotniczej Patriot. Armia inwestuje w swój potencjał ludzki i technologiczny.

 

Geopolityka

Polska, jeden z większych i ludniejszych krajów Europy, leżący blisko Rosji, jest znaczącym partnerem w dużej mierze ze względu na swoje położenie. Jak zauważył w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Jacek Bartosiak, ekspert od geopolityki, pozycja na mapie "determinuje jej postawę". Jednym z kluczowych miejsc jest tak zwany "przesmyk suwalski", czyli terytorium graniczne między Polską a Litwą (członkami NATO), jednocześnie będące w pobliżu współpracujących ze sobą Rosji i Białorusi.

 - Z punktu widzenia NATO, interesów Sojuszu Północnoatlantyckiego, jesteśmy tak zwanym "punktem ciężkości", "centrum grawitacyjnym konfliktu" (...). My nim jesteśmy dlatego, że łączymy przez przesmyk suwalski odległe terytoria państw bałtyckich, które są bardzo daleko od rdzenia NATO - zaznaczył ekspert.

Dodał, że "można tak powiedzieć, że bez Polski nie ma państw bałtyckich", ponieważ "Rosja może geopolitycznie i wojskowo ciążyć" w tym miejscu.

 

Państwa V4 w Sojuszu

W niedzielę 10 marca w 1. Brygadzie Pancernej w Wesołej odbyło się spotkanie premierów Polski, Węgier, Czech i Słowacji oraz ministrów obrony tych krajów z okazji członkostwa państw Grupy Wyszehradzkiej w NATO.

- Dziś nie wyobrażamy sobie Sojuszu Północnoatlantyckiego bez naszych państw. Jesteśmy solidarni wobec siebie, stanowimy wspólnotę, która gwarantuje bezpieczeństwo – mówił wtedy Mariusz Błaszczak. Szef MON podkreślił w swoim wystąpieniu, że po 20 latach od przystąpienia do NATO Polski, Czech i Węgier, kraje te są już doświadczonymi członkami Sojuszu. 

Po upadku Związku Sowieckiego być może mało kto wyobrażał sobie, że państwa należące jeszcze niedawno do Układu Warszawskiego tak szybko przystąpią do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Polska, Węgry, Czechy, Słowacja czy państwa bałtyckie są jednak lojalnymi sojusznikami, świadomymi tego, co mogą otrzymać od NATO, a co mogą Sojuszowi zaoferować. 

 

 

Mariusz Błaszczak: jesteśmy jednym z liderów NATO i kształtujemy jego oblicze

PAP, bb, 12.03.2019 21:32

 

W ramach obchodów 20. rocznicy wejścia Polski, Czech i Węgier do NATO oraz 15. rocznicy dołączenia do nich Słowacji odbyły się we wtorek w Pradze konsultacje przedstawicieli resortów obrony i spraw zagranicznych państw Grupy Wyszehradzkiej. 

 

- To była dobra okazja, by się spotkać i porozmawiać, żeby przypomnieć sobie, jaką drogę przebyliśmy i żeby podkreślić, że bardzo wiele jest przed nami. Jesteśmy solidarni wobec siebie, wspieramy się wzajemnie - powiedział polskim dziennikarzom w Pradze polski minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. Podkreślił, że wspólnie dbamy o nasze bezpieczeństwo, i przypomniał o udziale krajów V4 w misjach zagranicznych NATO.

Minister Mariusz Błaszczak powiedział, że Polska jest liderem bezpieczeństwa wśród krajów naszego regionu. Zaznaczył, że nasz kraj jako jeden z pierwszych w Sojuszu Północnoatlantyckim wypełnił zobowiązanie przeznaczania 2 procent PKB na obronność, Dodał, że to Polska kształtuje oblicze NATO aktywnie uczestnicząc w kolejnych misjach zagranicznych Sojuszu.

Według szefa MON spotkanie konsultacyjne dotyczy relacji między krajami Grupy Wyszehradzkiej, które są bardzo dobre, oparte na wzajemnym zaufaniu. - Stanowimy wspólnotę, zarówno historyczną, jeżeli chodzi o ostatnie lata, jak i wspólnotę związaną podobnym, praktycznym podejściem do wyzwań, które nas czekają - powiedział.

 

"Zwiększana liczebność armii"

Mariusz Błaszczak zaznaczył, że cieszy się, iż partnerzy z Czech i Węgier zapowiedzieli zwiększenie wydatków budżetowych na obronę. - Wyższe wydatki wojskowe są szansą dla wszystkich państw Grupy Wyszehradzkiej, które dzięki temu będą mogły stanowić jeszcze większy podmiot w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego - wskazał.

- Przedstawiciele państw Grupy Wyszehradzkiej są w dowództwach Wielonarodowej Dywizji Północny Wschód w Elblągu i Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego w Szczecinie - przypomniał Mariusz Błaszczak. Jego zdaniem oznacza to, że wspólnie zastanawiamy się, jak stawić czoło wyzwaniom.

Portal PolskieRadio24.pl przygotował serwis specjalny "20 lat Polski w NATO". Są tam informacje o działaniach, które Polska podjęła w ramach uczestnictwa w Sojuszu Północnoatlantyckim, a także infografiki, materiały wideo, nagrania z archiwum Polskiego Radia i zdjęcia.

Minister zwrócił uwagę, że poza wyposażaniem armii w nowoczesny sprzęt zwiększana jest jej liczebność. - Rozmawiałem z moim czeskim kolegą Lubomirem Metnarem, który mówił o tym, że armia czeska również rozwija się liczebnie. Bardzo się z tego cieszę, bo wspólnie stanowimy gwarancje bezpieczeństwa - powiedział Mariusz Błaszczak. Zwrócił też uwagę, że dla członków NATO jest ogromną wartością duma z faktu, że żyjemy w państwach demokratycznych i wolnych oraz że zależy nam na rozszerzaniu tej strefy wolności. - Cieszymy się, że już wkrótce do Sojuszu Północnoatlantyckiego dołączy 30 państwo, czyli Macedonia Północna. Jesteśmy gotowi na tego typu inicjatywy - zadeklarował.

 

Wycofanie ze służby "sowieckiej floty"

Szef MON powiedział także, że priorytetem ministerstwa jest sprzęt, który zapewni zwiększenie zdolności obronnych wojska. Jak podkreślił w TVP Info, szczególnie ważne w planie modernizacji armii są samoloty. 

- Samoloty wielozadaniowe piątej generacji zmultiplikują możliwości samolotów F-16 oraz spowodują, że cały system obronny będzie mógł funkcjonować w oparciu o możliwości jakie dają samoloty piątej generacji - mówił minister. Podkreślił, że resort zamierza wycofać ze służby "sowiecką flotę".

- Zapowiedziałem wycofanie się z tej floty już pod koniec sierpnia, ostatniego dnia lutego tego roku podpisując plan modernizacji technicznej stworzyłem podstawy finansowe i prawne, żeby ta transakcja została przeprowadzona - powiedział Mariusz Błaszczak. 

Jak poinformował w Radiu Szczecin prezydent Andrzej Duda, rząd podjął rozmowy ze stroną amerykańską o zakupie nowoczesnych myśliwców F35. Zwierzchnik sił zbrojnych w 20-lecie wstąpienia Polski do NATO podkreślał, że dla Zjednoczonej Prawicy modernizacja armii jest sprawą niezwykle istotną - choć wymagającą czasu i ogromnych nakładów finansowych.

Prezydent Andrzej Duda podkreślał jednocześnie, że już podpisaliśmy umowę na zakup systemów artylerii rakietowej HIMARS czy systemów obrony przeciwlotniczej Patriot oraz, że rząd przyjął uchwałę o zwiększeniu wydatków na obronność ponad wymagane przez NATO 2 procent PKB - do 2,5 procent PKB do 2030 r.

 

 

 

Prezydent Andrzej Duda o modernizacji armii i zaniechaniach poprzedniego rządu

RADIO SZCZECIN, Andrzej Kutys, 2019-03-12, 09:05

 

Rząd podjął rozmowy ze stroną amerykańską o zakupie nowoczesnych myśliwców F35 - poinformował w "Rozmowie pod krawatem" Prezydent Rzeczypospolitej Andrzej Duda.

 

"Nie ma konstruktywnego sporu, gdy ktoś mówi o sobie, że jest np. opozycją totalną"

Gdy ktoś nazywa się opozycją totalną i na wszystko mówi nie - to tak, jakby na złość mamie odmroził sobie uszy - mówił w Rozmowach pod krawatem Andrzej Duda. Prezydent po ...

Zwierzchnik sił zbrojnych w 20. rocznicę wstąpienia Polski do NATO podkreślał, że dla Zjednoczonej Prawicy modernizacja armii jest sprawą niezwykle istotną choć wymagającą czasu i ogromnych nakładów finansowych. Szczególnie, że trzeba walczyć z zaniedbaniami z poprzednich lat - zwrócił uwagę prezydent Duda.

- Kiedy słyszę narzekania poprzedniego ministra obrony narodowej z czasów poprzedniego rządu na MiG-i 29 to pytam: panie ministrze, o czym pan myślał, gdy w 2011 roku podejmował pan decyzję o przedłużeniu funkcjonowania tych samolotów poza ich normalne resursy? Nie było wtedy tego problemu, nie przewidział pan tego, że te samoloty staną się niebezpieczne i kwestia ich dalszych remontów będzie sprawą wątpliwą? Dlaczego wtedy nie przewidzieliście pieniędzy na modernizację polskiej armii? - retorycznie pytał prezydent Duda.

Rząd Zjednoczonej Prawicy modernizuje siły zbrojne - podkreślił prezydent.

- Pan minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zadeklarował jasno i wyraźnie, że chce, żeby Polska kupiła samoloty piątej generacji, będziemy się w najbliższym czasie o to starali. Już podjęliśmy w tej sprawie rozmowy ze stroną amerykańską; mówimy tu o samolotach F-35, żeby była jasność - zaznaczył prezydent.

Andrzej Duda podkreślał jednocześnie, że już podpisaliśmy umowę na zakup systemów artylerii rakietowej HIMARS i systemów obrony obrony przeciwlotniczej Patriot - oraz, że rząd przyjął uchwałę o zwiększeniu wydatków na obronność ponad wymagane przez NATO 2 procent PKB: do 2,5 procent PKB do 2030 roku.

- Kiedy słyszę narzekania poprzedniego ministra obrony narodowej z czasów poprzedniego rządu na MiG-i 29 to pytam: panie ministrze, o czym pan myślał, gdy w 2011 roku podejmował pan decyzję o przedłużeniu funkcjonowania tych samolotów poza ich normalne resursy? Nie było wtedy tego problemu, nie przewidział pan tego, że te samoloty staną się niebezpieczne i kwestia ich remontów będzie sprawą wątpliwą? Dlaczego nie przewidzieliście pieniędzy na modernizację polskiej armii? - retorycznie pytał prezydent Duda.

  • Pan minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak zadeklarował jasno i wyraźnie, że chce, żeby Polska kupiła samoloty piątej generacji, będziemy się w najbliższym czasie o to starali. Już podjęliśmy w tej sprawie rozmowy ze stroną amerykańską; mówimy tu o samolotach F-35, żeby była jasność - zaznaczył prezydent.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prezydent: szybsze tempo podnoszenia wydatków obronnych to sprawa otwarta

DEFENCE24, Rafał Lesiecki, 12 marca 2019, 13:51

 

Prezydent Andrzej Duda uważa, że szybsze tempo podnoszenia wydatków obronnych, o które zwierzchnik sił zbrojnych ostatnio apelował, jest sprawą otwartą. W odpowiedzi na pytania Defence24.pl Duda przyznał, że nie otrzymał od rządu żadnej odpowiedzi w tej sprawie, ale zaznaczył też, że nie ma też sygnałów, by stanowisko Rady Ministrów oraz Prawa i Sprawiedliwości było negatywne.

                       

Na konferencji prasowej prezydentów Polski, Czech, Słowacji i Węgier, którzy we wtorek w Pradze świętowali rocznicę przystąpienia swoich państw do NATO, Defence24.pl zapytało o poziom wydatków obronnych w tych państwach. Polski prezydent Andrzej Duda ostatnio powtórzył apel, by środki przeznaczane na obronę narodową rosły w szybszym tempie niż zakładają przepisy. Obecnie obowiązująca ustawa mówi, że budżet obronny powinien osiągnąć poziom minimum 2,5 proc. PKB w 2030 r. Prezydent apelował, by stało się to już w 2024 r. Do tej pory żaden przedstawiciel rządu ani Prawa i Sprawiedliwości nie odniósł się do tej sugestii.

Duda w odpowiedzi podkreślił, że apelując o szybsze podnoszenie wydatków obronnych, zastrzegł, że warunkiem jest utrzymanie się dobrej sytuacji gospodarczej Polski. – To, co przyjęliśmy ustawowo jest obowiązkowe, a to, o co ja apeluję ma w związku z tym charakter nieobowiązkowy, fakultatywny – zwrócił uwagę prezydent.

Że nie ma żadnej jednoznacznej odpowiedzi? Nie ma także żadnej jednoznacznie negatywnej odpowiedzi. W związku z tym ja, jak patrzę na naszą sytuację gospodarczą, uważam tę kwestię za otwartą. Jeżeli będą takie możliwości, to jestem przekonany, że strona rządowa będzie w taki sposób realizowała wydatki, aby zrealizować ten wyższy poziom jak najszybciej, w miarę, jak to będzie możliwe od strony zamożności państwa i wydolności budżetu.

prezydent Andrzej Duda

Zwierzchnik sił zbrojnych zaapelował, by pamiętać, że w bardzo dobrej sytuacji gospodarczej możemy podnosić wydatki obronne szybciej niż jest to zapisane w ustawie.

Defence24.pl zapytało także o pomysł, by kraje goszczące wojska USA płaciły Amerykanom 150 proc. kosztów ich utrzymania. – W rozmowach ze mną pan prezydent Donald Trump nigdy takiej sugestii nie wyraził – powiedział Duda.

Wydatki obronne Słowacji, Czech i Węgier – według szacunków NATO z 2018 r. – nie przekraczają poziomu 1,2 proc. PKB. Prezydenci tych państw mówili jednak we wtorek w Pradze, że będą zwiększać swoje budżety. Andrej Kiska ze Słowacji zaznaczył, że w zależności od rozwoju gospodarki jego kraj osiągnie poziom 2 proc. PKB już w 2022 r., natomiast Milosz Zeman z Czech i Janos Ader z Węgier wymienili rok 2024, czyli termin, do którego państwa NATO zobowiązały się osiągnąć poziom 2 proc. PKB na szczycie NATO w Newport w 2014 r.

Po raz ostatni apel o szybsze tempo podnoszenia wydatków obronnych Duda powtórzył w ubiegły tygodniu, na odprawie kierowniczej kadry MON i sił zbrojnych.

Po raz pierwszy taki apel pojawił się w przemówieniu prezydenta z okazji święta Wojska Polskiego 15 sierpnia 2018 r.

– Uważam, że powinniśmy podnosić wydatki na obronność szybciej, niż to pierwotnie zaplanowaliśmy. Planujemy to zrobić do 2030 roku, ale gdyby sytuacja gospodarcza na to pozwoliła, uważam, że powinniśmy sprząc wszystkie siły, aby podnieść te wydatki do 2,5 proc. PKB do roku 2024. To cel bardzo ambitny, ale modernizacja polskiej armii jest potrzebna – powiedział Duda 15 sierpnia 2018 r.

Zgodnie ze znowelizowaną w 2017 r. ustawa o przebudowie i modernizacji technicznej oraz finansowaniu sił zbrojnych w 2018 i 2019 r. państwo ma przeznaczać na obronności nie mniej niż 2 proc. PKB (liczone już według nowej metodologii), w 2020 r. – co najmniej 2,1 proc. PKB, w latach 2021-23 – minimum 2,2 proc. PKB, w latach 2024-25 – nie mniej niż 2,3 proc. PKB, w latach 2026-29 – co najmniej 2,4 proc. PKB, a począwszy od 2030 r. – minimum 2,5 proc. PKB.

 

 

 

 

 

BEZPIECZEŃSTWO ZA GRANICĄ

 

 

 

Fatalna gotowość bojowa Niemców. Pierwszy raz utajnili dane

RP.pl, Piotr Rudzki, 12.03.2019, 09:57

 

Niemieccy wojskowi są niezadowoleni z poziomu gotowości bojowej okrętów podwodnych i starszych samolotów, ale pakiet reform zacznie wkrótce działać — zapowiedział w parlamencie wysoki rangą oficer.

 

W piśmie towarzyszącym dorocznemu raportowi o gotowości sił zbrojnych generalny inspektor Eberhard Zorn stwierdził, że raport zostanie po raz pierwszy utajniony ze względów bezpieczeństwa, co skrytykowali deputowani z opozycji — odnotował Reuter.

— Najwyraźniej gotowość bojowa Bundeswehry jest tak niska, że społeczeństwo nie powinno o tym wiedzieć — stwierdził Tobias Lindner z partii Zielonych, członek komisji budżetowej i obrony. Zaproponował odroczenie debaty nad raportem ze środy na przyszły tydzień, aby deputowani mieli więcej czasu na zapinanie się z nim.

Zorn poinformował, że średnia gotowość niemal 10 tys. systemów broni wynosiła w 2018 r. ok. 70 proc., co oznaczało, że Niemcy były w stanie wypełniać swe obowiązki wojskowe mimo rosnącej odpowiedzialności. Nie wszystkie dane porównawcze z 2017 r. były dostępne, ale tamten raport wykazał gotowość poniżej 50 proc. np. wysłużonych dużych śmigłowców transportowych CH-53 i myśliwców Tornado.

Zorn stwierdził, że tegoroczny raport jest bardziej kompleksowy i zawiera szczegóły o 5 głównych systemach broni używanych przez dowództwo cybernetyczne oraz o 9 rodzajach broni mających zasadnicze znaczenie dla gotowości grupy zadaniowej NATO, którą Niemcy dowodzą w tym roku.

Żaden z sześciu okrętów podwodnych U212A nie był gotowy do działań operacyjnych przez 5 miesięcy w I półroczu, ale pod koniec roku ich liczba zmalała do trzech. Poziom gotowości śmigłowców CH-53 i myśliwców Tornado był niski jak w 2017 r., do walki było gotowe 16 z 72 helikopterów i 26 z 93 myśliwców. Wskazuje to na konieczność uruchomienia programów wymiany obu rodzajów sprzętu. Zanotowano poprawę w gotowości transporterów opancerzonych GTK Boxer i wojskowych samolotów transportowych A400M — podał Zorn.

 

 

 

 

 

 

 

Łotwa odgradza się od Rosji. Powstał mur!

NIEZALEŻNA.pl, red, 12.03.2019, godz. 14:06

 

Łotwa zakończyła budowę 93-kilometrowego ogrodzenia z drutem kolczastym na granicy z Rosją - informuje portal Delfi. Na niektórych odcinkach wysokość ogrodzenia wynosi 2,7 m.

 

Według ustaleń z 2015 roku łotewsko-rosyjska granica o długości 286,2 km ma być wzmocniona i zmodernizowana. Koszty projektu szacowane są na około 21 mln euro.

Na granicy mają być zbudowane m.in. drewniane mostki, pasy graniczne i ścieżki patrolowe.

Były szef MSW Łotwy Rihards Kozlovskis wyjaśniał w 2015 r., że budowa ogrodzenia jest potrzebna, by ograniczyć napływ nielegalnych imigrantów, a nie po to, by "zbudować między Rosją a Łotwą Mur Chiński".

 

 

 

Gen. Skrzypczak w Gazeta.pl: Dopóki Chiny o tym nie zdecydują, nie będzie wojny

GAZETA.pl, as, 12.03.2019 12:31

 

Dopóki Chiny nie uznają, że nadszedł czas, to III wojny światowej nie będzie. To Chiny rozdają teraz karty, są największym mocarstwem

- mówił w rozmowie z Gazeta.pl generał Waldemar Skrzypczak.

 

Waldemar Skrzypczak, generał broni SZ RP w stanie spoczynku, był we wtorek gościem południowej rozmowy Gazeta.pl. 

Generał Skrzypczak został zapytany m.in. o perspektywę wybuchu III wojny światowej. 

Dopóki Chiny nie uznają, że nadszedł czas, to III wojny światowej nie będzie. To Chiny rozdają teraz karty, są największym mocarstwem

- mówił generał. 

Tłumaczył, że gdy Chińska Republika Ludowa uzna, że ktoś zagraża jej ekspansji ekonomicznej, może wypowiedzieć takim wrogom wojnę. Dodał, że obecnie w kręgu zainteresowań Chin nie ma Europy - jest Afryka czy Azja.

Polska nigdy nie będzie w tej "partii krajów wrogich" Chinom

- dodał. 

Generał Skrzypczak skomentował również deklarację ministra Mariusza Błaszczaka, który zapowiedział, że Polska kupi niedługo myśliwce F-35 piątej generacji. Sceptycznie podszedł do tej obietnicy. - Na pewno nie będziemy tymi, którzy będą pierwsi w kolejce po te samoloty - ocenił gen. Waldemar Skrzypczak.

Mówił także o tym, że obecnie polski przemysł wojskowy się nie rozwija, ponieważ "wszystko kupujemy gotowe", co może mieć katastrofalne skutki.

 

cała rozmowa na: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24540083,gen-waldemar-skrzypczak-o-iii-wojnie-swiatowej-dopoki-chiny.html#s=BoxOpLink

 

 

 

 

 

 

 

 

W WOJSKU I SŁUŻBACH MUNDUROWYCH

 

 

 

Pięciu nowych generałów i admirałów – w środę nominacje

DEFENCE24, 12 marca 2019, 09:51

 

Prezydent Andrzej Duda wręczy w środę pięciu oficerom nominacje na stopień generała brygady lub kontradmirała. Będą to: pełnomocnik MON ds. utworzenia cyberwojska płk Karol Molenda, dowódca 3 Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej płk Andrzej Dąbrowski, dowódca 3 Flotylli Okrętów kmdr Mirosław Jurkowlaniec, dowódca 15 Brygady Zmechanizowanej płk Norbert Iwanowski oraz szef Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów płk pil. Robert Cierniak.

                       

O nominacjach poinformowało we wtorek prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. – Akty mianowania zostaną wręczone przez Prezydenta RP 13 marca br. w Pałacu Prezydenckim w Warszawie – zapowiedziało BBN. Uroczystość rozpocznie się w południe.

Postanowienia w sprawie nominacji generalskich i admiralskich prezydent podpisuje na wniosek szefa MON i z kontrasygnatą premiera.

Na liście nominowanych są dwaj oficerowie Sił Powietrznych, po jednym z Wojsk Lądowych i Marynarki Wojennej, a także jeden funkcjonariusz Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

Właśnie z SKW wywodzi się płk Karol Molenda, który na początku lutego odebrał od ministra Mariusza Błaszczaka nominację na pełnomocnika MON ds. utworzenia wojsk obrony cyberprzestrzeni. Wkrótce ma też zostać dyrektorem Narodowego Centrum Bezpieczeństwa Cyberprzestrzeni.

Płk Molenda jest ekspertem z dziedziny cyberbezpieczeństwa. Specjalizuje się w reagowaniu na incydenty komputerowe, informatyce śledczej, bezpieczeństwie teleinformatycznym oraz poszukiwaniu ukierunkowanych zagrożeń. Od ponad 12 lat służy w SKW. W 2017 r. został zastępcą dyrektora Zarządu VI SKW. Jest absolwentem Wojskowej Akademii Technicznej oraz Wyższej Szkoły Menadżerskiej w Warszawie.

Po awansie generalskim Molenda stanie się najwyższym stopniem oficerem SKW w służbie czynnej.

Płk Andrzej Dąbrowski od 2015 r. dowodzi 3 Brygadą Rakietową Obrony Powietrznej w Sochaczewie, czyli jednostką, do której należą wszystkie dywizjony przeciwlotnicze Sił Powietrznych. Od 2013 r. służył w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych – najpierw w grupie organizującej tę instytucję, następnie jako szef oddziału operacyjnego w zarządzie obrony powietrznej i przeciwrakietowej. W latach 2008-12 był szefem oddziału uzbrojenia i sprzętu bojowego w Dowództwie Sił Powietrznych. Od 2006 do 2008 r. dowodził ówczesnym 78 pułkiem rakietowym obrony powietrznej w Mrzeżynie. Ma w dorobku także służbę m.in. na stanowiskach szefa sztabu brygady i dowódcy dywizjonu.

Jest absolwentem m.in. studiów "generalskich" w Akademii Obrony Narodowej. Jesienią skończył 52 lata.

Kmdr Mirosław Jurkowlaniec od czerwca 2018 r. dowodzi najsilniejszym związkiem taktycznym Marynarki Wojennej – 3 Flotyllą Okrętów w Gdyni. Wcześniej przez półtora roku kierował zarządem uzbrojenia w Inspektoracie Marynarki Wojennej w DGRSZ. W latach 2014-15 dowodził 6 Ośrodkiem Radioelektronicznym.

Służbę wojskową rozpoczął na okręcie rozpoznawczym ORP Nawigator. Pokonując kolejne szczeble, doszedł do stanowiska dowódcy tego okrętu. W tym czasie jednostka otrzymała tytuł najlepszego okrętu w Marynarce Wojennej. W 2002 r. objął stanowisko dowódcy grupy okrętów rozpoznawczych. Na tym stanowisku dwa razy odpowiadał za przygotowanie Jednostki Wojskowej Formoza do misji poza granicami kraju. W połowie 2007 r. został szefem szkolenia 3 Flotylli Okrętów, w tym czasie odpowiadał m.in. za największe ćwiczenia z ratowania okrętów podwodnych przeprowadzone przez Marynarkę Wojenną. W 2012 r. objął stanowisko w szefostwie szkolenia morskiego Dowództwa MW, w następnym roku został zastępcą szefa zarządu rozpoznania w tej samej instytucji.

Podyplomowe studia polityki obronnej ukończył na Akademii Obrony Narodowej w 2016 r.

Płk pil. Robert Cierniak od marca 2017 r. jest szefem Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów w Poznaniu. Z urzędu też przewodniczy Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Do inspektoratu przeszedł ze stanowiska zastępcy dowódcy 1 Skrzydła Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie. Przez większość służby związany z wyposażoną w myśliwce MiG-29 23 Bazą Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim, gdzie trafił tuż po ukończeniu dęblińskiej "szkoły orląt". W 2005 r. został dowódcą 1 eskadry lotnictwa taktycznego, w 2007 r. – dowódcą mińskiej bazy. W 2006 r. dowodził Polskim Kontyngentem Wojskowym "Orlik", który nadzorował przestrzeń powietrzną państw bałtyckich. W latach 2010-13 był kolejno szefem dwóch oddziałów w Dowództwie Sił Powietrznych.

Legitymuje się nalotem ogólnym powyżej 3,5 tys. godzin. Podyplomowe studia polityki obronnej ukończył w 2014 r. w Szkole Sił Zbrojnych Kanady w Toronto. W listopadzie skończył 50 lat.

Płk Norbert Iwanowski od sierpnia 2018 r. dowodzi 15 Brygadą Zmechanizowaną w Giżycku. W przeszłości był m.in. szefem sztabu Centrum Operacji Lądowych – Dowództwa Komponentu Lądowego. Służył na misjach w Iraku i Afganistanie. W pierwszych latach po ukończeniu Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu służył w 17 Brygadzie Zmechanizowanej w Międzyrzeczu, a następnie w sztabie 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. Podyplomowe studia polityki obronnej ukończył na Akademii Sztuki Wojennej.

Po raz ostatni nominacje generalskie zostały wręczone w grudniu 2018 r. Odebrało je wówczas trzech oficerów. Przez cały ubiegły rok prezydent awansował 42 generałów i admirałów, zarówno na pierwszy stopień generalski i admiralski, jak i na kolejne.

W liczącym ponad 100 tys. żołnierzy jest obecnie (a więc bez wyżej wymienionych oficerów) 73 generałów i admirałów. To zdecydowanie za mało. Powszechnie przyjętym standardem jest bowiem jeden generał na tysiąc żołnierzy.

 

 

 

Zielona służba

POLITYKA, Violetta Krasnowska, 13 marca 2019

 

Służba Ochrony Państwa miała być elitarna, jak Secret Service w USA. A wyszło jak zwykle.

 

PiS nigdy nie ufał Biuru Ochrony Rządu. Nie lubił tej formacji. Bo miała korzenie sięgające PRL, bo kwitła w czasie III RP, no i przewiniła w Smoleńsku. Dlatego szybko podjęto decyzję – likwidujemy BOR, powołujemy SOP. BOR był zresztą w kiepskim stanie, o czym świadczyły wypadki z udziałem najważniejszych osób w państwie.

Rządzący doszli do wniosku, że wystarczy dołożyć kompetencji i wymienić „tamtych” na „swoich”. Minął rok. Można się przyjrzeć, jak udała się „dobra zmiana” w ochronie.

 

więcej w najnowszym wydaniu Polityki

 

 

 

 

 

Polowanie polskich komandosów na "Rzeźnika z Vukovaru"

ONET.pl, Kamil Turecki, Edyta Żemła, 13.03.2019, 07:02

 

Komandosi GROM-u złapali w połowie 1997 roku Slavko Dokmanovicia, serbskiego zbrodniarza wojennego. Operacja "Little Flower" była pokazem skutecznego i szybkiego działania bez rozlewu krwi, który zadziwił świat i uchylił Polsce furtkę do NATO.

 

W październiku 1994 roku Polska została zaproszona do wsparcia misji ONZ na Haiti. Zadanie powierzono nowej jednostce specjalnej – komandosom GROM. Operacja "Upholder Democracy" była ich pierwszą misją poza Polską.

Polacy przejęli od amerykańskich legendarnych komandosów SEAL ochronę VIP-ów na wyspie – w tym sekretarza generalnego ONZ Boutrosa-Ghalego i ówczesnego sekretarza obrony USA Williama Perry'ego. Bronili też obywateli przed bandytami, a zwolenników obalonego dyktatora Haiti przed linczem.

Zaangażowanie Polaków na Haiti zostało zauważone i docenione. W 1996 roku ONZ wezwała GROM na Bałkany, a konkretnie do wschodniej Slawonii. Głównym celem misji UNTAES (United Nations Transitional Administration for Eastern Slavonia) było odgrodzenie Serbów i Chorwatów, zwaśnionych po rozpadzie Jugosławii na początku lat 90. wskutek nacjonalistycznej polityki prezydenta Serbii Slobodana Miloševicia i prezydenta Chorwacji Franjo Tuđmana.

W sierpniu 1991 roku rozpoczęły się walki obu stron. Serbowie zaatakowali wschodnią Slawonię, w tym Vukovar, wówczas liczące 50 tys. mieszkańców niewielkie miasteczko portowe przy rzece Dunaj na terenie Chorwacji. Vukovaru broniło 1800 lekko uzbrojonych chorwackich żołnierzy. Przeciwników było kilkanaście razy więcej. 36 tys. Serbów wyposażonych w ciężkie uzbrojenie wspierała ciężka artyleria.

Przez 87 dni na miasto spadało 12 tys. pocisków i rakiet dziennie. Vukovar został zmieciony z powierzchni ziemi. 300 Chorwatów zostało wyciągniętych ze szpitali, 261 rozstrzelanych. Co najmniej 31 tys. cywilów zostało wywiezionych z miasta i jego okolic. Masakrą Chorwatów kierował Slavko Dokmanović, serbski mer Vukovaru.

W październiku 1995 roku Międzynarodowy Trybunał Kryminalny ds. Byłej Jugosławii – ICTY (International Criminal Tribunal for The Former Yugoslavia) – wydał tajny akt oskarżenia przeciwko sprawcom masakry. Wśród nich był Dokmanović.

Plan dowództwa UNTAES był prosty: schwytać go i przekazać wymiarowi sprawiedliwości. Na jednej z odpraw szef misji charyzmatyczny amerykański gen. Jacques Paul Klein zapytał Polaków, czy są w stanie aresztować zbrodniarza. To przełomowy moment misji, mimo że nie wiadomo było, kiedy, gdzie i jakimi środkami. Polacy podjęli wyzwanie.

 

Ryzykowna gra ze zbrodniarzem

- Operacja musiała się odbyć po cichu. Mieszkańcy regionu nie mogli mieć o niczym pojęcia. Wcześniejsze misje ONZ w regionie kompromitowały organizację, dlatego mandat nowo powstałej misji był bardzo silny – wspomina w rozmowie z Onetem płk Piotr Gąstał, pełniący wtedy funkcję oficera rozpoznania.

Najbardziej radykalny plan zakładał wyciągnięcie Dokmanovicia z Serbii siłą. Ćwiczone były też warianty ewakuacji przy użyciu helikopterów metodą "na winogrono": Dogmanović miał zostać przyczepiony do lin i wyciągnięty z dachu budynku. Pomysł szybko jednak odrzucono. Nikt nie chciał bowiem skandalu międzynarodowego. Nie było też pewności, czy ONZ wyda zgodę na tego typu operację.

Drugi wariant: Dokmanović miał zeznawać w procesie przeciwko Chorwatom, którzy mordowali Serbów. Nie wiedział jednak, że znajdował się w tajnym akcie oskarżenia. Chodziło o to, żeby przekroczył Dunaj. Tam miał zostać złapany i odtransportowany do Hagi do Trybunału Sprawiedliwości. Trzy mosty miały zostać obsadzone przez posterunki snajperskie Polaków i Belgów. Dokmanović mieszkał w miejscowości Sombor w Serbii. To GROM rozpoznał jego dokładne miejsce zamieszkania. Zbrodniarz wojenny nie chciał jednak pojawiać się na terytorium administrowanym przez UNTAES.  

Pojawiło się kolejne rozwiązanie – aresztowanie w trakcie pracy komisji przesłuchującej świadków nt. zbrodni na Serbach w hotelu Dunaj w Vukovarze. - Uznaliśmy, że to nie jest najbardziej fortunne miejsce na przeprowadzenie operacji. Miasto było w dużej mierze zaludnione Serbami. Aresztowanie Dokmanovicia nie byłoby bezpieczne, podobnie jak jego ewakuacja z hotelu. Każda droga do Vukovaru jest na tyle widoczna, że każdy mógłby zobaczyć zasadzkę i mogło dojść do wybuchu niezadowolenia. Nie wiedzieliśmy też, ile sił go broniło. Niewiadomych było zbyt wiele – tłumaczy Onetowi płk Gąstał. 

Ostatecznie "Rzeźnik z Vukovaru" został zaproszony do miasta w celu sprzedania jednej z jego nieruchomości. Pomiędzy miejscowością a granicą miał wpaść w zasadzkę zastawioną przez polskich komandosów.

- To był element gry operacyjnej, którą prokuratorzy z Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości prowadzili z Dokmanoviciem – mówi nam płk Gąstał. Zbrodniarz zgodził się przyjechać do Vukovaru, by rozmawiać o swojej nieruchomości i w imieniu Serbów, którzy stracili swoje majątki.

 

Plan doskonały

27 czerwca 1997 roku. O operacji, której nadano kryptonim "Little Flower", wiedzieli tylko Polacy i dowództwo misji. Pomogły w tym... międzynarodowe rozgrywki sportowe, w których uczestniczyli stacjonujący na Bałkanach żołnierze. Polacy też wystawili swoją ekipę. Wszystko po to, by uśpić czujność.

Wywabiony ze swej kryjówki w Serbii Dokmanović pojawił się na granicznym ze wschodnią Slawonią moście w miejscowości Erdut. Mężczyźnie towarzyszył ochroniarz Milan Knežević. Obaj przesiedli się do opancerzonego pojazdu, którym kierował polski komandos. W samochodzie siedział też dowódca operacji mjr J. Zbrodniarz nie zdawał sobie sprawy, kim byli jego towarzysze. Za nimi w asyście podążało kolejne auto, z komandosami GROM-u w środku.

O godzinie 15 trasę konwoju "przypadkowo" zagrodziła ciężarówka. Samochód z Dokmanoviciem na pokładzie, aby uniknąć czołowego zderzenia, gwałtownie skręcił w lewo w kierunku znajdującej się nieopodal bazy Polaków. Pojazd ostro zahamował. - To było celowe zagranie, mające zdezorientować zbrodniarza i jego ochroniarza na tyle, by nie zdążyli wyciągnąć broni – tłumaczy płk Gąstał.

Drugi samochód błyskawicznie zablokował opancerzony pojazd. Komandosi wyciągnęli z niego zaskoczonych Serbów. Polacy zakuli Dokmanovicia w kajdanki. Problem pojawił się, gdy chcieli je założyć także ochroniarzowi. - Milan Knežević miał tak potężne i silne ręce oraz dłonie, że nie było to możliwe. Okazał się byłym mistrzem bokserskim Jugosławii – wspomina polski komandos.

Konwój z Dokmanoviciem przypominał kawalkadę gen. Kleina, dlatego nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Bez przeszkód został przewieziony przez posterunki rosyjskie na stronę chorwacką na lotnisko. Tam czekał na niego samolot podstawiony przez belgijskie siły powietrzne, którym Dokmanović miał udać się do Hagi.

Przed wylotem zbrodniarza zbadano, czy lot nie zagraża jego zdrowiu. Przez nierówne bicie serca samolot miał 20 minut opóźnienia. - Nasze działania, worek na głowie Serba i opóźnienie samolotu wzbudziło zainteresowanie Chorwatów, bo nagle na ich terenie smutni panowie z ONZ wsiadali do samolotu z człowiekiem z workiem na głowie – wspomina płk Gąstał.

Zaczęły się przepychanki, Chorwaci nie wydali zgody dla ONZ na start z lotniska. - Zrobiła się bardzo nerwowa atmosfera, Chorwaci przy samolocie grozili bronią, my im również. Mówiliśmy, że ten samolot musi wylecieć. W międzyczasie Clint Williams, prokurator z Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii, odbył rozmowę telefoniczną z wiceministrem spraw wewnętrznych Chorwacji, a gen. Klein z Franjo Tuđmanem. Przepychanki trwały pół godziny. Ostatecznie udało się przełamać opór Chorwatów i samolot wystartował.

 

Furtka do NATO

Cisza medialna trwała do późnego wieczora. Przerwał ją asystent Dokmanovicia. Polacy nie posiadali żadnych dowodów, że mężczyzna działał na rzecz zbrodniarza, dlatego został odwieziony na granicę. Po jej przekroczeniu zaczął rozpowiadać, że wraz z Dokmanoviciem zostali napadnięci przez siły ONZ - że mieli rozmawiać z UNTAES, a tymczasem zostali oszukani.

Zadzwonił do niego gen. Klein. - Słuchaj stary, współpracowałeś z nami. Mogę ujawnić, że to dzięki twoim informacjom ujęliśmy Dokmanovicia – asystent usłyszał w słuchawce. Od tej pory milczał. Dopiero następnego dnia w serbskiej i chorwackiej prasie pojawiły się informacje o przeprowadzonej operacji. Biały Dom wydał oświadczenie. Bill Clinton z zadowoleniem przyjął wieść o aresztowaniu zbrodniarza.

Operacja odbyła się bez zamieszek i rozruchów. - Była małym krokiem w stronę NATO. W lipcu 1997 roku, czyli dwa tygodnie po misji, prezydent Clinton przyleciał do Polski i na jego życzenie operatorzy z jednostki GROM wystąpili jako jedni z tych, którzy go witali na Okęciu. W ten sposób amerykański prezydent chciał podziękować za operację. Ówczesna sekretarz stanu Madeleine Albright też była zachwycona. Oboje wskazywali właśnie jednostkę GROM, która mogłaby wykonywać kolejne tego typu operacje – mówi nam płk Gąstał.  

Misja odbiła się w środowisku szerokim echem. Na życzenie charyzmatycznego gen. Kleina jego osobistymi ochroniarzami w Bośni byli GROM-owcy. Z kolei amerykański dyplomata William Walker chciał, aby to Polacy uczestniczyli w kolejnej misji – tym razem OBWE w Kosowie.

Na zlecenie polskiej dyplomacji powstał też tajny film z operacji GROM-u na Bałkanach. W ostatnim etapie negocjacji był on pokazywany opornym wejściu Polski do NATO amerykańskim senatorom. - Chciano ich przekonać, że Polska w NATO to dobry wybór i wartościowy sojusznik – ocenia nasz rozmówca.

Ostatecznie 12 marca 1999 roku Polska wstąpiła do NATO. Operatorzy GROM na bojowo świętowali ten dzień już z Kosowa.

 

 

 

 

 

 

O PRZEMYŚLE OBRONNYM I SPRZĘCIE

 

 

 

Rakietowa „Narew” da osłonę „Wiśle”

RP.pl, Zbigniew Lentowicz, 12.03.2019, 13:07

 

Światowi producenci rakietowych systemów obrony przeciwlotniczej znowu biorą na cel Polskę. Wiedzą, że program budowy tarczy powietrznej krótkiego zasięgu „Narew” nie obejdzie się bez licencji na kierowane, precyzyjne pociski dla rodzimej zbrojeniówki.

 

Warte dziesiątki miliardów złotych przeciwrakietowe zestawy Patriot - wyrzutnie, radary stanowiska dowodzenia tarczy powietrznej „Wisła”, bez bezpośredniej osłony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu, nie będą miały wielkich szans na przetrwanie na polu walki - twierdzą eksperci. 

Pilnie potrzebujemy zatem odpornego na ataki rakietowego parasola, który będzie mógł obronić strategiczne baterie Patriot, zgrupowania wojsk, polowe składy materiałów bojowych i sprzętu, w tzw. strefie rażenia atakujących samolotów, śmigłowców i bojowych dronów nieprzyjaciela. 

W wojskowych planach taką rolę ma spełnić system „Narew”. - Tylko szczelna, wielowarstwowa, zintegrowana obrona powietrzna, w której swoją rolę mają do odegrania Patrioty, ale też trudne do zniszczenia mobilne baterie taktycznych rakiet krótkiego zasięgu ma sens – przekonuje Marek Borejko, dyrektor Biura Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwrakietowej w Polskiej Grupie Zbrojeniowej.

 

WYJĄTKOWO UNIWERSALNY IBCS

Po potwierdzeniu przez wojsko w ostatnich miesiącach rekomendacji o integrowaniu „Narwi” z tarczą powietrzną „Wisła” za pośrednictwem amerykańskiego systemu dowodzenia IBCS, wydawało się, że wybór dostawcy „narwiańskich” technologii rakietowych ograniczy się de facto do producentów wskazanych przez Waszyngton. 

Amerykański koncern zbrojeniowy Northrop Grumman, producent zaawansowanych systemów zarządzania walką, dostawca zintegrowanego modułu dowodzenia IBCS do polskich zestawów Patriot, przekonuje, że jego elektronika jest w stanie wesprzeć polskich dowódców operujących w wielowymiarowej przestrzeni bitewnej także na krótkich dystansach przewidzianych dla przyszłej tarczy powietrznej „Narew”. Mało tego – IBCS jest w stanie „obsłużyć” także pociski bez rodowodu z USA.

Amerykanie z NG wspólnie z brytyjską grupą rakietową MBDA właśnie zakończyli testy potwierdzające możliwość współpracy systemu IBCS i brytyjskich przeciwlotniczych pocisków kierowanych CAMM (Common Anti-air Modular Missile), powstałych według wymagań brytyjskiego resortu obrony jako nowy uniwersalny oręż walki powietrznej odpalany z naziemnych wyrzutni, ale też z pokładów okrętów.

 

ZABÓJCA DRONÓW I SKRZYDLATYCH RAKIET

Rodzina pocisków CAMM to pierwsze nieamerykańskie rakiety skutecznie integrowane z IBCS – twierdzi Northrop Grumman. - Udany, niedawny test z CAMM to kolejny dowód na to, że architektura naszego systemu dowodzenia pozawala na integrację z nim dowolnych sensorów i pocisków i to w krótkim czasie i stosunkowo niewielkim nakładem kosztów - oświadczył po próbach Bill Lamb, dyrektor Northrop Grumman ds. międzynarodowych systemów zarządzania walką. 

Rodzina pocisków CAMM i CAMM ER jest następnym pokoleniem przeciwlotniczych pocisków rakietowych do tzw. operacji wielowymiarowych. Producent rakiet brytyjski koncern MBDA zachwala swój przeciwlotniczy oręż twierdząc, że broń jest przygotowana np. do odparcia zmasowanego ataku z użyciem uzbrojenia precyzyjnego i pocisków manewrujących z dużą prędkością, które nadlatują jednocześnie z różnych kierunków, także na małej wysokości. Umożliwia to aktywna radiolokacyjna głowica samonaprowadzająca rakiety, dwukierunkowe łącze informacyjne, wydajny silnik pocisku o niskim poziomie emisji.

 

POCISKI Z KATAPULTY

Szczegóły konstrukcji najnowszych rakiet CAMM są utajnione, ale należy zakładać, że układ jest odporny na zakłócenia i pozwala trafiać skutecznie w obiekty które stosują manewry unikowe. W początkowej i środkowej części swojej trajektorii pociski wykorzystują zaawansowane układ nawigacji inercjalnej, a dane o położeniu celu otrzymują poprzez dwukierunkowe łącze wymiany danych. Eksperci zwracają przy tym uwagę, że rakiety CAMM/CAMM-ER są jedynymi zachodnimi pociskami przeciwlotniczymi, które wykorzystują metodę tzw. zimnego startu (z użyciem pneumatycznej katapulty, na dodatek z pionowych wyrzutni, co utrudnia wykrycie położenia broni i momentu odpalenia pocisku a zapewnia wyjątkową zdolność dookólnego zwalczanie celów. 

Europejski Dom Rakietowy MBDA oprócz rodziny pocisków CAMM oferuje łącznie 45 systemów rakietowych i innych środków bojowych użytkowanych operacyjnie w armiach blisko 90 krajów. Jednocześnie prowadzi prace rozwojowe nad kolejnymi 15 systemami. Udziałowcami MBDA są: Airbus (37,5proc.), koncern zbrojeniowy BAE Systems (37,5 proc.) i włoska grupa Leonardo (25 proc.).

 

 

 

Waszyngton wybierze nowe samoloty dla Tajwanu?

ALTAIR, 12 marca 2019

 

Obecnie zakłady AIDC modernizują pierwsze F-16A/B Block 20 do standardu F-16V. Unowocześnienie ponad 140 samolotów tego typu ma zostać zrealizowane do końca 2023 i kosztować 5,3 mld USD (Pierwszy tajwański F-16V, 2018-08-28).

 

Według informacji tajwańskiego Apple Daily 27 lutego Ministerstwo Obrony Narodowej Republiki Chińskiej oficjalnie złożyło wniosek o zakup 66 nowych wielozadaniowych samolotów bojowych Lockheed Martin F-16V. Ich dostawy mogłyby rozpocząć się już pod koniec 2020. Umowa ma obejmować także szkolenie pilotów, pociski powietrze-powietrze i powietrze-powierzchnia oraz dwuletnią obsługę techniczną.

Nowe samoloty miałyby stacjonować w bazie lotniczej Ching Chuan Kang w Taizhong. F-16V weszłyby do wyposażenia 3. Skrzydła Lotnictw Taktycznego, zastępując AIDC F-CK-1 Ching Kuo. Te ostatnie miałyby zostać przeniesione do bazy Taidong,  aby zastąpić przestarzałe F-5E/F, które wkrótce mają zostać wycofane.

Władze w Tajpej oczekują, że USA wydadzą oficjalną decyzję w sprawie wniosku w ciągu 120 dni, a najpóźniej w czerwcu tego roku. Zakup nowych samolotów ma kosztować podatników 7,76-8,08 mld USD (29,6-30,8 mld zł).

Z kolei cytowany przez China Times urzędnik resortu obrony powiedział, że powodem, dla którego Tajwan wybiera F-16V zamiast F-35, jest fakt, że Stany Zjednoczone nie chcą sprzedawać najnowocześniejszych samolotów bojowych Zhōnghuá Mínguó Kōngjūn (wojskom lotniczym Republiki Chińskiej) przez najbliższe 10 lat. Oficjel dodał, że wyprodukowanie F-35 dla Zhōnghuá Mínguó Kōngjūn i wyszkolenie ich pilotów zajmie 8 lat, co oznacza, że może upłynąć 18 lat, zanim Tajwan będzie dysponował F-35 zdolnymi do działań bojowych.

Urzędnik ujawnił, że jeśli prośba o F-16V zostanie zaakceptowana, ich dostawy mogą rozpocząć się przed końcem 2020 lub na początku 2021. Terminy i cena zależeć będą od specyfikacji wyposażenia i wybranego uzbrojenia.

W odpowiedzi na doniesienia prasowe tajwański wiceminister obrony narodowej Shen Yi-ming poinformował  dziennikarzy, że rząd złożył wniosek o zakup nowych samolotów wielozadaniowych, a Waszyngton doradzi [Zhōnghuá Mínguó Kōngjūn] jaki typ i jaka liczba jest wymagana do spełnienia wymagań operacyjnych Republiki Chińskiej. Natomiast szef Wydziału Planowania Dowództwa Zhōnghuá Mínguó Kōngjūn gen. dyw. Tang Hung-an stwierdził, że wśród opcji są F-15, F-16, F-18, a nawet F-35, o ile samoloty te wzmocnią zdolności obrony powietrznej Republiki Chińskiej.

Pozostawienie Amerykanom decyzji o wyborze nowych tajwańskich wielozadaniowych samolotów bojowych ma na celu zagwarantowanie, że wniosek o ich zakup nie zostanie odrzucony. Tajemnicą poliszynela jest, że Stany Zjednoczone Ameryki nie chcą sprzedać F-35 Zhōnghuá Mínguó Kōngjūn ze względu obecność w tym kraju licznych szpiegów z ChRL. Co więcej, Waszyngton nie chce psuć relacji z Pekinem i zostać oskarżony o rozpoczęcie wyścigu zbrojeń w regionie (Republika Chińska wciąż zabiega o F-35, 2017-08-18).

 

 

 

IWA2019: Stagnacja na niemieckim rynku

MILMAG.PL, Redakcja, 12.03.2019

 

8 Marca niemieckie stowarzyszenie producentów broni i amunicji JSM (Verband der Hersteller von Jagd-, Sportwaffen und Munition) poinformowało na targach IWA OutdoorClassic na podstawie danych ujawnionych przez niemieckie biuro statystyczne o czwartym roku stagnacji na rynku strzeleckim.

 

Dane ujawnione za 2018 pokazują, że wartość produkcji broni myśliwskiej, sportowej i akcesoriów od czterech lat jest na stałym poziomie 185 milionów euro (795 mln zł). Na niezmiennym poziomie 77 mln EUR (330 mln zł) utrzymuje się import takich konstrukcji do Niemiec. Spada natomiast eksport – w 2017 jego wartość wynosiła 176 mln EUR (760 mln zł), w 2018 szacuje się go na 165 mln EUR (710 mln zł).

Spadek eksportu wiąże się z negatywnym trendem w Stanach Zjednoczonych, który pojawił się w ubiegłym roku, jak znacznym wydłużeniem czasu oczekiwania na przyznanie licencji eksportowych. Niestety, nie sądzimy aby sytuacja rynkowa w 2019 miała ulec zmianie, poinformował Klaus Gotzen na targach IWA.

 

Analiza

Niemcy podkreślają, że duży negatywny wpływ na rynek broni, amunicji i akcesoriów może mieć implementacja Dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2017/853 z 17 maja 2017. Poszczególne państwa członkowskie Unii Europejskiej zmieniają swoje prawodawstwo na ograniczające dostęp, sprzedaż i transfer konstrukcji strzeleckich między poszczególnymi krajami. Co więcej, zbliżająca się procedura opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii oznacza znaczne utrudnienie w uzyskaniu licencji eksportowych na broń do tego państwa.

 

 

Interoperacyjność to podstawa sojuszniczych działań - zapewnia ją SWD C3IS Jaśmin

ZBIAM, Marek Wachowsk, 12.03.2019

 

Systemy wspar­cia dowo­dze­nia uży­wane przez poszcze­gólne pań­stwa NATO muszą być w mak­sy­mal­nym stop­niu inte­ro­pe­ra­cyjne z roz­wią­za­niami sto­so­wa­nymi przez innych człon­ków Sojuszu. To bez­względny waru­nek do pro­wa­dze­nia sku­tecz­nych ope­ra­cji połą­czo­nych. Jak one mogą i powinny prze­bie­gać można było się prze­ko­nać m.in. pod­czas ubie­gło­rocz­nych jesien­nych ćwi­czeń „Anakonda” 18, w cza­sie któ­rych jed­nostki pol­skie i zagra­niczne były dowo­dzone przy uży­ciu sys­temu SWD C3IS Jaśmin.

 

Kiedy w poło­wie lat dzie­więć­dzie­sią­tych NATO sta­nęło na progu roz­sze­rze­nia się o grupę państw byłego Układu Warszawskiego, wło­da­rze Sojuszu mieli świa­do­mość, że jed­nym z naj­więk­szych wyzwań z jakimi będą musieli się zmie­rzyć w naj­bliż­szych latach będzie stwo­rze­nie spraw­nego, koali­cyj­nego sys­temu dowo­dze­nia i łącz­no­ści. I wie­dzieli, że nie będzie to łatwe zada­nie. Stany Zjednoczone i ich naj­bliż­szy part­ner – Wielka Brytania, mieli już pierw­sze swoje roz­wią­za­nia w tym zakre­sie (i gigan­tów zbro­je­nio­wych, któ­rzy wkła­dali miliony aby je stwo­rzyć i póź­niej sprze­dać dalej), a Europa (głów­nie Niemcy, Holandia, Włochy i Hiszpania) też swoje, a także wła­sne firmy mające ape­tyt na ten tort. Nie były to jed­nak sys­temy tak roz­wi­nięte i doj­rzałe, jak te któ­rymi dys­po­nują dziś nie­które kraje, w tym Polska. Dlatego wów­czas zde­cy­do­wano, że kon­sen­sus – jakie roz­wią­za­nie jest naj­lep­sze, naj­sku­tecz­niej­sze etc., będzie się wyku­wał zwłasz­cza na wspól­nych ćwi­cze­niach i warsz­ta­tach.

Pierwsze NATO-wskie ćwi­cze­nia z ich wspo­ma­ga­nym kom­pu­te­rowo sys­te­mem dowo­dze­nia i łącz­no­ści odbyły się we wrze­śniu 1995 r. i miały kryp­to­nim „Combined Endeavor” 95 (CE 95). W ramach tego przed­się­wzię­cia przez dzie­sięć dni żoł­nie­rze z: Austrii, Niemiec, Bułgarii, Czech, Węgier, Polski, Rumunii, Słowacji i Słowenii oraz Stanów Zjednoczonych łączyli się z koszar Kelly Barracks koło Stuttgartu ze sto­li­cami swo­ich kra­jów za pomocą dostar­czo­nych przez Amerykanów tele­fo­nów szy­fru­ją­cych SY-71E. Wyzwaniem, z któ­rym wów­czas sta­rano się sobie pora­dzić, było tak jak przy uży­ciu kra­jo­wych roz­wią­zań, prze­ka­zać owe połą­cze­nie dalej, do kon­kret­nych sta­no­wisk dowo­dze­nia. Co cie­kawe, nasz kraj pora­dził sobie z tym nie­naj­go­rzej. Rok póź­niej CE zna­cząco uro­sło. Nie tylko doszły trzy pań­stwa — Litwa, Łotwa i Wielka Brytania, ale rów­nież NATO-wskie dowódz­two Allied Land Forces Central Europe (LANDCENT), które wysta­wiło swój kom­po­nent łącz­no­ści. W przed­się­wzię­ciu tym – CE 96, odby­wa­ją­cym się wów­czas w dwóch loka­li­za­cjach – nie­miec­kim Kelly Barracks oraz austriac­kim Bruck – wzięło już udział kil­ku­set ame­ry­kań­skich, nie­miec­kich i bry­tyj­skich żoł­nie­rzy (repre­zen­tu­ją­cych NATO) oraz podobna ilość żoł­nie­rzy i pra­cow­ni­ków woj­ska z państw nale­żą­cych do Partnerstwa dla Pokoju, sta­ra­ją­cych się o człon­ko­stwo w Sojuszu Północnoatlantyckim. To co było cechą wyróż­nia­jącą CE 96 od CE 95, to prze­pro­wa­dzone pierw­szych testów inte­ro­pe­ra­cyj­no­ści, obej­mu­ją­cych nie tylko budowę sieci łącz­no­ści, ale rów­nież danych kom­pu­te­ro­wych. Podczas ćwi­cze­nia sta­rano się bowiem (jesz­cze z róż­nym skut­kiem) prze­sy­łać pomię­dzy dowódz­twami a ćwi­czą­cymi woj­skami np. zdję­cia z roz­po­zna­nia.

 

Choć samo CE 96 oka­zało się suk­ce­sem, bo przy­kła­dowo do kolej­nych CE 97 zgło­siło się jesz­cze wię­cej państw, a efek­tem jego były m.in. pierw­sze pro­jekty NATO-wskich STANAG-ów doty­czą­cych inte­ro­pe­ra­cyj­no­ści sys­te­mów łącz­no­ści i dowo­dze­nia, to ujaw­niła się na nich bar­dzo nega­tywna ten­den­cja. Znów zamiast kon­sen­susu zaczęła się rywa­li­za­cja mię­dzy USA a Europą, o to które roz­wią­za­nia są lep­sze, a które gor­sze. Które mają być refe­ren­cyjne dla całego NATO, a które nie. Ten podział nara­stał z roku na rok i dopiero pięć lat póź­niej, w 2002 r., na szczy­cie w Pradze, Sojusz zna­lazł korzystne kom­pro­mi­sowe roz­wią­za­nie. Stworzona została agen­cja NATO do spraw Konsultacji, Dowodzenia i Kierowania (NC3A – NATO Consultation, Command and Control Agency/dziś NCI Agency – NATO Communications and Information Agency), która miała stwo­rzyć STANAG-i, które będą musiały speł­niać wszyst­kie NATO-wskie sys­temy dowo­dze­nia. 

Czy warsz­taty „Combined Endeavor” były więc stratą czasu? Zdecydowanie nie! Znaczący i twór­czy wkład w nich miała też Polska i wła­śnie roz­wią­za­nia Jaśmina. W oce­nie eks­per­tów CE przy­czy­niły się nie tylko do postępu tech­nicz­nego w dzie­dzi­nie roz­wią­zań z zakresu dowo­dze­nia i łącz­no­ści, ale rów­nież do zro­zu­mie­nia czym wła­ści­wie jest inte­ro­pe­ra­cyj­ność na polu walki przy­szło­ści. To na bazie wnio­sków i doświad­czeń z wielu edy­cji tego przed­się­wzię­cia, dwóch ame­ry­kań­skich ofi­ce­rów pol­skiego pocho­dze­nia – admi­rał Arthur Cebrowski i puł­kow­nik John Garstka, stwo­rzyło dok­trynę „Network Centric Warfare”, która zakła­dała, iż Sojusz Północnoatlantycki zdo­bę­dzie prze­wagę na polu walki dzięki sie­cio­cen­trycz­nym, kom­pu­te­ro­wym sys­te­mom spraw­nego zbie­ra­nia, zauto­ma­ty­zo­wa­nego prze­twa­rza­nia, dys­try­bu­owa­nia i obra­zo­wa­nia infor­ma­cji. Ich akro­nim – C4ISR: Command, Control, Communication, Computers, Intelligence, Surveillance, Reconnaissance, to w języku pol­skim: Dowodzenie, Kontrola, Łączność, Komputery, Wywiad, Obserwacja i Rozpoznanie.

 

Nowe wyzwa­nia, nowe narzę­dzia

Narzędziem, które miało zastą­pić CE i posłu­żyć NC3A/później NCI Agency do opra­co­wa­nia inte­ro­pe­ra­cyj­nych STANAG-ów do sys­te­mów C4ISR, miało być zupeł­nie nowe ćwi­cze­nie — CWID – Coalition Warrior Interoperability Demonstration. Po raz pierw­szy NC3A razem z Strategicznym Dowództwem NATO ds. Transformacji (Allied Command Transformation) zor­ga­ni­zo­wała je w 2004 r. w Niemczech i następ­nie corocz­nie kon­ty­nu­owała jego kolejne edy­cje. Pięć lat póź­niej, w 2009 r., jego piąta już odsłona (zresztą kolejna też w tym przy­padku z twór­czym i sze­ro­kim udzia­łem Polski i Jaśmina) nie tylko przy­jęła nazwę CWIX od eXploration, eXperimentation, eXamination i eXercise (która jest aktu­alna do dziś), ale rów­nież prze­nie­siono ją do naszego kraju, do Centrum Szkolenia Sił Połączonych NATO w Bydgoszczy (JFTC). I tak to trwa do chwili obec­nej. 

 

Niezbyt udane początki

Polska od samego początku była bar­dzo zain­te­re­so­wana opra­co­wa­niem i wdro­że­niem zauto­ma­ty­zo­wa­nych sys­te­mów dowo­dze­nia i dzia­łań wojsk oraz ich kom­pa­ty­bil­no­ścią z tego typu roz­wią­za­niami w NATO. Wynikało to głów­nie z dosko­na­łego rozu­mie­nia, że nie jest sztuką do Sojuszu wejść, ale w nim być i współ­dzia­łać z sojusz­ni­kami jak równy z rów­nym. A do tego wła­śnie nie­zbędna jest inte­ro­pe­ra­cyj­ność. Ponieważ pod koniec lat dzie­więć­dzie­sią­tych pry­watny prze­mysł obronny dopiero w naszym kraju racz­ko­wał, zada­nie opra­co­wa­nia zauto­ma­ty­zo­wa­nego sys­temu tele­in­for­ma­tycz­nego, który w pierw­szej kolej­no­ści wspie­rałby pro­cesy dowo­dze­nia w Wojskach Lądowych (zde­cy­do­wa­nie naj­więk­szym rodzaju sił zbroj­nych), powie­rzono prze­my­słowi pań­stwo­wemu. Okazało się to jed­nak mało efek­tywne i sku­teczne dzia­ła­nie. Może kie­dyś temu zagad­nie­niu warto będzie poświę­cić wię­cej miej­sca i czasu, pomimo że to już w zasa­dzie histo­ria.

 

Powiew opty­mi­zmu i m.in. począ­tek Cyfrowej Brygady

Choć oczy­wi­ście wielu „eks­per­tów” może uznać powyż­sze stwier­dze­nie za nie­spra­wie­dliwe, to chyba naj­lep­szym jego wery­fi­ka­to­rem był np. 2009 r., w któ­rym to gene­rał broni Tadeusz Buk, po wie­lo­let­niej służ­bie w struk­tu­rach NATO (w tym bojo­wej w Iraku i Afganistanie), został dowódcą Wojsk Lądowych i na bazie swo­ich boga­tych doświad­czeń zdo­by­tych w sojusz­ni­czych struk­tu­rach mię­dzy­na­ro­do­wych posta­no­wił zwięk­szyć war­tość bojową pod­le­głych mu dowództw, związ­ków tak­tycz­nych i innych jed­no­stek poprzez: auto­ma­ty­za­cje dowo­dze­nia nimi i dodat­kowo tele­in­for­ma­tyczne wspar­cie ich dzia­łań, także w warun­kach mobil­nych. Chodziło mu w tym też wła­śnie o uzy­ska­nie wspo­mnia­nej już i bar­dzo waż­nej inte­ro­pe­ra­cyj­ność sojusz­ni­czej. W tym celu pole­cił szu­kać na rynku – czyli wszę­dzie, bo nie tylko pol­skim – naj­lep­szych roz­wią­zań w tym zakre­sie.

Aby wyło­nić naj­lep­szy dla wojsk lądo­wych sys­tem, zor­ga­ni­zo­wano tylko w 2010 r. aż cztery ćwi­cze­nia – „Aster”, „Stokrotka”, „Borsuk” i „Dragon”. Na tym pierw­szym prze­pro­wa­dzono jego komi­syjne wie­lo­dniowe testy, do któ­rych zapro­szono aż 19 pod­mio­tów: 12 pań­stwo­wych – PIT, OBR CTM, RADWAR, Wojskowy Instytut Łączności, Cenrex, Cenzin, Radmor, Wojskowe Zakłady Łączności nr 1, Wojskowe Zakłady Łączności nr 2 oraz Wojskowe Zakłady Elektroniczne (pań­stwowe) oraz 7 pry­wat­nych – KenBIT, Hertz System, WB Electronics, MAW Telecom, Teldat, Unitronex i Harris Corporation. Wśród tych pań­stwo­wych, były rów­nież dwie insty­tu­cje naukowo-badaw­cze: Wojskowa Akademia Techniczna i Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych.

Wynik ćwi­cze­nia „Aster” był jed­no­znaczny – jedy­nym sys­te­mem który pozy­tyw­nie zakoń­czył testy był sys­tem C3IS Jaśmin, opra­co­wany przez spe­cja­li­stów z byd­go­skiego Teldatu. Aby upew­nić się co do jego oceny, zapro­szono go do kolej­nych ćwi­czeń, naj­pierw „Borsuka”. W trak­cie tego przed­się­wzię­cia sprzęt tele­in­for­ma­tyczny wraz z opro­gra­mo­wa­niem C3IS Jaśmin został zamon­to­wany w szes­na­stu wozach bojo­wych KTO Rosomak i w ośmiu pojaz­dach HMMWV. Został rów­nież zain­sta­lo­wany na sta­no­wi­skach dowo­dze­nia 17. Brygady Zmechanizowanej i kie­row­nic­twa ćwi­czeń. Sieć łącz­no­ści, z któ­rej korzy­stał ten sys­tem, opie­rała się głów­nie na urzą­dze­niach dostęp­nych i użyt­ko­wa­nych przez Wojsko Polskie, czyli radio­sta­cjach pokła­do­wych i oso­bi­stych żoł­nie­rzy: KF – RKS-8000 i RKP-8100, UKF – 9311 F@stNet, 9211 F@stNet, sze­ro­ko­pa­smo­wych HCDR Centaur, oso­bi­stych SpearNet oraz R35010 i radio­li­nii R-450C. Borsuk już wów­czas wyka­zał, że Jaśmin spra­wuje się tak jak na tym eta­pie tego ocze­ki­wało woj­sko. Ponieważ Wojskom Lądowym zale­żało aby poszu­ki­wany sys­tem był w naj­więk­szym moż­li­wym stop­niu inte­ro­pe­ra­cyjny sojusz­ni­czo i zdolny do uży­cia w dzia­ła­niach mobil­nych, zaraz po „Borsuku” 17. Brygada Zmechanizowana zabrała kom­po­nenty Jaśmina na odby­wa­jące się w Niemczech (w bazie US Army w Grafenwöhr) ćwi­cze­nia Combined Endeavor. W ich ramach 17. BZ połą­czona była łączami sate­li­tar­nymi z jed­nost­kami NATO i wymie­niała dane ope­ra­cyjne (w tym bie­żące zobra­zo­wa­nie sytu­acji ope­ra­cyj­nej) przy pomocy Jaśmina z innymi jed­nost­kami NATO, roz­miesz­czo­nymi w Niemczech w dużej odle­gło­ści od sie­bie. Dane te wraz ze zobra­zo­wa­niem ope­ra­cyj­nym były na bie­żąco prze­ka­zy­wane też do naszego Dowództwa Wojsk Lądowych, które wów­czas reali­zo­wało ze swo­imi woj­skami ćwi­cze­nie na poli­go­nie w Orzyszu, odda­lo­nym od Grafenwöhr około 1000 km.

 

Wyjątkowość Jaśmina, także w zakre­sie jego spraw­dzeń w kraju i za gra­nicą

Jak się następ­nie prze­ko­nano i prak­tycz­nie potwier­dzono to w kolej­nych latach, cechami wyjąt­ko­wymi Jaśmina były i są głów­nie jego kom­plek­so­wość i uni­wer­sal­ność – czyli to na co cze­kało woj­sko od lat i co usil­nie zamie­rzał zaim­ple­men­to­wać w dowo­dzo­nym przez sie­bie rodzaju sił zbroj­nych gen. Tadeusz Buk. Nie bez przy­czyny nazwa się go „sys­te­mem sys­te­mów”. Dlaczego? Ponieważ w skład jego opro­gra­mo­wa­nia wspar­cia dowo­dze­nia i co ważne dzia­łań wojsk – SWD C3IS Jaśmin wcho­dzą nastę­pu­jące sys­temy (któ­rych dodat­ko­wym atu­tem jest to, iż w każ­dej chwili może je uzu­peł­nić znany i spe­cjal­nie zapro­jek­to­wany dla nich naj­now­szej gene­ra­cji sprzęt woj­skowy):

            •          HMS C3IS Jaśmin – zauto­ma­ty­zo­wany sys­tem (opro­gra­mo­wa­nie) zarzą­dza­nia walką kor­pusu, dywi­zji, bry­gady, pułku itp. Jest to zasad­ni­cze roz­wią­za­nie SWD C3IS Jaśmin, wdro­żone i z powo­dze­niem sze­roko wyko­rzy­sty­wane w SZ RP. Ma ono jedne z więk­szych w skali sojusz­ni­czej (i jedyne w kraju) potwier­dzone i udo­ku­men­to­wane zdol­no­ści m.in. do: efek­tyw­nego dowo­dze­nia całymi ugru­po­wa­niami woj­sko­wymi (w tym bie­żą­cego cyfro­wego obra­zo­wa­nia sytu­acji ope­ra­cyj­nej) nie­za­leż­nie od dys­lo­ka­cji geo­gra­ficz­nej ich poszcze­gól­nych struk­tur (np. sta­no­wisk dowo­dze­nia dywi­zji, bry­gad, puł­ków i bata­lio­nów oraz nawet ich poszcze­gól­nych plat­form mobil­nych); inte­gra­cji innych sys­te­mów kra­jo­wych oraz sojusz­ni­czych i tym samym two­rze­nia POSO (Połączonego Obrazu Sytuacji Operacyjnej); dzia­ła­nia w roz­pro­szo­nym śro­do­wi­sku tele­in­for­ma­tycz­nym i w warun­kach mobil­nych z wyko­rzy­sta­niem radio­wych środ­ków łącz­no­ści; obra­zo­wa­nia bie­żą­cego poło­że­nia wojsk wła­snych i sprzy­mie­rzo­nych;

            •          BMS C3IS Jaśmin – zauto­ma­ty­zo­wany sys­tem (opro­gra­mo­wa­nie) zarzą­dza­nia walką bata­lionu, kom­pa­nii, plu­tonu i dru­żyny, który jest w pełni zuni­fi­ko­wany m.in. z ww. HMS C3IS Jaśmin, zawie­ra­ją­cym już więk­szość zasad­ni­czych funk­cjo­nal­no­ści BMS;

            •          JFSS C3IS Jaśmin – opro­gra­mo­wa­nie — zasad­ni­czy kom­po­nent sys­temu wymiany danych dla połą­czo­nego wspar­cia ognio­wego, w tym TZKOP, rów­nież w pełni spójny i gotowy do współ­pracy z wszyst­kimi pod­sys­te­mami z SWD C3IS Jaśmin;

            •          DSS C3IS Jaśmin – zauto­ma­ty­zo­wany sys­tem (opro­gra­mo­wa­nie) zarzą­dza­nia walką żoł­nie­rza spie­szo­nego także w pełni zin­te­gro­wany ze wszyst­kimi kom­po­nen­tami pro­gra­mo­wymi SWD C3IS Jaśmin;

            •          SZK C3IS Jaśmin – zauto­ma­ty­zo­wany sys­tem (opro­gra­mo­wa­nie) zarzą­dza­nia kry­zy­so­wego dla jed­no­stek admi­ni­stra­cji publicz­nej i MON, także gotowy do współ­dzia­ła­nia z ww. roz­wią­za­niami itp.

Eksperci pod­kre­ślają, że Jaśmin cha­rak­te­ry­zuje się intu­icyjną i bły­ska­wiczną metodą insta­la­cji, efek­tyw­nymi i bez­błęd­nymi mecha­ni­zmami do swo­bod­nej wymiany danych pomię­dzy sta­no­wi­skami i punk­tami dowo­dze­nia oraz przed­sta­wia­nia ich na mapach cyfro­wych. Jest dobrze znany żoł­nie­rzom (zwłasz­cza jego ww. HMS C3IS Jaśmin – zasad­ni­czy sys­tem oma­wia­nego SWD C3IS Jaśmin). Gwarantuje też m.in. sku­teczną inte­gra­cję innych sys­te­mów kra­jo­wych i sojusz­ni­czych, w tym dowo­dze­nia, roz­po­zna­nia i kie­ro­wa­nia środ­kami walki, ponie­waż ma zaim­ple­men­to­waną naj­więk­szą liczbą stan­dar­dów inte­ro­pe­ra­cyj­no­ści (np. MIP DEM B2/3/3.1/4, NFFI, ADatP-3, ADatP-37, Link 16, Link 11B, APP-6A/B/C, NVG, OTH-GOLD, VMF, WMS i HLA). Jako jedyny pol­ski wyrób tej klasy potwier­dził on rów­nież w ćwi­cze­niach z woj­skami, że ma zdol­ność np. do:

            •          efek­tyw­nego dowo­dze­nia całymi ugru­po­wa­niami (w tym bie­żą­cego cyfro­wego obra­zo­wa­nia sytu­acji ope­ra­cyj­nej) na ich wszyst­kich sta­no­wi­skach i punk­tach dowo­dze­nia nie­za­leż­nie od ich poło­że­nia. Miało to miej­sce np. ostat­nio w trak­cie ćwi­czeń „Anakonda” 16 i 18. W toku tego ostat­niego przed­się­wzię­cia woj­sko­wego uży­wała go do wyko­ny­wa­nia swo­ich zadań nie tylko pol­ska armia – wszyst­kie jed­nostki SZ RP bio­rące w nim udział, ale rów­nież Dowództwo Wielonarodowej Dywizji Północny Wschód oraz wszyst­kie pod­le­głe mu jed­nostki (w tym wszyst­kie wie­lo­na­ro­dowe bata­lio­nowe grupy bojowe), a także zwierzchni im Wielonarodowy Korpus ze Szczecina w zakre­sie wspar­cia usług pole­ga­ją­cych głów­nie na zapew­nie­niu Połączonego Obrazu Sytuacji Operacyjnej (POSO);

            •          dzia­ła­nia w warun­kach mobil­nych z wyko­rzy­sta­niem środ­ków radio­wych, reali­za­cji kon­wer­sji pomię­dzy wie­loma for­ma­tami wia­do­mo­ści, poprzez ich zapis do ujed­no­li­co­nego modelu baz danych JC3IEDM oraz wyko­ny­wa­nia wyma­gań sta­wia­nych dla Serwerów Identyfikacji Bojowej – STANAG 2129 itp. Pozytywnie zwe­ry­fi­ko­wano to w śro­do­wi­sku mię­dzy­na­ro­do­wym, m.in. pod­czas wielu edy­cji ćwi­czeń „Bold Quest” (roz­gry­wa­nych w latach 2014 – 2018 w USA i Europie z udzia­łem wielu licz­nych woj­sko­wych kom­po­nen­tów sojusz­ni­czych i uży­ciem wyjąt­kowo dużej liczby środ­ków bojo­wych);

            •          sku­tecz­nej współ­pracy i dzia­ła­nia w struk­tu­rach wie­lo­na­ro­do­wych, np. rów­nież w trak­cie cho­ciażby ostat­nich edy­cji: „Bold Quest”, „Allied Spirit VIII”, „Combined Resolve X” i „Saber Strike”.

Wszystkie wymie­nione wyżej tech­niczno-funk­cjo­nalne zalety Jaśmina byłyby w dużej mie­rze jedy­nie dekla­ra­cjami, głów­nie zro­zu­mia­łymi dla zaawan­so­wa­nych infor­ma­ty­ków woj­sko­wych, gdyby nie to, że na dowód tego – iż są one praw­dziwe, Jaśmin zgro­ma­dził dzie­siątki w dużym zakre­sie też uni­ka­to­wych cer­ty­fi­ka­tów, akre­dy­ta­cji bez­pie­czeń­stwa oraz pozy­tyw­nych ocen, opi­nii i reko­men­da­cji eks­plo­ata­cyj­nych, w tym wyda­nych przez: SZ RP, NATO, US Army i ASzWoj/AON. Z całą pew­no­ścią nie ma obec­nie w Polsce dru­giego sys­temu tele­in­for­ma­tycz­nego wspar­cia dowo­dze­nia i dzia­łań wojsk, który byłby tak grun­to­wa­nie i wszech­stron­nie prze­ba­dany oraz sze­roko już wyko­rzy­sty­wany. Obok wymie­nio­nych już powy­żej przed­się­wzięć woj­sko­wych, odby­wało to się w latach 2006 – 2019, rów­nież w ramach wielu innych kra­jo­wych oraz zagra­nicz­nych pro­gra­mów, ćwi­czeń i manew­rów. Najważniejszymi z nich były reali­zo­wane:

            •          za gra­nicą: w ramach Wielostronnego Programu Interoperacyjności MIP – Multilateral Interoperability Programme (od 2009 do chwili obec­nej), w trak­cie „Combined Endeavor” 2005 – 2014, pod­czas NATO CWID (w latach 2008 – 2009), NATO CWIX (w latach 2010 – 2018) oraz w labo­ra­to­rium NCI Agency/NC3A w Hadze (w 2009 r.) i ośrodku CELAR Ministerstwa Obrony Narodowej Francji (w 2008 r.);

            •          w Polsce: „Anakonda” (w latach 2006, 2016 i 2018), „Bagram” (w 2007 r.), „Stokrotka” (w latach 2007, 2009 i 2010), „Eufrat X (w 2007 r.), „Aster” (w latach 2008 – 2013, 2017 i 2018), „Borsuk” (w latach 2010 i 2012), „Dragon” (w latach 2007 i 2011), „Compact Grey” (w latach 2010 i 2011), w ramach comie­sięcz­nego tre­ningu „Nogat” (w latach 2013 i 2014), „Kłodzko” (w latach 2012 – 2014), „Latowicz” (w 2011 r.), „Świder” (w latach 2010 – 2016), „Góry” (w latach 2015 – 2017), „Mazury” (w latach 2012 – 2017), „Piersćień” (w latach 2011 – 2015 i 2017), „Brama” (w 2018 r.) oraz „Twierdza” (w latach 2018 i 2019).

 

Wyjątkowość rów­nież w zakre­sie wyróż­nień

Owszem, łatwo jest powie­dzieć, że Jaśmin jest dobrym i war­to­ścio­wym sys­te­mem. Jednak nie są to czcze prze­chwałki, bo nie­zbi­cie potwier­dzają to przy­to­czone już fakty oraz np. także liczne nagrody, które od lat on zdo­bywa, przy­znane rów­nież przez Prezydenta RP i MON. Tylko w ostat­nich kilku mie­sią­cach został on też uho­no­ro­wany:

            •          DEFENDER-em wła­śnie za ww. SWD C3IS Jaśmin, nada­nym przez kapi­tułę, w któ­rej skład wcho­dzili pro­mi­nentni przed­sta­wi­ciele m.in.: Prezydenta i Premiera RP, MON i SZ RP, MSWiA, ABW, SG, ŻW, Policji i SP;

            •          uzy­ska­niem przez Serwer Identyfikacji Bojowej CID Jaśmin (w tym jego opro­gra­mo­wa­nie CID C3IS Jaśmin, wcho­dzące w skład oma­wia­nego SWD C3IS Jaśmin) reko­men­da­cji NATO (jego mię­dzy­na­ro­do­wej komi­sji CIAV) do ope­ra­cyj­nego wyko­rzy­sta­nia w armiach Sojuszu. Jest to rów­nież jedyne tego typu inno­wa­cyjne pol­skie roz­wią­za­nie z tej dzie­dziny, które otrzy­mało tę bar­dzo ważną nobi­li­ta­cje.

 

Równym kro­kiem w Jasmin

Zatem co powin­ni­śmy dalej robić w niniej­szej mate­rii? Chyba wszystko jest jasne w tym zakre­sie – przede wszyst­kim nie mar­no­wać czasu, sztucz­nie nie oddzie­lać od SWD C3IS Jaśmin pozo­sta­łych sys­te­mów two­rzą­cych war­to­ściową, kom­plek­sową i uni­wer­salną całość tego roz­wią­za­nia oraz racjo­nal­nie i logicz­nie sko­rzy­stać z nich, tak jak to już uda­nie zro­biono z jego zasad­ni­czym kom­po­nen­tem – HMS C3IS Jaśmin. Miejmy nadzieje, że po tylu doświad­cze­niach i ocze­ki­wa­niach będziemy zmie­rzać do tego żwa­wym woj­sko­wym rów­nym kro­kiem.

 

 

 

Kolejne Jelcze dla Wojska Polskiego

ZBIAM, ŁP, 12.03.2019

 

12 marca Inspektorat Uzbrojenia poin­for­mo­wał o roz­po­czę­ciu nego­cja­cji z firmą Jelcz Sp. z o.o. w spra­wie zakupu par­tii cię­ża­ró­wek dużej ładow­no­ści powięk­szo­nej mobil­no­ści.

 

Przedmiotem nego­cja­cji, które roz­po­częły się 27 lutego, ma być wie­lo­letni zakup (w latach 2019 – 22) 114 cię­ża­ró­wek dużej ładow­no­ści powięk­szo­nej mobil­no­ści Jelcz 662D.42 – 14 z nich sta­nowi zamó­wie­nie gwa­ran­to­wane, a pozo­sta­łych 100 opcję kon­trak­tową. Całość zamó­wie­nia wyce­niono na kwotę 20,3 mln Euro bez VAT.

Według infor­ma­cji udzie­lo­nych przez Inspektorat Uzbrojenia, zasto­so­wa­nie pro­ce­dury nego­cja­cji z wybra­nym dostawcą wynika z faktu stan­da­ry­za­cji parku sprzę­to­wego w seg­men­cie cię­ża­ró­wek dużej ładow­no­ści powięk­szo­nej mobil­no­ści. Jelcz dostar­czył, dotych­czas, do Wojska Polskiego ponad 700 sztuk modelu 662D.43. Zakup innych pojaz­dów mógłby zabu­rzyć zabez­pie­cze­nie logi­styczne oraz szko­le­niowe.

Ciężarówki rodziny Jelcz 662 są wyko­rzy­sty­wane jako pojazdy logi­styczno-trans­por­towe (z moż­li­wo­ścią docze­pie­nia przy­czepy), a także jako nośniki spe­cjalne. Między innymi służą jako plat­formy pod zabu­dowy cystern paliwa i wody, wyrzutni rakie­to­wych WR-40 Langusta oraz NSM czy też radaru arty­le­ryj­skiego Liwiec.

 

 

 

Thales z kontraktem na system walki nawodnej dla fregat Belgii i Holandii

PORTAL STOCZNIOWY, Maciej Szopa, 12.03.2019

 

Belgia i Holandia planują zastąpienie czterech eksploatowanych obecnie fregat nowymi jednostkami w 2024 roku. Ich główną rolą będzie zwalczanie okrętów podwodnych, ale jako okręty tej klasy mają też być zdolne do zwalczania zagrożeń nawodnych i powietrznych. Rozwiązanie  umożliwiające zarządzanie uzbrojeniem tego rodzaju ma umożliwić Above Water Warfare System (AWWS) – ma dostarczyć go Grupa Thales.

 

Firma przygotowuje AWWS wspólnie z holenderska agencją DMO (Defence Materiel Organisation). Rozwiązanie to ma być uniwersalne i po raz pierwszy pojawi się na holenderskich i belgijskich fregatach typu M, których program zainicjowano formalnie w roku 2018, ale będzie je można umieszczać także na jednostkach innego typu. Jak przystało na system projektowany w dzisiejszych czasach, AWWS ma być podatny na dodawanie do niego nowych przyszłościowych funkcji, tak aby w ciągu kolejnych dziesięcioleci mógł być integrowany z nowymi rodzajami sensorów i współpracować z nowymi typami uzbrojenia, umożliwiając przeciwdziałanie pojawiającym się nowym zagrożeniom.

A te rozwijają się w tempie zatrważającym. O ile np. dzisiaj można spodziewać się ataku pociskiem okrętowym lecącym z prędkością trzykrotnie przekraczającą dźwięk, o tyle w 2020 roku mogą pojawić się już pociski przekraczające jego barierę około pięciokrotnie. I o ile na Zachodzie i w Europie istnieje broń umożliwiająca odpowiednia reakcję i garnitur sensorów, który zagrożenie wykryje, o tyle w segmencie systemów odpowiednio szybko przetwarzających dostarczone informacje i wypracowujących odpowiednie rozwiązania widać pewne braki.

To ważne np. w sytuacji, w której okrętowi albo ochranianemu przezeń zespołowi będzie groziło jednocześnie kilka obiektów i trzeba będzie w natychmiastowym trybie dobrać optymalny wariant defensywny. AWWS będzie składał się z zestawu sensorów nowej generacji. Wśród nich znaleźć ma się działający w dwóch pasmach (X i S) w pełni cyfrowy zestaw radiolokatorów, jeden klasy APAR  Active Phased Array Radar i drugi oparty na technologii radaru Sea Master 400. Na AWWS będzie się składał także zestaw inteligentnego oprogramowania (SI), które bez przerwy będzie analizowało sytuację i prezentowało, jakie rodzaje przeciwdziałania są najbardziej optymalne, nie tylko jeżeli chodzi o likwidację celów, ale nawet ich śledzenie za pomocą odpowiedniego sensora/ów.  AWWS będzie oczywiście zarządzany przez ludzkiego operatora, który będzie w kontakcie z dowódcą jednostki. Jego zadaniem będzie jednak w czasie rzeczywistym podsuwanie optymalnych rozwiązań, z których wyboru ostatecznie dokona człowiek.

 

 

 

 

PUBLICYSTYKA, OPINIE I WYWIADY

 

 

Otwarte drzwi

POLSKA-ZBROJNA, Łukasz Zalesiński, 12.03.2019, godz. 13:56

 

Przede wszystkim musimy więcej inwestować w bezpieczeństwo: modernizację sił zbrojnych, wojskowy sprzęt, nowoczesne technologie. Bardzo ważne, by wszyscy członkowie sojuszu zwiększyli wydatki na ten cel do 2 proc. PKB – przekonuje Anders Fogh Rasmussen, sekretarz generalny NATO w latach 2009-2014 w rozmowie z Łukaszem Zalesińskim.

 

Pamięta pan Polaków, z którymi współpracował pan w Kwaterze Głównej NATO?

Anders Fogh Rasmussen: Oczywiście. Jako sekretarz generalny współpracowałem przede wszystkim z dwoma polskimi ambasadorami przy NATO. Pierwszym był Bogusław Winid, który objął stanowisko jeszcze w 2007 roku i sprawował je przez cztery lata, po czym został zastąpiony przez Jacka Najdera. Z nim z kolei współpracowałem aż do końca mojej kadencji. Obaj panowie zrobili piękne kariery w samym NATO, a także szeroko pojmowanej dyplomacji.

Jak wypadali na tle kolegów ze „starego” NATO?

Dobrze. Polska to największy spośród członków sojuszu przyjętych po 1989 roku, dlatego głos jej ambasadora był zawsze niezwykle ważny. Przypominam sobie chociażby rok 2014 i decyzję o utworzeniu połączonych sił zadaniowych bardzo wysokiej gotowości [Very High Readiness Joint Task Force – VJTF], które miały stać się odpowiedzią na rosyjską agresję na Ukrainie. Zarówno polski ambasador, jak i rząd odegrali bardzo znaczącą rolę w tym procesie.

Kiedy został pan sekretarzem generalnym NATO, Polska była członkiem sojuszu od dziesięciu lat. Miał pan możliwość obserwować z bliska, jak budowała swoją pozycję. Czy dostrzegł pan w tym procesie jakieś istotne momenty, punkty zwrotne?

Myślę, że tak można powiedzieć o międzynarodowych operacjach NATO, w których Polska odegrała kluczową rolę. Mam na myśli przede wszystkim misję ISAF w Afganistanie, ale nie tylko tę. Obecność Polski w tego rodzaju przedsięwzięciach okazała się ważna nie tylko dla sojuszu, lecz także wzmacniania polskich sił zbrojnych tak, by spełniały one natowskie standardy.

Polska jest członkiem NATO już od 20 lat, w tym czasie zmieniła się też rzeczywistość polityczna w Europie: doszło do aneksji Krymu, wspomnianej już przez pana wojny na Ukrainie, pojawiło się realne zagrożenie dla stabilności i bezpieczeństwa na kontynencie. Jaką rolę, pana zdaniem, Polska mogłaby i powinna odegrać w tej sytuacji?

Sytuacja w Europie zmieniła się dramatycznie. Polska, jak sądzę, ma w tych warunkach do odegrania bardzo ważną rolę. Po pierwsze, może stanowić dla innych państw sojuszu przykład, jeśli chodzi o planowanie wydatków na obronność. Zgodnie z ustaleniami szczytu NATO z września 2014 roku przeznacza ona na ten cel 2 proc. PKB, co nie wszystkim się udaje. Po drugie, Polska pokazuje swoim sąsiadom, w jaki sposób dbać o bezpieczeństwo energetyczne. Polega to przede wszystkim na redukowaniu uzależnienia od importu surowców z Rosji i poszukiwaniu alternatywnych dostaw gazu. Dzieje się to w sytuacji, kiedy projekt rurociągu Nord Stream 2 podkopuje wspólne europejskie bezpieczeństwo. Znaczenie Polski jako państwa, które stoi w opozycji do tego projektu, jest naprawdę duże.

W Polsce od pewnego czasu stacjonują amerykańskie wojska, ale do tej pory wyłącznie w systemie rotacyjnym. Polski rząd czyni wysiłki, by na naszym terytorium powstała stała baza US Army. Kilka miesięcy temu, podczas Warsaw Security Forum, stwierdził pan, że to dobry kierunek. Dlaczego?

Jestem zwolennikiem wzmocnienia obecności amerykańskich wojsk zarówno w Polsce, jak i w innych częściach kontynentu. Według mnie, jeszcze przez długie lata bezpieczeństwo Europy będzie ściśle zależało od współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Pozostaje pytanie, jaką formę powinna ona przybrać. Stałe bazy to dobry pomysł. Oczywiście najlepiej, gdyby po konsultacjach zgodzili się na takie rozwiązanie wszyscy członkowie sojuszu. Gdyby jednak nie udało się tego osiągnąć, Polska powinna doprowadzić do stworzenia baz na podstawie bilateralnej umowy z USA. Oczywiście jestem świadomy, że to pociągnie za sobą dyskusję na temat zapisów z aktu założycielskiego Rady NATO–Rosja z 1997 roku. Stanowił on, że sojusz nie będzie rozmieszczał znaczących sił bojowych we wschodniej Europie, na terytorium nowych członków paktu. Trzeba jednak pamiętać, że sytuacja od tego czasu znacząco się zmieniła. Wówczas mogliśmy traktować Rosję jako partnera. Teraz jednak Kreml pokazuje, że jest raczej skłonny stanąć po przeciwnej stronie, co zmienia całą sytuację, czyniąc obecność Amerykanów w Polsce i innych częściach NATO koniecznością.

Jaka zatem przyszłość, według pana, czeka Europę w najbliższych latach?

Przede wszystkim musimy więcej inwestować w bezpieczeństwo: modernizację sił zbrojnych, wojskowy sprzęt, nowoczesne technologie. Bardzo ważne, by wszyscy członkowie sojuszu zwiększyli wydatki na ten cel do 2 proc. PKB. Podczas wspomnianego szczytu NATO w 2014 roku zdecydowano, że poziom ten państwa członkowskie powinny osiągnąć w ciągu kolejnej dekady. Jesteśmy na dobrej drodze. Już w tej chwili europejscy sojusznicy inwestują w obronność o 50 mld dolarów więcej niż jeszcze pięć lat temu. Nadal jednak wiele państw, jak choćby Niemcy, nie spełnia tego wymogu. Na tym jednak nie koniec. Europa stanęła przed ogromnym wyzwaniem, które wiąże się z polityką migracyjną. Musimy poradzić sobie z kryzysem pod tym względem, wzmacniając kontrole na zewnętrznych granicach. Dopiero kiedy to zrobimy, możemy myśleć o całkowicie wolnym przepływie ludzi i kapitału wewnątrz Unii Europejskiej i NATO. Zabezpieczenie zewnętrznych granic to sprawa najważniejsza dla funkcjonowania wspólnego wewnętrznego rynku.

W wywiadzie dla niemieckiego „Welt am Sonntag” stwierdził pan, że przyjęcie do NATO państw środkowej i wschodniej Europy to największe osiągnięcie naszych czasów. Dlaczego?

Moim zdaniem, po upadku muru berlińskiego i żelaznej kurtyny podjęliśmy najlepszą możliwą decyzję, by Europa funkcjonowała jako jeden organizm, w wolności i pokoju. W zaproszonych do sojuszu państwach byłego bloku wschodniego rozkwitła demokracja. Oczywiście nadal dostrzegamy mnóstwo wyzwań, ale to przecież normalne. Po prostu musimy sobie z nimi poradzić. Rozszerzenie NATO przyczyniło się do budowania pokoju i dobrobytu oraz postępu. Kreml nigdy więcej nie będzie mógł decydować o tym, jaki kraj może wstąpić do NATO i UE, bo to decyzja danego kraju oraz

NATO i UE. Dlatego uważam, że NATO nadal powinno prowadzić politykę otwartych drzwi dla państw, które mogą przyczynić się do zwiększenia europejskiego bezpieczeństwa, a jednocześnie żyją w zgodzie z zasadami demokracji.

 

 

 

 

Gramy w wyższej lidze

POLSKA ZBROJNA, Rozmawiał: Tadeusz Wróbel, 12.03.2019, godz. 07:45

 

Powierzenie Polsce dowództwa nad lądową częścią szpicy NATO świadczy o tym, że sojusznicy doceniają nasz potencjał wojskowy i mają zaufanie do Sił Zbrojnych RP. Jest dowodem na to, że nie tylko jesteśmy beneficjentem bezpieczeństwa, ale chcemy również działać na rzecz pozostałych sojuszników – mówi Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej.

 

 

Panie Ministrze, jaka jest pozycja Polski w NATO?

Mariusz Błaszczak: Członkostwo w najpotężniejszym sojuszu wojskowym na świecie nie tylko dało Polsce gwarancje bezpieczeństwa w postaci art. 5 traktatu waszyngtońskiego, lecz także doprowadziło do wzrostu pozycji i znaczenia naszego kraju na arenie międzynarodowej. Jesteśmy postrzegani jako wiarygodny sojusznik, wnoszący wymierny wkład we wspólne bezpieczeństwo państw NATO, istotny element obrony kolektywnej, zaangażowany w kluczowe inicjatywy. Polska jest największym krajem wschodniej flanki NATO, zaangażowanym w działania na rzecz jej obrony i wzmocnienia. Stanowi też ważne zaplecze do działań sojuszu w obszarze Morza Bałtyckiego. Uważam, że pozycja Polski stała się silniejsza po szczycie NATO w Warszawie. Przypomnę, że był to największy szczyt w historii paktu. W wyniku postanowień z lipca 2016 roku w naszym kraju są obecne wojska amerykańskie, brytyjskie, chorwackie i rumuńskie. Co więcej, nie tylko korzystamy ze wsparcia sojuszników, lecz także sami go udzielamy innym. Polscy żołnierze służą w wielonarodowych grupach bojowych w Rumunii i na Łotwie. Kiedy ich odwiedzałem, spotykałem się z ministrami obrony i najwyższymi dowódcami obu tych państw. Za każdym razem mówili o profesjonalizmie naszych żołnierzy.

Ten szczyt zatem wiele zmienił w funkcjonowaniu NATO. Podczas wcześniejszych spotkań zapadało jednak wiele ustaleń, których potem nie wykonywano.

Tym razem jest lepiej. Szczyt przyniósł wiele istotnych decyzji dotyczących budowy rzeczywistego potencjału odstraszania i obrony wschodniej flanki NATO – decyzję o rozmieszczeniu w Polsce i państwach bałtyckich bojowych oddziałów w ramach wzmocnionej wysuniętej obecności [eFP], podkreślenie roli Polski przez utworzenie dywizyjnego dowództwa koordynującego działania wszystkich czterech batalionowych grup bojowych eFP. Wielonarodowa Dywizja Północny Wschód osiągnęła pełną operacyjność w grudniu 2018 roku. Zdecydowano też o utworzeniu wysuniętej obecności [tFP] w regionie Morza Czarnego. Polska – jako wiarygodny sojusznik – zdecydowała się wesprzeć tFP pododdziałem naszych sił zbrojnych.

Wielokrotnie spotykałem się z żołnierzami amerykańskimi w Bemowie Piskim i Żaganiu. Ich obecność w tych miejscach jest potwierdzeniem, że ustalenia szczytu warszawskiego wcielono w życie. Polskie wojsko regularnie ćwiczy z sojusznikami, co zwiększa nasze umiejętności. Nieraz miałem okazję obserwować te ćwiczenia, dlatego pragnę podkreślić profesjonalizm naszych żołnierzy.

Na mocną pozycję Polski w NATO ma również wpływ fakt, że należy ona do niewielkiej grupy państw członkowskich przeznaczających duże środki finansowe na obronność.

W 2018 roku wydaliśmy na obronność 2% PKB. To było jedno z moich priorytetowych zadań po objęciu 9 stycznia 2018 roku stanowiska szefa resortu obrony. Dzięki dynamicznie rozwijającej się polskiej gospodarce pieniędzy jest coraz więcej. Tegoroczny budżet Ministerstwa Obrony Narodowej jest największy w historii. W 2019 roku przeznaczymy na wydatki obronne ponad 44 mld zł. Nasze potrzeby jednak też są bardzo duże, bo musimy zniwelować gigantyczne zapóźnienia. Warto przypomnieć, że została przyjęta ustawa gwarantująca powiększenie nakładów na obronę do 2030 roku do poziomu 2,5% PKB. To pozwala na stabilne finansowanie modernizacji technicznej, a co za tym idzie – na stałe zwiększanie potencjału Sił Zbrojnych RP.

Czy znacząca część tych pieniędzy zostanie przeznaczona na modernizację techniczną sił zbrojnych? W lutym podpisano bardzo ważną umowę dotyczącą zakupu systemu rakietowego HIMARS.

HIMARS to nowoczesne uzbrojenie, jakiego Wojsko Polskie dotąd nie miało. Zasięg rakiet do 300 km i ich precyzja rażenia sprawiają, że amerykański system jest skuteczną bronią odstraszającą, bo może niszczyć cele w głębi terytorium wroga. Co ważne, wynegocjowaliśmy dobrą cenę tego sprzętu. Kwota maksymalna przyjęta przez Kongres USA za dywizjon wynosiła 655 mln dolarów, a my nabyliśmy go za 414 mln dolarów. To był już drugi tak duży kontrakt podpisany w tym roku. W styczniu kupiliśmy cztery śmigłowce S-70i Black Hawk dla wojsk specjalnych. Nasza armia jest zatem sukcesywnie wyposażana w nowoczesny sprzęt. W 2018 roku oprócz kontraktu na dwie baterie rakiet Patriot zawarliśmy wiele innych umów. Beneficjentem wielu z nich był polski przemysł obronny. Mam na myśli m.in. zakup 780 lekkich moździerzy z Tarnowa, pistoletów Vis 100 z Radomia, najnowocześniejszych samolotów szkolno-treningowych M-346, dronów czy jelczy. Do jednostek trafiły kolejne kraby, raki i rosomaki.

W przeszłości pozycję Polski w sojuszu budowało zaangażowanie w misje zagraniczne, z których największa była ta w Afganistanie. Jak teraz wygląda aktywność naszego kraju w natowskich operacjach i ćwiczeniach?

Nadal jesteśmy obecni w Afganistanie. Polscy żołnierze służą też w misjach natowskich w Iraku i Kosowie. Pełnimy oprócz tego dyżur w ramach Baltic Air Policing. Przy czym nasza aktywność nie ogranicza się do operacji natowskich. Nasi żołnierze są zaangażowani w misje Unii Europejskiej w Bośni i Hercegowinie, Republice Środkowoafrykańskiej oraz na Morzu Śródziemnym. Od połowy 2019 roku razem z państwami Grupy Wyszehradzkiej będziemy też pełnić dyżur w unijnej grupie bojowej.

Regularnie podpisuję też zgody na udział naszych żołnierzy w ćwiczeniach z sojusznikami. W 2018 roku bardzo ważnym wydarzeniem była „Anakonda”. Ćwiczenia te udowodniły, że nasze procedury wojskowe są tożsame z natowskimi. Certyfikowanie dowództwa Wielonarodowej Dywizji Północny Wschód w Elblągu jest świadectwem, że coraz bardziej przejmujemy odpowiedzialność za bezpieczeństwo w tej części Europy. Ważną rolę odgrywa tutaj również dowództwo Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego w Szczecinie. Bierzemy udział w ćwiczeniach i misjach, bo one zwiększają zdolności bojowe Wojska Polskiego i jego interoperacyjność. Stanowią też doskonałą okazję do zacieśniania relacji z siłami zbrojnymi sojuszników, którzy zresztą bardzo nas cenią. Mogłem się o tym przekonać, chociażby podczas rozmów z ministrem obrony Chorwacji w Zagrzebiu. Nie bez przyczyny Chorwaci zdecydowali się dołączyć do dyżuru Wyszehradzkiej Grupy Bojowej Unii Europejskiej. Silniejsze osadzenie Wojska Polskiego w strukturach sojuszu północnoatlantyckiego, w tym pogłębienie relacji z wojskami amerykańskimi, to jeden z trzech moich priorytetów jako szefa Ministerstwa Obrony Narodowej.

A pozostałe dwa?

Drugim są wspomniane już zakupy nowoczesnego uzbrojenia i sprzętu wojskowego, trzecim zaś zwiększenie liczebności Wojska Polskiego. Działania prowadzące do tego celu to utworzenie 18 Dywizji Zmechanizowanej i kampania „Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej”. Od trzech lat konsekwentnie odbudowujemy potencjał obronny na wschodzie kraju. Nowa dywizja realnie wzmocni bezpieczeństwo Polski na tym kierunku.

Wróćmy do spraw natowskich. W 2020 roku mamy dowodzić lądowym komponentem wspólnych sił operacyjnych bardzo wysokiej gotowości, tzw. szpicy NATO. To duże wyzwanie?

Tak, ale jesteśmy dobrze do tego przygotowani. Wielokrotnie rozmawiałem o tym z obecnym i poprzednim dowódcą 21 Brygady Strzelców Podhalańskich. Powierzenie nam dowództwa nad lądową częścią szpicy świadczy o tym, że sojusznicy doceniają nasz potencjał wojskowy i mają zaufanie do Sił Zbrojnych RP. Doceniają także profesjonalizm naszych żołnierzy. Jest dowodem na to, że nie tylko jesteśmy beneficjentem bezpieczeństwa, ale chcemy również działać na rzecz pozostałych sojuszników. To ambitne zadanie. Dla nas jest ważne, by dobrze wypełnić ten dyżur. Mamy bowiem świadomość, że wzmocnienie Sił Odpowiedzi NATO zwiększa bezpieczeństwo nie tylko Polski, lecz także całego regionu.

Jak członkostwo w NATO przekłada się na pozycję Polski na arenie międzynarodowej?

Dobrą miarą pozycji Polski jest to, że prowadzimy ze Stanami Zjednoczonymi rozmowy o zwiększeniu obecności amerykańskich wojsk w naszym kraju. Świadczy o niej też fakt, że w Warszawie w lutym odbyła się międzynarodowa konferencja poświęcona sprawom Bliskiego Wschodu. Za jednym stołem zasiedli wiceprezydent i sekretarz stanu USA, premier Izraela i przedstawiciele państw arabskich. To zupełnie inna sytuacja niż przed kilku laty, gdy polski rząd i dyplomacja akceptowały federalną Europę z dominującą pozycją Niemiec. Teraz gramy już w wyższej lidze.

Nasze notowania mogą jeszcze wzrosnąć dzięki utworzeniu dużej, stałej bazy wojskowej NATO. Na zachodzie Europy pojawiają się jednak głosy, że będzie to prowokacja wobec Rosji.

Te opinie wynikają z różnych kalkulacji politycznych państw. Nasza uwaga oczywiście koncentruje się na wschodniej flance, a dla części krajów ważniejsze jest południe. Ważne są też interesy polityczne, jak chociażby niemiecko-rosyjskie, których odzwierciedleniem jest gazociąg Nord Stream 2. To inicjatywa na wskroś polityczna, a nie gospodarcza. Obecność wojsk amerykańskich w Polsce, a właściwie jej wzmocnienie, bo w naszym kraju obecnie przebywa niemal 5 tys. żołnierzy USA, to gwarancja nie tylko bezpieczeństwa naszego kraju, ale także całego regionu i – w konsekwencji – stabilności międzynarodowej.

W rozmowach o stałej bazie NATO w Polsce naszym głównym partnerem są Stany Zjednoczone. Jak ocenia pan kontakty z Amerykanami w tej kwestii?

Są one bardzo intensywne. Wzmocnieniem obecności wojsk amerykańskich w Polsce zajmują się członkowie grupy roboczej, którą powołano w Ministerstwie Obrony Narodowej i Pentagonie. Jej przedstawiciele spotkali się w styczniu 2019 roku w Waszyngtonie. Departament Obrony jest zobowiązany przedstawić w marcu Kongresowi raport w tej sprawie. Na ten temat rozmawiałem z amerykańskimi politykami podczas pięciu moich wizyt w USA w 2018 roku – doradcami prezydenta Donalda Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego, ambasadorem Johnem Boltonem i jego poprzednikiem, gen. Herbertem McMasterem. W Kapitolu odbyłem spotkania z kluczowymi członkami komisji sił zbrojnych Senatu i Izby Reprezentantów, republikanami senatorem Jamesem Inhofem i kongresmenem Makiem Thornberrym oraz demokratami senatorem Jackiem Reedem i kongresmenem Adamem Smithem. Podczas tegorocznej konferencji o bezpieczeństwie, która odbyła się w Monachium, spotkałem się z kolei z nowym sekretarzem obrony Patrickiem Shanahanem. Po tych rozmowach uważam, że jesteśmy na dobrej drodze do osiągnięcia wspólnego sukcesu. Z Amerykanami nie rozmawiamy już o tym, czy ich obecność wojskowa w Polsce ma być wzmocniona, lecz o tym, w jaki sposób to zrobić.

 

 

 

20 lat Polski w NATO: wojska USA w Polsce to wzrost bezpieczeństwa

DEUTSCHE WELLE, rozm. Monika Sieradzka, 12.03.2019, 12:34

 

Zdaniem b. ministra obrony Janusza Onyszkiewicza obecność wojsk USA w Polsce sprawi, że USA w razie zagrożenia będą bronić Polski. W wywiadzie dla DW Onyszkiewicz wspomina wsparcie Niemiec dla wejścia Polski do NATO.

 

Deutsche Welle: Jak Pan zapamiętał dzień wejścia Polski do NATO, 12 marca 1999?

Janusz Onyszkiewicz*: Pamiętam, że wieczorem przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie stawił się cały rząd, a także asysta wojskowa i czekaliśmy na sygnał ze Stanów Zjednoczonych, że dokumenty ostateczne potwierdzające nasze członkostwo w NATO zostały podpisane i doręczone sekretarz stanu pani Madeleine Albright. Wtedy po odegraniu hymnu narodowego została wciągnięta na maszt flaga NATO. To był dla mnie bardzo wzruszający moment, w tamtej chwili miałem poczucie, że dzieje się naprawdę coś naprawdę ważnego, o historycznym znaczeniu.

DW: Spodziewał się Pan, że tak szybko to nastąpi? W kilka lat po rozwiązaniu Układu Warszawskiego?

JO: Mogę przywołać tu jedną scenę. W 1993 roku pojawiliśmy się w Brukseli w NATO, pani premier Suchocka i ja, i wtedy dobitnie i oficjalnie zadeklarowaliśmy naszą chęć przystąpienia do NATO. Manfred Wörner, sekretarz generalny NATO, powiedział wówczas na konferencji prasowej, że nie jest to wykluczone i że NATO nie jest sojuszem zamkniętym, że odpowiedni artykuł to przewiduje. Na tym zakończył. A ja odpowiadając na pytania dziennikarzy, powiedziałem o perspektywie pięciu lat. Na pytanie, na jakiej podstawie tak myślę, odpowiedziałem, że nie ma to racjonalnych podstaw poza przekonaniem, że w Europie wszystko dzieje się szybko. No i to się sprawdziło.

DW: Czyli intuicja Pana nie zawiodła. Przekonywał Pan natowskich decydentów, że Polska jest gotowa, ale czy była naprawdę?

JO: Jeśli za gotowość przyjąć stan polskich sił zbrojnych w porównaniu do krajów będących już członkami NATO, to nie była. Ale też nie było w tym momencie jakichś potężnych wyzwań, przed którymi stał Sojusz, zatem przyjęcie kraju, którego siły zbrojne nie spełniają wszystkich standardów, nie było czymś groźnym. Gdy Hiszpania czy Turcja wchodziły do NATO, to ich armie też nie były gotowe. Oczywiście rozszerzenie NATO nie było czymś, co zostało od razu zaakceptowane i uznane za oczywistość przez naszych zachodnich partnerów. To był pewien proces.

DW: Kto odegrał kluczową rolę w tym procesie?

JO: Ja osobiście zapamiętałem z wdzięcznością stanowisko, które bardzo wcześnie zajął ówczesny minister obrony Niemiec Volker Rühe, który powiedział: Polska powinna wstąpić do NATO, a jego głos jako niemieckiego ministra obrony bardzo wiele znaczył. W Ameryce ważną rolę odegrał Zbigniew Brzeziński. Wiadomo było, że jeśli USA nie wyrażą zgody, to nie będzie Polski w NATO. Tu do ratyfikacji polskiego członkostwa wymagana była nie zwykła większość, lecz większość 2/3 głosów w Senacie, ale uzyskanie tej większość w końcu się udało, także dzięki poparciu prezydenta Clintona i sekretarz stanu Madeleine Albright. 

DW: Jak zachowywali się Rosjanie? Czy od razu do nich dotarło, że Polska to już nie jest „bliska zagranica”, już nie ich strefa wpływów?

JO: Rosjanie oczywiście od samego początku byli przeciwni naszemu członkostwu w NATO i zdecydowanie się temu sprzeciwiali. Chodziło im głównie o Polskę. Z moich rozmów z politykami z Węgier czy Czech wynikało, że Rosjanie nie stawiali oporu w sprawie ich wejścia do NATO. My ten rosyjski opór próbowaliśmy przełamywać, także podczas wizyty Jelcyna w Polsce w sierpniu 1993. W wyniku jego rozmów z Wałęsą udało się go przekonać do wydania komunikatu, w którym były zacytowane fragmenty traktatu z Helsinek (Akt Końcowy KBWE z 1975 – red.) podpisanego przez ZSRR, gwarantującego prawo każdego kraju do wejścia do takiego sojuszu wojskowego, który dany kraj uzna za najwłaściwszy. W ten sposób niejako w sposób ukryty wyrażona została może nie akceptacja, ale przynajmniej brak sprzeciwu Rosji wobec polskiego wejścia do NATO. Pod naciskiem kół wojskowych prezydent Jelcyn bardzo szybko się z tego wycofał.

DW: Ale to wyjście Jelcyna przed szereg, często komentowane jako wpadka, było początkiem przełamywania oporu Rosji?

JO: To pokazało, że opór Rosji, choć werbalnie bardzo silny, nie jest oporem o charakterze egzystencjalnym, dlatego można było z procesem rozszerzenia NATO iść dalej i wkrótce okazało się, że Rosja sama się zorientowała, że nie jest w stanie tego procesu zatrzymać. W końcu udało się Rosjan nakłonić do tego, by się pogodzili z wejściem Polski, Czech i Węgier do Sojuszu, a ceną, jaką trzeba było zapłacić, było polityczne porozumienie, które przyjęło później postać porozumienia między NATO a Rosją (Akt Założycielski NATO-Rosja z 1997 r. – red.), w którym obie strony deklarowały, że wyrzekają się użycia siły i groźby użycia siły, że akceptują wszelkie granice i integralność terytorialną państw w naszym regionie i w Europie oraz ustanawiają radę, która miała cały czas dyskutować o sprawach bezpieczeństwa pomiędzy NATO i Rosją.

Ze strony NATO padła też deklaracja, że nie będzie rozwijać znaczących sił zbrojnych na terenie przyjmowanych państw i że nie będzie dyslokować broni jądrowej na tym terenie. Tylko że ta deklaracja, która zawierała także zobowiązanie do respektowania integralności terytorium wszystkich krajów i do nieużywania siły, została przez Rosję złamana. Tymczasem NATO w dalszym ciągu przestrzega litery i ducha tej deklaracji.

DW: Od wejścia Polski do NATO mija 20 lat, jak Pan ocenia ten okres? Czy rzeczywiście jesteśmy prymusem w ramach Sojuszu, bo wydajemy dużo na obronę?

JO: Przez cały czas członkostwa nasze wydatki obronne były na poziomie około 2 procent PKB. Myślę, że sprawdziliśmy się jako rzetelny sojusznik. Pokazaliśmy to przede wszystkim Stanom Zjednoczonym, co było o tyle istotne, że gdy zabiegaliśmy o członkostwo, to przekonywaliśmy, że Polska to sojusznik nie tylko na dobrą pogodę, ale i na trudne czasy. Daliśmy temu wyraz wspierając USA w obu wojnach w Iraku, a także w innych działaniach, które podejmowały USA lub NATO, że przypomnę udział w misji w Iraku już po zakończeniu działań wojennych oraz dość liczną obecność w Afganistanie.

Polskie siły zbrojne w tej chwili są całkowicie zintegrowane z Sojuszem, choć to, co się ostatnio dzieje w wojsku, czyli szybkie i daleko idące zmiany personalne wcale mnie nie cieszą i nie cieszy mnie to, że proces modernizacji polskich sił zbrojnych nie postępuje tak szybko, jak mogłoby to być.

DW: Czy te duże rotacje kadrowe w armii w ostatnich latach nie osłabiają naszej wiarygodności w oczach partnerów z NATO?

JO: Mam nadzieję, że wiarygodności Polska nie utraciła, ale pozycja Polski w NATO uległa daleko idącemu osłabieniu. Nie chcę powiedzieć, że nowi oficerowie są źli, ale oczywiście nie mają takiego doświadczenia, rozeznania i pozycji jak ci, którzy zostali zwolnieni. A trzeba pamiętać, że w sztabie generalnym według oficjalnych informacji przekazywanych przez MON dokonano zmian na 90 proc. stanowisk kierowniczych. Podobnie w cywilnej części ministerstwa. Te zmiany kadrowe są niesłychanie radykalne. To z całą pewnością nie może sprzyjać utrzymaniu kondycji polskich sił zbrojnych na poziomie, jaki miały jeszcze przed tym całym drastycznym działaniem.

DW: Jednocześnie Polska silnie zabiega o wzmocnienie amerykańskiej obecności w Polsce. Co Pan sądzi o tym projekcie?

JO: Oczywiście, że dla nas obecność jednostek natowskich, amerykańskich w szczególności, jest bardzo istotna. To trochę przypomina amerkańską obecność wojskową w Berlinie Zachodnim. Przecież Berlin Zachodni wojskowo był nie do obrony, ale wiadomo było, że gdyby nastąpiła próba zawładnięcia Berlina przez stronę radziecką, oznaczałoby to zderzenie z wojskami amerykańskimi i brytyjskimi.

Obecność żołnierzy amerykańskich czy jakiegokolwiek innego kraju NATO na terenie Polski jest istotna, bo to jest to, co po angielsku określa się jako „tripwire” czyli coś, o co agresor może się potknąć i wyzwolić jakieś inne działania. Tylko dobrze by było, aby ta obecność była traktowana jako obecność w ramach NATO oraz w porozumieniu z naszymi sojusznikami. Bardzo się cieszymy, że bataliony NATO rozmieszczone w Polsce i krajach bałtyckich mają ogólnonatowski, wielonarodowy charakter.

DW: A jednak polskim władzom nie chodzi o jakiekolwiek wojska NATO, ale konkretnie o Amerykanów. Zabiegają też o stałe, a nie rotacyjne stacjonowanie wojsk. Czy nie stałoby to w sprzeczności z ustaleniami między NATO a Rosją?

JO: Ustalenia między Rosją a NATO (z 1997 roku – red.) mówią o tym, że NATO nie ulokuje żadnych znaczących sił wojskowych w pobliżu granicy z Rosją. Znaczące siły wojskowe to skala dywizji, w związku z tym jedna brygada jeszcze nie narusza tych ustaleń. A w Polsce nikt nie spodziewa się pojawienia się amerykańskiej dywizji, bo nie ma się skąd pojawić. Natomiast zwiększona obecność Amerykanów w Polsce dawałaby gwarancję, że jeśli doszłoby do jakiejś agresji, to Stany Zjednoczone będą tym krajem, który jako bezpośrednio zaangażowany, realizowałby artykuł 5 Traktatu Waszyngtońskiego czyli te gwarancje bezpieczeństwa, które Polska ma w ramach NATO.

 

 

 

Sierakowski: Polski Kaczyńskiego nie przyjęto by do NATO [OPINIA]

ONET.pl, Sławomir Sierakowski, 12.03.2019, 10:39

 

Do NATO dostaliśmy się cudem. Tylko kilka lat Rosja, która kontrolowała nas przez trzy wieki bez dwudziestu lat, pozostawała geopolitycznie bezradna. Polacy stanęli, jak rzadko w historii, na wysokości zadania. Z takim rządem jak dziś nikt by nas do NATO nie przyjął. Jak bardzo to było niemożliwe, opowiadają ciekawe dokumenty z tamtego czasu.

 

            Władimir Putin uważa, że Zachód przyjmując nas do NATO złamał obietnice: w zamian za połączenie Niemiec zachodni partnerzy mieli zagwarantować zatrzymanie rozszerzenia NATO na niemieckich granicach 

            Interesujące świadectwa z tamtego czasu pokazują, jak było naprawdę

 

Niewielkim zainteresowaniem na świecie cieszy się dwudziesta rocznicę wejścia Polski, Czech i Węgier do NATO. Tymczasem skala tego, co się wtedy wydarzyło jest trudna do przecenienia i z dzisiejszej perspektywy trudna do wyobrażenia, co jest zresztą wielkim zagrożeniem. Polska polityka za bardzo przyzwyczaiła się do naszej obecności w NATO i przestała dorastać do tego, co osiągnęła, a nic nie jest nam dane raz na zawsze. Szczególnie, gdy przyjdzie do wypełnienia gwarancji w praktyce.

 

20 lat Polski w NATO. Nie bez kontrowersji

W Polsce, Czechach na Węgrzech rocznica oczywiście zostanie uczczona. Nie bez kontrowersji oczywiście, bo w materiałach produkowanych przez PiS wejście do NATO załatwił nam Jarosław Kaczyński z Lechem Kaczyńskim. Dzień po obchodach, NATO znowu wróci do poziomu oczywistości. A mówimy o czymś, co nie miało się prawa wydarzyć. Upadek komunizmu brzmiał nierealistycznie, ale nie niemożliwie. Nasze wejście do NATO nie śniło się nikomu, nawet najbardziej przenikliwym dysydentom, sowietologom, politykom, ani pisarzom science-fiction. 

 

Putin oskarża Zachód o zdradę

Nikt w 1989 albo 1990 roku tego nie postulował i nikt o tym nie dyskutował wśród zachodnich polityków. Doprowadziło to zresztą do zręcznie wykorzystywanego przez Rosję nieporozumienia. W 2007 roku na 43. Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa Władimir Putin pytał (rzekomo retorycznie): „Co się stało z gwarancjami, które dali nam nasi zachodni partnerzy po rozwiązaniu Układu Warszawskiego? Gdzie są te deklaracje dzisiaj? Nikt już nie pamięta, ale ja przypomnę publiczności, co wtedy powiedziano. Zacytuję przemówienia sekretarza generalnego NATO: >>Fakt, że jesteśmy gotowi nie rozmieszczać armii NATO poza terytorium Niemiec oznacza twarde gwarancje bezpieczeństwa dla Związku Radzieckiego<<”.

Podobnie, jak Putin mówił Michaił Gorbaczow, np. w wywiadzie dla niemieckiego „Bilda" w kwietniu 2009 roku, gdy żalił się: „Kanclerz Helmut Kohl i Sekretarz stanu USA James Baker i inni upewniali mnie, że NATO nie posunie się ani o centymetr na Wschód. Amerykanie złamali te gwarancje, Niemcy pozostali na to obojętni”. Takich wypowiedzi znajdziemy więcej.

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że dla Rosji drugą największą geopolityczną katastrofą XX wieku (pierwszą nazwał tak Władimir Putin upadek Związku Radzieckiego) jest właśnie rozszerzenie NATO, o najważniejsze z państw satelickich Rosji, w tym przede wszystkim o Polskę będącą od trzech wieków z dwudziestoletnią przerwą pod rosyjską kontrolą.

Gdy rosyjscy przywódcy opowiadają, że NATO wcale nie jest sojuszem obronnym i w każdej chwili gotowe jest zaatakować Rosję, to nam się wydaje, że to jest prymitywna propaganda na użytek wewnętrzny. Ale tak nie jest. Nie tylko Rosjanie tak myślą, ale rosyjscy przywódcy naprawdę uważają, że NATO nie sprowokowane może ich pewnego dnia zaatakować. 

 

NATO nie posunie się na Zachód?

Powodem tej obawy jest właśnie rozszerzenie NATO z 1999 roku. To wbiło klin między Zachód i Rosję, którego nie dało się już wyjąć. Był tylko krótki moment, gdy rozszerzenie NATO stało się możliwe. Polscy politycy stanęli wtedy na wysokości zadania. Nie kłócili się w tej sprawie, nie oczerniali, nie kompromitowali przed sojusznikami, tylko zrobili wszystko, co się da, żeby skorzystać z niepowtarzalnej możliwości. Nawet najbardziej nieracjonalny z nich, bardzo źle oceniany prezydent Lech Wałęsa, w tej sprawie grał po mistrzowsku. Jak trudna była to rozgrywka opisuje krok po kroku Bartosz Węglarczyk w tekście dla „Gazety Wyborczej”, który publikujemy dziś w Onecie.

A czy rację ma Putin, że Zachód obiecał Rosji, iż Polska i sąsiedzi nie wejdą do NATO i następnie ją oszukał? Otóż to nieprawda. Nie istnieją żadne świadectwa potwierdzające takie gwarancje. Nikt o tym nawet nie myślał. Jest jedna notatka w niemieckim MSZ, według której Hans-Dietrich Genscher deklaruje: “Jesteśmy świadomi, że członkostwo w NATO zjednoczonych Niemiec rodzi skomplikowane pytania. Dla nas jednak jedno jest pewne: NATO nie posunie się na Wschód”. Nie ma tu jednak mowy o żadnych gwarancjach, które miałyby być dane Rosji. W dziennikach Genschera, z tamtego okresu, też nie ma nic takiego (Korzystam z Security Policy Working Paper, Nr 3/2018 autorstwa Hannes Adomeit). 

 

Dobrze, że dziś nie wchodzimy do NATO

To skąd to nieporozumienie? Otóż owszem łatwo znaleźć można wypowiedzi polityków zachodnich, właśnie z tego okresu 1989-1990, że NATO nie wykroczy poza Niemcy, ale chodzi o Niemcy Zachodnie, wówczas w procesie zjednoczenia z NRD. To pokazuje jak bardzo niemożliwe było wejście Polski do NATO. Nikomu to nawet do głowy nie przychodziło.

Później, gdy upadł Związek Radziecki, postępowała transformacja regionu. Gdy okazało się, że zarówno politycy solidarności, jak i byłej PZPR konsekwentnie i profesjonalnie pracują na rzecz zintegrowania Polski z zachodnimi strukturami, Polska zaczęła być traktowana jako kraj poważny, odpowiedzialny i demokratyczny. Czyli dokładnie taki, jakim dziś nie jest. I dziś nikt Polski do NATO, ani do Unii Europejskiej by nie przyjął. Tak jak w 1999 roku nie przyjęto Słowacji ze względu na niedemokratyczny rząd Vładimira Meciara. Słowacja weszła do NATO dopiero pięć lat później, po obaleniu Meciara. Świat nie poświęca dwudziestej rocznicy wiele uwagi właśnie ze względu na smutny stan demokracji w krajach wyszehradzkich. Nie ma czego i nie ma z kim świętować.

I to pokazuje, że okno możliwości otworzyło się nie tylko dlatego, że Rosja przez dekadę była geopolitycznie bezradna, ale także dlatego, że przez ponad dwadzieścia lat Polsce udawało się rzeczywiście zachowywać jak kraj zachodni. 

Zegar

Kalendarium

Kwiecień 2024
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nie
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 1 2 3 4 5

Imieniny