Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

11.03.2019r.

Utworzono dnia 12.03.2019
Czcionka:

Przegląd najważniejszych informacji w mediach

na temat bezpieczeństwa i przemysłu obronnego

w Polsce i za granicą

 w poniedziałek,11 marca 2019 r.

BEZPIECZEŃSTWO I POLITYKA OBRONNA W KRAJU

Błaszczak mówił o wejściu do NATO. Wymienił tylko jedno nazwisko: Jan Olszewski wytyczył kierunek

GAZETA.pl, WB, 09.03.2019 19:32

 

Mariusz Błaszczak z okazji 20-lecia wstąpienia Polski do NATO spotkał się z żołnierzami i mówił o historii polskiej drogi do Sojuszu. W tym kontekście wymienił tylko jedno nazwisko - Jana Olszewskiego.

 

Z okazji 20-lecia wstąpienia Polski do NATO Ministerstwo Obrony Narodowej zorganizowało dwadzieścia pikników w jednostkach wojskowych w całym kraju. W jednym z nich brał udział szef MON Mariusz Błaszczak. W swoim przemówieniu do żołnierzy mówił - nieco wybiórczo - o historii wejścia do NATO.

Chciałbym wymienić jedno nazwisko - premiera Jana Olszewskiego, zmarłego kilka tygodni temu. To on wytyczył kierunek do NATO, drogi do NATO. A wcale nie było to wtedy tak oczywiste. Ówczesny prezydent Wałęsa mówił o NATO-bis, powstawały różne pomysły, żeby tworzyć spółki z kapitałem rosyjskim w bazach postsowieckich

- mówił Błaszczak. Dodał, że wytyczony przez rząd Olszewskiego kierunek "potem konsekwentnie był realizowany przez kolejne władze, bez względu na to z jakiej były opcji". - Ten kierunek był utrzymany i dzięki temu dziś jesteśmy w NATO i dziś współtworzymy najpotężniejszy na świecie sojusz - Sojusz Północnoatlantycki - stwierdził.

 

A zaczęło się inaczej...

Przypomnijmy, że Jan Olszewski był premierem od grudnia 1991 do czerwca 1992 roku. Tymczasem nawet na oficjalnej stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych, relacja historyczna ma swój początek jeszcze wcześniej. Polska droga do NATO rozpoczęła się bowiem w 1990 roku, kiedy wizytę w Kwaterze Głównej NATO odbył minister Krzysztof Skubiszewski, a kilka miesięcy później rząd Tadeusza Mazowieckiego nawiązał z NATO oficjalne stosunki. 31 marca 1991 roku rozwiązane zostały struktury wojskowe Układu Warszawskiego, a w lipcu on sam przestał istnieć.

Również w lipcu, czyli jeszcze kilka miesięcy przed objęciem urzędu przez Olszewskiego, wizytę w siedzibie NATO odbył prezydent Lech Wałęsa. Mówił tam, że Polska chce bezpiecznej Europy, a jej gwarancją jest właśnie NATO. "Podobna deklaracja pojawiła się także w exposé premiera Jana Olszewskiego w grudniu 1991 roku, co stanowiło istotną zmianę akcentów w polskich oświadczeniach, które jak dotąd były ostrożne w kwestii związania przyszłości Polski z NATO" - czytamy w jedynej wzmiance o Olszewskim.

W marcu 1992 roku sekretarz generalny NATO oświadczył podczas wizyty w Polsce, że "drzwi do NATO są otwarte". Kolejnym kamieniem milowym było przystąpienie Polski do programu Partnerstwa dla Pokoju, było to w styczniu 1994 roku, kiedy premierem był Waldemar Pawlak. Dalej były zapewnienie prezydenta USA Billa Clintona, że rozszerzenie NATO nastąpi najpóźniej do 1999 roku, na 50-lecie Sojuszu. I tak w lipcu 1997 roku na szczyt Sojuszu zaproszono Polskę, Czechy i Węgry, a we wrześniu rozpoczęto negocjacje. 

Oficjalne zaproszenie do członkostwa sekretarz generalny NATO wystosował w styczniu 1999 roku, a 12 marca 1999 r., w amerykańskim stanie Missouri, minister spraw zagranicznych RP Bronisław Geremek przekazał na ręce sekretarza stanu USA akt przystąpienia Polski do Traktatu Północnoatlantyckiego. 

 

 

 

Rozmowy o współpracy wojskowej z Niemcami

NIEZALEŻNA.pl, iggys, 08.03.2019, godz. 13:32

 

Rozwój współpracy dwustronnej, a także tej w ramach NATO i UE to główne tematy rozmowy Mariusza Błaszczaka, ministra obrony narodowej i minister obrony Republiki Federalnej Niemiec Ursuli von der Leyen.

 

W trakcie rozmów ministrowie omówili projekty, które mogą zacieśnić współpracę wojskową obu państw oraz wzmocnić bezpieczeństwo w regionie.

Szef MON podkreślił, że konieczne jest zacieśnienie współpracy w wielu formatach – dwustronnym, a także w ramach NATO, jak Unii Europejskiej. Jednym z efektów rozwoju współpracy sojuszniczej w regionie jest wzmocnienie bezpieczeństwa na flance wschodniej.

Podczas spotkania, Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej i minister obrony Republiki Federalnej Niemiec Ursula von der Leyen podpisali uzupełnienie do umowy pomiędzy Federalnym Ministerstwem Obrony Republiki Federalnej Niemiec i Ministerstwem Obrony Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie przekazania sprzętu wojskowego.

 

 

 

Polsko-niemieckie porozumienie ws. wsparcia Leopardów

DEFENCE24, Jakub Palowski, 8 marca 2019, 10:47

 

Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak i szefowa niemieckiego resortu obrony Ursula von der Leyen podpisali porozumienie dotyczące kontynuacji wsparcia eksploatacji polskich czołgów Leopard 2 przez Bundeswehrę.

 

Niemiecka minister obrony przebywa obecnie z wizytą w Warszawie. W czwartek wieczorem spotkała się z szefem MON Mariuszem Błaszczakiem. Resort obrony poinformował w komunikacie, że tematem spotkania były rozwój współpracy dwustronnej, a także tej w ramach NATO i Unii Europejskiej.

Podczas spotkania szefowie resortów obrony obu państw podpisali „uzupełnienie do umowy pomiędzy Federalnym Ministerstwem Obrony Republiki Federalnej Niemiec i Ministerstwem Obrony Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie przekazania sprzętu wojskowego.”. Służby prasowe ambasady Niemiec doprecyzowały, że chodzi o kontynuację wsparcia eksploatacji polskich czołgów Leopard 2.

Polska w ramach umów międzyrządowych z Niemcami pozyskała dwie partie czołgów Leopard 2 z nadwyżek Bundeswehry. W latach 2002-2003 dostarczono 128 czołgów w wersji 2A4, które trafiły na wyposażenie 10 Brygady Kawalerii Pancernej w Świętoszowie. Z kolei w latach 2014-2015 z Niemiec pozyskano łącznie 119 czołgów, w tym 105 Leopard 2A5 i 14 Leopard 2A4. Najpierw trafiły one do 34 Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa, a od 2017 roku rozpoczęto proces ich przenoszenia do 1 Brygady Pancernej z Wesołej (do Świętoszowa trafiły zmagazynowane wcześniej T-72M1).

Czołgi Leopard 2A4 są modernizowane do wersji 2PL na podstawie umowy zawartej w końcu 2015 roku, przez konsorcjum PGZ i ZM BUMAR-ŁABĘDY, partnerem zagranicznym jest Rheinmetall. Z kolei za wsparcie eksploatacji czołgów Leopard 2A5 odpowiadają Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne w Poznaniu, one też będą wykonywać ewentualne modyfikacje lub modernizacje tych czołgów, jeśli zdecyduje się na nie MON.

Minister von der Leyen bierze udział w konferencji organizowanej przez German Marshall Fund i Polski Instytut Spraw Międzynarodowych z okazji 70. rocznicy powstania NATO oraz 20. rocznicy członkostwa Polski w Sojuszu Północnoatlantyckim. Tematami dyskusji są aktualne kwestie dotyczące polityki bezpieczeństwa, jak np. stosunki z Rosją oraz zagrożenie na wschodniej flance NATO.

 

 

 

Premierzy Grupy Wyszehradzkiej w Polsce na obchodach 20. rocznicy wstąpienia do NATO

GAZETA WYBORCZA, Michał Kokot, 11 marca 2019

 

W niedzielę do podwarszawskiej Wesołej przyjechali premierzy Słowacji, Czech, Węgier i Polski. - Bezpieczeństwo Europy jest na chwiejnych nogach - mówił Viktor Orban.

 

Premierzy czterech krajów wizytowali żołnierzy korpusu NATO w 1. Brygadzie Pancernej w podwarszawskiej Wesołej. Premier Mateusz Morawiecki mówił, że „Sojusz szybko i z żelazną konsekwencją adaptuje się do zmiennych uwarunkowań bezpieczeństwa”.

– Stanowimy wspólnotę państw wolnych, która gwarantuje nam wszystkim bezpieczeństwo – stwierdził premier.

Polska, Węgry i Czechy wstąpiły do NATO w 1999 r. Słowacja dopiero pięć lat później ze względu na międzynarodową izolację spowodowaną nacjonalistycznymi rządami Vladimira Mecziara.

– Bezpieczeństwo Europy jest na chwiejnych nogach. Od wielu dekad nie było potrzeby, żebyśmy musieli stawić czoło anarchicznej sytuacji międzynarodowej i terroryzmowi jak dzisiaj – mówił w Wesołej Viktor Orban.

Michał Nogaś poprawia humor. Przekonaj się, jak! W każdą niedzielę optymistyczny newsletter.

Węgierski premier kampanię swojej partii Fidesz przed wyborami do Parlamentu Europejskiego podobnie jak w minionych latach oparł na lękach wobec uchodźców i imigrantów. W kraju powtarza, że tylko Węgry razem z całą Grupą Wyszehradzką uchroniły kontynent przed nadejściem obcych kulturowo imigrantów, którzy bezpowrotnie zmieniają krajobraz całej Europy.

Podczas swojej kampanii Fidesz utrzymuje również, że Komisja Europejska opracowała wraz z amerykańskim biznesmenem filantropem George'em Sorosem tajny plan sprowadzenia miliona uchodźców. Przed kilkoma tygodniami w kraju zawisły billboardy, na których rząd przekonuje, iż Węgrzy „mają prawo wiedzieć, co szykują w Brukseli”. Pomysłodawcami tajemniczego planu mają być widniejący na plakatach Soros oraz Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej.

Z powodu zdjęcia tego ostatniego ważą się losy Fideszu w Europejskiej Partii Ludowej (EPL), największej frakcji w Parlamencie Europejskim (należą do niej m.in. PO oraz PSL). Trzynaście partii domaga się wyrzucenia Fideszu z EPL ze względu na to, że partia Orbana przypisuje Junckerowi (członkowi EPL) nieprawdziwe intencje związane z próbą sprowadzenia do Europy imigrantów. Decyzja w tej sprawie ma zapaść najdalej za dwa tygodnie.

Według węgierskiego dziennika „Nepszava” Orban wysłał pod koniec lutego emisariuszy – w osobie ministra w kancelarii premiera Gergelego Gulyasa oraz byłego ministra ds. zasobów ludzkich Zoltana Baloga – do Berlina. Obydwaj spotkali się z szefową niemieckiej CDU Annegret Kramp-Karrenbauer i próbowali załagodzić fatalne wrażenie, jakie powstało po starcie antyuchodźczej i antyunijnej kampanii na Węgrzech.

Z piątkowej wypowiedzi Orbana wynika, że niewiele wskórali. Premier przyznał na antenie Radia Kossuth, że liczy się z tym, iż Fidesz może zostać wyrzucony z rodziny Europejskiej Partii Ludowej. Nie sprecyzował jednak, czy w takim wypadku dołączy do frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w której jest PiS, czy też do Europy Narodów i Wolności, zrzeszającej m.in. francuskie Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen oraz włoską Ligę Północną Matteo Salviniego. Zapewnił jednak o zacieśnieniu współpracy politycznej z PiS.

 

 

 

Viktor Orban w Wesołej: rola NATO rośnie

FAKTY TVN, 10 marca 2019, 19:12

 

W niedzielę w 1. Brygadzie Pancernej w Wesołej odbyło się spotkanie premierów Polski, Węgier, Czech i Słowacji oraz ministrów obrony tych krajów z okazji 20 lat członkostwa państw Grupy Wyszehradzkiej w NATO.

 

pełny materiał wideo na https://fakty.tvn24.pl/ogladaj-online,60/20-lat-w-nato-premierzy-polski-wegier-czech-i-slowacji-w-wesolej,917102.html

 

 

 

MON wyborczo nęci weteranów

RZECZPOSPOLITA, Marek Kozubal, 11.03.2019

 

Resort obrony wyjmuje z zamrażarki przygotowany jeszcze przez poprzedni rząd projekt nowelizacji ustawy o weteranach. Plany związane ze zmianą prawa w połowie lutego zapowiedział w Senacie wiceminister ON Wojciech Skurkiewicz. Dodał, że nowelizacja powinna być wprowadzona jeszcze w tej kadencji parlamentu.

 

Po niemal 3 tygodniach oczekiwania „Rzeczpospolita" poznała założenia proponowanych zmian. Okazuje się, że w zasadzie niczym nie różnią się one od tych przygotowanych na koniec kadencji przez rząd PO-PSL, a potem częściowo zmodyfikowanych przez ekipę Antoniego Macierewicza. Dodajmy - do dzisiaj nie przyjętych, chociaż minęło ponad trzy lata.

Resort obrony twierdzi, że uwzględnia „szereg postulatów zgłaszanych w latach 2016-2018 przez weteranów, ze szczególnym uwzględnieniem najbardziej poszkodowanych". Ale weterani się z tym nie zgadzają. O planowanych zmianach dowiedzieli się od dziennikarza „Rzeczpospolitej".

- My nie chcemy walczyć z MON, powinniśmy być partnerami zarówno do rozmów, jak i działania na rzecz weteranów. Żałujemy, że tak nie jest i nie jesteśmy traktowani tak, jak na to zasłużyliśmy przelewając krew w służbie ojczyzny – nie kryje Tomasz Kloc, żołnierz ciężko ranny w zamachu w Iraku, szef Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanych w Misjach Poza Granicami Kraju.

Ministerstwo proponuje m.in. zwiększenie dodatku dla weterana poszkodowanego, gdy uszczerbek na zdrowiu wynosi ponad 30 proc. Resort chce poszerzyć także prawo do uzyskania przez nich pomocy finansowej na naukę i wprowadzić mniejszą odpłatność za pobyt w Domu Weterana.

Weterani, których uszczerbek na zdrowiu wynosi co najmniej 30 proc., mogliby wziąć udział w bezpłatnym turnusie readaptacyjno-kondycyjnym wraz z członkiem rodziny. Wydatki na leczenie wszystkich schorzeń w odniesieniu do tych weteranów miałyby być finansowane z budżetu resortu obrony narodowej. Mieliby prawo do ulgowych przejazdów środkami publicznego transportu zbiorowego. Ponadto mogliby bezpłatnie korzystać z hal sportowych, siłowni i pływalni samorządowych.

Ze stanowiska przedstawionego „Rzeczpospolitej" przez stowarzyszenie wynika, że w wielu miejscach nie zgadza się ono z propozycjami MON. Uważa, że do turnusów readaptacyjno-kondycyjnych nie powinno mieć prawa tylko 109 najciężej rannych weteranów, ale wszyscy poszkodowani w trakcie misji.

Uważają, że nie tylko powinni bezpłatnie korzystać z obiektów sportowych zarządzanych przez samorządy, ale przede z tych znajdujących się w zasobach MON. Ich zdaniem dodatek dla weterana powinien zostać zwiększony dla wszystkich weteranów poszkodowanych na misjach, a nie tylko dla tych najciężej rannych.

W przygotowanym przez poprzednie szefostwo MON projekcie znalazł się kontrowersyjny zapis, z którego wynikało, że umieszczenie poza kolejnością w Domu Weterana byłoby możliwe pod warunkiem złożenia oświadczenia lustracyjnego. Weterani uważają, że z tego obowiązku powinno się zwolnić osoby urodzone po 1971 roku.

„Ministerstwo Obrony Narodowej dostrzega potrzebę objęcia szczególną troską weteranów, stara się dbać o każdego z nich, wsłuchując się w ich głosy, tak by stworzyć efektywniejszy system pomocy i wsparcia, pamiętając o poświeceniu polskich żołnierzy, którzy ryzykowali życiem i zdrowiem biorąc udział w misjach zagranicznych, międzynarodowych działaniach zbrojnych i pokojowych. Warto podkreślić, że Ministerstwu Obrony Narodowej zależy na tym, by przyszłe rozwiązania były rzeczywistą odpowiedzią na potrzeby zgłaszane przez środowisko weteranów" – poinformowało nas Centrum Operacyjne MON.

Uczestnicy misji ONZ zwracają z kolei uwagę, że ustawa o weteranach nie obejmuje uczestników komisji międzynarodowych (było ich w sumie ok. 4,1 tys. z czego do teraz żyje ok. 900), a także zbyt rygorystycznie traktuje uczestników misji sprzed wielu lat.

- Bez wątpienia i w tym zgadzam się z ministerstwem, szczególna pomoc powinna być skierowana do weteranów poszkodowanych, ale nie powinno się zapominać o tym, że poszkodowani w misjach sprzed wielu lat nie mają szansy uzyskać tego statusu, ponieważ wtedy wojsko nie wydawało takich dokumentów jakie teraz są wymagane – przypomina Waldemar Wojtan, wiceprezes Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ. - Poza zasięgiem ustawy są również weterani najstarsi, ci z misji w Korei i Indochinach – tłumaczy. I dodaje: - Patrząc w kalendarz widzę małe szanse na przeprowadzenie tych poprawek przez Sejm, chociaż w tej konfiguracji politycznej wszystko jest możliwe.

Zdaniem przedstawicieli Fundacji Statpoints, na czele której stoi gen. Mirosław Różański, każdy żołnierz, którzy chociaż jeden dzień był na misji, powinien z automatu mieć status weterana.

W poprzednim roku niewielka zmiana w przepisach została wprowadzona na wniosek prezydenta Andrzeja Dudy. Nowość polega na tym, że o status weterana mogą ubiegać nie tylko ci, którzy służyli na misjach nieprzerwanie 60 dni, ale też osoby, które na krótszych misjach spędziły łącznie co najmniej 90 dni. Zatem o takie uprawnienia będą mogli się np. starać byli funkcjonariusze BOR lub Służby Ochrony Państwa, którzy zabezpieczali krótkie wizyty VIP-ów na misjach.

Ustawa o weteranach obowiązuje od 2012 r. Weteranom, którzy zostali ranni na misjach, przysługują m.in. dodatki do rent i emerytur, dopłaty do nauki oraz bezpłatna pomoc psychologiczna. Nowelizacja ustawy została przygotowana przed zakończeniem kadencji rządu PO-PSL, od tamtego czasu weterani wielokrotnie słyszeli zapowiedzi zmian.

Przez misje wojskowe od 1953 r. przewinęło się 112 tys. żołnierzy. Tylko w Afganistanie służyło 28 tys. Coraz więcej instytucji oddolnie wprowadza ulgi i ułatwienia dla uczestników zagranicznych misji. Mogą oni np. kupować bilety z ulgą w największych polskich sieciach kin lub bezpłatnie korzystać z komunikacji miejskiej, np. w Piotrkowie Tryb., Wrocławiu, Głogowie, Lublinie.

 

 

 

Lustracja lustratora – nieznane fakty z życia Macierewicza.

WPROST, Anna Gielewska i Marcin Dzierżanowski, 11.03.2019

 

„Wraz z wnioskiem posłów PO o ponowną lustrację Antoniego Macierewicza wracają pytania o rolę tego polityka w osłabianiu opozycji w PRL”

 

– Informacje, które w ostatnim czasie zostały ujawnione, jeśli chodzi o kwerendę w dokumentach IPN-owskich dokonanych przez kilku dziennikarzy [m.in. dziennikarzy „Wprost” – red.], zawstydzają służby specjalne, które powinny były wcześniej je dostrzec – uważa płk Paweł Białek, były wiceszef ABW. – Z dzisiejszego punktu widzenia z całą pewnością służby powinny się tą sprawą zainteresować, szczególnie ABW – przekonuje.

Pułkownik Białek był gościem na posiedzeniu zespołu śledczego Platformy Obywatelskiej. Kilka tygodni temu posłowie PO skierowali do IPN wniosek o „ponowne przeprowadzenie weryfikacji oświadczenia lustracyjnego Antoniego Macierewicza w oparciu o wszelkie dostępne w IPN dokumenty”. Instytut nie odpowiedział na pytanie, co z tym wnioskiem zrobi. Można przewidywać, że nic. W ostatnich dniach politycy PO wysłali też list do premiera Morawieckiego. Domagają się wszczęcia postępowania sprawdzającego dotyczącego certyfikatu bezpieczeństwa Macierewicza.

 

Więcej w dzisiejszym wydaniu „Wprost”.

 

 

 

 

BEZPIECZEŃSTWO ZA GRANICĄ

 

 

 

Trump: Chcecie mieć nasze wojsko - płaćcie 150 proc. kosztów pobytu

WYBORCZA.pl, Bartosz T. Wieliński, 9 marca 2019 | 16:08

 

Pełny zwrot kosztów plus dodatkowe 50 proc. - do wystawiania takich rachunków za stacjonowanie amerykańskich oddziałów za granicą przymierza się Biały Dom. - Nasza armia nie jest na sprzedaż - oburza się były ambasador USA przy NATO.

 

- Chcemy koszta plus 50 proc. – takie polecenie miał - według serwisu Bloomberg - wydać niedawno Donald Trump swojemu doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Johnowi Boltonowi. Ten negocjował nowe warunki stacjonowania amerykańskich oddziałów Korei Południowej. Żądania Trumpa o mały włos nie doprowadziły do zerwania rozmów w tej sprawie.

Koreańczycy do tej pory płacili 850 mln dolarów rocznie na utrzymanie amerykańskiego kontyngentu liczącego 28 tys. żołnierzy. Trump od dawna twierdził, że to za mało i sugerował, ze amerykańskie oddziały należy wycofać. Był to też jeden z powodów, dla których zdecydował się na bezpośrednie rozmowy z przywódcą Korei Północnej Kim Dżong-Unem o rozbrojeniu nuklearnym. Gdyby Północną Koreę udało się zmusić do daleko idących ustępstw – na co jednak się nie zanosi- amerykańskie oddziały mogłyby zostać odesłane do domu. Mimo to Trump odwołał z powodu wysokich kosztów wspólne manewry wojskowe z południową Koreą.

Gdyby Seul miał płacić całość kosztów stacjonowania US Army i dopłacać jeszcze połowę tej kwoty, musiałby co rocznie wydawać kilka miliardów dolarów. Podczas nerwowych negocjacji Amerykanie nie osiągnęli wiele, ostatecznie ustalono, że Korea Południowa zwiększy finansowanie o 40 mln dolarów. Umowę w tej sprawie podpisano w ubiegły piątek.

Ale Trump mimo to nie zrezygnował z pomysłu, by wystawiać innym krajom podwyższone rachunki za stacjonowanie wojsk. Bloomberg, powołując się na kilkanaście źródeł w administracji, w tym kontekście wymienia Niemcy i Japonię.

Zacznij i skończ dzień z naszym newsletterem. Dwa razy dostaniesz przegląd wydarzeń przygotowany przez najlepszych autorów Wyborczej.

"Trump lansował tę koncepcję od miesięcy. Wywołała ona szok w departamentach stanu i obrony, gdzie urzędnicy obawiają się obrażenia ważnych sojuszników USA w Europie i Azji. Tym bardziej, że już kwestionują oni poziom zaangażowania Trumpa w sojusz" - czytamy w tekście Bloomberga.

W czerwcu zeszłego roku „Washington Post” ujawnił, że Pentagon rozpoczął „analizowanie kosztów stacjonowania wojsk w Niemczech”, a także przymiarki do ewentualnego wycofania części oddziałów lub przerzucenia ich do Polski. W Niemczech stacjonuje 35 tys. żołnierzy. Berlin płaci za ich stacjonowanie miliard dolarów rocznie, co stanowi ok. jedną trzecią kosztów. Gdyby żądania Trumpa miałyby zostać spełnione, suma ta wzrosłaby do ponad 4,5 mld dolarów. Niemcy musieliby zapłacić za m.in. za pensje żołnierzy i pokryć koszta wizyt amerykańskich okrętów w ich portach.

Trump nie kryje niechęci do Niemiec. Podczas pierwszego spotkania z Angelą Merkel wiosną 2017 r. miał jej wręczyć fakturę na 300 mld dolarów. Na tyle miał opiewać dług Niemiec wobec USA za bronienie ich kraju.

Trump mówi o tym, że sojusze Ameryce się nie opłacają od kampanii wyborczej w 2016 r. Wówczas wprost mówił, ze USA ruszą na pomoc zaatakowanym sojusznikom tylko wtedy, gdy będzie się im to opłacać. Takie stawianie sprawy podważało sens istnienia NATO.

Mimo, że pół roku po objęciu władzy Trump w końcu potwierdził gwarancje bezpieczeństwa dla krajów Sojuszu, nie przestał domagać się od sojuszników, by płacili więcej na obronność. Postulat, by sojusznicy pokrywali 150 proc. kosztów stacjonowania jest jednak zupełnie nową jakością.

Jedno ze źródeł Bloomberga twierdzi, że opracowywany jest też system "zniżek za dobre sprawowanie". Trump miałby udzielać ich wybranym krajom w zależności od tego czy będą prowadzić politykę zgodną z interesami USA.

Pytanie jak tego typu pomysły mają się do starań polskiego rządu o stałą obecność wojskową USA w naszym kraju. We wrześniu prezydent podczas wizyty w Białym Domu Andrzej Duda zaproponował, ze Polska zapłaci 2 mld dolarów za budowę stałej bazy US Army. Miałaby ona nazywać się „Fort Trump”. Decyzja w sprawie stacjonowania amerykańskich wojsk w Polsce jeszcze nie zapadła. Z informacji jakie docierają zza oceanu wynika jednak, że administrację Trumpa nie zadowoli jednorazowa wpłata. Polska, jeśli jednak będzie robić to co każe Waszyngton, będzie mogła liczyć na bonifikaty.

  • Domaganie się, by sojuszniczy płacili za stacjonowanie wojsk USA jest niedorzeczne – twierdzi Ivo Daalader, były ambasador USA przy NATO. W serii wpisów na Twitterze wyjaśnia, że w ten sposób Ameryka zniweczyłaby sojusze oparte na wspólnych interesach i wystawiłaby swoje siły zbrojne na licytację. – Nasze wojska stacjonują w Europie i Azji nie tylko dlatego, by bronić sojuszników, ale by zapobiec konfliktom i wojnom, które byłyby o wiele bardziej kosztowne dla naszego bezpieczeństwa i dobrobytu. Wysyłanie wojska, by strzegło pokoju to podstawowy interes USA. Jest tańsze niż prowadzenie wojny – pisze Daalader.

 

 

 

Kotwic NATO w USA jest wiele

POLITYKA.pl, Marek Świerczyński, Polityka Insight, 9 marca 2019

 

Waszyngtoński insider mówi POLITYCE, że o transatlantycki sojusz dbają Kongres, urzędnicy administracji i amerykańskie społeczeństwo. I że kryzysy to norma.

 

Derek Chollet był świadkiem fundamentalnych zmian w amerykańskim postrzeganiu roli NATO. W latach 2012–15 pełnił funkcję zastępcy sekretarza obrony do spraw międzynarodowej polityki bezpieczeństwa, czyli człowieka, który w Pentagonie zajmuje się m.in. NATO i współpracą z Europą.

W tej roli współpracował z dwoma sekretarzami obrony: Leonem Panettą i Chuckiem Hagelem, ale jeszcze dłuższy czas spędził wcześniej w departamencie stanu. Od początku lat 90. jako młody dyplomata współpracował kolejno z Jamesem Bakerem, Richardem Holbrookiem i Strobem Talbottem. Mimo młodego wieku (48 lat) dysponuje więc ogromnym doświadczeniem i wiedzą, jak działa amerykańska maszyna spraw bezpieczeństwa międzynarodowego. Demokrata z przekonań i afiliacji politycznej, od początku związany z ekipą Baracka Obamy, teraz jest wicedyrektorem w German Marshal Fund of the United States, autorem sześciu książek. Z polskiej perspektywy – jest rozmówcą, z którym można spędzić cały dzień, a i tak nie wyczerpie się listy tematów. Które wybrać w 20 minut?

 

Dwa kryzysy na świecie i w NATO na raz

Pięć lat po rosyjskiej agresji na Ukrainę zacząć trzeba było od tego. Administracja Obamy przeszła od próby resetu z Rosją do wysłania amerykańskich wojsk na granice Rosji – by zasygnalizować, że przekroczenie granic NATO spotka się z odpowiedzią.

Chollet był wtedy najpierw w Białym Domu, później w departamencie stanu, a gdy NATO zbierało się na przełomowy szczyt w Walii – był w delegacji Pentagonu. Transformację amerykańskiej polityki widział na własne oczy i był jej współautorem. Z naszej perspektywy wszystko kręciło się wtedy wokół Ukrainy i rosyjskiego zagrożenia. Chollet dodaje jednak perspektywę Waszyngtonu, która nieco zmienia punkt widzenia. – We wrześniu 2014 r. sojusz stanął wobec dwóch kryzysów jednocześnie: tego, co się stało wiosną tamtego roku – inwazji na Ukrainę i zagarnięcia Krymu – co wywołało natychmiastową reakcję i rozmieszczenie sił amerykańskich na »linii frontu«. Ale w tym samym czasie eksplodował też kryzys związany z ISIS. Latem 2014 r. w Stanach poważnie obawialiśmy się, czy Irak nie upadnie pod naporem Państwa Islamskiego, które zbliżało się do Bagdadu – wspomina Chollet napiętą atmosferę walijskiego spotkania.

– Oczywiście szczyty NATO służą temu, by zademonstrować, że jesteśmy jednością, służą wyznaczaniu ambitnych celów przez przywódców, ale wtedy wcale nie było pewności, że Europa i Stany Zjednoczone podołają tym dwu wyzwaniom. I gdy spojrzeć na to z perspektywy pięciu lat, nie bagatelizując problemów i wyzwań, przed którymi stoi sojusz, trzeba stwierdzić, że zasłużyliśmy wspólnie na pochwałę nie tylko za sprostanie wyzwaniu, ale utrzymanie kursu i umacnianie tamtych decyzji – uważa.

 

Sojusz zdał egzamin?

– Gdyby ktoś mi powiedział pięć lat temu, że dzisiaj będziemy rozmawiać o rozbudowie wysuniętej obecności w krajach bałtyckich i w Polsce, że w dwustronnych rozmowach między Polską a USA będziemy omawiać sposoby zwiększenia obecności wojskowej tutaj, że mimo że osiem procent terytorium Ukrainy jest w rękach rosyjskich, kraj ten jest dziś jeszcze bliżej Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i NATO... Siły zbrojne Ukrainy zostały gruntownie zreformowane również z pomocą USA i Polski i są dziś w stanie bez porównania lepiej przeciwstawić się atakowi, a jednocześnie widzimy, że ISIS zostało poważnie osłabione, jeśli nie całkowicie pokonane. Z perspektywy pięciu lat to są znaczące osiągnięcia współpracy USA z sojusznikami w ramach NATO i poza nimi. Nie znaczy to, że powinniśmy usiąść i świętować, ale należy uznać, że sprostaliśmy temu wyzwaniu – ocena ta może być obciążona faktem, że wypowiada ją współautor części wdrożonych rozwiązań.

Z drugiej strony brak w niej tak powszechnej w Polsce krytyki obecnie rządzących przez przedstawiciela opozycyjnego obozu politycznego. Transatlantyk USS America płynie po prostu kursem, którego zmiana przez kapitana na mostku, zwłaszcza w czasie jednej czteroletniej wachty, jest dość trudna. Polityka USA wykuwa się w dłuższych cyklach.

 

Gruzja a Ukraina

Dlatego musiałem zapytać Dereka Cholleta o to, czy kryzys 2014 r., przynajmniej na odcinku rosyjskim, był do uniknięcia, gdyby Zachód, w tym Stany Zjednoczone, bardziej stanowczo zareagowały na rosyjską agresję na Gruzję w 2008 r. i wyciągnęły z niej głębsze wnioski.

Chollet musi pamiętać, że jego rodak Ron Asmus, zresztą szef biura GMF w Warszawie, określił ten konflikt jako „małą wojnę, która wstrząsnęła światem”. Kiedy stawiam to pytanie, następuje głębokie westchnienie i kilka sekund zastanowienia, po czym pada odpowiedź dość spodziewana: trudno powiedzieć. – Bez wątpienia w Stanach Zjednoczonych i w Europie odpowiedź na Gruzję nie była ani trochę porównywalna z odpowiedzią na Ukrainę sześć lat później. Sankcje, niewprowadzone od razu, ale utrzymane, militarne wsparcie, wysiłki na rzecz wsparcia Ukrainy – żadna z tych rzeczy nie miała miejsca w przypadku Gruzji, która zaczęła się w czasie administracji Busha i ciągnęła za rządów Obamy. Nie wiem, co kierowało Putinem, by zrobić to, co zrobił Ukrainie, ale w sposób oczywisty nie docenił reakcji Zachodu, może myślał, że będzie jak w Gruzji czy Syrii, a może liczył na dekadencję Zachodu. Raczej nie przewidywał takiej odpowiedzi, jaką dostał.

Chollet ponownie przypomina, jak bardzo zmieniła się Ukraina, ile wojsk USA jest w Europie i jak bardzo zmieniło się NATO. Ale jasnej odpowiedzi na to, czy podobna reakcja w sprawie Gruzji powstrzymałaby atak na Ukrainę, nie ma. Może to sprawa, o której przedstawiciele poprzedniej administracji wolą nie mówić zbyt wiele, wolą za to wskazywać na zmiany, jakie w dużej mierze dokonały się, gdy odeszli.

 

Strach przed Twitterem

Bo rzeczywiście teraz sytuacja wygląda tak, że liczba amerykańskich wojsk w Europie rośnie i ma rosnąć nadal, także w Polsce. Z drugiej strony na poziomie politycznym różnice zdań między Europą a Stanami wydają się tak głębokie jak dawno, a obawy z tego wynikające prowadzą nieraz do dramatycznych wniosków.

W debacie medialnej i na eksperckich forach pojawia się temat wyjścia USA z NATO, kwestia do tej pory niewyobrażalna. Na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa w lutym demonstracyjny brak aplauzu dla amerykańskiego wiceprezydenta. A kilka dni wcześniej raport dwóch byłych ambasadorów USA przy NATO (Douglasa Lute i Nicholasa Burnsa), który stwierdzał wprost, że największym problemem sojuszu jest brak woli transatlantyckiego przywództwa u obecnego prezydenta USA. No więc jak jest?

Chollet zgadza się z oceną wspomnianego raportu. – Największa zmiana, jaka dokonała się w ciągu ostatnich pięciu lat dla NATO i bezpieczeństwa europejskiego, to podejście i zachowanie prezydenta USA. Stąd wynika ów paradoks, o którym mówił też w Warszawie sekretarz generalny NATO. Z jednej strony amerykański prezydent postrzega NATO i europejskich sojuszników w sposób, jaki nie robił żaden jego poprzednik. Więc mamy 70. rocznicę utworzenia NATO, a w Waszyngtonie i wielu stolicach europejskich jest obawa, czy któregoś ranka nie obudzimy się i zobaczymy tweeta prezydenta, że USA wychodzą z NATO. Różnica czasu powoduje, że w Europie nerwowość wzrasta koło południa. Wstający z łóżka Donald Trump lubi z rana napisać coś, ostatnio wielkimi literami, co kształtuje agendę na cały dzień, tydzień lub miesiąc. W przypadku wyjścia z NATO taki wpis byłby szokiem dekady. Oczywiście od wpisów do czynów droga daleka, gorzej, gdy prezydent powie coś w obecności liderów innych państw. Ale są na to sposoby.

 

Transatlantyckie kotwice

– Będziemy mieli obchody 70-lecia sojuszu – zresztą na wzór tych sprzed 20 lat, gdy za prezydenta Clintona świętowano 50 lat sojuszu i jego pierwsze rozszerzenie – ale tylko na poziomie ministrów. Dlaczego? Bo wszyscy się boją ryzyka, że prezydent mógłby je zrujnować. Więc mamy prezydenta, który kwestionuje NATO, kwestionuje zaangażowanie Europy, mówi o wykorzystywaniu Ameryki, są pogłoski, że chce się wycofać z sojuszu. Ale w samej administracji widać kontynuację wcześniejszej polityki, z końca rządów Obamy i tego, co się wydarzyło w ostatnich paru latach – zwiększenia obecności wojskowej, utrzymania przywództwa USA w sojuszu, utrzymania znaczącego poparcia dla NATO w społeczeństwie amerykańskim.

Nawet w kampanii 2016 r., kiedy prezydent Trump zaczął mówić te niepokojące nas wszystkich rzeczy, poparcie dla NATO utrzymywało się na wysokim poziomie i również Kongres USA zaczyna się bardziej angażować w te sprawy niż kiedykolwiek wcześniej – w sensie legislacji, potwierdzenia poparcia dla NATO, utrudnienia prezydentowi wycofania z NATO bez zgody Kongresu. Sam fakt, że na konferencji w Monachium było ok. 50 kongresmenów – oni nie przyjechali po to, by mówić o prezydencie, ale by pokazać Europie, światu i Rosji, że Ameryka pozostaje wierna sojuszowi.

To oczywiście bardzo pocieszające słowa, miód na serce zaniepokojonych atlantystów, którzy od jakiegoś czasu zajmują się głównie rozpatrywaniem czarnych scenariuszy. Warto pamiętać o tych wielu kotwicach łączących Europę z Ameryką, nawet jeśli ta w Białym Domu może się wydawać obecnie nieco poluzowana.

 

Stany są dziś bardziej świadome roli NATO

– Perwersja rzeczywistości ostatnich lat polega na tym, że przy wszystkich wątpliwościach, troskach i uzasadnionych obawach o to, co prezydent może zrobić z NATO, o sojuszu toczy się w Stanach Zjednoczonych niezwykle ożywiona debata, w której mowa o znaczeniu sojuszu dla amerykańskich interesów, wspólnego bezpieczeństwa, wspólnej odpowiedzialności. Prawdopodobnie świadomość znaczenia NATO jest dzisiaj większa, niż była pięć lat temu, po prostu wskutek tej debaty – Chollet wyciąga optymistyczny wniosek z niezbyt wesołej, zdawałoby się, sytuacji.

Co nie oznacza, że na horyzoncie nie ma kolejnych kryzysów. Przedstawiam mu taki scenariusz, może najczarniejszy z czarnych: Trump wygrywa kolejną kadencję, a jego krytyczne podejście do NATO i Europy zakorzenia się w amerykańskiej polityce, w Europie do głosu dochodzą nacjonaliści i przeciwnicy integracji, a jednocześnie pojawia się kryzys ekonomiczny, który odbija się na wydatkach wojskowych NATO. I wtedy nagle pojawia się kryzys w Azji, który wymaga amerykańskiej reakcji. Czy sojusz przetrwałby takie spiętrzenie negatywnych czynników w obecnym klimacie? Zamiast rwania włosów z głowy dostaję odpowiedź opartą na prawie 30 latach doświadczenia.

 

 

Zmartwienia to nasza praca

– Myślenie o polityce zagranicznej czy to w rządzie, czy poza rządem zawsze oznacza zamartwianie się. Martwisz się o to, czy wszystko pójdzie dobrze, czy coś się nie zawali, co się stanie. Taka to praca. Ale te obawy mają dobry wpływ, chronią przed podejmowaniem taki ruchów, które pogarszałyby sytuację. Wymuszają pokorę. Ale takie podejście nie może ograniczać zdolności do posiadania marzeń, myślenia o pozytywnej zmianie. Zawsze można nakreślić czarny obraz przyszłości, zwłaszcza w czasach takich zmian, w jakich żyjemy. Z amerykańskiej perspektywy ostatnie kilka lat to czas niepewności, napięcia i tumultu – a co gorsza, wydaje się, że z zawinionych przyczyn. Nie wydarzył się żaden 11 września, kiedy Stany Zjednoczone zostały zaatakowane z zewnątrz i musiały zareagować, też powodując zamieszanie, lecz w reakcji na atak. Teraz zamieszanie powstaje z naszej własnej winy, sami sobie to robimy. Nie mamy żadnego wielkiego kryzysu przecież. U Obamy było tak, że od 2011 r. praktycznie do końca kadencji mieliśmy kaskadę katastrof. Załamanie Libii, rewolucja w Egipcie, arabska wiosna, wojna w Syrii, Ukraina i agresja Rosji. A przecież Obama odziedziczył też wielki kryzys finansowy i sytuację w Iraku. Z tej perspektywy ostatnie kilka lat to czas relatywnego spokoju. Owszem, jest Wenezuela i przeszło kilka huraganów, to wszystko. Cała reszta to kryzysy wytworzone przez nas samych. Więc jest obawa, co by było, gdyby – broń Boże – nastąpił kolejny atak terrorystyczny albo Rosja zrobiła coś naprawdę głupiego, albo gdyby jakaś iskra zapaliła Półwysep Koreański czy Bliski Wschód.

 

Siła jest w nas

Konkluzja jest taka, że przyszłości nie jesteśmy w stanie przewidzieć i że niemal zawsze nas ona zaskakuje. Lecz z drugiej strony nie może obezwładniać i przerażać. – Doświadczenie uczy, że byliśmy w przeszłości w momentach, w których musieliśmy sprostać wyzwaniu, i to zrobiliśmy. Dlatego powinniśmy mieć zaufanie, że jesteśmy w stanie to zrobić. Nie jesteśmy skazani na porażkę. Że jesteśmy zdolni tylko do pogarszania naszej sytuacji strategicznej. Po prostu wymaga to od nas pracy. Jedno z głównych pytań, jakie teraz zadają sobie Amerykanie, brzmi: ile.

Jeśli na 20. rocznicę Polski w NATO i 70. rocznicę sojuszu potrzeba nam było czegoś optymistycznego, niekoniecznie związanego z rządową propagandą, to może właśnie Derek Chollet to powiedział.

 

 

 

 

Na mundurach ukraińskich żołnierzy pojawi się symbol czaszki

SPUTNIK NEWS, 09.03.2019, 23:02

 

Naczelnik Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy Wiktor Mużenko zatwierdził nową symbolikę brygad bojowych wojsk lądowych. Żołnierze jednej z nich będą nosić na ramieniu symbol czaszki.

 

„W przededniu urodzin ukraińskiego poety Tarasa Szewczenki zatwierdziłem nową symbolikę brygad bojowych” – napisał Mużenko na Facebooku.

Zmiany w symbolice objęły 30 Samodzielną Brygadę Zmechanizowaną im. księcia Konstantego Ostrogskiego, 58 Samodzielną Brygadę Piechoty Zmotoryzowanej im. hetmana Iwana Wyhowskiego oraz 72 Samodzielną Brygadę Zmechanizowaną im. Czarnych Zaporożców.

Ostatnia otrzymała symbol czaszki z napisem „Ukraina albo śmierć”.

W grudniu ubiegłego roku prezydent Ukrainy Petro Poroszenko opublikował zdjęcie z żołnierzami wojsk desantowych. Jeden z nich miał na mundurze symbol 3 Dywizji Pancernej SS „Totenkopf”. Sam żołnierz powiedział, że uważa ten symbol za wariant pirackiej flagi.

 

 

 

 

Merkel udaremniła amerykańską prowokację wojskową na Morzu Czarnym

SPUTNIK NEWS, 09.03.2019, 19:02

 

Do amerykańskiej prasy dotarły informacje, które pretendują na status najbardziej skandalicznego i upokarzającego dla Stanów Zjednoczonych „wycieku dyplomatycznego” w tym roku. Agencja Bloomberg donosi, że wiceprezydent USA Michael Pence próbował zorganizować militarną prowokację przeciwko Rosji na Morzu Azowskim.

 

Agencja Bloomberg, powołując się na kilka źródeł dyplomatycznych, donosi, że wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Michael Pence próbował zorganizować militarną prowokację przeciwko Rosji na Morzu Azowskim, przy czym strona amerykańska miała nadzieję przeprowadzić konflikt z nieprzewidywalnymi konsekwencjami rękami niemieckich i francuskich partnerów.

Istota idei: niemieckie i francuskie okręty wojenne miały przejść pod Mostem Krymskim, czyli powtórzyć działania statków ukraińskiej floty. Celem akcji było „pokazanie Rosji, że Zachód nie odda jej dostępu” do Morza Azowskiego. Prawdziwym jednak celem było stworzenie poważnego incydentu wojskowego i dyplomatycznego, który znacznie skomplikowałby stosunki pomiędzy Moskwą i Berlinem oraz Moskwą i Paryżem, przy czym na podstawie doświadczenia z podobnej sytuacji z udziałem ukraińskich okrętów wojennych było oczywiste, że incydent ten miałby skłonić europejskich polityków do rezygnacji z budowy „Nord Stream – 2”.

To właśnie z tym planem, który mógłby potencjalnie doprowadzić nie tylko do komplikacji dyplomatycznych, ale także do realnych ofiar, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Michael Pence przybył na międzynarodową konferencję poświęconą bezpieczeństwu w Monachium. Świadome źródła dyplomatyczne Bloomberga twierdzą, że istniała „presja” na przywództwo Niemiec i Francji, aby zmusić je do wypełnienia amerykańskiego planu. Prawdopodobnie Michael Pence był zszokowany nie tylko niezwykle antyamerykańskim wystąpieniem Angeli Merkel, które obecni urzędnicy europejscy powitali owacją na stojąco, ale także niechęcią do udziału w militarnych przygodach. 

Źródła Bloomberg podkreślają, że kanclerz Niemiec nie tylko odrzuciła plan prowokacji militarnej przywieziony przez wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, ale także przedstawiła niezwykle oryginalny powód odmowy: Merkel rzekomo stwierdziła, że prezydent Poroszenko jest wszystkiemu winien. „Poroszenko powiedział, że to nie wystarczy, aby rozwiązać jego problem, chciał zapewnienia ciągłego otwarcia cieśniny”, donosi Bloomberg.

Wydaje się, że najbardziej prawdopodobnym jest następujące wyjaśnienie: gdyby Merkel rzeczywiście chciała uczestniczyć w takiej przygodzie, wystarczyłoby jej jednego słowa, aby Poroszenko i jego administracja stanęli na baczność. Co więcej, trudno uwierzyć, że prezydent Ukrainy naprawdę odważyłby się wskazać kanclerz Niemiec, że tak poważna prowokacja militarna to jest „zbyt mało” i „nie rozwiąże problemu”. Najprawdopodobniej Merkel po prostu odniosła się do nieproporcjonalności życzeń ukraińskich władz wyłącznie po to, aby przekazać administracji Trumpa prostą wiadomość: „Ukraina to twoje problemy, a osobiste problemy Poroszenki to także twoje problemy”.

Na korzyść tej interpretacji można wysunąć poszlakową wprawdzie, ale mocną argumentację: Angela Merkel wykorzystała swoje przemówienie na konferencji w Monachium, aby ogłosić poparcie dla „Nord Stream – 2”. To wyraźnie wskazuje, że problemy ukraińskiego budżetu państwa są już problemami Waszyngtonu, a nie Berlina.

Na tym tle stanowisko strony francuskiej robi jeszcze większe wrażenie. Jeśli wierzyć źródłom amerykańskich mediów, okazuje się, że Paryż nawet nie zaczął szukać wymówek dla swojej niechęci do udziału w morskich bitwach pod Mostem Krymskim. Odpowiedź Francuzów była nieuprzejma i krótka: władze francuskie „doszły do wniosku, że ten pomysł jest niepotrzebną prowokacją”.

Czy niepowodzenie planu wiceprezydenta Pence'a oznacza, że nie będzie podobnych prób w przyszłości? Niestety nie. Jest kilka ważnych przyczyn dla takiej pesymistycznej prognozy. Po pierwsze, nadal jest bardzo małe, ale jednak prawdopodobieństwo, że Waszyngton znajdzie w Unii Europejskiej pewne słabe punkty i wywrze na nie presję, tak aby zmusić Europejczyków do udziału w antyrosyjskiej operacji. Po drugie, istnieje ryzyko, że Waszyngton do tego stopnia lubi ideę prowokacji pod Mostem Krymskim, że amerykańska flota spróbuje sama ją zorganizować, mając nadzieję, że rosyjskie władze nie odważą się poradzić sobie z amerykańskimi statkami w taki sam sposób, jak to miało miejsce z ukraińskimi naruszycielami zasad żeglugi.

 

 

 

 

Bundeswehra: więcej prawicowych ekstremistów niż przypuszczano

DEUTSCHE WELLE, ARD, DPA / pa, 9.03.2019

 

Ze służby w Bundeswehrze zwolniono więcej żołnierzy o skrajnie prawicowej orientacji niż do tej pory podano. Kontrwywiad wojskowy przyznał, że dotychczasowe dane na ten temat "były niedokładne".

 

Służba Kontrwywiadu Wojskowego (MAD) wykryła w szeregach Bundeswehry i spowodowała zwolnienie ze służby więcej żołnierzy o skrajnie prawicowych poglądach i postawach, niż do tej pory uważano. Poinformował o tym tygodnik "Der Spiegel", powołujący się na komisję spraw wewnętrznych Bundestagu.

Na poufnym posiedzeniu w połowie lutego 2019 jeden z wysokich rangą funkcjonariuszy MAD oświadczył, że do tej pory kontrwywiad informował opinię publiczną jak również posłów do Bundestagu tylko o takich przypadkach "rozpoznanych prawicowych ekstremistów" w szeregach Bundeswehry, które nie budziły żadnych wątpliwości. W roku ubiegłym ze służby w Bundeswehrze zwolniono z tego powodu czterech żołnierzy, a w roku 2017 sześciu.

 

Więcej skrajnych prawicowców w wojsku

Ujawnione liczby nie odpowiadały jednak w pełni stanowi faktycznemu, ponieważ od 2013 roku kontrwywiad każdego roku był w stanie zidentyfikować "około dziesięciu" dodatkowych żołnierzy, których podejrzewano o skrajnie prawicowe poglądy. Kontrwywiad poinformował o tym właściwe działy kadr z wnioskiem o podjęcie przez nie stosownych działań. Większość żołnierzy z tej grupy została następnie wydalona ze służby wojskowej.

Jak informuje dalej "Der Spiegel", Służba Kontrwywiadu Wojskowego rozpracowała łącznie 450 przypadków żołnierzy, których postawa wskazywała na sympatyzowanie z poglądami o charakterze skrajnie prawicowym. W 34 przypadkach chodziło o tzw. "Obywateli Rzeszy". W 34 dalszych przypadkach kontrwywiad zajmował się żołnierzami podejrzewanymi o sprzyjanie ugrupowaniom reprezentującym postawy ekstremistyczne i skrajnie prawicowe.

 

 

 

Turcja musi wybrać: albo rosyjskie S-400, albo amerykańskie F-35

RP.pl, Piotr Rudzki, 10.03.2019, 17:30

 

Turcja jest zainteresowana myśliwcami F-35, ale już zamówiła w Rosji systemy rakietowe S-400. Amerykanie uprzedzają Ankarę, że nie dostanie zgody na samoloty, jeśli będzie kupować u Rosjan. Turcy twierdzą z kolei, że kupno rakiet nie ma nic wspólnego z NATO.

 

- Kupno przez Turcję rakiet S-400 będzie mieć poważne konsekwencje — oświadczył 8 marca dziennikarzom główny rzecznik Pentagonu, Charles Summers — bo podważy stosunki wojskowe Ameryki z Ankarą. W konsekwencji Stany nie dadzą zgody na kupno przez Turcję myśliwców F-35 Lockhheda Martina i systemów obrony rakietowej Patriot. — Jeśli biorą S-400, to nie dostaną F-35 i Patriotów — powiedział. Pentagon pierwszy raz tak jednoznacznie uzależnił sprzedaż myśliwców od kupna rakiet rosyjskich — podkreślono w CNN.

Wcześniej w ubiegłym tygodniu dowódca NATO w Europie, gen. Curtis Scaparrotti, oświadczył w senackiej komisji sił zbrojnych w Waszyngtonie, że „jeśli Rosjanie zgodzą się rozmieścić w Turcji rakiety S-400, to będzie to pierwszy przypadek braku interoperacyjności w ramach NATO, w naszym zintegrowanym systemie obrony rakietowej. Druga kwestia dotyczy F-35. Będzie to problem dla wszystkich naszych samolotów, ale moim zdaniem szczególnie dla F-35” — cytuje „Defense News”.

Według generała, „najlepszą radą z wojskowego punktu widzenia byłoby, gdybyśmy nie doprowadzili do umowy na F-35 w zakresie latania nimi czy pracy z sojusznikiem, który wybiera rosyjskie systemy, zwłaszcza systemy obrony przed naszym sprzętem o najbardziej rozwiniętych zdolnościach technologicznych”.

To najwyższy rangą wojskowy z USA, który wypowiedział się tak jednoznacznie. Kilka tygodni wcześniej wiceprezydent Mike Pence ostrzegł Turcję podczas konferencji bezpieczeństwa w Monachium, że „nie będziemy bezczynni, gdy sojusznicy z NATO kupują broń od naszych przeciwników. Nie możemy zapewnić obrony Zachodu, jeśli nasi sojusznicy będą zwiększać zależność od Wschodu”.

Turcja planuje zakup 100 myśliwców najnowszej generacji F-35A konwencjonalnego startu i lądowania, jej pierwsi piloci zaczęli szkolenie wraz z Amerykanami w bazie lotnictwa wojskowego w Luke w Arizonie.

Tureckie firmy uczestniczą od dawna w programie F-35, dostarczają m.in. środkową część kadłuba i monitor kokpitu. Według producenta tych maszyn, Lockheeda Martina, ich łączny udział w całym programie może dojść do 12 mld dolarów. W związku z zamówieniem przez Turcję rosyjskich rakiet Pentagon przystąpił do kompleksowego badania, czy będzie możliwe usunięcie Turcji z programu produkowania F-35.

 

RAKIETY Z ROSJI

Turcja podpisała w 2017 r. z Rosją umowę kupna systemów rakietowych S-400 Triumf znanych też pod nazwą SA-21 Growler, gdy długotrwałe starania o zakup takiej broni w Stanach nie powiodły się. 

Prezydent Recep Tayyip Erdogan oświadczył 9 marca reagując na wypowiedź rzecznika Pentagonu, że kupno rosyjskich rakiet nie ma nic wspólnego z NATO. — Każdy wie, że ta kwestia nie ma nic wspólnego z NATO, z projektem F-35, ani z bezpieczeństwem Stanów Zjednoczonych — cytuje jego słowa na wiecu Fundacji Młodzieży Tureckiej (TUGVA) w prowincji Diyarbakür „Hürriyet Daily News”.

- Nie chodzi wcale o te rakiety, ale o to, że Turcja podejmuje z własnej inicjatywy działania dotyczące wydarzeń w regionie, zwłaszcza w Syrii. To jasne, dlaczego kupujemy ten system obrony powietrznej i jak będziemy go używać — stwierdził i dodał, że ta kwestia zostanie rozwiązana zgodnie z logiką i zdrowym rozsądkiem — pisze „Hürriyet”.

Turecki minister obrony, Hukusi Akar powiedział z kolei agencji prasowej Anadolu, że Turcja pracuje nad rozwiązaniem kwestii myśliwców i rakiet, stara się ustalić takie warunki, w których kupno S-400 nie wpłynie na zamówienie F-35. Trwają też rozmowy ze Stanami o kupnie systemów Patriot Raytheona.

Według ministra Akara systemy S-400 zaczną być rozmieszczane w październiku — podał Reuter.

 

 

 

W WOJSKU I SŁUŻBACH MUNDUROWYCH

 

 

 

One potrafią celnie strzelać

RP.pl, Marek Kozubal, 08.03.2019, 11:02

 

Wzrasta liczba kobiet, które wkładają mundur. Tylko w Wojskach Obrony Terytorialnej służy ich teraz ponad 2 tysiące.

 

Jak informuje ppłk. Marek Pietrzak, rzecznik prasowy Dowództwa Wojsk Obrony Terytorialnej obecnie w szeregach tej formacji służy ponad 2100 kobiet, a 1885 z nich to żołnierze OT, co stanowi 13 proc. wszystkich żołnierzy OT.

Od ubiegłorocznego Dnia Kobiet ich ilość w formacji potroiła się. Marek Pietrzak podkreśla, że taki wzrost wskazuje na bardzo duże zainteresowanie służbą kobiet w WOT. - Kobiety często podkreślają, że dzięki odpowiedniemu zorganizowaniu służby mogą zachować balans w życiu zawodowym i osobistym i bez problemu łączyć je ze służbą na rzecz Ojczyzny. Mogą pozostać sobą - opisuje ppłk. Pietrzak.

W całym Wojsku Polskim służy 6732 żołnierzy – kobiet, co stanowi niemal 7 procent wszystkich żołnierzy zawodowej służby wojskowej. jak podaje MON liczba kobiet w Wojsku Polskim systematycznie wzrasta. Obecnie w Wojsku jest o 632 kobiet więcej niż w roku 2018. Żołnierze – kobiety służą we wszystkich rodzajach Sił Zbrojnych RP.

Przedstawicielem żołnierzy - kobiet w resorcie obrony narodowej jest Rada ds. Kobiet. Do jej zadań należy przedstawianie Ministrowi Obrony Narodowej opinii i analiz w sprawach dotyczących wojskowej służby kobiet oraz udzielanie pomocy w sprawach służbowych. Rada jest wybierana demokratycznie przez kobiety służące w Siłach Zbrojnych RP.

Z kolei jak podaje Komenda Główna Policji co piąty funkcjonariusz jest kobietą. W sumie w policji pracuje ich kilkanaście tysięcy.

 

 

 

Minister Błaszczak wśród MiG-ów

RP.pl, Marek Kozubal, 09.03.2019, 16:43

 

W całej Polsce odbywają się wojskowe pikniki na pamiątkę 20 lat obecności naszego kraju w NATO. Szef resortu obrony odwiedzi bazę lotniczą w Mińsku Maz., gdzie stacjonują uziemione MiG-i 29.

 

Z zapowiedzi MON wynika, że dzisiaj o godz. 11 w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim, Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej spotka się z żołnierzami oraz weźmie udział w pikniku wojskowym z okazji 20–lecia obecności Polski w NATO.

W programie m.in. pokazy sprzętu wojskowego (czołgi Leopard, KTO ROSOMAK, samobieżny moździerz RAK, samoloty F-16, CASA) występy orkiestr wojskowych, żołnierska grochówka. Będzie można też oddać krew w przygotowanych ambulansach.

Wizyta Błaszczaka w Mińsku jest elementem oficjalnych obchodów organizowanych z okazji rocznicy wstąpienia do NATO. W sobotę o godz. 11.00, w 20 jednostkach wojskowych rozpoczną się pikniki wojskowe pod hasłem "20 lat Polski w NATO".

"Wszyscy, którzy odwiedzą pikniki będą mogli zobaczyć sprzęt, który na co dzień wykorzystują saperzy, artylerzyści, żołnierze kawalerii powietrznej czy żołnierze wojsk specjalnych" - informuje MON.

We Wrocławiu, w centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych rozstawiony będzie wojskowy szpital polowy. Żandarmeria Wojskowa zaprezentuje sprzęt specjalistyczny, symulator zderzeń oraz symulator jazdy. W Gdyni, Marynarka Wojenna udostępni do zwiedzania m. in. fregatę rakietową ORP Gen. T. Kościuszko, korwetę ZOP ORP Kaszub, okręt rakietowy ORP Grom i niszczyciela min ORP Kormoran. Oprócz jednostek pływających będzie można zobaczyć sprzęt będący na wyposażeniu Morskiej Jednostki Rakietowej, 43. Batalionu Saperów, Dywizjonu Zabezpieczenia Hydrograficznego, 9. Dywizjonu Przeciwlotniczego, Komendy Portu Wojennego Gdynia oraz Ośrodka Szkolenia Żeglarskiego.

W Poznaniu, w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych oraz w Elblągu w Pułku Wsparcia Dowodzenia Dowództwa Wielonarodowej Dywizji Północny-Wschód będzie można pod okiem żołnierzy nauczyć się udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej. W wielu miastach będzie można także w tym dniu przyłączyć się do akcji krwiodawstwa.

Na każdym pikniku zorganizowane będą też punkty werbunkowe WKU. Będą też obecni żołnierze z innych krajów. W Skwierzynie żołnierze armii USA zaprezentują indywidualne wyposażenie żołnierzy, gąsienicowy pojazd ewakuacji medycznej oraz pojazdy HUMVVE.

 

 

 

3. Flotylla Okrętów w morzu - ćwiczenia osłony strategicznego transportu morskiego

DEFENCE24, 9 marca 2019, 09:54

 

W ramach Okrętowej Grupy Zadaniowej okręty 3. Flotylli Okrętów rozpoczęły pierwsze w tym roku manewry na Bałtyku. To typowe ćwiczenia osłony strategicznego transportu morskiego i utrzymania panowania na morzu w sytuacjach kryzysowych.

 

Jak informuje  kmdr ppor. Radosław Pioch, w ćwiczeniu uczestniczą jednostki pływające 3. Flotylli Okrętów sformowane w tzw. Okrętową Grupę Zadaniową (OGZ), lotnictwo morskie oraz jednostki brzegowe. OGZ tworzy sześć okrętów gdyńskiej Flotylli: fregata rakietowa ORP Gen. T. Kościuszko, okręt podwodny ORP Bielik, okręt rakietowy ORP Grom, korweta zwalczania okrętów podwodnych ORP Kaszub, zbiornikowiec ORP Bałtyk oraz okręt ratowniczy ORP Zbyszko. W skład komponentu lotniczego wchodzą: samolot patrolowo-rozpoznawczy An-28B1R, śmigłowiec ratowniczy Mi-14PŁ, a także samoloty F-16. Na lądzie operują siły Komendy Portu Wojennego Gdynia oraz Morskiej Jednostki Rakietowej. W ramach szkolenia morskiego odbywa się także ćwiczenie PASSEX, w którym oprócz sił narodowych uczestniczą okręty operujące w składzie Stałego Zespołu Okrętów NATO Grupa 1 (SNMG-1).

Główne zadania jakie wykonują szkolące się na morzu jednostki polegają na prowadzeniu operacji zwalczania okrętów podwodnych oraz celów nawodnych i powietrznych. Załogi okrętów wykonują strzelania artyleryjskie do celów morskich i powietrznych oraz strzelania torpedowe. Równolegle do zadań typowo bojowych załogi okrętów ćwiczą obronę przeciwawaryjną polegającą na walce z pożarami i z przebiciami kadłuba. Operacje lotnicze, we współdziałaniu z siłami okrętowymi, prowadzą załogi śmigłowców Mi-14 PŁ (zwalczanie okrętów podwodnych) oraz samoloty patrolowo-rozpoznawcze Bryza. W trakcie działań okręty bojowe wspierane są przez jednostki zabezpieczenia, dzięki czemu mogą zaopatrywać się na morzu bez konieczności powrotu do portu.

Tego typu ćwiczenia to doskonalenie wyszkolenia sił Marynarki Wojennej w działaniach zabezpieczających interesy państwa na morzu. Chodzi głównie o osłonę strategicznego transportu morskiego oraz utrzymanie panowania na morzu w sytuacji kryzysowej, aby nie dopuścić do blokady morskiej państwa. Obecnie, od bezpieczeństwa morskich szlaków komunikacyjnych zależy stabilny, niezagrożony rozwój gospodarki morskiej. Drogą morską transportowany jest bowiem największy tonaż towarów międzynarodowej wymiany handlowej. Drogą morską dostarczane są także różnego typu surowce, z których korzystają państwa morskie. Podobne działania jednostki 3. Flotylli Okrętów realizują także podczas ćwiczeń i operacji w ramach współpracy międzynarodowej pod auspicjami NATO i Partnerstwa dla Pokoju.

 

 

 

25 lat ORP Piorun

PORTAL MORSKI, rel, 09 marca 2019

 

Pod biało-czerwoną banderą przebył ponad 37 tysięcy mil morskich. Jako pierwszy okręt ćwiczył z okrętami NATO już 3 dni po wstąpieniu Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego. W piątek, 8 marca, na pokładzie ORP Piorun odbyły się uroczystości rocznicowe z okazji 25 rocznicy wejścia do służby.   

 

Gdy 25 lat temu podnoszono po raz pierwszy banderę wojenną okręt został ochrzczony imieniem swojego wojennego poprzednika - ORP Piorun.

Pierwszy okręt o tej nazwie wszedł do służby w Polskiej Marynarce Wojennej w 1940 roku. Podczas działań wojennych uczestniczył w osłonie konwojów do oblężonej Malty, operacjach arktycznych, osłaniał operacje desantowe w Sycylii i w północnej Francji. Najbardziej zasłynął podczas operacji zatopienia najpotężniejszego niemieckiego pancernika - Bismarcka.

ORP Piorun jako pierwszy go wykrył i pomimo dużej dysproporcji w uzbrojeniu i tonażu "związał" go ogniem artyleryjskim, co umożliwiło aliantom przegrupowanie sił do ataku. Podczas działań II wojny światowej ORP Piorun pokonał 218 tysięcy mil morskich.

Współczesny ORP Piorun kontynuuje tradycje jednego z najsłynniejszych polskich okrętów II wojny światowej. W marcu 1999 roku ORP Piorun wraz z bliźniaczym ORP Grom były pierwszymi polskimi jednostkami, które brały udział w międzynarodowych manewrach NATO już trzy dni po wstąpieniu naszego kraju do Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Zgodnie z marynarską tradycją, na okręcie podniesiono wielką galę banderową, a w uroczystym apelu z tej okazji uczestniczył dowódca gdyńskiej Flotylli kmdr Mirosław Jurkowlaniec, dowódca Dywizjonu Okrętów Bojowych kmdr Radosław Hurbańczuk, członkowie załogi, byli dowódcy oraz marynarze, którzy służyli na tym okręcie. Gościem honorowym był przedstawiciel Rady Miasta Gdyni, które jest honorowym patronem okrętu.

ORP Piorun (numer burtowy 422) jest okrętem rakietowym typu "Orkan". Uzbrojony w armatę AK-176 M kalibru 76,2 mm, sześciolufową armatę AK-630 kalibru 30 mm oraz wyrzutnię rakiet przeciwlotniczych S-2M. Posiada na uzbrojeniu i wyposażeniu rakiety RBS-15 Mk III, system bojowy Tacticos, radary wykrywania (Sea Giraffe) i kierowania ogniem (Sting E0). Ponadto wyposażony jest także w urządzenia łączności w standardzie NATO.

ORP Piorun jest bardzo szybką i dynamiczną jednostką. Trzy silniki wysokoprężne (o mocy 4895 koni mechanicznych każdy) pozwalają rozwinąć prędkość 36 węzłów (około 70 km/h). Głównym zadaniem okrętu rakietowego typu "Orkan" jest wykonanie uderzeń rakietowych na okręty nawodne i statki przeciwnika, zwalczanie środków napadu powietrznego, osłona przeciwokrętowa oraz przeciwlotnicza własnych okrętów nawodnych i statków, a także patrolowanie i ochrona szlaków komunikacyjnych oraz wyznaczonych rejonów.Jednostka wchodzi w skład Dywizjonu Okrętów Bojowych 3. Flotylli Okrętów w Gdyni. 

Podobnie jak pozostałe okręty typu - ORP Orkan i ORP Grom, również ORP Piorun budowany był w NRD dla własnej floty. Jego kadłub powstał w stoczni VEB Peenewerft w Wolgaście, w byłej NRD (położenie stępki - 10 września 1990 r.). Po zjednoczeniu Niemiec kadłuby odkupiła Marynarka Wojenna RP, dokończyła budowę w kraju. Budowę dokończyła i okręty z tej serii wyposażyła Stocznia Północna (obecnie Remontowa Shipbuilding). Okręty zostały wcielone do 31 dywizjonu Okrętów Rakietowych 3 Flotylli Okrętów. Od 2011 r. ORP Piorun, który wszedł do służby 11 marca 1994 r., należy do dywizjonu Okrętów Bojowych.

 

 

 

20 pikników na 20-lecie Polski w NATO

POLSKA ZBROJNA, Magdalena Miernicka, 09.03.2019, godz. 17:45

 

Dziś to wy, żołnierze Wojska Polskiego tworzycie NATO, to wam zawdzięczamy bezpieczeństwo – mówił minister Mariusz Błaszczak na wojskowym pikniku z okazji 20-lecia Polski w NATO. Podobne wydarzenia jak w Mińsku Mazowieckim odbyły się w 19 miastach. Do Rzeszowa pojechał premier Mateusz Morawiecki. Szef MON chwaląc polskich żołnierzy, zapowiedział defiladę 3 maja.

 

W 23 Bazie Lotnictwa Taktycznego minister obrony Mariusz Błaszczak świętował dziś razem z żołnierzami 20-lecie Polski w NATO. – Przez ostatnie 20 lat Polska dynamicznie się rozwijała i rozwijało się Wojsko Polskie. To był czas wytężonej pracy i służby żołnierzy – mówił szef MON podczas wizyty w Mińsku Mazowieckim. – Dziękuję za wasze zaangażowanie i profesjonalizm. Jestem dumny, że nadzoruję tak wspaniałą formację. Dziękuję, że mogę razem z wami świętować – zwrócił się minister do żołnierzy. Pikniki pod hasłem „20 lat Polski w NATO” odbywały się dziś w całym kraju.

Mariusz Błaszczak w swoim wystąpieniu wspomniał zmarłego niedawno premiera Jana Olszewskiego. – To on wytyczył kierunek drogi do NATO – powiedział.

Szef resortu obrony mówił także, jak ważne jest to, aby Wojsko Polskie było silne, dobrze zorganizowane, i aby dysponowało najnowocześniejszym sprzętem. Podkreślił jednak, że w każdej służbie zawsze najważniejszy jest człowiek. Mówił o bohaterstwie szer. Tomasza Wolaka, który w jednym z centrów handlowych obezwładnił nożownika i pomógł osobom, które zostały przez niego poszkodowane. Przypomniał także, że tydzień temu zespół żołnierzy Wojskowej Akademii Technicznej i Inspektoratu Informatyki MON wygrał międzynarodowy TIDE Hackathon, pokonując kilkanaście innych drużyn. – Nasi żołnierze należą do najlepszych – chwalił szef MON.

 

Ramię w ramię

Dużo uwagi minister Błaszczak poświęcił także sojuszniczej współpracy. Przypomniał, że przez ostatnie 20 lat, Polska aktywnie uczestniczyła w misjach zagranicznych. Jednak w tym czasie zginęło 120 polskich żołnierzy. – Pamiętamy o nich i modlimy się za nich. To byli bohaterowie, którzy oddali życie za Polskę, ponieważ służba na misji, to służba za Polskę – podkreślił. Zaznaczył, że obecnie Polska zaangażowana jest w 10 misjach, m.in. na Łotwie i w Rumunii, a wkrótce do Afganistanu wyjadą żołnierze z 1 Brygady Pancernej. – To miara naszego zaangażowania we współtworzenie największego Sojuszu. Jesteśmy solidarni i taką solidarność okazują nam nasi partnerzy – mówił. Zaznaczył, że kluczowe decyzje dotyczące współdziałania wojsk zapadły podczas szczytu NATO, który w 2016 roku odbył się w Warszawie. Wówczas sojusznicy postanowili, że w Polsce będą stacjonować żołnierze NATO. Chodzi o Pancerną Brygadową Grupę Bojową US Army oraz Batalionową Grupę Bojową NATO, którą tworzą wojskowi ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Rumunii i Chorwacji. – Niedawno obserwowałem z prezydentem Andrzejem Dudą ćwiczenia wojsk w Żaganiu i Orzyszu. Zrobiły na nas ogromne wrażenie – podkreślił.

Szef MON zaznaczył także, że wśród priorytetów resortu obrony jest modernizacja armii oraz zwiększenie jej liczebności. Przypomniał, że została powołana 18 Dywizja Zmechanizowana, a polska armia ma zostać wyposażona między innymi w system obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Patriot i wyrzutnie rakietowe Himars. – Chcemy, aby przeciwnik wiedział: jeśli zaatakuje Polskę to spotka się ze stanowczą i skuteczną odpowiedzią – zaznaczył. Przypomniał także, że niedawno zapadła decyzja o pozyskaniu myśliwców piątej generacji. – Wojsko Polskie zasługuje na najnowocześniejszy sprzęt – zaznaczył.

Minister Błaszczak przypomniał, że wyposażenie armii można było ostatnio oglądać podczas defilad z okazji Święta Wojska Polskiego oraz 100-lecia niepodległości. – Dwudziesta rocznica wstąpienia Polski do NATO i 15-lecie naszej obecności w Unii Europejskiej, to powody, dla których wojskowa defilada odbędzie się w tym roku także 3 maja. Już dziś zapraszam serdecznie! – mówił szef MON.

 

Czołgi i myśliwce

Dla gości pikniku w Mińsku Mazowieckim, żołnierze przygotowali mnóstwo atrakcji. Każdy, kto zdecydował się przyjść na piknik, mógł zobaczyć m.in. myśliwce F-16 i MiG-29, śmigłowce W-3 Sokół, samoloty transportowe Bryza i Casa. Broń i wyposażenie zaprezentowali także żołnierze wojsk lądowych, specjalnych, obrony terytorialnej czy Żandarmeria Wojskowa. Można było z bliska przyjrzeć się czołgom Leopard 2A4 oraz 2A5, kołowym transporterom opancerzonym Rosomak, samobieżnym moździerzom RAK, a także armatohaubicom Krab i Dana.

Żołnierze pokazali swoim gościom, jak szkolą się podczas służby. Żandarmi po brawurowym pościgu zatrzymali przestępcę, a wojskowi z 15 Brygady Zmechanizowanej pokazali trening walki wręcz. Zainteresowani służbą w armii mogli skorzystać z porad ekspertów wojskowej komendy uzupełnień lub wojskowych uczelni.

Na pikniku w Mińsku Mazowieckim nie zabrakło także Wojskowego Instytutu Wydawniczego. Każdy, kto odwiedził nasze stoisko, mógł otrzymać publikowane przez nas czasopisma.

Mińsk Mazowiecki to jedno z 20 miast, w których odbywały się dziś wojskowe pikniki z okazji 20. rocznicy wstąpienia Polski do NATO. Razem z żołnierzami świętowano m.in. w Lublinie, Wrocławiu, Szczecinie, Krakowie czy Bydgoszczy, gdzie mieszkańców nie zniechęciła nawet zła pogoda. W pikniku w Rzeszowie uczestniczył także premier Mateusz Morawiecki. Szef rządu złożył wieniec przed pomnikiem 1 Pułku Strzelców Podhalańskich AK i zapalił znicz pod obeliskiem st. chor. Jana Kiepury, żołnierza 1 Brygady Strzelców Podhalańskich, który w 2013 roku poległ w Afganistanie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O PRZEMYŚLE OBRONNYM I SPRZĘCIE

 

 

 

Spór o technologie z patriotów

RZECZPOSPOLITA, Zbigniew Lentowicz, 11.03.2019

 

Zakontraktowanie rok temu dostaw pierwszych baterii Patriot rozbudziło nadzieje na offset. I zaczęły się schody.

 

Budowa powietrznej tarczy w ramach programu „Wisła" to największe w historii Sił Zbrojnych RP przedsięwzięcie modernizacyjne.

Tylko pierwszy etap „Wisły" będzie kosztował budżet państwa blisko 20 mld zł. A w planach jest jeszcze szybkie uzgodnienie z Waszyngtonem kolejnego zamówienia na następne sześć baterii w najnowocześniejszej, dopracowywanej właśnie w USA wersji, którą dopasować trzeba do polskich wymagań. Wartość II etapu: 40– 60 mld zł.

Przy tak gigantycznej skali wydatków na amerykańską tarczę przeciwrakietową średniego zasięgu (do 100 km) zrozumiałe jest oczekiwanie, że zakup broni przyniesie technologiczny zastrzyk polskiej zbrojeniówce.

Wiosną zeszłego roku udało się zresztą podpisać umowy offsetowe z głównymi producentami przeciwrakietowego oręża: koncernami Raytheon i Lockheed Martin. Wartość kompensacyjnych projektów i potencjalnych zobowiązań związanych z dostawą systemów Patriot wyceniono w umowach na prawie 950 mln zł.

 

OBOWIĄZKI KONCERNÓW

W końcu marca 2018 r. MON potwierdzało, że projekty offsetowe dotyczą na razie przede wszystkim I etapu zakupu zestawów rakietowych (patrioty, które kupujemy w ramach I etapu, to system, który koncerny z USA dostarczają aktualnie armii amerykańskiej, jednak z nowym systemem dowodzenia IBCS). W negocjacjach dotyczących tej pierwszej z dwóch planowanych transakcji uzgodniono, że przedmiotem offsetu nie będą jeszcze kluczowe, najnowsze technologie, takie jak udział w produkcji zaawansowanych przeciwlotniczych pocisków czy przyszłościowych konstrukcji radarów.

Umowa z Raytheon Company, zawierająca 31 zobowiązań offsetowych na dziesięć lat, powinna umożliwić m.in. pozyskanie zdolności w zakresie kierowania walką opartego na module dowodzenia IBCS, serwisowania wyrzutni i pojazdów transportowo-załadowczych, a także utworzenie certyfikowanego centrum administracji i zarządzania produkcją.

Umowa zakłada również pozyskanie zdolności produkcji i serwisowania 30-mm armat Bushmaster. Wartość umowy offsetowej wynosi 224,1 mln zł.

Analogiczny dokument podpisany z Lockheed Martin Global Inc. zawiera 15 zobowiązań offsetowych w tym samym okresie, czyli dziesięciu lat. Pozyskane w ramach umowy zdolności pozwolą na produkcję i serwisowanie elementów wyrzutni przeznaczonych dla pocisków PAC-3 MSE, produkcję wybranych elementów tych pocisków, budowę laboratorium dla badań pocisków rakietowych, a także zdolności związanych z utrzymaniem samolotów F-16. Wartość umowy offsetowej wynosi 724,8 mln zł.

 

NIE TYLKO OFFSET

Nie wszystkie biznesowe przedsięwzięcia związane z kooperacją przy budowie tarczy powietrznej średniego zasięgu wynikają wprost ze zobowiązań offsetowych towarzyszących gigantycznemu zamówieniu na rakietowe zestawy Patriot. Planowane kontrakty o charakterze kompensacyjnym dotyczą niemal wyłącznie udostępnienia przez amerykańskie koncerny know-how, licencji i chronionych prawami autorskimi rozwiązań technologicznych, które w Polsce zapewnią wojskowym użytkownikom przeciwrakietowej broni nabycie niezbędnych umiejętności – także zdolności produkcyjnych umożliwiających w kolejnych latach naprawianie, serwisowanie i modernizowanie rakietowego oręża. A to oznacza przekazanie kompetencji do utrzymywania zestawów Patriot w sprawności i gotowości bojowej.

Równolegle z PGZ uzgadniane są także umowy kooperacyjne wynikające z zapowiedzi zamówień, które strona amerykańska złoży w polskich firmach w ramach polsko-amerykańskiego kontraktu międzyrządowego. Aktualna zatem jest zadeklarowana przez amerykański przemysł obietnica alokacji 50 proc. wartości całego zamówienia dotyczącego programu „Wisła" w polskim przemyśle obronnym.

– W żadnym wypadku nie należy mylić tych przedsięwzięć z realizacją zobowiązań offsetowych – zastrzega PGZ. Mowa o produkcyjnych zleceniach wykonywanych na biznesowych zasadach. W tej formule w krajowych spółkach tworzących Konsorcjum „Wisła" powstaną m.in. ważne komponenty systemu, np. wszystkie wyrzutnie rakietowe dla polskich patriotów.

 

 

 

Współczesne czołgi i pojazdy bojowe Wojska Polskiego. Ten sprzęt ma nas obronić

WP.pl, Łukasz Michalik, 9.03.2019

 

Z jakiego sprzętu korzystają polscy żołnierze? Obok czołgów, których na zachód od Bugu mamy najwięcej w Europie, Wojsko Polskie korzysta również z wielu innych maszyn. Jaki sprzęt będzie nas bronić w razie wojny?

 

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że Polska jest – przynajmniej teoretycznie – największą potęgą pancerną w Europie na zachód od Bugu. Mamy więcej czołgów, niż Wielka Brytania, Francja czy Niemcy, a w NATO ustępujemy tylko Stanom Zjednoczonym i Turcji.

 

T-72

Choć zdecydowaną większość stanowią znacznie nowocześniejsze Twarde i Leopardy, to w linii wciąż znajdują się mocno już wysłużone T-72, opracowane w Związku Radzieckim jeszcze w latach 60. (w 2005 roku było ich prawie 600; obecnie – około 160).

Mimo modernizacji sprzęt ten nie spełnia już wymagań współczesnego pola walki choć – co warte odnotowania – wciąż, od 1973 roku, znajduje się w nieprzerwanej produkcji i użyciu, służąc w armiach 40 krajów świata, a zarówno producent, jak i użytkownicy dokonali wielu modyfikacji, znacznie zwiększających możliwości bojowe tego czołgu.

Być może drugiej młodości doczeka się również duża partia polskich T-72, w tym również maszyn wyciągniętych z magazynów.

 

PT-91 Twardy

W Wojsku Polskim od: 1994 roku

Liczba egzemplarzy: około 230

Najliczniejszy czołg w polskich siłach zbrojnych to opracowana w kraju, głęboka modernizacja radzieckiego modeluT-72. W porównaniu z oryginałem zmieniono m.in. układ napędowy z silnikiem, system kierowania ogniem, przyrządy obserwacyjne, a także pancerz.

W PT-91 zastosowano pancerz reaktywny w postaci małych kostek materiału wybuchowego, którymi obłożono newralgiczne miejsca. Twardy ma także na koncie sukces eksportowy – partię polskich czołgów kupiła kilka lat temu Malezja.

 

Leopard 2

W Wojsku Polskim od: 2002 roku

Liczba egzemplarzy: około 250

Niemiecka maszyna została opracowana jeszcze w latach 70. i została uznana za pierwszy czołg, należący do tzw. trzeciej generacji broni pancernej. Mimo wieku, dzięki ciągłym modernizacjom, w swojej najnowszej wersji nadal należy do najlepszych czołgów świata.

Polska dysponuje Leopardami 2 w wersjach A4 i A5, odstających już od światowej czołówki. Choć są to najnowocześniejsze czołgi w Polsce, to ruszył program modernizacji tych maszyn do standardu, nazwanego Leopard 2PL. Polskie Leopardy zostaną wyposażone m.in. w nowe armaty, system wymiany danych, skuteczniejszą amunicję i ulepszony układ jezdny. Do 2020 r. unowocześnione mają zostać 142 maszyny.

 

BRDM-2

W Wojsku Polskim od: 1966 roku

Liczba używanych egzemplarzy: około 240

Zaprojektowany w Fabryce Samochodów GAZ w 1962 roku samochód opancerzony to obecnie podstawowy wóz rozpoznawczy polskich wojsk lądowych. Projektanci BRDM-a zastosowali w nim ciekawe rozwiązanie – pojazd nie tylko może pływać bez wcześniejszego przygotowania, ale pod kadłubem znalazły się dwie pary dodatkowych, mniejszych kół, zwiększających możliwości pokonywania przeszkód.

Podwozie BRDM-2 stało się nośnikiem wielu rodzajów wyposażenia i uzbrojenia: od pojazdów rozpoznawczych, poprzez zestawy przeciwlotnicze, wozy łączności, pojazdy sztabowe czy wyspecjalizowane niszczyciele czołgów, wyposażone w różne rodzaje rakiet przeciwpancernych.

Część używanych w Polsce maszyn zmodernizowano, tworząc model BRDM-2 M96/M97, czyli dość udany – zwłaszcza biorąc pod uwagę koszt i uzyskany efekt – samochód rozpoznawczy Żbik, ze zmodernizowanym napędem, uzbrojeniem i wyposażeniem. Polskie Żbiki stały się następnie bazą do kolejnych modyfikacji , jak przeznaczony dla polskiego kontyngentu w Iraku pojazd Szakal. Obecnie trwają prace nad następcą BRDM-2.

 

BWP-1

W Wojsku Polskim od: 1972 roku

Liczba używanych egzemplarzy: około 1270

Gdy Rosjanie ujawnili światu istnienie tego sprzętu, BMP-1 (bo tak brzmi rosyjska nazwa) prezentował się wyjątkowo groźnie.

Był niski, a zatem trudny do wykrycia i zniszczenia, bardzo mobilny, silnie uzbrojony i pływający górował nad dowolnym sprzętem, używanym do transportu żołnierzy na polu bitwy przez kraje zachodnie. Był również w stanie zniszczyć – przynajmniej w teorii – każdy z używanych wówczas czołgów.

Tak było ponad 50 lat temu. Obecnie BWP-1, choć wyznaczył kierunek rozwoju bojowych wozów piechoty, nie odpowiada wymogom współczesnego pola walki: zapewnia słabą ochronę załodze i przewożonym żołnierzom, a jego uzbrojenie ma symboliczną skuteczność.

Mimo tego wciąż stanowi podstawowy bojowy wóz piechoty Wojska Polskiego. Wielokrotnie planowane modernizacje tego sprzętu nigdy nie doszły do skutku. BWP-1 ma zostać zastąpiony nowym, polskim wozem bojowym o nazwie Borsuk.

 

2S1 Goździk

W Wojsku Polskim od: 1974 roku

Liczba używanych egzemplarzy: około 340

Samobieżna haubica 2S1 Goździk to obecnie najliczniejszy przedstawiciel artylerii samobieżnej w Wojsku Polskim. Została opracowana w latach 60. z wykorzystaniem kadłuba transportera opancerzonego MT-LB i podzespołów czołgu PT-76 i była produkowana w Polsce na licencji przez Hutę Stalowa Wola.

Ciekawą i nietypową jak na tę kategorię sprzętu właściwością Goździka jest możliwość pływania, choć aby było to możliwe, konieczne jest rozładowanie części przewożonej amunicji. Zamiast 40, Goździk przewozi wówczas 30 nabojów kalibru 122 mm.

Haubica, obsługiwana przez 4 lub 5-osobową załogę, może wystrzelić do 7 pocisków na minutę. Plany modernizacji Wojska Polskiego przewidują stopniowe wycofywanie Goździków i zastąpienie ich przez armatohaubice Krab.

 

MT-LB

W Wojsku Polskim od: 1976 roku

Liczba używanych egzemplarzy: setki pojazdów różnych wersji

To prawdziwy wół roboczy polskiej armii. Choć nie jest tak efektowny, jak inne, groźnie wyglądające i budzące zainteresowanie mediów pojazdy, to dla polskiego wojska jest obecnie sprzętem niezastąpionym. Dlaczego?

Wszystko za sprawą bardzo udanego, funkcjonalnego podwozia. Opracowany w Związku Radzieckim w latach 60., od 1976 roku jest produkowany w Polsce przez Hutę Stalowa Wola. Początkowo miał holować armaty, ale z czasem doczekał się niezliczonych modyfikacji: od transportera opancerzonego (polska wersja o nazwie Opal), po różne wersje wozów dowodzenia, kierowania ogniem, zestawów przeciwlotniczych, pojazdów zabezpieczenia technicznego czy podwozia (po zwiększeniu długości) dla haubic Goździk.

Choć konstrukcja ma już ponad pół wieku, to MT-LB nie ma powodu, by myśleć o emeryturze – po modernizacjach nadal jest użytecznym sprzętem, a niebawem do służby trafi jego kolejna, zmodernizowana wersja o nazwie LPG (Lekkie Podwozie Gąsienicowe).

 

Armatohaubica wz. 1977 Dana

W Wojsku Polskim od: 1983 roku

Liczba używanych egzemplarzy: 111

Opracowana w dawnej Czechosłowacji samobieżna armatohaubica była – jak na swój czas – bardzo nowoczesnym sprzętem. Umieszczono ją na kołowym podwoziu, dzięki czemu po utwardzonych drogach mogła się przemieszczać ze znacznymi prędkościami. Co więcej, Dana korzysta ze skutecznego automatu ładowania, co pozwoliło zmniejszyć liczbę żołnierzy, obsługujących ten sprzęt do zaledwie 4–5 osób.

Pierwsze Dany trafiły do polskiego wojska w 1983 roku i są używane do dzisiaj, a swojej przydatności dowiodły m.in. w czasie misji w Afganistanie. Konstruktorzy tej broni opracowali przez lata szereg modyfikacji – od zmiany kalibru ze 152 na stosowany w NATO 155 mm, po wymianę lufy na dłuższą, co zaowocowało wzrostem zasięgu.

Służące w Polsce Dany mają zostać w przyszłości zastąpione przez polską, samobieżną armatohaubicę AHS Kryl, budowaną wspólnie z izraelską firmą Elbit.


M113

W Wojsku Polskim od: 2002 roku

Liczba używanych egzemplarzy: 35

Co w polskim wojsku robią stare, amerykańskie transportery opancerzone? Na szczęście nie służą do transportu żołnierzy na polu walki, a jako wozy dowodzenia i sanitarki, przeznaczone do transportu rannych.

Do polskiej armii trafiły razem z niemieckimi Leopardami 2: przejęliśmy bowiem nie tylko same czołgi, ale całe oddziały, wraz z wozami zabezpieczenia technicznego, mostami towarzyszącymi, pojazdami szkoleniowymi, samochodami terenowymi, ciężarówkami, pojazdami do transportu czołgów, a także sanitarkami i wozami dowodzenia, zbudowanymi na podwoziach M113.

 

KTO Rosomak

W Wojsku Polskim od: 2004 roku

Liczba używanych egzemplarzy: około 670

Przetarg na kołowy transporter opancerzony (KTO) dla polskiej armii rozstrzygano w atmosferze skandalu. Choć początkowo nie brakowało przeciwników tego sprzętu, to Rosomak – choć nie jest bez wad – dowiódł swojej wartości służąc polskim żołnierzom w Afganistanie.

Rosomak to licencyjna, produkowana w Polsce wersja fińskiego transportera Patria AMV. Pojazd został dostosowany do polskich wymagań i jest produkowany w kilku wersjach, a w niedalekiej przyszłości jego podwozie będzie bazą dla samobieżnego moździerza Rak. W 2013 roku Polska odnowiła umowę licencyjną, a poza polskim wojskiem zamówienia na produkowane w Polsce transportery złożyła również Słowacja.

 

AHS Krab

W Wojsku Polskim od: 2012 roku

Liczba używanych egzemplarzy: 10 (łącznie z prototypami)

Losy armatohaubicy Krab wydają się przestrogą, jak nie należy wprowadzać do uzbrojenia nowego sprzętu. Wszystko zaczęło się w latach 90. od niefortunnego pomysłu, że Polska, planująca wprowadzenie do uzbrojenia samobieżnej artylerii kalibru 155 mm, kupi jedynie wieże z armatami, a następnie połączy je z produkowanymi w kraju podwoziami gąsienicowymi. Efekt okazał się opłakany.

Zakłady Bumar Łabędy przez kilkanaście lat nie były w stanie dostarczyć pozbawionych usterek podwozi, co drastycznie opóźniało wprowadzenie nowej broni do uzbrojenia. W końcu – po 15 latach – ministerstwo obrony straciło cierpliwość i postanowiło zamówić podwozia w Korei. Ostateczny montaż sprzętu ma odbywać się w Hucie Stalowa Wola.

 

Oshkosh M-ATV

W Wojsku Polskim od: 2015 roku

Liczba używanych egzemplarzy: 45

Misje w Iraku i Afganistanie obnażyły jedną ze słabości polskiego wojska: brak pojazdów, zaprojektowanych tak, by maksymalnie zwiększyć przeżywalność załogi w przypadku najechania na minę (MRAP — Mine Resistant Ambush Protected).

Podczas misji w Afganistanie polski kontyngent korzystał z pojazdów tego typu, wypożyczonych przez Amerykanów. Poza tamtymi samochodami, amerykański Departament Obrony zdecydował o przekazaniu Polsce 45 najnowocześniejszych (choć używanych!) maszyn tego typu. Są to samochody Oshkosh M-ATV, które mają zastąpić w amerykańskiej armii popularne HMMWV, nazywane potocznie — co stało się oficjalną nazwą cywilnej wersji — Hummerami.

Następca Hummera wygląda dość pokracznie, ale nietypowy wygląd jest wynikiem specyficznej konstrukcji pojazdu. Oshkosh M-ATV łączy wysoką mobilność z bardzo dobrą ochroną załogi, która przeżyje nawet wtedy, gdy pod kołem eksploduje 10-kilogramowy ładunek wybuchowy.

 

 

 

PGZ wyremontuje ORP Xawery Czernicki

NIEZALEŻNA, iggys, 08.03.2019, godz. 13:29

 

Konsorcjum Polskiej Grupy Zbrojeniowej, PGZ Stoczni Wojennej oraz Stoczni Remontowej Nauta zawarło z Komendą Portu Wojennego w Świnoujściu umowę na naprawę główną i dokową Okrętu Dowodzenia Sił Obrony Przeciwminowej ORP Kontradmirał Xawery Czernicki.

 

Projekt zakłada wykonanie gruntownej naprawy jednostki ORP Kontradmirał Xawery Czernicki. Naprawa realizowana będzie przez Konsorcjum w składzie: PGZ S.A. , PGZ SW sp. z o. o.  oraz SR NAUTA S.A. Wartość zamówienia wynosi ponad 85 mln złotych. Ze strony Konsorcjum umowę podpisali: wiceprezes PGZ S.A. Sebastian Chwałek, członek zarządu PGZ S.A. Michał Kuczmierowski, prezes PGZ SW sp. z o.o. Konrad Konefał oraz prezes SR NAUTA S.A. Adam Potrykus, zaś ze strony Komendy Portu Wojennego w Świnoujściu komendant kmdr Marek Bartkowski.

Jednym z głównych zadań stoczni wchodzących w skład PGZ jest zagwarantowanie jak najszerszej autonomii w zakresie diagnostyki, remontowania i utrzymywania gotowości operacyjnej okrętów wojennych. Zlecenie nam prac nad ORP Kontradmirał Xawery Czernicki to kolejne potwierdzenie naszych zdolności do serwisowania jednostek Marynarki Wojennej RP

 – powiedział wiceprezes PGZ S.A., Sebastian Chwałek.

ORP Kontradmirał Xawery Czernicki jest przeznaczony do pełnienia roli okrętu dowodzenia siłami obrony przeciwminowej w narodowych oraz sojuszniczych zespołach okrętów. Remont jest podyktowany m.in., faktem, że od 2021 r. jednostka wejdzie w skład NATO Response Force (SON, Siły Odpowiedzi NATO). Jego zadania to między innymi:

            •          dowodzenie zespołami okrętowymi prowadzącymi operacje przeciwminowe;

            •          zapewnienie bezpieczeństwa morskich szlaków komunikacyjnych;

            •          prowadzenie działań ratowniczych;

            •          prowadzenie akcji gaśniczych;

            •          monitorowanie ruchu jednostek pływających;

            •          wsparcie logistyczne innych jednostek (w tym dostarczanie paliwa, wody czy żywności);

            •          pełnienie funkcji okrętu-bazy dla sił własnych i sojuszniczych

 

 

 

 

Integracja wież Hitfist-30P z ppk Spike wstrzymana

DZIENNIK ZBROJNY, Tomasz Dmitruk, 9.03.2019

 

Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało redakcję, że w dniu 17 grudnia 2018 roku Inspektorat Uzbrojenia unieważnił postępowanie na przeprowadzenie integracji wież Hitfist-30P (zainstalowanych na KTO Rosomak) z wyrzutniami przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike-LR, z wykorzystaniem pakietu integracyjnego. Powodem unieważnienia było niezłożenie oferty przez wykonawcę zadania tj. konsorcjum na czele z Polską Grupą Zbrojeniową S.A. Modernizacją miało zostać objętych 300 egzemplarzy KTO Rosomak z wieżą Hitfist-30P, spośród łącznie 359 pojazdów tego typu wyprodukowanych do końca 2013 roku.

 

  Postępowanie w tej sprawie było prowadzone od listopada 2016 roku z pominięciem ustawy Prawo zamówień publicznych, w trybie negocjacje z jednym wykonawcą, zgodnie z wytycznymi dotyczącymi udzielania w resorcie obrony narodowej zamówień o podstawowym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa. Początkowo do negocjacji zaproszono tylko zakłady Rosomak S.A., ale ostatecznie do realizacji zadania powołane zostało konsorcjum na czele z PGZ S.A., w skład którego weszły także spółki: Rosomak S.A., PCO S.A i Huta Stalowa Wola S.A. Zagranicznymi partnerami konsorcjum miały być firmy Leonardo D.S.D. i Rafael.

  Zakres planowanej modernizacji poza integracją wieży Hitfist-30P z ppk Spike-LR obejmować miał także niektóre elementy opracowane na potrzeby Rosomaka-M, który firma z Siemianowic Śląskich zaprezentowała w 2015 roku podczas targów MSPO w Kielcach. Instalacja dwóch wyrzutni pocisków przeciwpancernych oraz systemu wsparcia dowodzenia Rosomak-BMS spowodowałaby wzrost masy pojazdu. W celu utrzymania wymogu pływalności konieczne było zwiększenie wyporności kadłuba i/lub zmniejszenie jego masy poprzez zastosowanie lżejszych elementów konstrukcyjnych. W Rosomaku-M rozwiązano te problemy, uzyskując zwiększenie masy pojazdu do pływania o 1600 kg. Było to możliwe z jednej strony przez zwiększenie szerokości wozu, co spowodowało wzrost jego wyporności, z drugiej strony zmniejszono masę pojazdu przez zastosowanie tzw. stali nanometrycznej, opracowanej przez niemiecki IBD. W Rosomaku-M wprowadzono także wiele innych zmian, ale nie wiadomo, które z nich miały zostać ostatecznie objęte przedmiotem zamówienia.

  W przesłanej przez resort obrony odpowiedzi możemy przeczytać również, że „Ministerstwo Obrony Narodowej nadal aktywnie analizuje możliwości przeprowadzenia integracji lub pozyskania gotowego zintegrowanego systemu wieżowego dla transporterów Rosomak”. Jak do tej pory nowego postępowania na integrację jednak nie uruchomiono, natomiast trwają prace związane z opracowaniem w ramach pracy rozwojowej wieży bezzałogowej ZSSW-30 zintegrowanej z ppk Spike-LR. Mają one zostać zainstalowane na produkowanych przez firmę Rosomak S.A. podwoziach bazowych KTO. Natomiast ze względów ekonomicznych i biorąc pod uwagę racjonale gospodarowanie środkami publicznymi wydaje się mało prawdopodobne, aby wieże ZSSW-30 zostały zainstalowane na ponad 300 KTO, które mają dziś wieże Hitfist-30P.

  Niezależnie od tego, priorytetem MON wydaje się obecnie wdrożenie do produkcji seryjnej wież ZSSW-30 i w ten sposób doprowadzenie do wzmocnienia zdolności batalionów Wojsk Lądowych wyposażonych w KTO Rosomak do rażenia silnie opancerzonych celów. Dzisiaj jest to możliwe jedynie w bardzo ograniczonym zakresie, przy wykorzystaniu nielicznych, przenośnych wyrzutni ppk Spike-LR będących na wyposażeniu tych jednostek.

  Wstrzymanie integracji wież Hitfist-30P z ppk Spike oceniamy krytycznie. Od samego początku programu KTO Rosomak, czyli od 2003 roku zakładano bowiem wyposażenie tych wozów w odmianie bojowej w przeciwpancerne pociski kierowane. W pierwotnych zapisach kontraktu przewidywano, że spośród 313 KTO z wieżą Hitfist-30P 96 pojazdów otrzyma także wyrzutnie ppk Spike-LR. Z wymogu tego jednak z czasem zrezygnowano.

  Do pomysłu powrócono konkretnie dopiero kilka lat później. W dniu 11 lutego 2011 roku szef Sztabu Generalnego  WP zatwierdził Wstępne Założenia Taktyczno-Techniczne na integrację wieży Hitfist-30P z ppk Spike-LR. Na ich podstawie do września 2011 roku Wojskowe Zakłady Mechaniczne S.A. (obecnie Rosomak S.A.) oraz Zakłady Mechaniczne Bumar-Łabędy S.A., przy współpracy z firmą Rafael (producentem ppk Spike) wykonały demonstrator KTO Rosomak zintegrowany z wieżą  Hitfist-30P i ppk Spike-LR, który zaprezentowano podczas MSPO w Kielcach pod nazwą Rosomak-P2.

  Okazało się jednak, że wersja ta nie spełniała wszystkich wymagań. Była za szeroka i za ciężka dla zachowania wymogu pływalności, oczekiwano także zmian w systemie kierowania ogniem. Zwiększona masa wieży powodowała również problemy z jej napędem, niedostosowanym do takich obciążeń. Mimo tego program integracji wieży Hitfist-30P z ppk Spike znalazł się w „Planie Modernizacji Technicznej Sił Zbrojnych RP na lata 2013-2022” w zakresie programu operacyjnego „KTO Rosomak”.

  W kolejnych latach rozwiązano problemy występujące w Rosomaku-P2 i w rezultacie prowadzonych prac i testów w 2015 roku opracowano wersję wspomnianego już Rosomaka-M, który następnie z sukcesem przeszedł testy zakładowe obejmujące m.in. zdolność do pływania. Ich pozytywny rezultat pozwolił w 2016 roku na uruchomienie postępowania na seryjną integrację.

  Jak widać, w latach 2011-2018 podjęto szereg działań, których celem było przeprowadzenie integracji wieży Hitfist-30P z ppk Spike. Wymagały one sporego nakładu prac i środków. Zainteresowane integracją było zarówno wojsko jak i przemysł, a także zagraniczni poddostawcy. Trudno zatem zrozumieć, dlaczego na końcowym etapie nie doszło do złożenia oferty, co w rezultacie spowodowało wstrzymanie realizacji tego ważnego dla Wojsk Lądowych programu.  

  Na pytanie redakcji skierowane do PGZ S.A. o przyczyny niezłożenia oferty, do chwili publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

 

 

 

MON kupuje agregaty lotniskowe

MILMAG, Rafał Muczyński, 09.03.2019

 

5 marca Inspektorat Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej podpisał umowę o wartości 4 980 956,22 zł netto z Wojskowym Centralnym Biurem Konstrukcyjno-Technologicznym (WCBKT) z Warszawy dotyczącą dostaw lotniskowych urządzeń zasilania elektroenergetycznego samolotów LUZES V/N oraz lotniskowych dystrybutorów tlenu LDT/N i powietrza LDP/N na przyczepie.

 

Zgodnie z zawartą umową, WCBKT do 30 listopada 2019 dostarczy urządzenia naziemnej obsługi statków powietrznych do dwóch nieujawnionych jednostek wojskowych. Są one przeznaczone do obsługi samolotów MiG-29, Su-22, M-28 Bryza i TS-11 Iskra oraz śmigłowców Mi-17, Mi-24 i W-3 Sokół. Kryterium wyboru oferty była najniższa cena. WBCKT jest jedynym właścicielem dokumentacji technicznej wszystkich zamówionych urządzeń.

Jak dotąd wykonawca dostarczył Wojsku Polskiemu 90 urządzeń LUZES V/N, 22 LDT/N oraz 19 LDP/N. Poprzednia umowa na m.in. urządzenia tego typu dla wojska została zawarta 29 listopada pomiędzy Wydziałem Techniki Lotniczej 3. Regionalnej Bazy Logistycznej z Kutna a WCBKT o wartości 31 mln zł netto. Z kolei 15 i 24 maja 2018 do 33. Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu zostały przekazane pierwsze egzemplarze LUZES V/N serii V, zabudowane na podwoziu Jelcz 443.32 (Trzecia umowa na Jelcze dla WP, 2018-12-18). Wcześniej, 27 marca tego samego roku rozpoczęto dostawy zmodyfikowanych urządzeń LUZES V/D seria IV na podwoziu Star 266M2.

 

Opis

LUZES V/N przeznaczony jest do zasilania systemów pokładowych statków powietrznych, uruchamiania ich silników i sprawdzania stanu technicznego wyposażenia pokładowego. Urządzenie może obsługiwać dwa statki powietrzne naraz. LDT/N przeznaczony jest do napełniania instalacji statków powietrznych sprężonym tlenem, który jest magazynowany, oczyszczany i wydawany. Z kolei LDP/N napełnia instalacje sprężonym powietrzem. 

 

 

 

Navantia ma ofertę dla polskiej marynarki wojennej [ANALIZA]

PORTAL ZSTOCZNIOWY, tg, 11.03.2019

 

Aktywność zagranicznych firm sektora stoczniowego związana z planami modernizacji Marynarki Wojennej RP jest w zasadzie stała i na wysokim poziomie, mimo opieszałych działań MON w najważniejszych programach.

 

Najbardziej znane z nich, to: francuski Naval Group, niemiecki thyssenkrupp Marine Systems i szwedzki Saab. Niderlandzki Damen lekko „odpuścił”, szczególnie po przegranej w programie Holownik, w którym startował wespół z ówczesną gdyńską Stocznią Marynarki Wojennej S.A. w upadłości likwidacyjnej, jak też po wstawieniu do zamrażarki Miecznika. Tymczasem, w trakcie styczniowego warszawskiego Forum Bezpieczeństwa Morskiego Państwa po raz pierwszy medialnej odsłony dokonał inny potentat budowy okrętów – hiszpańska państwowa spółka stoczniowa Navantia S.A.

Korzenie firmy sięgają 1947 roku, kiedy to powstała stocznia Bazán (Empresa Nacional Bazán de Construcciones Navales Militares S.A.), zajmującą się przede wszystkim militarnym budownictwem okrętowym, chociaż powstały w niej również liczne statki i wyprodukowano sporo maszyn (silniki wysokoprężne i turbiny parowe). Miała ona stocznie w Ferrolu, Kartagenie i San Fernando. W 2000 roku spółka połączyła się z Astilleros Españoles S.A., dysponującą stoczniami o cywilnym profilu produkcji w Fene, Gijón, Manises, Puerto Real, Sestao i Sewilli, tworząc Izar. Pięć lat później główny udziałowiec – Sociedad Estatal de Participaciones Industriales (Państwowe Zjednoczenie Przemysłowe, należy do Ministerstwa Skarbu), wydzielił z niej sektor wojskowy, nazwany właśnie Navantia, który pozostał w rękach skarbu państwa, w przeciwieństwie do sprywatyzowanych stoczni w Gijón, Sevilla, Manises i Sestao. Stąd mimo zmiany szyldu, zachowano ciągłość produkcji okrętów w Ferrolu. Obecnie jest to piąta co do wielkości firma stoczniowa w Europie i dziewiąta na świecie.

Stocznia w Ferrolu jeszcze przed utworzeniem Navantii miała już na koncie duże okręty. Wystarczy wymienić dwie serie fregat na licencji amerykańskiej – Baleares (czyli Knox) i Santa María (O. H. Perry), ale najokazalszym był lotniskowiec lekki Príncipe de Asturias (195,9 m długość, wyporność pełna 16 700 t, wycofany w 2013 roku) dla samolotów STOVL AV-8B Harrier II i para okrętów desantowych-doków typu Galicia. Natomiast do prawdziwej „pierwszej ligi” producentów nowoczesnych jednostek bojowych Navantia weszła wraz programem F-100.

W 1997 roku rząd Hiszpanii zamówił serię nowoczesnych fregat typu F-100 dla Armada Española. Flota oczekiwała sześciu jednostek, ale początkowo udało się sfinansować cztery z nich. Prototypowy Álvaro de Bazán został zwodowany w 2002 i przekazany do służby rok później. Do zasadniczych zadań, wypierających 6400 ton, fregat F-100 należy osłona zespołów floty, obrona przeciwlotnicza, ale także działanie w roli okrętów dowodzenia i zwalczanie celów na- i podwodnych. Aby sprostać tym wymogom, w szczególności przechwytywaniu środków napadu powietrznego, fregaty wyposażono w system Lockheed Martin Naval Electronics and Surveillance Systems Aegis ze stacją radiolokacyjną AN/SPY-1D i uzbrojono w 32 pociski przeciwlotnicze średniego zasięgu Standard SM-2MR Block IIIA oraz 64 bliskiego zasięgu RIM-162 ESSM. Tym sposobem Álvaro de Bazán i spółka stały się pierwszymi europejskimi okrętami z amerykańskim Aegisem i stanowiły lżejszy odpowiednik niszczycieli US Navy typu Arleigh Burke. W 2003 roku prototyp wykonał na poligonie u wybrzeży USA strzelania kwalifikacyjne i próby Aegisa. Ponadto fregaty uzbrojono w pocisku przeciwokrętowe Harpoon, armatę Mk 45 Mod 2, dwie potrójne wyrzutnie Mk 46 do torped kal. 324 mm, system obrony bezpośredniej Meroka 2A i śmigłowiec Sikorsky SH-60B LAMPS Mk III Seahawk. Siłownia w układzie CODAG z dwiema turbinami gazowymi i dwoma dieslami rozpędza okręty do 28,5 węzła.

Fregaty typu F-100 oprócz tego, że okazały się udanymi okrętami, były ważnym krokiem na drodze rozwoju technicznego i technologicznego dla Navantii. Są to okręty znacznie bardziej zaawansowane od poprzedników – typu O. H. Perry, a jednocześnie nie ustępujące konkurencyjnym projektom europejskim. Kooperacja z firmami amerykańskimi, głównie Lockheed Martinem, pozwoliła hiszpańskiej spółce przebić się do czołówki firm projektujących i budujących nowoczesnej jednostki przeciwlotnicze i wielozadaniowe. W 2005 roku zamówiono piątą F-100. Siedem lat później Cristóbal Colón dołączył do pierwszej czwórki.

Programy fregatowe w Europie, czyli co i za ile budują nasi sojusznicy z NATO [ANALIZA]

Doświadczenia zebrane przy programie F-100, nie tylko okrętowe, ale też w zakresie projektowania systemów okrętowych, pozwoliły Navantii skutecznie startować w przetargach międzynarodowych. Pierwszy wielki sukces przyszedł z Norwegii.

Już w połowie 2000 roku, zanim pierwsza jednostka typu F-100 przeszła ostatnie testy, rząd w Oslo zamówił za 2,5 miliarda USD serię pięciu fregat typu Fridtjof Nansen. Oferta Hiszpanów pokonała propozycje innych najważniejszych producentów ze Starego Kontynentu. Norweskie jednostki miały zastąpić stare fregaty typu Oslo, bazujące na amerykańskich niszczycielach eskortowych z lat 50. XX wieku i być optymalizowane do walki podwodnej. Jakkolwiek obrona przeciwlotnicza nie była priorytetowa, Nanseny także wyposażono w system Aegis, z radarem w lżejszej odmianie niż na F-100 – AN/SPY-1F. Otrzymały one za to rozbudowany system hydrolokacyjny z sonarem kadłubowym i holowanym niskiej częstotliwości, śmigłowiec i pokładowe wyrzutnie torped. Okręty o wyporności 5300 ton oraz długości 134 m są dwukrotnie większe od przestarzałych poprzedniczek i mają nieporównywalnie większe możliwości – zarówno z powodu nowocześniejszego wyposażenie i uzbrojenia, jak i znacznie większej wyporności.

Z typem Nansen związany jest niedawny przykry epizod norweskich sił morskich. 8 listopada ubiegłego roku, czwarty w serii Helge Ingstad zderzył się ze zbiornikowcem TS Sola i usiadł na dnie fiordu na małej głębokości. Trwają przygotowania do podniesienia wraku, w którym na szczęście nikt nie zginął.

Zwycięstwo w norweskim przetargu ugruntowało pozycję Navantii wśród światowej czołówki producentów okrętów, ale jej wyniki w Australii, to już pogrom na konkurentach. Modernizacja Royal Australian Navy trwa nieprzerwanie od ponad dekady i jest zakrojona na szeroką skalę. Zakupy objęły zasadnicze klasy okrętów bojowych i pomocniczych. Rok 2007 przyniósł Navantii największy sukces na tamtym rynku. Ogłoszono wówczas, że w programie JP2048, dotyczącym zakupu pary śmigłowcowców desantowych, wygrał projekt Juana Carlosa I (zbudowany w jednym egzemplarzu dla hiszpańskiej marynarki), zaś w programie SEA 4000, znanym szerzej jako AWD (Air Warfare Destroyer), obejmującym pozyskanie trójki niszczycieli przeciwlotniczych, zwyciężył F-100.

Śmigłowcowce, znane dziś jako typ Canberra, powstały częściowo w stoczniach Navantii w Ferrolu i w Fene, zaś gotowe i do pewnego stopnia wyposażone kadłuby Canberry oraz Adelaide przetransportowano na pokładach ciężarowców wpływnych do stoczni BAE Systems Australia w Williamstown w celu montażu nadbudówek i ostatecznego doposażenia. Okręty weszły do służby w latach 2013 i 2014. Pomijając nieudaną sprzedaż francuskich Mistrali do Rosji (ostatecznie w wyniku embarga wstrzymano transakcję, a gotowe jednostki kupił Egipt), jest to rzadki przypadek sprzedaży tak dużych okrętów tej klasy za granicę (wyporność 30 000 ton, 230,8 m długości). Wraz z nimi Hiszpanie dostarczyli 12 szybkich barek desantowych typu LCM-1E, które można przewozić w dokach obu śmigłowcowców.

Z koeli program AWD zrealizowano w Australii na mocy transferu technologii. Jest on właśnie w końcowej fazie – trzeci i ostatni niszczyciel typu Hobart jest w trakcie prób i ma wejść do służby jeszcze w tym roku. Okręty te są w zasadzie kopią hiszpańskich F-100 z pewnymi zmianami oczekiwanymi przez nowego użytkownika. I w tym przypadku wykorzystano Aegisa z radarem AN/SPY-1D(V). Budowa trójki Hobartów w australijskiej stoczni ASC Shipbuilding w Osborne stanowiła ważny zastrzyk wiedzy i technologii w tamtejszy przemysł stoczniowy. Obecnie zakład ten szykuje się do budowy kolejne serii fregat, tym razem przeciwpodwodnych Hunter, na bazie brytyjskiego typu T26 Global Combat Ship.

Na tym jednak nie koniec. Royal Australian Navy potrzebowała też zaopatrzeniowców i w tym celu wszczęła program Sea 1654 Phaze 3. Navantia wykorzystała i tę szansę. W porozumieniu z Armada Española wysłano do Australii Cantabrię, okręt tej klasy należący do hiszpańskiej floty, aby w 2013 roku, gdy australijskie zaopatrzeniowce były remontowane, mogła wspierać tamtejsze siły morskie. I w tym przypadku Hiszpanie odnieśli sukces, kontraktując parę jednostek tej klasy, bazujących na projekcie Cantabrii. Prototypową jednostkę Suppy zwodowano w stoczni w Ferrolu 24 listopada ubiegłego roku.

Nie mniej ważne były zwycięstwa Navantii w przetargach na okręty bowojowe średniej wielkości – korwety. W ubiegłym roku zawarła ona umowę wartą 1,8 miliarda EUR na budowę pięciu jednostek typu AVANTE 2200 dla Arabii Saudyjskiej. Patrząc na ich specyfikację i uzbrojenie, można dojść do wniosku, że to wręcz odpowiednik naszego nieukończonego Gawrona. Dekadę wcześniej sprzedano cztery patrolowce o podobnej wielkości, typu POVZEE do Boliwii. Te z kolei odpowiadają obecnemu Ślązakowi pod względem wymiarów i uzbrojenia.

Jednak Navantia nie zasypia gruszek w popiele i aktywnie uczestniczy w modernizacji rodzimej floty. Nie tak dawno, 12 grudnia, spółka zawarła kontrakt z Ministerstwem Obrony w Madrycie na budowę serii pięciu fregat wielozadaniowych typu F-110 dla Armada Española za 4,326 miliarda EUR. Mają one zastąpić sześć okrętów typu F-80 Santa María, zaś budowa prototypu ruszy w maju bieżącego roku.

Projekt F-110, to kolejny krok w rozwoju firmy. Choć na pierwszy rzut oka wygląda podobnie do F-100 i Nansenów, to zastosowano w nim szereg nowych rozwiązań, z których najważniejszym jest masztu zintegrowanego MASTIN. Ponadto zastosowano krajowy system walki SCOMBA, bazujący na Aegisie. Jest on już standardem w Armada  Española, wprowadzonym w kooperacji z Navantią. Kolejną nowością odróżniającą F-110 od fregat typów Álvaro de Bazán i Fridtjof Nansen jest napęd. Tym razem będzie on skonfigurowany w układzie hybrydowym CODELAG. Utworzy go turbina gazowa, dwa silniki elektryczne i cztery zespoły prądotwórcze napędzane. Działanie motorów elektrycznych pozwoli osiągnąć prędkość 17 węzłów, będą one również używane przy poszukiwaniu okrętów podwodnych, ponieważ gwarantują minimalną emisję hałasu. Prędkość maksymalną 26 węzłów jednostka uzyska przy współdziałaniu turbiny i silników elektrycznych.

Zgodnie z trendem, który dotknął w zasadzie wszystkich projektowanych i od niedawna budowanych fregat, F-110 otrzymają ładownię misyjną. Hiszpanie rozwiązali tę kwestię kosztem przestrzeni dla potencjalnego drugiego hangaru śmigłowca na prawej burcie. Jest tam pomieszczenie o powierzchni około 160 m2, do którego można wstawić do dwóch łodzi hybrydowych o długości 9 m i trzech kontenerów TEU jednocześnie, wraz z suwnicą do ich wodowania, lub przenoszenia na ląd. Kontenery mogą pomieścić sprzęt, wyposażenie, sanitariaty, szpital, itp. Opracowano 17 konfiguracji załadowania tej przestrzeni.

Fregaty typu F-110 zaprojektowano jako jednostki eskortowe do działań w konfliktach o dużym nasileniu i we wszystkich domenach typowych dla jednostek tej klasy, ze szczególnym uwzględnieniem poszukiwania i zwalczania okrętów podwodnych. Ponadto mają spełniać funkcje w sytuacjach kryzysowych związanych z bezpieczeństwem morskim, wspierając administrację cywilną. Mają reagować na zagrożenia konwencjonalne i asymetryczne, w związku z czym będą zabierać grupy do zadań specjalnych, bezzałogowce powietrzne, na- i podwodne oraz dysponować rekonfigurowalną przestrzenią adaptowaną do różnych zadań. Ponadto marynarka wymagała prędkości stałej rzędu 35 w., dostępności przez 240 dni w roku, 18-miesięcznego okresu wysokiej gotowości operacyjnej.

Obecnie trwają końcowe prace przy budowie ośrodka integracji systemu walki. Powstaje on w bazie marynarki w Rota koło Kadyksu. Na replice masztu zintegrowanego zostaną zainstalowane sensory z widokiem na morze i przestrzeń powietrzną, mogące pracować jak w normalnych warunkach, które potem trafią na okręty, zaś w budynku zaaranżowano stanowiska operatorskie, z użyciem których będą prowadzone prace nad korektą oprogramowania SCOMBA, algorytmów jego działania czy innych funkcjonalności.

Jak widać z powyższego opisu, Navantia w wyniku wieloletniej współpracy z partnerem zagranicznym – Stanami Zjednoczonymi, zaczynając od budowy okrętów na licencji, posiadła zdolności samodzielnego projektowania i budowy nowoczesnych okrętów, a wraz z nimi newralgicznych systemów. To z kolei zaowocowało sukcesami na rynkach światowych zarówno w klasach okrętów bojowych dużej i średniej wielkości, jak też wsparcia i pomocniczych. W Europie jest niewiele firm mogących się poszczycić takimi osiągnięciami.

Zegar

Kalendarium

Kwiecień 2024
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nie
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 1 2 3 4 5

Imieniny