Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

30.04.2019r.

Utworzono dnia 02.05.2019
Czcionka:

Przegląd najważniejszych informacji w mediach

na temat bezpieczeństwa i przemysłu obronnego

w Polsce i za granicą

 we wtorek, 30 kwietnia 2019 r.

 

BEZPIECZEŃSTWO I POLITYKA OBRONNA W KRAJU

 

PiS samo się wystawiło na ostrzał. Według własnej logiki kupiło "najdroższe śmigłowce na świecie"

GAZETA.pl, Maciej Kucharczyk, 29.04.2019 16:30

 

Ucinając zakup 50 śmigłowców H225M Caracal, politycy i zwolennicy PiS systematycznie używali argumentu, że są "najdroższe na świecie", a zorganizowany za czasów PO przetarg nie dość dbał o interesy polskiego przemysłu. Teraz, stosując tę samą logikę, PiS kupił jeszcze droższe śmigłowce i ze znacznie mniejszą korzyścią dla przemysłu. Wiele o tym mówi fakt, że MON nerwowo wdaje się w słowne utarczki z wytykającymi to dziennikarzami.

 

Rządzący bardzo się starają, aby przedstawić podpisany w piątek kontrakt na zakup czterech śmigłowców AW101 dla Marynarki Wojennej jako wielki sukces. Nie ulega przy tym wątpliwości, że to generalnie rzecz biorąc dobre, sprawdzone i bardzo potrzebne polskiemu wojsku maszyny.

Problem w tym, że sposób, w jaki je kupiono, jest ułomny. Co więcej, MON nie chce podać pewnych kluczowych informacji na temat zakupionych AW101, zasłaniając się tajemnicą, choć rozwieje się ona od razu, kiedy tylko zostaną wykonane pierwsze zdjęcia maszyn.

Co więcej, PiS sam na siebie ukręcił bicz, stosując niesprawiedliwe i fałszywe argumenty w trakcie debaty dotyczącej zakupu H225M Carcal. Na dziennikarzy stosujących teraz z przekąsem taką samą logikę do oceny zakupu AW101 MON się denerwuje i wdaje się z nimi w polemiki.

 

Jak sprawić, żeby 412 było mniej niż 268 

Głównym powodem nerwów ministerstwa jest kwestia ceny nowych maszyn. Za cały kontrakt Polska zapłaci włoskiemu koncernowi Leonardo 1,65 miliarda złotych. Oznacza to średnio 412 milionów złotych za jedną maszynę.

Niecałe trzy lata temu zerwano natomiast negocjacje w sprawie zakupu 50 śmigłowców H225M Caracal francuskiego koncernu Airbus Helicopters za 13,4 miliarda złotych. Czyli średnio 268 milionów złotych za sztukę. Wówczas politycy i zwolennicy PiS przedstawiali właśnie tę kwotę jako dowód, że PO chciało kupić "najdroższe śmigłowce na świecie". Teraz jako sukces przedstawiają zakup maszyn o połowę droższych (a kupowano na świecie jeszcze wiele innych znacznie droższych).

Jeszcze w czerwcu 2018 roku podczas wystąpienia w Sejmie wiceminister MON Wojciech Skurkiewicz używał argumentu 268 mln złotych za H225M Caracal.

Obecnie MON robi wszystko, aby udowodnić, że stosowanie takiej metodologii jest karygodnym błędem. Co do zasady ma rację, jednak dopiero co politycy PiS i członkowie kierownictwa ministerstwa sami ją chętnie stosowali i byli głusi na argumenty ekspertów, że to fałszowanie rzeczywistości pod tezę.

W okresie najgorętszej debaty na temat zakupu H225M Caracal w latach 2015 i 2016 porównywano wówczas często wspomniane 268 milionów złotych z równowartością nieco ponad 100 milionów złotych, które Turcy płacili wówczas za jeden śmigłowiec S-70i Blackhawk. Brał on udział w "caracalowym" przetargu i twierdzono, że oto PO "ustawiło" zakup pod "najdroższe na świecie" francuskie caracale.

 

Chcemy drogie śmigłowce, to są drogie

Podstawowym błędem takiego liczenia jest zupełne ignorowanie tego, że cena śmigłowca w zależności od jego wersji może się drastycznie różnić. Wśród 50 H225M Caracal tylko 16 miało być w najprostszej wersji transportowej, większość miały stanowić wersje specjalistyczne, istotnie zawyżające średnią cenę. Turcy zamawiali natomiast wspomniane S-70i w podstawowej wersji transportowej, co za tym idzie - stosunkowo taniej. Dodatkowo maszyny mają powstawać w większości w Turcji z wykorzystaniem na przykład tureckiej elektroniki, co dodatkowo obniża cenę kontraktu z Amerykanami.

Kupowane teraz przez Polskę cztery AW101 mają być natomiast maszynami ZOP i dodatkowo CSAR w jednym. Oznacza to unikalną i właściwe najdroższą możliwą wersję. Średnia cena około stu milionów dolarów za maszynę nie jest więc wielkim zdziwieniem, choć pewnie mogłaby być mniejsza, gdyby nie podjęto szeregu kontrowersyjnych decyzji, o których później.

Co więcej, dzielenie ceny całego zakupu na liczbę śmigłowców (odnosi się to do wszystkich rodzajów uzbrojenia) nie daje faktycznej ceny pojedynczej maszyny. Wraz z AW101 kupiono, a z H225M planowano kupić, pakiet szkoleń (przy czym w wypadku śmigłowców francuskich miano kupić trzy bardzo drogie symulatory kosztujące niewiele mniej od prawdziwej maszyny) i pakiety logistyczne (zapas części, pomoc w remontach i serwisowaniu). W przypadku niedoszłego kontraktu z Airbusem te rozbudowane dodatki miały stanowić nawet 40 procent wartości całego kontraktu. Zazwyczaj jest to około 1/3.

Naprawdę wiarygodne porównanie ceny H225M i AW101 nie jest w praktyce możliwe. Dokładne kwoty są uznawane przez koncerny za tajemnice handlowe i nie są ujawniane. Nie wiadomo więc, ile miał kosztować H225M Caracal w wersji ZOP, a ile ma teraz kosztować AW101 w wersji ZOP/CSAR. 

 

Mityczne korzyści dla polskiego przemysłu, czyli tapicerka

Kolejną kwestią, w której PiS i jego zwolennicy sami na siebie ukręcili bicz, to offset.

W teorii to "odpłacenie" się zagranicznego koncernu za kontrakt poprzez zobowiązanie do poczynienia inwestycji w Polsce. Nie jest to jednak takie oczywiste, bowiem firmy zbrojeniowe nie rozdają nic z dobrego serca. Za offset płaci się podniesioną ceną kontraktu, choć nigdy nie wiadomo, o ile, ponieważ koncerny również to uznają za tajemnicę handlową. Z punktu widzenia Polski ma to jednak sens, ponieważ inaczej nie sposób zmusić zagranicznych firm do podzielenia się swoimi technologami.

Inną kwestią jest też to, że podawana publicznie wartość offsetu jest zawsze kwotą bardzo umowną. Nie ma bowiem obiektywnych sposobów stwierdzenia, ile jest warta ta czy inna technologia, którą ma przekazać Polsce zagraniczny koncern. To on sam ją wycenia. Późnej oczywiście strona polska to weryfikuje, ale i tak podawana kwota jest bardzo umowna. Łatwo ją więc krytykować jako zawyżoną. Przeciwnicy różnych kontraktów zawsze stosują argument, iż "wartość offsetu została zawyżona".

Właśnie z powodu tegoż offsetu rząd PiS, przynajmniej oficjalnie, zerwał w 2016 roku negocjacje z koncernem Airbus i zakup 50 H225M trafił do kosza. Francuskie propozycje miały być "niewystarczające". Koncern później twierdził, że wartość proponowanego offsetu wynosiła tyle, ile koszt całego kontraktu, czyli około 13,4 miliarda złotych. 100 procent.

Ironia losu jest taka, że teraz przy okazji zakupu AW101 rząd PiS za wystarczający uznał offset stanowiący około 25 procent wartości kontraktu. Podpisano bowiem umowę, w której koncern Leonardo zobowiązuje się do inwestycji wartych 400 mln złotych.

Offset za AW101 obejmuje głównie stworzenie centrum serwisowego tych maszyn w państwowych zakładach WZL-1 w Łodzi. Dodatkowo Leonardo przekaże też należącym do siebie PZL-Świdnik technologię "projektowania systemów mocowania wyposażenia medyczno-ratowniczego oraz tapicerki wewnętrznej".

Gdyby więc stosować standardy, które politycy PiS i rywale Airbusa stosowali wobec H225M Caracal, to kupione obecnie AW101 są zdecydowanie "najdroższe na świecie" a offset jest zdecydowanie "niewystarczający". MON stara się jednak teraz udowadniać, że jest zupełnie inaczej. Po podpisaniu kontraktu anonimowa osoba obsługująca oficjalne konto ministerstwa na Twitterze wdawała się w miejscami emocjonalne dyskusje z dziennikarzami, twierdząc, że porównywanie cen w opisany powyżej sposób to "kompletna manipulacja". MON atakował zwłaszcza Marka Świerczyńskiego z "Polityka Insight".

 

Tajemnice, które będzie widać na każdym zdjęciu

Dodatkowo MON sam nadstawia się pod krytykę, w sposób absurdalny utajniając podstawowe informacje na temat zakupionych maszyn. Nie podano, które konkretnie elementy wyposażenia będą miały AW101, posługując się jedynie ogólnikowymi stwierdzeniami "w pełni wyposażone", "uzbrojone" i "przystosowane do wykonywania misji ZOP". Później w polemice z dziennikarzami MON ujawnił, że mają mieć między innymi sonar i być przystosowane do użycia torped.

Nacisk na tajność jest o tyle dziwny, że standardowy zestaw wyposażenia do sprawnego wykonywania misji ZOP przez śmigłowiec jest powszechnie znany. Realną tajemnicą są jego konkretne możliwości. Nikt jednak nie pyta o to, jaki zasięg wykrywania okrętów podwodnych będą miały zrzucane z pokładu boje z hydrofonami (przynajmniej są one światowym standardem w takich maszynach). Pytania padają o to, czy w ogóle taki sprzęt nowe maszyny będą miały. MON zasłania się jednak tajemnicą.

Jest to o tyle absurdalne, że wszystkie podstawowe systemy są doskonale widoczne z zewnątrz na kadłubie śmigłowca. Antena sonaru, radaru, wyrzutniki boi, magnetometr (wykrywa pole magnetyczne zanurzonego okrętu) i podwieszenia dla torped. Kiedy więc tylko trafi do sieci pierwsze zdjęcie polskiego AW101, to cała tajemnica robiona teraz przez MON pryśnie jak bańka mydlana. Robienie z czegoś sztucznego sekretu rodzi natomiast automatycznie pytania o to, czy ministerstwo nie chce ukryć czegoś niewygodnego.

Co znamienne, MON sam nie tak dawno podawał z dużymi detalami planowane wyposażenie nowych samolotów do przewożenia VIP-ów. Montaż specjalnych systemów samoobrony i łączności na maszynach B737, formalnie należących do wojska i mających transportować najważniejszych polityków, najwyraźniej tajemnicą nie jest. Montaż standardowego wyposażenia na śmigłowcach ZOP już tak. Pierwsze jest najwyraźniej powodem do dumy. Drugie już z jakiegoś powodu nie?

 

Ułomny zakup

Niezależnie od kontrowersji dotyczących ceny, offsetu i wyposażenia realnym problemem jest to, w jaki sposób owe AW101 kupiono. Główną słabością kontraktu podpisanego w piątek jest to, iż zamówione maszyny są tylko cztery, a do tego mają być w wymyślonej przez MON niespotykanej na świecie konfiguracji ZOP i CSAR.

Cztery maszyny oznaczają po pierwsze wysoki koszt zakupu. Zupełnie inne ceny i warunki można wynegocjować, kupując 50 maszyn, a nie cztery. Można jednak przyjąć, że na te 50 nie było pieniędzy. Zdecydowano się jednak kupić duże i drogie w eksploatacji AW101. Według danych brytyjskiego wojska sprzed kilku lat godzina lotu to 42 tysiące funtów (około 208 tysięcy złotych). Dla porównania - według danych francuskiego wojska za 2016 rok w przypadku H225M Caracal są to 34 tysiące euro (około 145 tysięcy złotych). AW101 są też na tyle duże, że nie wylądują na żadnym z posiadanych i planowanych polskich okrętów. Co więcej, cztery to niewiele w porównaniu z potrzebami Marynarki Wojennej. Tam na następców czeka obecnie 10 starych radzieckich Mi-14.

Dodatkowo mając tylko cztery AW101, marynarze mogą realistycznie spodziewać się posiadania tylko jednego w gotowości do działania. Standardem w przypadku uzbrojenia jest bowiem to, że 1/3 jest niesprawna i czeka na przeglądy oraz serwis, 1/3 jest używana do szkolenia i testów, a tylko 1/3 jest w pełni gotowa do akcji. W przypadku polskich AW101 będzie to oznaczał jeden, czasem dwa. Jednak zazwyczaj będzie to raczej jeden, ponieważ polskie wojsko ma tradycje oszczędzania na kosztach eksploatacji, przez co wiele sprzętu stoi niesprawnego (np. nominalnie mamy cztery pokładowe śmigłowce ZOP SH-2G, ale lata jeden i to nie zawsze).

Ponadto kupione maszyny mają być w niespotykanej na świecie wersji łączącej w sobie możliwości polowania na okręty podwodne i ratowania rozbitków na morzu. Obecnie Marynarka Wojenna ma do tych różnych zadań dwie wersje maszyn Mi-14. Do ratowania ludzi potrzeba bowiem możliwie pustej i lekkiej maszyny, aby mogła długo utrzymać się w powietrzu i zmieścić do środka dużo rozbitków. Do polowania na okręty podwodne trzeba natomiast wspomnianego wyspecjalizowanego sprzętu, który jest ciężki i zajmuje dużo miejsca w kadłubie. Teraz MON chce, aby w jednej maszynie pożenić te sprzeczne zadania. Trudno powiedzieć, jaki będzie tego efekt. Okaże się za kilka lat, kiedy AW101 trafią do bazy w Darłowie. Pewna ludowa mądrość mówi jednak, że jak coś ma być dobre do wszystkiego, to jest do niczego.

Uratują życie i zrzucą torpedę. Największe polskie śmigłowce, które ciągle uciekają przed muzeum

Co więcej, kupując tylko cztery maszyny, rząd rezygnuje z realnych korzyści dla przemysłu. Przy takim małym zamówieniu na ma szans na wartościowy offset. Kompetencje w zakresie tapicerki i mocowań sprzętu medycznego oraz miejsce do serwisu czterech maszyn (bo nie było mowy, aby w WZL-1 planowano serwisować AW101 innych państw) to nie są kokosy. Zakłady PZL-Świdnik już produkują szereg elementów kadłuba AW101, które są wysyłane do Wielkiej Brytanii i Włoch. Przy okazji ceremonii podpisania umowy w piątek szef Leonardo mówił wręcz o "głównych elementach kadłuba", co w swoich komunikatach podkreśla MON. I rzeczywiście, są to główne elementy w tym sensie, że duże i stanowiące może większość kadłuba. Szkopuł w tym, że to stosunkowo najprostszy i najtańszy element śmigłowca. Prawdziwy koszt i najnowocześniejsze technologie to silniki, przekładnie, wirnik oraz elektronika. Warto przypomnieć, że przy okazji zakupu H225M Caracal Francuzi obiecywali umieścić w Łodzi linię montażu całych śmigłowców, a do tego produkcję ich przekładni głównych.

Nie przeszkadza to jednak ministrowi Mariuszowi Błaszczakowi mówić niecały miesiąc przed wyborami: "To dzięki rządowi Prawa i Sprawiedliwości, dzięki rządowi pana premiera Mateusza Morawieckiego zamówienia wojskowe są kierowane do zakładów produkujących w Polsce", a samemu premierowi: "To niezwykle ważne, że mamy taki moment, w którym jesteśmy pewni, że znaczna część produkcji, ale także w szczególności cały pakiet logistyczny, pakiet szkoleniowy, pakiet techniczny, pakiet offsetowy, będą służyły gospodarce Polski".

Podobne naginanie rzeczywistości Błaszczak i Morawiecki uprawiali przy okazji podpisania umowy na śmigłowce S-70i wcześniej w tym roku.

 

 

 

 

 

BBN: śmigłowce dla MW to dobra wiadomość, potrzebne okręty

PAP, Jakub Borowski, 29 kwietnia 2019

 

Zakup czterech śmigłowców dla Marynarki Wojennej to dobra wiadomość, ale konieczne będzie nabycie kolejnych; siły morskie potrzebują też nowych okrętów, w tym fregat - powiedział PAP zastępca szefa BBN Dariusz Gwizdała.  

 

W ubiegły piątek MON podpisało kontrakt na cztery śmigłowce do zwalczania okrętów podwodnych i działań poszukiwawczo-ratowniczych na morzu. Wybrano brytyjsko-włoską konstrukcję AW101 włoskiej grupy Leonardo, do której należy WSK PZL-Świdnik.

"To bardzo dobra wiadomość, każdy nowy sprzęt dla Marynarki Wojennej jest potrzebny jak powietrze. Wiadomo, że stan Marynarki Wojennej jako rodzaju sił zbrojnych nie jest najlepszy, dlatego każda inwestycja w sprzęt czy uzbrojenie jest bardzo potrzebna" - powiedział PAP Gwizdała. "Te śmigłowce należą do najlepszych w swojej klasie, trzeba mieć nadzieję, że to początek zakupów, bo cztery maszyny nie rozwiązują problemu śmigłowców zwalczania okrętów podwodnych i misji poszukiwawczo-ratowniczych" - zaznaczył.

Zastępca szefa BBN nawiązał także do planu modernizacji technicznej sił zbrojnych do roku 2026 i zapisanych w nim zamierzeń dotyczących Marynarki Wojennej, w tym programów okrętu podwodnego Orka i okrętu obrony wybrzeża Miecznik. "Oczywiście są nam potrzebne okręty podwodne, program Orka jest niezbędny, bo stan naszej floty podwodnej jest znany i wymaga pilnych działań" - powiedział.

"Jeśli chodzi o inne programy, dochodzą nas słuchy, że program Miecznik będzie ewoluował. Czym to się skończy  czy to będzie lekka fregata czy fregata, ostatecznie jeszcze nie wiemy. Z rozmów z marynarzami wiemy, że oni też skłaniają się do okrętu większego niż korweta, a do tej pory tak był klasyfikowany Miecznik" - powiedział Gwizdała.

"Nie mam powodu wątpić w deklarację MON, iż wszystkie programy będą realizowane i środki finansowe na modernizacje Marynarki Wojennej się znajdą. Część programów, jak holowniki, niszczyciel min czy program Ratownik – jest realizowana, ale wierzę, że realizowane będą także główne programy związane z okrętami typowo bojowymi, ponieważ one są niezbędne, by MW mogła normalnie funkcjonować i wypełniać swoje zadanie" - powiedział.

Odniósł się także do roli fregat, które według BBN powinny być podstawą potencjału polskiej Marynarki Wojennej. "BBN mówi od kilku lat - opublikowaliśmy to też w naszej Strategicznej Koncepcji Bezpieczeństwa Morskiego - że polskiej Marynarce Wojennej są potrzebne okręty klasy fregata. Te jednostki w największym stopniu wypełniałyby zarówno funkcję obronną, bojową, ale także sojuszniczą i dyplomatyczną" - podkreślił wiceszef BBN.

Prezydenckie BBN opowiada się za oparciem potencjału Marynarki Wojennej na okrętach tej klasy, na potrzebę posiadania fregat wskazywało w przedstawionej w 2017 r. koncepcji. Za wartą rozważenia jako rozwiązanie pomostowe uznawało ofertę kupna używanych fregat od Australii. W ubiegłym roku pojawiły się zapowiedzi zakupu przez Polskę dwóch wycofywanych przez Australię fregat jako rozwiązania pomostowego do czasu zakupu nowych jednostek w krajowym przemyśle stoczniowym. Do transakcji nie doszło.

Uzbrojenie polskich sił morskich w kilka fregat było także jednym z tematów niedawnej rozmowy szefa BBN Pawła Solocha z dowódca morskich sił NATO wiceadm. Clive’em Johnstone’em. Jak mówił PAP Soloch, NATO-wski dowódca "zwrócił też uwagę, że najkorzystniejsze byłoby posiadanie przez nasz kraj docelowo trzech - czterech jednostek klasy fregata, które jako uniwersalne i wielozadaniowe umożliwiłyby optymalne realizowanie zadań zarówno krajowych, jak i w ramach przez NATO”.

 

 

 

Włamanie do siedziby NATO: sąd ocenił "nocne wejście" Macierewicza

GAZETA WYBORCZA, Wojciech Czuchnowski, 30 kwietnia 2019

 

W grudniu 2015 r. Antoni Macierewicz i jego współpracownicy włamali się do siedziby międzynarodowej instytucji, która nie podlegała ani MON, ani rządowi. Na takiej opinii oparł się sąd, uniewinniając gen. Piotra Pytla i płk. Krzysztofa Duszę z Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO

 

– Odwołanie oskarżonych z funkcji odbyło się z naruszeniem prawa. Nie było podstaw prawnych, by wkroczyć na teren Centrum – powiedział w uzasadnieniu sędzia Marek Celej. – Jeśli to orzeczenie się uprawomocni, może być mocną podstawą do postawienia zarzutów Macierewiczowi i jego urzędnikom – mówi „Wyborczej” mecenas Antoni Kania-Sieniawski, obrońca uniewinnionych oficerów.

To była jedna z pierwszych akcji Macierewicza po objęciu przez niego MON. O godz. 1.30, w nocy z 18 na 19 grudnia 2015 r. ekipa zaopatrzona w wytrychy, łomy i pełnomocnictwa nowego ministra wdarła się do Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO. W akcji brała udział Żandarmeria Wojskowa, a pilnującego Centrum oficera dyżurnego, gdy odmówił współpracy, izolowano. Kierujący akcją Barłomiej M. (dziś w areszcie z zarzutami za nadużycia finansowe w Polskiej Grupie Zbrojeniowej, wtedy szef gabinetu politycznego ministra obrony) i spółka posłużyli się dorobionymi kluczami. Po wejściu do gabinetów pruli sejfy i rozbili jedną ze ścian. Wezwanemu na miejsce płk. Krzysztofowi Duszy, szefowi Centrum, usiłowali wręczyć dymisję.

 

Międzynarodowy skandal

Zaraz po akcji wybuchł międzynarodowy skandal, bo o zamiarach przejęcia Centrum nie wiedziało ani dowództwo NATO, ani kontrwywiad wojskowy Słowacji, która była partnerem instytucji. Bartłomiej M. i towarzyszący mu Krzysztof Bączek, szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, oświadczyli, że „uwolnili Centrum spod okupacji”, bo wcześniej płk Dusza i jego współpracownicy zostali przez służby PiS pozbawieni certyfikatów bezpieczeństwa niezbędnych do kierowania taką placówką. W Sejmie wiceminister obrony Bartosz Kownacki oświadczył, że Centrum „przez ostatnie siedem dni było okupowane przez osoby do tego nieuprawnione, które nie wykonywały rozkazów ministra i szefa SKW, uniemożliwiały wejście do pomieszczeń, które były przeznaczone pod to Centrum, i w ten sposób uniemożliwiano jego certyfikację i uruchomienie”.

Na płk. Duszę i byłego szefa SKW, gen. Piotra Pytla, MON złożyło szereg zawiadomień do prokuratury, zaś w mediach wspierających PiS pojawiły się teksty mające kompromitować obydwu oficerów. Bartłomiej M. próbował nawet zdegradować Duszę, ale bezskutecznie.

Po przejęciu władzy przez PiS, a MON przez Macierewicza Centrum Kontrwywiadu było jedyną placówką, którą kierowali ludzie niezwiązani z nowym rządem i mianowani tam jeszcze w czasach poprzedników. Macierewicz nie mógł tego znieść i gdy Dusza z Pytlem odmówili wykonania jego poleceń, przeprowadził zmianę siłą.

Racja była po stronie oficerów

W zeszły piątek warszawski sąd okręgowy umorzył sprawę przeciwko Pytlowi i Duszy, uznając, że wbrew twierdzeniom prokuratury nie popełnili oni żadnego przestępstwa i właściwie wypełniali swoje obowiązki. Podstawą orzeczenia były dwie ekspertyzy prawne, które sąd zamówił na Uniwersytecie Warszawskim i w Polskiej Akademii Nauk. Obie sprowadzają się do tego, że Centrum jest instytucją międzynarodową i nie podlega ani rządowi, ani MON: „nie jest jednostką organizacyjną podległą organom władzy publicznej lub nadzorowaną przez te organy”, a „jego status wyznaczony jest przez umowy międzynarodowe”.

Oznacza to, że strona polska może mianować do kierowania Centrum wyznaczone przez siebie osoby, ale ich odwołanie musi być konsultowane z sojusznikami – w tym wypadku z Komitetem Sterującym NATO, który zakładał Centrum. Tymczasem o nocnej akcji NATO nie miało pojęcia. Gdy już do niej doszło, sprawę wyciszono ze względu na dobro Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Wyrok oczyszczający płk. Duszę i gen. Pytla to kolejna klęska ekipy Macierewicza w związku z „nocnym wejściem”. Wcześniej oficerowie odzyskali swoje certyfikaty, a sąd nakazał zwrócenie im przedmiotów zabranych przez ludzi Bartłomieja M. i Bączka. – Będziemy domagać się wyciągnięcia odpowiedzialności karnej wobec M. i jego przełożonych kierujących atakiem na jednostkę NATO – powiedział płk Dusza tvn24.pl

W ocenie gen. Janusza Noska, szefa SKW w latach 2008-12, opinie prawne, którymi kierował się warszawski sąd, będą przydatne dla prokuratury, do której Dusza i Pytel skierowali doniesienie na Macierewicza, Bartłomieja M. i Bączka. Sprawa ciągnie się wyjątkowo długo. Prokuratura już raz odmówiła wszczęcia śledztwa, jednak jesienią 2018 r. sąd nakazał jego kontynuowanie.

 

 

 

 

Armia znów z ułanami

RZECZPOSPOLITA, Marek Kozubal, 30.04.2019

 

MON wraca do pomysłu przywrócenia przedwojennych stopni wojskowych.

Z planów resortu obrony wynika, że w jednostkach nawiązujących do tradycji kawaleryjskich oraz jednostkach rakietowych i artylerii mogą zostać przywrócone przedwojenne stopnie wojskowe.

 

W pierwszym przypadku szeregowego będzie można tytułować ułanem, dragonem, szwoleżerem, strzelcem konnym lub huzarem, a dzisiejszego sierżanta – wachmistrzem, z kolei kapitana – rotmistrzem. W jednostkach rakietowych i artyleryjskich powrócą zaś stopnie ogniomistrza, czyli odpowiednika sierżanta, bombardiera – starszego szeregowego, i kanoniera – odpowiednika szeregowego w artylerii.

Z propozycji Ministerstwa Obrony Narodowej wynika, że stopnie będą wprowadzane tylko w jednostkach artyleryjskich oraz nawiązujących do tradycji kawaleryjskich. Np. w 25. Brygadzie Kawalerii Powietrznej, a także jednostkach kawalerii pancernej. Aby nie powstał chaos w wojsku, szef MON ma wydać zarządzenie z wykazem jednostek wojskowych, w których obowiązywałyby przywracane nazwy stopni wojskowych.

Zmianę taką resort zapowiedział już w 2017 roku. Przedwojenne stopnie miały być wprowadzone na setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, czyli w 2018 r. Jako pierwsi napisaliśmy o tym w „Rzeczpospolitej". Orędownikiem zmiany był ówczesny wiceminister obrony Michał Dworczyk, ale do dzisiaj nie udało się zrealizować jego pomysłu. Z naszych informacji wynika, że kilka lat temu MON brał też pod uwagę przywrócenie przedwojennego oznaczania stopni umieszczanych na naramiennikach. Rozpatrywano powrót do trzygwiazdkowego kapitana (teraz ma cztery gwiazdki), dwugwiazdkowego porucznika i jednogwiazdkowego podporucznika. Przypomnijmy, że czterogwiazdkowy kapitan został wprowadzony na wzór Armii Czerwonej.

Pomysł ten zarzucono z powodu dużych kosztów wynikających z konieczności wykonania nowego wzoru i obszycia naramienników.

 

PROJEKT GOTOWY

Propozycje przywrócenia niektórych nazw stopni wojskowych znalazły się w projekcie nowelizacji ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej, której druga wersja jest konsultowana. MON nie odpowiedział nam na pytanie, kiedy trafi do Sejmu.

„Pragniemy poinformować, że obecnie prowadzone są uzgodnienia wewnętrzne dotyczące kształtu i zakresu zmian projektu ustawy o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej. Po ich zakończeniu, stosownie do zakresu zmian, zostaną podjęte dalsze decyzje co trybu prac nad tym projektem" – odpowiedział nam zespół prasowy MON.

Zmiany nazw szarż wojskowych nie powinny generować kosztów, bo będą wprowadzane stopniowo. To jedynie zmiana nazwy w kwestionariuszach żołnierzy.

Z uzasadnienia projektu nowelizacji wynika, że zmiany mogłyby zostać wprowadzone od 11 listopada 2019 r.

 

ZMIANY W SŁUŻBACH

Resort chce w ten sposób nawiązywać do tradycji niepodległościowej Wojska Polskiego. Stopień rotmistrza od setek lat wpisany był w historię wojskowości. Rangę rotmistrza miał bohater II wojny światowej Witold Pilecki, więzień KL Auschwitz, żołnierz AK, który kontynuował konspirację po zakończeniu wojny. Był nim też późniejszy zwycięzca spod Wiednia Jan III Sobieski. Nazwa ta została zlikwidowana w czasach stalinowskich.

W projekcie nowelizacji ustawy znalazły się też zapisy, które ujednolicają stopnie używane teraz przez funkcjonariuszy wojskowych służb specjalnych z używanymi przez żołnierzy. Miałyby zostać zlikwidowane stopnie: starszy plutonowy, sierżant sztabowy, starszy sierżant sztabowy, młodszy chorąży sztabowy i chorąży sztabowy teraz używane w SKW i SWW. Autorzy projektu proponują, aby wprowadzić też w tych służbach stopnie generała dywizji i generała broni.

W 2013 r. resort obrony sondował możliwość powrotu do przedwojennego kroju munduru galowego z charakterystyczną stójką wraz ze srebrnym wężykiem. Napisaliśmy o tym jako pierwsi w „Rz". Jednak projekt ten decyzją ówczesnego ministra obrony Tomasza Siemoniaka trafił do szuflady, choć z przeprowadzonych wtedy badań przez Wojskowe Biuro Badań Społecznych wynikało, że co trzeci żołnierz opowiadał się za zmianą nazw stopni wojskowych.

Znaczny odsetek respondentów był zdania, że przywrócenie przedwojennych nazw będzie miało wpływ na podniesienie świadomości historycznej żołnierzy (39 proc.), kształtowanie tożsamości jednostek wojskowych (37 proc.), kultywowanie tradycji oręża polskiego (37 proc.), a także wzrost prestiżu żołnierzy w społeczeństwie (27 proc.).

 

 

 

BEZPIECZEŃSTWO ZA GRANICĄ

 

 

 

Rosyjski wieloryb wojskowy przyłapany przez norweskich rybaków. Bieługa miała na sobie dziwną uprząż

DZIENNIK.pl, The Guardian, 29.04.2019, 13:16

 

Norwescy rybacy zauważyli koło swoich łodzi wieloryba z dziwną uprzężą. Biała bieluga dziwnie się zachowywała. Gdy Norwegowie zdjęli ze zwierzęcia obrożę, okazało się, że napisano na niej "Ekwipunek z Sankt Petersburga". Eksperci uważają więc, że to dowód na to, że rosyjska flota testuje używanie zwierząt jako "oddziałów specjalnych".

 

Rybacy z norweskiej wioski Inga opisują dziwne spotkanie z bielugą - pisze brytyjski "Guardian". Wieloryb, który zaczepiał łodzie i nie pozwalał zarzucić sieci, a jednocześnie wydawał się oswojony i nie bał się ludzi, miał na sobie dziwną uprząż, do której dałoby się przyczepić aparat czy broń. Gdy ze zwierzaka zdjęto tę uprząż okazało się, że pochodzi ona z Sankt Petersburga.

 Jeśli ten wieloryb pochodzi z Rosji - a nie ma powodu by w to wątpić - to nie wypuścili go rosyjscy naukowcy, tylko marynarka wojenna - powiedział "Guardianowi" Martin Biuw z norweskiego Instytutu Badań Morskich. Z kolei profesor Audun Rikardsen z Arktycznego Uniwersytetu w Norwegii powiedział, że Rosja prowadzi badania nad oswojeniem wielorybów i część tych zwierząt musiała zostać wypuszczona. Dodał, że próbował wydobyć więcej informacji o projekcie od rosyjskich naukowców. Ci jednak stwierdzili, że wieloryb znaleziony w okolicach Ingi musiał należeć do bazy floty z Murmańska.

Jak tłumaczy "Guardian", rosyjska flota wznowiła bowiem badania, które prowadzono za czasów Związku Radzieckiego. Instytut naukowy z Murmańska pracował bowiem ostatnio - na zlecenie marynarki wojennej - nad sprawdzeniem, czy bielugi nadawałyby się do pilnowania baz wojskowych w Arktyce. 

Według "Guardiana" okazało się jednak, że foki i delfiny bardziej nadają się do "służby wojskowej" niż wieloryby. Lepiej bowiem znoszą arktyczne klimaty i szybciej uczą się komend.

 

 

 

Duma rosyjskiej armii na Defiladzie Zwycięstwa w Moskwie

SPUTNIK news, Grigorij Sysojev, 18:31 29.04.2019

 

Ministerstwo Obrony Rosji przedstawiło kolejność przejazdu sprzętu wojskowego na Defiladzie Zwycięstwa w Moskwie. O tym, co i w jakiej kolejności będzie można zobaczyć 9 maja w Moskwie pisze gazeta „Krasnaja Zwiezda”.

 

Gazeta opublikowała infografikę, w której przedstawiono kolejność przejazdu kolumny zmechanizowanej i przelotu samolotu biorących udział w paradzie na Placu Czerwonym.

Na czele kolumny zmechanizowanej stanie radziecki czołg T-34-85. Przed trybunami przejadą również samochody „Tigr-M” z modułem bojowym „Arbalet”, transporter opancerzony „Kurganiec”, czołgi „Armata”, maszyny bojowe wsparcia czołgów, wieloprowadnicowe wyrzutnie rakietowe, systemy obrony powietrznej, działa samobieżne „Msta-S”, wyrzutnie systemów rakietowych „Iskander-M” i „Jars”. Łącznie przez Plac Czerwony przejedzie ponad 130 sztuk sprzętu kołowego i gąsienicowego.

Część lotnicza będzie reprezentowana przez 74 samoloty podzielone na 17 grup. Na wysokości od 150 do 400 metrów przelecą samoloty bojowe i transportowe oraz śmigłowce, bombowce rakietowe, samoloty cysterny, a także zespoły akrobacyjne „Rosyjscy Witezie” i „Jerzyki”.

9 kwietnia poinformowano, że podczas Defilady Zwycięstwa 9 maja po Placu Czerwonym przejdą nowi uczestnicy, między innymi studenci Moskiewskiego Uniwersytetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, jednostka żeńskiego personelu wojskowego Akademii Wojskowej Obrony Kosmicznej i Korpus Kadetów Komitetu Śledczego.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W WOJSKU I SŁUŻBACH MUNDUROWYCH

 

 

 

W maju na drogach w zachodniej części kraju pojawią się kolumny wojskowe

ONET.pl, PAP, 29.04.2019, 17:18

 

Za kilka dni na drogach zachodniej części Polski należy się liczyć ze wzmożonym ruchem sprzętu wojskowego, przemieszczającego się w rejony ćwiczenia DRAGON-19 – poinformował por. Krzysztof Gonera z 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. Manewry DRAGON-19 rozpoczną się czerwcu na poligonie w Drawsku Pomorskim.

 

DRAGON to cykliczne ćwiczenie taktyczne z wojskami, w którym bierze udział m.in. lubuska dywizja pancerna.

Gonera przekazał, że zapewnienie bezpiecznego przemieszczenia sprzętu stanowi dla tej dywizji najistotniejszy priorytet w etapie przygotowania do ćwiczenia.

- Począwszy od pierwszych dni maja, aż po koniec miesiąca kilkaset egzemplarzy różnego rodzaju ciężkiego sprzętu włączy się w ruch drogowy, podążając w kierunku drawskiego poligonu, z wykorzystaniem między innymi drogi ekspresowej S3 – zapowiedział Gonera.

Miejsca newralgiczne pod względem bezpieczeństwa w komunikacji będą zabezpieczane przez policję i wojskowe kompanie regulacji ruchu, jednak – jak podkreślił Gonera – kierowcy powinni bezwzględnie wzmóc czujność i zachować szczególną ostrożność.

- Wprawdzie wojsko będzie przemieszczać się w pilotowanych i ubezpieczanych przez policję i Żandarmerię Wojskową kolumnach, niemniej przestrzegamy kierowców przed próbami wyprzedzania tych wielotonowych wojskowych maszyn – dodał.

Wojskowe kolumny będą przemieszczać się nie tylko w nocy, ale również w dzień.

 

 

 

MON zmienia wytyczne dotyczące wychowania w armii

RMF.fm, Krzysztof Zasada, 29.04.2019, 18:03

 

MON zmienia wytyczne w sprawie wychowania żołnierzy. Jak dowiedział się reporter RMF FM, z decyzji dotyczącej kształtowania dyscypliny wojskowej zniknęły wartości chrześcijańskie i zasady żołnierzy niezłomnych.

 

Postawy żołnierzy mają teraz nawiązywać do wartości Wojska Polskiego, etosu żołnierskiego oraz historii wojskowości

Wartości chrześcijańskie i zasady żołnierzy niezłomnych wprowadzone do przepisów zostały przez Antoniego Macierewicza, który przed Mariuszem Błaszczakiem był ministrem obrony.

Postawy żołnierzy mają teraz nawiązywać do wartości Wojska Polskiego, etosu żołnierskiego oraz historii wojskowości - zgodnie z historycznymi tradycjami oręża polskiego.

Wcześniej, gdy szefem MON był Macierewicz wymieniano też żołnierzy niezłomnych, chrześcijańskie wartości oraz tradycję "Bóg, Honor, Ojczyzna".

Nowa regulacji na lata 2019-2020 nie złagodziła natomiast zasady "zero tolerancji dla wykroczeń". Powtórzono między innymi, że przełożeni nie powinni nadużywać upomnień i rozmów dyscyplinujących nawet w najdrobniejszych przypadkach łamania regulaminu.

 

 

 

Prezydent odznaczył uczestników walk w Karbali. "Przyczyniliście się do umacniania niepodległości Rzeczpospolitej. Dziękuję"

PAP, LM, 29.04.2019, 16:34

 

Przyczyniliście się do tego, że nasi sojusznicy nas szanują, Rzeczpospolita przez 15 lat zbiera plony waszej wspaniałej postawy - mówił prezydent Andrzej Duda do uczestników walk w irackiej Karbali. Prezydent wraz szefem MON odznaczył ich Medalami Stulecia Odzyskanej Niepodległości.

 

Uroczystość obyła się w poniedziałek w 17. Wielkopolskiej Brygadzie Zmechanizowanej w Wędrzynie (Lubuskie). Wzięli w niej udział dowódcy wojskowi i żołnierze. Przed wręczeniem odznaczeń zabrani obejrzeli krótki film dokumentalny przybliżający wydarzenia w Karbali sprzed 15 lat.

Medale przyznano 34 żołnierzom biorącym udział w tamtej potyczce. Osobiście odebrało je 17 z nich. Część nadal służy w armii, inni przeszli w stan rezerwy. Wśród odznaczonych jest dowodzący wiosną 2004 r. obroną City Hall w Karbali płk Grzegorz Kaliciak.

Dziękuję za bohaterstwo, dziękuję za odwagę, dziękuję za mądrość panu pułkownikowi i wszystkim tym, którzy wtedy dowodzili polskimi żołnierzami, jego podkomendnych, dziękuję za mądrość — podkreślił prezydent.

Przyczyniliście się panowie do umacniania niepodległości Rzeczpospolitej, bo przyczyniliście się z całą pewnością do tego, że nas szanują, szanują nas nasi sojusznicy, szanują nas wszyscy ci, którzy o tamtym czynie bojowym polskich żołnierzach wiedzą — mówił Andrzej Duda.

Rzeczpospolita przez te 15 lat zbiera plony waszej wspaniałej postawy i to, że sojusznicy patrzą na nas tak, jak patrzą, że są obecni na naszym terytorium, to, że nasz głos liczy się w Sojuszu Północnoatlantyckim zawdzięczamy także i wam, waszej odwadze, waszemu bohaterstwu, waszej mądrości — podkreślił prezydent.

Jak dodał, jest za to ogromnie wdzięczny odznaczonym i jest pewny, że Medale „powędrowały na właściwe piersi”.

Na mundury polskich żołnierzy, bohaterów 20-lecia obecności Polski w NATO, bohaterów 30-lecia wolnej i suwerennej ojczyzny — oświadczył.

Według ministra obrony Mariusza Błaszczaka, żołnierze, którzy bronili ratusza w Karbali, udowodnili, że polskie wojsko jest profesjonalne i gotowe wesprzeć sojuszników w trudnych chwilach.

Żołnierze Wojska Polskiego służyli, służą i służyć będą w misjach, które są organizowane przez ONZ, Sojusz Północnoatlantycki, UE, dlatego że tak postrzegamy nasze zobowiązania sojusznicze; dlatego, że uważamy, że to jest gwarancją naszego bezpieczeństwa. Okazujemy solidarność wobec naszych sojuszników, oczekujemy tej solidarności od naszych sojuszników w sytuacji, w której takie wsparcie byłoby konieczne — powiedział szef MON.

Przypomniał, że żołnierze 17WBZ wchodzą w skład wielonarodowej grupy bojowej NATO w Rumunii. Minister podkreślił, że profesjonalizm polskich żołnierzy to atut w zabiegach o zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce.

Po przemówieniach prezydent Andrzej Duda przekazał żołnierzom z 17WBZ flagę państwową, która zabiorą ze sobą na piątą zmianę naszego kontyngentu wojskowego w Rumunii.

Weźcie ją ze sobą niech powiewa nad wami w Rumunii, niech powiewa nad wami wszędzie tam, gdzie będziecie służyli Rzeczypospolitej. Niech będzie znakiem pamięci Prezydenta RP i szacunku Prezydenta RP dla polskich żołnierzy, dla żołnierzy 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej — powiedział prezydent Duda.

Wśród wyróżnionych Medalem jest mł. chor. Paweł Erdmann. Jak powiedział PAP, po 15 latach jest ogromną dumą, że Zwierzchnik Sił Zbrojnych docenia służbę żołnierzy w Iraku.

Nie myślałem, że kiedykolwiek będę brał udział w wydarzeniach historycznych. Tak się złożyło, że można powiedzieć, jak opisane jest to w prasie, była to największa bitwa Wojska Polskiego po II wojnie światowej. Przekuliśmy to w niesamowity sukces, który był troszkę przytłumiony. Gdyby nam z Bułgarami coś wtedy nie poszło, nie oszukujmy się - nie zostalibyśmy zabici, tylko zamordowani i to byłaby największa klęska wojska polskiego i NATO — powiedział Erdmann.

Rotowaliśmy się, byłem tam 24 godziny. Drugiego dnia było ponoć najgorzej. Byłem tam wówczas. To wtedy była euforia, do nas nie docierało zagrożenie. Tam, latały kolorowe pociski, ładnie niebo wyglądało. Natomiast nikt z nas nie myślał, że to jest aż tak mordercze, tym bardziej, że na szczęście nikt z nas nie został ranny, nikt nie był zabity i nikt nie spanikował. Nie było oznak paniki, dlatego to wyszło bardzo dobrze — dodał Erdmann.

Dowodzący wiosną 2004 r. obroną City Hall w Karbali płk Grzegorz Kaliciak powiedział PAP, że chciałby, by ta bitwa stała się symbolem ukazującym, że polscy żołnierze po II wojnie światowej brali udział w różnych misjach, w różnych rejonach świata wykonując trudne zadania i wywiązując się z nich bardzo dobrze.

City Hall - chciałbym, żeby było symbolem dla młodego pokolenia chociażby na to, że polski żołnierz ma swoją wartość, że jest bardzo dobrze wyszklony, że pomimo pewnych niedoskonałości (w 2004 r.) w wyposażeniu, potrafił wykonać zadanie bardzo dobrze

— podkreślił Kaliciak.

Po zakończeniu uroczystości w wędrzyńskim klubie garnizonowym Andrzej Duda wraz z Mariuszem Błaszczakiem udali się na pobliski poligon, by obejrzeć dynamiczny pokaz wyszkolenia żołnierz 17WBZ. Ci przygotowali symulację obrony plutonu wozów opancerzonych zaatakowanego przez wroga w wąwozie.

15 lat temu (od 3 kwietnia 2004 r.) polscy żołnierze II zmiany PKW Irak, którą w znaczniej części tworzyła 17. Wielkopolska Brygada Zmechanizowana, przez kilka dni bronili ratusza w Karbali przed rebeliantami Muktady as-Sadra. Siedziby władz prowincji przed zmasowanym atakiem broniło 50 żołnierzy - 30 polskich i 20 bułgarskich.

W czasie trwających trzy dni zaciekłych walk nie zginął żaden obrońca ratusza. Śmierć poniosło wielu rebeliantów, ostatecznie sadryści wycofali się. Polska flaga nad City Hall nigdy nie została zdobyta. Polacy przez kolejne dni wraz z amerykańską brygadą pancerną oczyszczali miasto z rebeliantów. Obroną ratusza w Karbali dowodził ówczesny kapitan, a obecnie płk Grzegorz Kaliciak dowodzący 6. Mazowiecką Brygadą Obrony Terytorialnej.

Kaliciak swoje wspomnienia zawarł w książce pt. „Karbala. Raport z obrony City Hall”. W 2015 r. odbyła się premiera dramatu wojennego poświęconego temu wydarzeniu pt. „Karbala” w reż. Krzysztofa Łukaszewicza.

17WBZ jest zaliczana do elitarnych jednostek polskich wojsk lądowych. Nazwana jest „cyfrową brygadą” - bo jako pierwsza uczestniczyła w ćwiczeniach z użyciem zaawansowanego sprzętu i technik systemów komputerowych. To jedna z największych i najlepiej wyposażonych jednostek w Polsce. Jej żołnierze stacjonują w Międzyrzeczu i Wędrzynie, wielu ma za sobą udział w misjach zagranicznych w Iraku, Afganistanie i innych częściach świata.

Medal Stulecia Odzyskanej Niepodległości został ustanowiony w 2018 r. Jest nagrodą przyznawaną na pamiątkę stulecia odrodzenia państwa polskiego obywatelom polskim, którzy od czasu odzyskania niepodległości przyczyniali się do budowania i wzmacniania suwerenności, niepodległości, kulturowej tożsamości i materialnej pomyślności Rzeczypospolitej.

 

 

Medale za udział w bitwie o Karbalę

WIADOMOŚCI TVP, 29.04.2019, 19:30

 

Prezydent - wraz z szefem MON, odznaczył Medalem Stulecia Odzyskanej Niepodległości uczestników walk w irackiej Karbali, w 2004 roku. Tymczasem już za trzy dni ulicami Warszawy przemaszeruje wielka defilada, która ma podkreślić nasz udział w NATO i Unii Europejskiej.

 

materiał wideo na: https://wiadomosci.tvp.pl/42410678/medale-za-udzial-w-bitwie-o-karbale

 

 

 

Po szkoleniu poligony będą jak nowe

DEFENCE24, Łukasz Zalesiński, 29.04.2019, godz. 14:21

 

Te ćwiczenia pozwalają sprawdzić się sojusznikom we współpracy, a jednocześnie przynoszą wymierną korzyść. Modernizacja i rozbudowa infrastruktury polskich poligonów to bowiem główny cel „Resolute Castle 2019”, które rozpoczęły się dziś w Żaganiu. Wezmą w nich udział żołnierze wojsk inżynieryjnych – przede wszystkim z USA i Polski. Przedsięwzięcie potrwa pół roku.

 

Obozowisko Karliki pod Żaganiem. To między innymi tutaj stacjonują amerykańskie wojska, które od kilku lat rotacyjnie przyjeżdżają do Polski w ramach misji „Atlantic Resolve”. Na jednym z placów w równych rzędach stoją pojazdy inżynieryjne w ciemnożółtym kamuflażu: koparki, spychacze, różnego rodzaju ciężarówki i transportery. W namiocie obok za moment rozpocznie się ceremonia inaugurująca kolejną edycję ćwiczenia „Resolute Castle”. A właściwie jego żagańską odsłonę, ponieważ kilka dni wcześniej podobna uroczystość odbyła się w Drawsku Pomorskim.

– W przedsięwzięcie zaangażowanych zostanie około 350 żołnierzy wojsk inżynieryjnych, przede wszystkim z Polski i Stanów Zjednoczonych, ale także innych państw – mówi mjr Marek Sobieszek, szef wydziału poligonowego Ośrodka Szkolenia Poligonowego w Żaganiu. Dlatego na dzisiejszej uroczystości pojawili się także przedstawiciele armii duńskiej. Celem ćwiczenia jest rozbudowa i modernizacja infrastruktury polskich poligonów. – W Polsce od pewnego czasu stacjonują nasze wojska. Mamy też sojuszników, z którymi regularnie ćwiczymy. Zatem odpowiednie przygotowanie poligonów to dla nas sprawa kluczowa – podkreśla gen. bryg. Matthew Baker z 416 Oddziału Inżynieryjnego Rezerwy Armii Stanów Zjednoczonych. Przez najbliższe sześć miesięcy sojuszniczy żołnierze będą między innymi remontować i modernizować wytyczone na poligonach drogi, ale też wzmacniać budynki. – Skorzystamy z traktorów, dźwigów, ciężarówek. Będziemy używali betonu i cementu. Słowem: zamierzamy prowadzić prace budowlane z prawdziwego zdarzenia. Nasi inżynierowie przygotowują już odpowiednie projekty techniczne – dodaje.

Ćwiczenie „Resolute Castle” organizowane są w Polsce już po raz drugi. – Ubiegłoroczne zakończyły się sukcesem. Osiągnęliśmy wszystkie zamierzone cele – zapewnia gen. Baker. Specjaliści od inżynierii na poligonie drawskim zbudowali wówczas m.in. punkt tankowania i uzbrajania śmigłowców, ruchomy cel dla szkolących się tam żołnierzy, rozstawili nowe agregaty prądotwórcze oraz rozpoczęli budowę obozowiska dla 1200 osób.

– Dzięki ćwiczeniu zacieśniliśmy współpracę z naszymi polskimi partnerami oraz polskimi władzami. Układa się ona coraz lepiej – zapewnia gen. Baker. Major Sobieszak dodaje, że takie przedsięwzięcia podnoszą stan techniczny poligonów na wyższy poziom. – Jednocześnie pozwalają sprawdzić się naszym wojskom inżynieryjnym w realnym działaniu – podkreśla oficer.

Ćwiczenia „Resolute Castle” organizowane są także w Rumunii. Tam Amerykanie wespół z miejscowymi żołnierzami rozbudowują drogi na poligonach i stawiają wieże strażnicze pomagające chronić wojskowe tereny. Pod koniec ubiegłego roku portal „Stars and Stripes” (dziennik internetowy sił zbrojnych USA) podał, że armia Stanów Zjednoczonych zamierza w poprawę infrastruktury poligonowej w Polsce i Rumunii zainwestować 24 miliony dolarów.

 

 

 

O PRZEMYŚLE OBRONNYM I SPRZĘCIE

 

 

 

Raport SIPRI: Wydatki na zbrojenia stale rosną

DEUTSCHE WELLE, Helle Jeppesen, 29.04.2019

 

USA, Chiny, Arabia Saudyjska, Indie i Francja wydają na zbrojenia więcej pieniędzy niż wszystkie pozostałe kraje świata łącznie. Wynika to z najnowszego raportu SIPRI.

 

Trudno jest sobie wyobrazić sumę 1822 mld dolarów. Tymczasem właśnie tyle pieniędzy przeznaczono w 2018 roku na wydatki zbrojeniowe, o 2,6 procent więcej niż w roku 2017. Poinformował o tym w swym najnowszym raporcie Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem (SIPRI) w Sztokholmie.

Największy wzrost wydatków na zbrojenia odnotowano w USA. Stany Zjednoczone wydały na ten cel w roku ubiegłym prawie tyle samo pieniędzy co osiem następnych państw na światowej liście rankingowej w dziedzinie zbrojeń. "Tegoroczny wzrost wydatków na zbrojenia jest pierwszym wzrostem od siedmiu lat", powiedział w rozmowie z Deutsche Welle kierownik programu badań wydatków wojskowych w SIPRI Nan Tian. Jak wyjaśnił dalej "USA przystąpiły do realizacji szeroko zakrojonego programu modernizowania swych sił zbrojnych. Na ten cel zamierzają przeznaczyć sumę 1,8 bln dolarów w ciągu najbliższych 20 lat. Program ten obejmuje zarówno modernizację sił konwencjonalnych, jak i broni nuklearnych".

Z nowego raportu SIPRI wynika, że najwięcej pieniędzy na zbrojenia przeznaczają USA, Chiny, Arabia Saudyjska oraz Indie. Na piątym miejscu w roku 2018 znalazła się Francja, a za nią Rosja, która po raz pierwszy uplasowała się na szóstym miejscu na liście SIPRI. Nie oznacza to jednak, że Rosja w roku ubiegłym zaczęła przeznaczać znacznie więcej pieniędzy na zbrojenia niż w latach ubiegłych, tylko stąd, że SIPRI przeliczył jej wydatki na dolary USA. "W roku 2018 rosyjskie wydatki na wojsko spadły o 3,5 procent, ale wynika to wyłącznie z inflacji. W rublach Rosja wydała w 2018 roku tyle samo pieniędzy co w roku 2017", wyjaśnił Nan Tian.

 

Europa Wschodnia jest zaniepokojona

 

Rosyjskie wydatki na cele militarne wywołały zaniepokojenie wśród jej wschodnioeuropejskich sąsiadów, stwierdza raport SIPRI: Konflikt rosyjsko-ukraiński wzmaga napięcie w tym regionie i wpływa na wzrost wydatków na zbrojenia. Ukraina wydała na nie w 2018 roku 4,8 mld dolarów, co oznacza wzrost o 21 procent w porównaniu z rokiem 2017. Także inne państwa, takie jak Bułgaria, Łotwa, Litwa, Rumunia i Polska wyraźnie zwiększyły w 2018 roku swoje wydatki wojskowe, aby przeciwdziałać zagrożeniu ze strony rosyjskiego sąsiada.

W Europie Zachodniej Francja, Wielka Brytania i Niemcy należą do grupy dziesięciu państw o największych wydatkach wojskowych w skali światowej. Niemcy także zwiększyły swe wydatki na zbrojenia. Rząd w Berlinie chce przeznaczyć na ten cel 1,5 procent PKB do roku 2025. W tej chwili Niemcy wydają na wojsko 1,2 procent PKB, chociaż USA domagają się od nich, podobnie jak i od innych sojuszników z NATO, 2 procent PKB.

 

 Chiński olbrzym

Na drugim miejscu na liście państw świata przeznaczających najwięcej pieniędzy na cele militarne znajdują się Chiny.  Na zakup broni i unowocześnienie armii Chiny wydają 250 mld dolarów rocznie. W ciągu ubiegłych dziesięciu lat chińskie wydatki na ten cel zwiększyły się aż o 83 procent. Po pierwsze dlatego, że - jak uważa ekspert SIPRI - Chiny starają się zwiększyć swój wpływ na bieg spraw w ich regionie. "Chiny nie życzą sobie, żeby USA zwiększyły własne wpływy w państwach z nimi sąsiadujących. Na tym tle pomiędzy Chinami i USA utrzymuje się silne napięcie", twierdzi Nan Tian.  Po drugie, na wzrost chińskich wydatków wojskowych z pewnością wpływa plan modernizacji sił zbrojnych USA. To samo odnosi się także do Rosji.

"Nie nazwałbym tego jeszcze wyścigiem zbrojeń, ale te trzy państwa wydają więcej pieniędzy na wojsko i starają się je wyposażyć w nowy, lepszy i skuteczniejszy sprzęt, który często jest bardzo drogi", dodał Nan Tian z SIPRI.

W ich nowym arsenale coraz częściej znajduje się broń autonomiczna, broń przydatna w prowadzeniu wojny cybernetycznej oraz broń biologiczna. Niedawno, na konferencji w MSZ w Berlinie, eksperci SIPRI ostrzegli przed szybkim wzrostem nowych rodzajów broni biogicznej.  

 

Trwają dostawy broni do Arabii Saudyjskiej

Pomimo spadku cen ropy naftowej i zmniejszenia o 6,5 procent wydatków na zbrojenia Arabii Saudyjskiej, były one w roku ubiegłym nadal tak duże, że kraj ten znajduje się na trzecim miejscu aktualnej listy SIPRI. Wydatki wojskowe Arabii Saudyjskiej wynoszą, jak się ocenia, około 67,6 mld dolarów. Jest ona największym importerem broni na świecie i chętnie widzianym gościem na targach broni oraz cenionym klientem międzynarodowych firm zbrojeniowych.

W umowie koalicyjnej rządu federalnego postanowiono wstrzymać eksport broni do Arabii Saudyjskiej ze względu na jej udział w wojnie w Jemenie. Po zamordowaniu krytycznego wobec dworu saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego rząd w Berlinie ogłosił w listopadzie ubiegłego roku wstrzymanie sprzedaży niemieckiego uzbrojenia do Arabii Saudyjskiej. Wyegzekwowanie tej decyzji napotyka jednak trudności, ponieważ wiele systemów niemieckiego uzbrojenia produkowanych jest we współpracy z partnerami z innych krajów w ramach międzynarodowych programów zbrojeniowych. Uczestniczące w nich kraje nie ogłosiły wstrzymania sprzedaży broni do Arabii Saudyjskiej.

 

Turcja zbroi się nadal

Podobne trudności występują w stosunkach Niemiec z Turcją. W Niemczech utrzymuje się niezadowolenie z powodu naruszania praw człowieka w Turcji oraz tureckiej ofensywy przeciwko Kurdom w Syrii. Coraz częściej słychać głosy domagające się wstrzymania albo przynajmniej ograniczenia niemieckiego uzbrojenia do Turcji. Mimo to Turcja zbroi się nadal. W roku ubiegłym tureckie wydatki na zbrojenia zwiększyły się o 24 proc., co daje w tej chwili Turcji 15 miejsce na liście SIPRI.

"Turcja wydaje coraz więcej pieniędzy na realizację krótkoterminowego programu dozbrojenia i unowocześnienia jej armii. Dlatego kupuje bardzo dużo nowej broni. Poza tym Turcja nasila swoją ofensywę przeciwko kurdyjskim siłom zbrojnym w Syrii, co także kosztuje dużo pieniędzy", wyjaśnia Nan Tian z SIPRI.

 

Odwieczni wrogowie: Indie i Pakistan

Indie w ciągu pięciu kolejnych lat zwiększały stale swoje wydatki wojskowe, co daje im czwarte miejsce na liście SIPRI. Wydatki wojskowe Indii, które w roku ubiegłym wyniosły 66,5 mld dolarów, są prawie sześć razy większe niż wydatki na wojsko ich odwiecznego wroga - Pakistanu. Oba te państwa, dysponujące także bronią atomową, kontynuują wzrost wydatków na zbrojenia, a sytuacja w Kaszmirze, o który stale rywalizują, pozostaje trudna do przewidzenia i stwarza zagrożenie dla całego regionu.

Ogólnie rzecz biorąc w całej Azji wydaje się coraz więcej pieniędzy na zbrojenia. Jak wynika z nowego raportu SIPRI ten stan rzeczy utrzymuje się nieprzerwanie od prawie 30 lat. Należy przy tym podkreślić, że najszybszy wzrost wydatków wojskowych ma miejsce w Chinach, Indiach, Japonii i w Korei Południowej. Wszystkie te państwa znajdują się w pierwszej dziesiątce na liście SIPRI.

 

Afryka: broń za ropę naftową

Afryka jest tym kontynentem, na którym w roku ubiegłym wydano w sumie mniej pieniędzy na zbrojenia niż w latach ubiegłych. Ten trend utrzymuje się od czterech lat. Zjawiskiem charakterystycznym w roku 2018 było to, że cztery państwa północnoafrykańskie wydały na zbrojenia więcej pieniędzy niż 45 państw położonych na południe od Sahary łącznie. Wydatki Sudanu na wojsko spadły aż o 49 procent, a Angoli o 18 procent. Nan Tian z SIPRI zwraca jednak uwagę, że do tych danych należy podchodzić z rezerwą. "Mamy prawo podejrzewać , że Sudan wydaje więcej pieniędzy na zakup uzbrojenia, ale pieniądze te nie pochodzą z budżetu państwa i nie możemy ich przez to śledzić. Sudan przeznacza bezpośrednio na wojsko pieniądze otrzymane ze sprzedaży ropy naftowej, ale nie jesteśmy w stanie tego udowodnić", mówi Tian.

W listopadzie 2018 roku instytut SIPRI przedstawił wyniki analizy świadczące o wzroście transparentności wydatków militarnych w Afryce, ale Sudan nie jest bynajmniej jednym państwem afrykańskim, które stara się utrzymać w tajemnicy swoje prawdziwe wydatki na zbrojenia. Podobnie postępują władze Sudanu Południowego i Angoli, twierdzi Tian.

239 dolarów na głowę mieszkańca

Raport SIPRI obejmuje tylko te wydatki na zbrojenia, które zostały opublikowane oficjalnie oraz te, pochodzące z ogólnie dostępnych źródeł. Nie jest on zatem kompletny, ponieważ nie uwzględnia danych o tajnych operacjach zakupu broni. Przypuszcza się, że na świecie wydano w roku ubiegłym na zbrojenia więcej pieniędzy niż wspomniane na początku 1822 mld dolarów. W przeliczeniu na głowę mieszkańca naszej planety oznacza to 239 dolarów.

Zdaniem Nana Tiana z SIPRI jest to suma iście astronomiczna, jeśli weźmiemy pod uwagę, że wielu ludzi na Ziemi musi utrzymać się za jednego lub dwa dolary dziennie.

 

 

 

Powstała pierwsza partia radarów Patriot z anteną polskiej produkcji

FORSAL.pl, PAP,  29.04.2019, 12:02

 

Firma Raytheon we współpracy z polskim przemysłem ukończyła integrację anteny systemu identyfikacji swój-obcy produkowanej przez PIT-Radwar z radarem systemu Patriot dla jednego z zagranicznych klientów – poinformował Raytheon.

 

Jak podkreśliła amerykańska korporacja w przesłanym PAP w poniedziałek komunikacie, jest to ostatni zestaw Patriot z anteną PIT-Radraw wyprodukowany dla tego konkretnego klienta, jednak kolejni klienci "również będą potrzebować systemów Patriot z anteną PIT-Radwar".

Anteny systemu IFF z PIT-Radwar mają być wykorzystywane w radarach przeznaczonych dla Polski i innych nowych użytkowników systemu Patriot.

Pierwszą partię anten z wchodzącego w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej PIT-Radwar producent systemu Patriot odebrał w 2017 r., jeszcze przed podpisaniem międzyrządowej umowy na dostawę zestawów dla Polski.

Kontrakt na realizację pierwszej z dwóch planowanych faz programu obrony powietrznej średniego zasięgu Wisła został podpisany pod koniec marca ubiegłego roku. Wartość pierwszej fazy programu Wisła wyniosła 4,75 mld dolarów (ok. 16,6 mld zł), z czego ok. 700 mln zł ma trafić do polskich zakładów.

W połowie marca br. wchodząca w skład PGZ Huta Stalowa Wola S.A. i Raytheon Integrated Defense Systems podpisały porozumienie umożliwiające rozpoczęcie przygotowań do produkcji i integracji 16 wyrzutni M903.

Pod koniec marca PGZ i koncern Lockheed Martin produkujący pociski PAC-3 MSE, które maja być podstawowym uzbrojeniem polskich zestawów, zawarły umowy offsetowe dotyczące elementów wyrzutni i pocisków oraz ich testów w Polsce.

System obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Patriot został dotychczas wybrany przez 16 państw.

 

 

 

To jeden z najlepszych śmigłowców świata. Zapraszamy na pokład Black Hawka

TVP INFO, AB, MNIE, 29.04.2019, 15:45

 

Maksymalna prędkość przelotowa to niemal 300 km na godzinę. Pułap – ponad 5 km. Zasięg operacyjny obejmuje prawie całą Polskę. Policjanci otrzymali właśnie trzeci z zamówionych śmigłowców Black Hawk. Są przystosowane do działania w ramach operacji kontrterrorystycznych z policyjnymi specjalsami na pokładach. Publiczną prezentację zaplanowano podczas defilady w Warszawie 3 maja. Reporterowi TVP Info udało się wsiąść na pokład legendarnej maszyny wcześniej.

 

materiał wideo na: https://www.tvp.info/42410777/to-jeden-z-najlepszych-smiglowcow-swiata-zapraszamy-na-poklad-black-hawka

 

 

 

 

Okrętowy System Zarządzania Walką SCOT

DEFENCE24, Hubert Jando, 29 kwietnia 2019, 10:16

 

Jednym z głównych czynników, który decyduje o rzeczywistej wartości bojowej nowoczesnego okrętu jest zintegrowany system walki, w który został on wyposażony. Celem zapewnienia poprawnej realizacji postawionych przed okrętem zadań, niezbędnym staje się powiązanie w jednolity system coraz liczniej zgromadzonych na jego pokładzie sensorów i efektorów. System ten powinien dodatkowo ułatwiać przepływ oraz przetworzenie informacji, a także pozwolić na zaplanowanie misji oraz przygotowanie odpowiedniego scenariusza działań. Wchodzący w  skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej (PGZ) gdyński Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Centrum Techniki Morskiej S.A. (OBR CTM S.A.), opracował pierwszy polski okrętowy system spełniający ww. warunki, który funkcjonuje pod nazwą ”SCOT”. Jest on systemem uniwersalnym i stanowi bazę dla dedykowanych okrętowych systemów dowodzenia i kierowania uzbrojeniem. SCOT jest jednolitą platformą systemową przeznaczoną dla różnej klasy okrętów Marynarki Wojennej RP, m.in. nowoczesnych niszczycieli min typu „Kormoran”, okrętów ratowniczych projektu „Ratownik”, a także okrętów uderzeniowych pisze w artykule dla Defence24.pl dr Hubert Jando, rzecznik prasowy OBR CTM S.A. 

OBR CTM S.A. posiada duże doświadczenie w  opracowywaniu i  wdrażaniu okrętowych systemów wspomagania dowodzenia i kierowania uzbrojeniem przeznaczonych dla polskiej Marynarki Wojennej. Działania zmierzające do stworzenia tych systemów rozpoczęto jeszcze w  latach 90-tych, w  ramach prac badawczo-rozwojowych i  wdrożeniowych. Ich efektem było opracowanie systemu wspomagania dowodzenia okrętem przeciwminowym o nazwie „Pstrokosz”. Jego głównym celem było połączenie podsystemów okrętowych w jedno spójne środowisko, przyjazne dowódcy i załodze okrętu, aby zautomatyzować proces wspomagania dowodzenia okrętem podczas realizacji zadań bojowych.

Zintegrowano w jego ramach m.in. urządzenia nawigacyjne, łączność i obserwację techniczną, pozwalającą na tworzenie obrazu sytuacji taktycznej wokół okrętu, a  jednocześnie wspomagającego realizację procesów decyzyjnych, w aspekcie optymalnego wykorzystania systemów przeciwminowych. Jego następcą jest opracowany w nowej technologii na początku XXI wieku, system kierowania uzbrojeniem broni podwodnej „Bełtwa”. Pozwalał on m.in. na monitorowanie pracy urządzeń nawigacyjnych, łączności, uzbrojenia trałowego i stacji hydrolokacyjnych oraz na dynamiczne pozycjonowanie okrętu, co zwiększyło możliwości operacyjne użycia bezzałogowych systemów obserwacji i niszczenia min. Obydwa systemy znalazły się na wyposażeniu polskich sił obrony przeciwminowej.

Doświadczenia zdobyte przy realizacji wspomnianych systemów i zbudowane przy nich kompetencje były doskonałymi punktami wyjścia do opracowania przez gdyńską spółkę systemu SCOT. Podstawową funkcją systemu jest integracja różnorodnych podsystemów okrętowych, począwszy od środków zwalczania celów powietrznych, nawodnych i podwodnych oraz zagrożeń asymetrycznych, po środki obserwacji technicznej, system łączności czy zintegrowany system nawigacyjny w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa pływania, monitorowania aktualnego położenia geograficznego, parametrów ruchu okrętów oraz dystrybucji obrazu sytuacji taktycznej.

System wspomaga działania bojowe realizowane przez załogę okrętu w zakresie efektywnego wykorzystania wszystkich działających na okręcie sensorów i efektorów. Ponadto wspomaga planowanie zadania (misji), procesy decyzyjne i pozwala na monitorowanie realizacji zadań oraz raportowanie. Warto podkreślić, że system SCOT bazuje na elementach powstających w OBR CTM S.A. Stosowane rozwiązania informatyczne i organizacyjne pozwalają przede wszystkim redukować ryzyko wystąpienia problemów technicznych, skracać czas wytwarzania, obniżać koszty tak w procesach tworzenia i wdrażania elementów systemu, jak i w trakcie jego wieloletniej eksploatacji.

System w zakresie jego funkcjonalności posiada dwie podstawowe warstwy. Pierwsza z nich zawierająca stałe funkcjonalności odpowiada m.in. za komunikację między elementami systemu. Z kolei druga warstwa zawiera funkcjonalności dedykowane dla określonej klasy okrętu (np. obrona powietrzna, zwalczanie min, działania hydrograficzne itp.). Skalowalność, otwartość i duże możliwości konfiguracyjne SCOT-a uzyskano poprzez zastosowanie architektury modułowej, pozwalającej na dołączanie nowych urządzeń (efektorów i sensorów) za pośrednictwem okrętowej szyny danych. Z systemem SCOT współpracują inne urządzenia okrętowe zaprojektowane i wytworzone również w OBR CTM S.A., jak na przykład konsole systemu dowodzenia okrętem i kierowania środkami walki. Poza głównymi funkcjami charakterystycznymi dla określonych klas okrętów, system SCOT pozwala na realizację szkolenia operatorów (zaimplementowane funkcje treningowe).

SCOT w wersji dedykowanej dla niszczyciela min został wdrożony na prototypowym okręcie projektu 258 „Kormoran” zbudowanym przez polskie Konsorcjum, w skład którego wszedł OBR CTM S.A., i został już szczegółowo sprawdzony w warunkach rzeczywistych na morzu.

Oprócz wspomnianego już systemu SCOT w wersji dla niszczyciela min, przygotowano także wariant z myślą o zastosowaniu na okrętach uderzeniowych. W tym zakresie OBR CTM S.A. posiada spore doświadczenia zdobyte podczas wykonania eksportowego systemu zarządzania walką dla okrętów rakietowych udowadniając, że w Polsce można zintegrować uzbrojenie rakietowe i artyleryjskie w obrębie jednego  okrętowego systemu walki.

Obecnie gdyńskie Centrum pomyślnie realizuje kolejne etapy budowy nowych okrętów przeznaczonych dla Marynarki Wojennej RP, t.j. okrętu ratowniczego typu „Ratownik” oraz dwóch kolejnych niszczycieli min typu „Kormoran”. OBR CTM S.A. uczestniczy w realizacji ww. projektów, zgodnie z podpisanymi w dniu 27 grudnia 2017 roku umowami, dostarczając na ww. typy  okrętów kluczowe, z punktu widzenia realizowanych przez nie zadań bojowych, systemy tj. Zintegrowane Systemy Walki w przypadku okrętów t. „Kormoran” , Systemy Wojny Minowej oparte o produkowane w OBR CTM S.A. stacje hydrolokacyjne SHL-101/TM, SHL-300, ładunki wybuchowe do niszczenia min morskich „Toczek” oraz  Zintegrowany System Misji w przypadku okrętu OR „Ratownik”. Fundamentem technologicznym wymienionych systemów jest opracowany w OBR CTM S.A. Okrętowy System Zarządzania Walką SCOT. Ponadto Spółka dostarcza na obydwa typy okrętów wyposażenie pionierskiego systemu obrony biernej.

dr Hubert Jando, rzecznik prasowy OBR CTM S.A. 

 

 

 

 

PIT-Radwar na okrętowej konferencji

DEFENCE24, 29 kwietnia 2019, 11:49

 

Spółka PIT-Radwar bierze udział w spotkaniu International Frigate Working Group, odbywającym się na Akademii Marynarki Wojennej. Spółka prezentuje armatę morską AM-35.

 

W dniach od 24 do 30 kwietnia br. w Akademii Marynarki Wojennej odbywa się międzynarodowe spotkanie International Frigate Working Group. Podczas konferencji przedstawiciele krajów użytkujących fregaty typu OHP dzielą się informacjami i doświadczeniami zdobytymi w trakcie eksploatacji. W tegorocznej edycji IFWG uczestniczą , m.in., delegaci z USA, Nowej Zelandii, Bangladeszu, Hiszpanii, Filipin, Nigerii.

Na towarzyszącej spotkaniu ekspozycji PIT-Radwar okrętowy system artyleryjski oparty na armacie morskiej AM-35, przeznaczony do zwalczania celów powietrznych na niskich i średnich wysokościach. 

System jest oparty o armatę KDA, licencyjnie produkowaną w Hucie Stalowa Wola (pierwotnie jej technologia została pozyskana z myślą o zestawie Loara). Pierwszy egzemplarz AM-35 zainstalowany został na korwecie ORP Kaszub. Przewiduje się, iż system stanie się uzbrojeniem niszczycieli min Kormoran II, a w przyszłości również innych okrętów.

 

 

 

Rakietowy offset Wisły w Zielonce [Defence24 TV]

DEFENCE24, Jakub Palowski, 29 kwietnia 2019, 14:44

 

Wojskowe Zakłady Elektroniczne w Zielonce są jednym z beneficjentów programu offsetowego, związanego z realizacją pierwszej fazy programu obrony powietrznej Wisła. Spółka będzie odpowiedzialna za wsparcie eksploatacji systemu PAC-3 MSE, ale też produkcję wybranych elementów elektronicznych wyrzutni i rakiet.

 

Wojskowe Zakłady Elektroniczne w Zielonce uczestniczą w programie offsetowym, związanym z pierwszą fazą pozyskania systemu obrony powietrznej Wisła. W końcu marca spółki PGZ, w tym WZE, podpisały umowy wykonania zobowiązań offsetowych z koncernem Lockheed Martin. Wartość tych zobowiązań wyceniona została na 725 mln zł. 

Lockheed Martin dostarcza w programie Wisła przede wszystkim pociski rakietowe PAC-3 MSE (Polska zakupiła ich ponad 200), przez co offset, za jaki odpowiedzialna jest ta firma związany jest przede wszystkim (choć nie tylko) z systemem PAC-3 MSE.

Umowa z WZE SA dotyczy serwisowania i produkcji elementów pocisków rakietowych PAC-3 MSE oraz wyrzutni przeznaczonych do tych rakiet. 

Zakres offsetu daje nam duże możliwości dotyczące produkcji bloków elektroniki dla wyrzutni Patriot, jak i dla całej sekcji rakiety PAC-3 MSE. Mamy dobrze rozwinięte zespoły R&D w obszarze elektroniki i konstrukcji elektronicznych. Jesteśmy przygotowani na to, by produkować takie bloki elektroniki zarówno dla polskiego odbiorcy, jak i na eksport

dr inż. Konrad Markowski, dyrektor biura wdrożeń Wojskowych Zakładów Elektronicznych SA

Od ponad roku spółka wprowadza międzynarodową normę zarządzania jakością klasy AS 9100, opartą na normie ISO 9001. Dzięki temu jest odpowiednio przygotowana do współpracy z amerykańskimi partnerami. 

WZE mają duże doświadczenie w realizacji podobnych programów offsetowych, w tym dotyczących nowoczesnych systemów rakietowych. Obecnie prowadzą kompleksowe wsparcie eksploatacji systemu NDR, użytkowanego przez Morską Jednostkę Rakietową. Umowa w tym zakresie podpisana została jeszcze w 2017 roku. Z kolei w ramach offsetu za pierwszą fazę obrony powietrznej średniego zasięgu Wojskowe Zakłady Elektroniczne stworzą więc potencjał, który pozwoli w kraju wspierać eksploatację efektora systemu Wisła, ale jednocześnie daje możliwości eksportowe. 

Możliwe też, że właśnie w Zielonce powstanie laboratorium do badań pocisków rakietowych. Umowę na stworzenie takiego laboratorium, w ramach offsetu na pierwszą fazę Wisły podpisała Polska Grupa Zbrojeniowa, do której należą WZE. W rozmowie z Defence24.pl prezes PGZ Witold Słowik mówił, że rozważa się umieszczenie takiego laboratorium w Zielonce. Ostateczne decyzje jednak na razie nie zapadły. Spółka cały czas wspiera też zmodernizowany system S-125 Newa-SC, jaki pozostanie w służbie do czasu pełnego wprowadzenia zestawów Wisła i Narew do jednostek rakietowych Sił Powietrznych.

Przypomnijmy, że pociski PAC-3 MSE stanowią podstawowe uzbrojenie systemu Wisła w pierwszej fazie. Są przeznaczone do zwalczania szerokiego spektrum celów – zarówno aerodynamiczych, jak i zaawansowanych pocisków balistycznych. W rozmowie z Defence24.pl wiceprezes Lockheed Martin Missiles and Fire Control ds. programu PAC-3 Jay Pitman mówił, że koncern złożył Polsce propozycję dostarczenia kolejnej partii PAC-3 MSE w ramach drugiej fazy Wisły. Taka oferta byłaby alternatywą dla pocisku SkyCeptor, proponowanego przez Raytheon.

W ramach umowy zawartej 15 kwietnia z Lockheed Martin, obok WZE i samej PGZ, zaangażowane będą też inne spółki. Grudziądzkie WZU otrzyma zdolności produkcji elementów wyrzutni M903, z której odpalane są pociski rakietowe PAC-3 MSE (jak i PAC-3 CRI oraz PAC-2 GEM-T, których nie zakupiła Polska). Zdolności produkcyjne elementów wyrzutni „pocisków PAC-3 MSE” będą budowane też w WZL nr 1, a konkretnie w jej oddziale w Dęblinie (dawne WZL nr 4). Z kolei bydgoskie WZL nr 2 otrzyma zdolności związane ze wsparciem statków powietrznych (w praktyce przede wszystkim F-16).

Na podpisanie czeka drugi pakiet umów wykonania zobowiązań offsetowych pierwszej fazy programu Wisła, z firmą Raytheon, obejmujący także zobowiązania firmy Northrop Grumman. Jak niedawno informował Defence24.pl, termin podpisania tych umów przesunięty został, na prośbę offsetodawcy, z 15 kwietnia na 15 czerwca.

Główna umowa na realizację pierwszego etapu programu Wisła podpisana została w marcu 2018 roku, a szacowana wartość pierwszej fazy obrony powietrznej średniego zasięgu to 4,75 mld dolarów. Za tę kwotę Polska otrzyma cztery jednostki ogniowe (dwie baterie) systemu IBCS/Patriot, wraz z ponad 200 pociskami PAC-3 MSE. Umowa obejmuje także niektóre elementy kompletnego systemu Wisła, na przykład wsparcie eksploatacji i aktualizacje oprogramowania systemu IBCS do 2026 roku.

Dostawy związane z pierwszą fazą systemu Wisła mają zakończyć się do 2022 roku, do tej daty powinny też zostać zrealizowane wszystkie zobowiązania offsetowe. Pentagon, w ramach procedury FMS złożył już zamówienia na realizację pierwszych elementów Wisły u trzech głównych partnerów programu – Raytheon (we wrześniu 2018 roku), Lockheed Martin (pod koniec lutego br.) i Northrop Grumman (w marcu br.). Osiągnięcie gotowości przez system Wisła pozyskiwany w I fazie planowane jest na lata 2023-2024.

 

 

 

Patrioty coraz bardziej polskie

POLSKA-ZBROJNA, Krzysztof Wilewski, 29.04.2019, godz. 16:46

 

Fabrykę amerykańskiego koncernu Raytheon opuściła właśnie pierwsza partia radarów do zestawów przeciwrakietowych Patriot, w których zainstalowane zostały komponenty opracowane przez inżynierów z firmy PIT-RADWAR. To anteny systemu identyfikacji „swój – obcy”, pozwalającego obsłudze wyrzutni odróżnić maszyny sojusznicze od nieprzyjacielskich.

 

 

Opracowanie i wdrożenie do seryjnej produkcji w zestawach Patriot polskich anten systemu „swój–obcy” (z ang. IFF – Identification Friend or Foe) zwieńczyło pięć lat prac badawczo-rozwojowych. Umowa na opracowanie przez PIT-RADWAR anteny IFF, obejmująca zaprojektowanie, przebadanie i przetestowanie oraz wyprodukowanie partii próbnej, podpisana została w październiku 2014 roku. W listopadzie 2016 roku amerykański Raytheon zlecił polskiej spółce wyprodukowanie partii seryjnej urządzeń. Ich montaż w radarach Patriotów przeznaczonych dla zagranicznego odbiorcy (koncern nie ujawnił, jaki to kraj) rozpoczął się w ubiegłym roku, a zakończył pod koniec kwietnia.

Antena systemu „swój–obcy” to kolejny element amerykańskich wyrzutni przeciwrakietowych Patriot, który opracowany został przez polską firmę zbrojeniową. Od 3 lat są w nich instalowane także routery spółki Teldat, zapewniające im sieciocentryczną łączność.

Współpraca z Raytheonem to dla PIT-RADWAR-u ogromna szansa na eksport. – PIT-RADWAR jest częścią łańcucha dostaw Raytheona. Planujemy wykorzystywać anteny tej firmy w radarach przeznaczonych dla Polski i innych nowych użytkowników systemu Patriot – mówi Pete Bata, wiceprezes polskiego programu zintegrowanej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej w Raytheon Integrated Defense Systems.

System „swój–obcy” to jedno z najważniejszych urządzeń każdego zaawansowanego zestawu przeciwlotniczego. W samolotach, śmigłowcach i dronach instalowane są nadajniki, które wysyłają do naziemnych odbiorników (anten) zaszyfrowaną informację, pozwalającą zidentyfikować każdą wykrytą przez radar maszynę i odróżnić własne statki powietrzne od nieprzyjacielskich.

 

 

 

Powstaje Leonardo Poland

DEFENCE24, Maciej Szopa, 29 kwietnia 2019, 11:24

 

Leonardo, międzynarodowy koncern lotniczo-zbrojeniowy - u którego Polska zamówiła w zeszły piątek cztery śmigłowce morskie AW101, a wcześniej m.in. łącznie 16 samolotów M-346 Master/Bielik – poinformował o utworzeniu spółki Leonardo Poland. Celem jej istnienia jest dalsza konsolidacja obecności i rozwoju działalności biznesowej grupy w Polsce.

 

Leonardo Poland sp. z o.o. została zarejestrowana w Krajowym Rejestrze Sądowym jeszcze 4 marca br. Powstanie tej spółki nie dziwi biorąc pod uwagę wartość zamówień jakie udało się zdobyć włosko-brytyjskiej grupie od państwa polskiego, a także fakt posiadania przez nią zakładów WSK „PZL-Świdnik”, jednego z największych w grupie i dynamicznie się rozwijającego.

"W celu dalszej konsolidacji obecności i rozwoju działalności biznesowej w Polsce Leonardo tworzy nową spółkę z siedzibą w Warszawie. Spółka Leonardo Poland będzie odpowiedzialna za prezentację oraz promocję technologicznego i produktowego portfolio koncernu. Będzie też wspierać użytkowników w czasie całego cyklu życia eksploatowanych przez nich produktów w celu rozwoju partnerstwa z polskim przemysłem, działając blisko klientów i lokalnych interesariuszy." – podało Leonardo w oficjalnym komunikacie.

Czytaj też: Wzrost zysku, przychodów i zamówień. Leonardo publikuje wyniki za 2018 rok

Do sprawy odniósł się także sam prezes Grupy Leonardo Alessandro Profumo, w trakcie uroczystości podpisania kontraktu na śmigłowce AW101: „Zobowiązujemy się do dalszego umacniania naszej obecności i zaangażowania w Polsce, będącej jednym z naszych trzech macierzystych rynków europejskich, na których widzimy znaczne możliwości współpracy w przyszłości” - powiedział.

Prezesem nowej spółki został Marco Lupo, który ma za zadanie „zacieśniać relacje z polskimi klientami i interesariuszami oraz wzmacniać już ugruntowaną pozycję Leonardo w Polsce.”

Grupa Leonardo ma szansę na kolejne kontrakty. Dokupione mogą zostać m.in. kolejne AW101 dla Marynarki Wojennej RP. Grupa może je zaproponować także jako platformy dla Wojsk Specjalnych. Włosi namawiają Polskę także do włączenia się w program bojowego śmigłowca AW249. Jest także kwestia modernizacji kilkudziesięciu śmigłowców Sokół. Leonardo reprezentuje w Polsce także myśliwiec Eurofighter Typhoon, oferowany Warszawie w ramach programu Harpia. Europejski koncern proponuje także rozwiązania przeznaczone dla wojsk lądowych, w tym m.in. modernizację wież Hitfist używanych na służących w Siłach Zbrojnych RP transporterach Rosomak poprzez wyposażenie ich w wyrzutnie ppk Spike-LR, czy amunicję precyzyjną i o zwiększonej donośności kalibru 155 mm rodziny Vulcano dla haubic Krab.

 

 

 

Logistyka piętą achillesową F-35

RADAR.RP.pl, Krzysztof Kuska, 29.04.2019

 

Od dłuższego czasu możemy spotkać się z informacjami wskazującymi na wiele problemów związanych z utrzymaniem należytego stopnia gotowości operacyjnej samolotów wielozadaniowych Lockheed Martin F-35 Lightning II.

 

W związku z tym 25 kwietnia US Government Accountability Office (GAO), jednostka rządowa odpowiedzialna za monitorowanie poczynań administracji w obszarze wydawanych funduszy, przedstawiła szczegółowy, 81-stronicowy raport dotyczący tego problemu.

Według zebranych danych, obejmujących okres od maja do listopada 2018 r., cała flota samolotów F-35 legitymuje się pełnym stopniem gotowości operacyjnej na poziomie 27 procent, przy wymaganym w Stanach Zjednoczonych poziomie rzędu 60 procent. Pełen stopień gotowości operacyjnej oznacza, że w danym momencie samolot może wykonać każdą z przewidzianych dla niego misji. Drugi wskaźnik jaki jest przytaczany to gotowość operacyjna, która dla F-35 wynosi 52 procent. Docelowo winna ona jednak oscylować wokół 75 procent. Jak zatem widać pomimo wprowadzenia do służby liniowej i ogłoszenia gotowości operacyjnej nadal nie możemy mówić o zadowalających poziomach dla całej floty.

 

Praprzyczyna zła

Od dawna w środowisku analityków zajmujących się sprawami obronności toczą się burzliwe dyskusje na temat samolotów F-35. Każda ze stron przytacza argumenty popierające lub sprzeciwiające się całemu programowi. Raport GAO rzuca sporo światła na niedomagania samolotów i zmienia nieco perspektywę problemów z nimi związanych.

Wiele wskazuje na to, że niska gotowość operacyjna nie wynika bowiem z wad samolotu, tudzież problemów z jego obsługą, które można by zrzucić na personel techniczny lub sprzęt obsługowy. W raporcie wskazuje się trzy obszary w głównej mierze odpowiedzialne za obecny stan rzeczy.

Pierwszym z nich jest niedostatek części zamiennych i ograniczone możliwości naprawy samolotów. W omawianym okresie w 30 proc. przypadków samoloty nie mogły wykonać założonych misji w wyniku braku części zamiennych, a zaległości departamentu obrony w zakresie tychże części wynosiły 4300 sztuk. Oczywiście część usterek wynika z niedoskonałości samych części, ale jako kluczową przyczynę podaje się niewydolność łańcucha dostaw.

Kolejnym powodem niskiej gotowości operacyjnej jest niedostosowanie posiadanych zapasów części zamiennych do wysyłanych na operacje samolotów. Przyczyną tego stanu rzeczy jest polityka zakupów wieloletnich realizowana przez Departament Obrony. W związku z ciągłymi zmianami wprowadzanymi na samolotach część podzespołów nie pasuje już do znajdujących się w pierwszej linii maszyn, a dalej widnieje na stanie magazynowym techników.

Najbardziej jaskrawo widać to w przypadku ostatnich operacji samolotów F-35B należących do Korpusu Piechoty Morskiej, gdyż aż 44 procent części jakie posiadali ze sobą żołnierze nie odpowiadało ich maszynom. W związku z tym nie powinien dziwić bardzo niski odsetek pełnej gotowości bojowej F-35B.

Ostatnim ze wskazywanych głównych powodów problemów jest niedojrzała światowa sieć związana z transportowaniem części dla F-35. Problem ten dotyka nie tylko Amerykanów, ale również klientów zagranicznych, którzy również rejestrują opóźnienia w dostawach podzespołów.

 

Rozwiązania na wyciągnięcie ręki?

Podstawowy problem z jakimi boryka się Departament Obrony to brak jasności co do stanów magazynowych i lokalizacji poszczególnych podzespołów na świecie.

Jeśli spojrzymy na cały problem szerzej, to we współczesnym świecie tego typu sytuacje nie są problemem. Wystarczy przyjrzeć się wielkim firmom kurierskim lub potentatom z branży sprzedaży internetowej. W każdym dowolnym momencie firmy te wiedzą gdzie i ile poszczególnych paczek czy też towarów znajduje się w ich sieci transportowej czy też sprzedażowej. Zarówno FedEx czy też Amazon, by przywołać firmy z amerykańskiego rynku, opanowały to do perfekcji zatem wdrożenie podobnych, ale dostosowanych do potrzeb wojska rozwiązań, nie może być ani skomplikowane, ani trudne do zrealizowania w krótkim terminie.

 

Lekcja dla Polski

Informacje tego typu winny być wykorzystywane przez naszych decydentów i już na etapie wypracowywania umów.  Winniśmy tak przygotować zapasy części zamiennych i łańcuchy dostaw podzespołów i uzbrojenia, by uniknąć tego typu sytuacji.

Polska nie może pozwolić sobie na tak niską gotowość operacyjną mając tak małą flotę samolotów.

Możemy oczywiście liczyć na to, że do czasu wejścia F-35 do naszych Sił Powietrznych przynajmniej część, jeśli nie większość opisywanych problemów zostanie rozwiązana, ale zgodnie ze starym porzekadłem trzymajmy się zasady, ze jeśli masz na kogoś liczyć to licz na siebie.

 

 

 

Kolejne CD-10 dla WP

MILMAG.pl, Rafał Muczyński, 29.04.2019

 

26 kwietnia Inspektorat Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej rozpoczął postępowanie mające wyłonić dostawcę kolejnej partii cystern-dystrybutorów CD-10 o pojemności 10 m3 na podwoziu samochodowym Jelcz P662D.35 dla jednostek Sił Powietrznych i Wojsk Lądowych. Przetarg obejmuje dostawę 12 cystern w ramach zamówienia podstawowego i 63 kolejnych w ramach prawa opcji.

 

Dostawy cystern-dystrybutorów na podwoziu samochodowym Jelcz wynika z kontynuacji dostaw tychże podwozi dla Sił Zbrojnych RP, co zapewnia unifikację w tej grupie eksploatacyjnej

Zakup jest realizowany procedurą negocjacyjną, w ramach której przewiduje się maksymalnie czterech wykonawców, którzy mają czas na złożenie wstępnych ofert do 27 maja 2019. Kryteriami wyboru oferty będą cena (88%) i gwarancja (12%). Cysterny należy wykonać w oparciu o dokumentację techniczną będącą własnością Skarbu Państwa, która zostanie udostępniona.

W przypadku realizacji opcji przedmiotowe zamówienie będzie jednym największych na cysterny Wojska Polskiego w ostatnich latach. Poprzednie zamówienie na 4 cysterny CD-10 z opcją na 32 kolejne, a także 4 zestawy transportowo-dystrybucyjne CND-27 (z opcją na 4 kolejne) zostało zakończone 30 marca 2018 wyborem najkorzystniejszej oferty spółki Celtech z Poznania (Kolejne cysterny dla WP, 2018-04-03).

 

Opis

Cysterna-dystrybutor CD-10 na ciężarowym podwoziu terenowym Jelcz P662D.35 przeznaczona jest do transportowania, czasowego przechowywania i tankowania oczyszczonych i odmierzonych paliw płynnych (benzyny UN 1203, oleju napędowego UN 1202 oraz nafty lotniczej UN 1863). Pojazd przystosowany jest do jazdy po drogach o różnej nawierzchni, w tym w warunkach terenowych. Pracuje w zakresie temperatur od -30 do 50 °C.

Cysterna wyposażona jest agregat pompowo-pomiarowy służący do wydawania paliw płynnych z wydajnością do 1000 litrów na minutę. Agregat umożliwia również samonapełnianie cysterny oraz przepompowywanie paliw między dwoma zewnętrznymi zbiornikami. Pojemność zbiornika cysterny wynosi 10 300 l.

 

 

 

PUBLICYSTYKA, OPINIE I WYWIADY

 

 

Bell walczy o Europę Środkową [WYWIAD]

DEFENCE24, Juliusz Sabak, 29 kwietnia 2019, 12:17

 

Zarówno UH-1Y Venom jak i AH-1Z Viper są maszynami wykorzystywanymi bojowo na całym świecie przez amerykańską Piechotę Morską (...) Mają bardzo duże możliwości i koszt eksploatacji niższy niż którykolwiek z konkurentów - przekonuje Steve Mathias, Bell Vice President, Global Military Sales & Strategy w rozmowie z Defence24.pl. Mówi m.in. o zaangażowaniu koncernu w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, w tym w Polsce, jak również o długofalowych pracach rozwojowych.

 

Juliusz Sabak, Defence24.pl: Polski resort obrony postrzega program śmigłowca uderzeniowego Kruk jako jeden z priorytetów, uruchomienie postępowania jest od dawna zapowiadane. W jaki sposób chce w nim uczestniczyć Bell?

Steve Mathias, Bell Vice President, Global Military Sales & Strategy: Bell jest zaangażowany w program śmigłowców uderzeniowych Kruk, który postrzegamy jako wspaniałą szansę na współpracę. Liczymy, że ruszy jak najszybciej. Mogę tylko powiedzieć, że jesteśmy gotowi podjąć prace w każdej chwili, gdy tylko otrzymamy dokumenty z MON. Jesteśmy w stałym kontakcie z administracją USA, w tym przypadku z Korpusem Piechoty Morskiej US Marines, aby być gotowym na RFI lub LOR kiedy tylko się pojawi. 

 

Steve Mathias, Bell Vice President, Global Military Sales & Strategy. Fot. Bell

Jeden z tematów pojawiających się w dyskusji w kontekście możliwości bojowych Kruka to kwestia radaru. Czy AH-1Z Viper jest lub może być wyposażony w tego typu system? 

Oczywiście istnieje możliwość jego instalacji i jeśli Polska będzie zainteresowana takim wyposażeniem, to jest to możliwy zakres współpracy z polskim przemysłem. Ogólnie AH-1Z ma znacznie większy zakres możliwej polonizacji niż inne oferty, co dyskutowaliśmy już wielokrotnie z Polską Grupą Zbrojeniową. To jest maszyna powołana do życia w 2011 roku i ma przed sobą jeszcze długą ścieżkę rozwoju. To są rozwiązania które mogą być rozwijane przez Polskę, a sama platforma pozostanie w służbie US Marines co najmniej do roku 2040.

Warto jednak rozważyć jakie są zalety i wady radaru. Piechota Morska wykorzystuje śmigłowce Viper i Venom bez tego typu sensorów. Masa radaru to ponad 200 kg, które można przeznaczyć na amunicje lub paliwo. 

W kontekście programu Kruk oczekiwana jest kooperacja z polskim przemysłem. Jak widzi pan możliwość kooperacji z firmami należącymi do PGZ i innymi spółkami polskiego przemysłu obronnego?

Współpraca z lokalnym przemysłem jest dla nas kluczowa. Wiemy, że polski przemysł produkuje i serwisuje sprzęt lotniczy. Jest tu duży potencjał, również w zakresie śmigłowców. Jednak wielkość i zakres współpracy w dużym stopniu zależy od polskiego rządu, od liczby, konfiguracji i harmonogramu dostaw śmigłowców. Te czynniki będą decydujące dla naszej współpracy z PGZ, ponieważ to one określą czas jaki mamy, i możliwości kooperacji.

W Europie Środkowo-Wschodniej również inne państwa poszukują obecnie nowych śmigłowców. Mam tu na myśli przede wszystkim Czechy, ale i Rumunię. Bukareszt poszukuje zarówno maszyn wielozadaniowych, jak i uderzeniowych.

Jesteśmy zaangażowani w obu tych krajach. Ponieważ kontrakty te musza być objęte programem Foreign Military Sales, stroną w rozmowach jest administracja USA. Jednak nasza oferta jest tam poważnie rozważana i uważam, że jest bardzo konkurencyjna. 

Dzieje się tak, ponieważ zarówno UH-1Y Venom jak i AH-1Z Viper są maszynami wykorzystywanymi bojowo na całym świecie przez amerykańską Piechotę Morską, chociaż faktycznie, w Europie nie widuje się ich zbyt często. Mają bardzo duże możliwości, ponad 85% wspólnych elementów i koszt eksploatacji niższy niż którykolwiek z konkurentów. Również w ofercie dla Rumunii i Czech.

W poprzednim czeskim przetargu wasz śmigłowiec był finalistą wraz z maszyną Leonardo Helicopters. Jak rozumiem, obecnie Czechy, jak wnika z deklaracji premiera i ministra obrony, analizują dwie amerykańskie oferty: Black Hawk i Venom. 

Nie mogę powiedzieć wiele o przebiegu czeskiego przetargu. Czechy przesłały zapytania ofertowe administracji USA, a oni nam. Odesłaliśmy odpowiedź i przedstawiliśmy bardzo atrakcyjną propozycję. Jestem przekonany, że UH-1Y Venom najlepiej spełni wymagania sił zbrojnych Republiki Czeskiej.

Przejdźmy na chwilę do programów realizowanych w Stanach Zjednoczonych. Opublikowano tam niedawno wymagania techniczne dla maszyn FLRAA (Future Long-Range Assault Aircraft) dla armii i piechoty morskiej w programie Future Vertical Lift (FVL). Jak pana zdaniem V-280 Valor wpisuje się w te wymagania?

Przede wszystkim, gdy patrzymy na wymagania US Army, to jest to prędkość co najmniej 280 węzłów. Nazwa V-280 mówi o tym, że zakładaliśmy taką minimalną prędkość naszej maszyny a wiemy już, że może osiągnąć 300 węzłów i pewne jeszcze więcej.

Mamy za sobą już ponad 100 godzin realnego lotów i ponad 200 godzin pracy na rotorach. Program posuwa się szybko do przodu. Uważamy, że Valor wpisuje się optymalnie w potrzeby przyszłego pola walki.

Valor to dziś platforma testowa i de facto element większej rodziny: transportowy i uderzeniowy V-280, bezzałogowa maszyna V-247 Vigilant. Mówi się również o stworzeniu kolejnej wersji, w ramach programu śmigłowca rozpoznawczo-bojowego FARA.

Cóż, mogę powiedzieć, że odpowiadamy naszymi konstrukcjami na wymagania Pentagonu. Proponujemy holistyczne rozwiązanie konkurencyjnych platform. Również w programie FARA niebawem będziemy mogli zaprezentować odpowiedni, dostosowany do wymagań płatowiec.

Ale nasza wizja wykracza poza te programy. Mówię tu na przykład o bezzałogowych rozwiązaniach transportowych. Istnieje na przykład projekt startującej pionowo platformy modułowej, która będzie mogła służyć do transportu amunicji czy rannych wprost z pola bitwy. Mamy też klientów zainteresowanych komercyjnymi aplikacjami takiej konstrukcji. Transportem powietrznym, prawdziwą aeromobilnością w obszarach o zagęszczonym ruchu, jak Warszawa. Dzięki tym technologiom możliwe stanie się wdrożenie powietrznych taksówek, omijających korki i poruszających się ponad nimi.

Możliwe zastosowania są bardzo zróżnicowane. Przechodzimy coraz bardziej do wizji przyszłości...

Tak, ale jest to przyszłość którą staramy się przewidzieć. Nie tylko transport, ale też np. drukowanie 3D części zamiennych wprost na polu bitwy. Jeśli jakaś cześć sprzętu ulegnie uszkodzeniu, będzie można ją szybko zastąpić i przywrócić maszynę do służby. To są technologie doskonalone już dziś.

W tym kontekście należy widzieć również nowe projekty, takie jak V-280, z którego powstał bezzałogowy V-247 i kolejne maszyny. Projektowanie wirtualne 3D, druk przestrzenny, to są rozwiązania które znacznie przyspieszają tworzenie nowych konstrukcji. Przyspieszają ewolucję. To jest wychodzenie naprzeciw wymaganiom stawianym na całym świecie przez klientów wojskowych ale i cywilnych. 

Czym charakteryzują się dziś te wymagania i jak Bell chce na nie odpowiadać?

Przede wszystkim wymagania zmieniają się bardzo szybko, zagrożenia ewoluują, a my powinniśmy je wyprzedzać. Dzięki temu, że dysponujemy takimi technologiami jak wirtualne projektowanie, staje się to możliwe. Podobnie jest w sektorze cywilnym, technologia zmienia nie tylko same konstrukcje, ale też sposób funkcjonowania i myślenia ludzi.

Przykładem jest wspominana przeze mnie koncepcja bezzałogowych, latających „taksówek”, którymi w niedalekiej przyszłości będzie można się poruszać po metropoliach takich jak Warszawa. Zmiany odbywają się szybko, zmodyfikowaliśmy nasze logo, bo nie produkujemy już tylko śmigłowców. To rewolucja, której jesteśmy częścią i chcemy ją przynieść również do Polski. 

 

 

 

4 nowe śmigłowce nie zlikwidują zapaści w lotnictwie morskim. Ale to dobry początek

WNP.pl, Włodek Kaleta, 29-04-2019 11:14

 

MON dotrzymało terminu. Jego przedstawiciele zapewniali, że umowa zostanie podpisana jeszcze w kwietniu. Tak jak zapowiadano, dokładnie 26 kwiecień 2019 r. Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej podpisał w zakładach WSK PZL-Świdnik, które należą do Leonardo Helicopters, producenta tych śmigłowców umowę na zakup czterech maszyn dla Marynarki Wojennej RP.

 

•          Marynarka dostanie AW101 Merlin do zwalczania okrętów podwodnych, które też doskonale spisują się w zadaniach ratowniczych.

•          Za 4 śmigłowce AW101 zapłacimy 1,65 mld zł.

•          Śmigłowce te są marynarzom pilnie potrzebne, ale to dopiero początek modernizacji lotnictwa morskiego MW.

Premier Mateusz Morawiecki, który brał udział w uroczystości podpisania umowy na śmigłowce dla marynarki oświadczył, że jest to dla Polski bardzo ważna chwila: - Cieszę się, że w roku 101 rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę dokonujemy tego zakupu, który znacząco wzmocni nasze siły zbrojne - podkreślił. Przy okazji poznaliśmy nieznane wcześniej szczegóły umowy.

Ten najważniejszy, to cena. Śmigłowce AW101 należą do najdroższych. Nieoficjalnie szacowano, że za 4 takie wiropłaty zapłacimy 1,5 mld do 2 mld zł. Ale wskazywano też o wiele wyższe sumy.

 

Cena umowy

Według Bartosza Kownackiego, byłego wiceministra obrony wartość, podpisanej 8 kwietnia 2019 r. umowy offsetowej na ok. 400 mln zł miała stanowić 10 proc. wartości umowy na zakup śmigłowców. Wtedy zapłacilibyśmy za nie horrendalnie wysoką cenę, blisko 4 mld zł.

Resort zapewniał jednak, że cena jest niższa. Teraz dowiedzieliśmy się, że umowa na zakup 4 śmigłowców AW101 dla Wojska Polskiego wraz z pakietem logistycznym, szkoleniowym i sprzętem medycznym ma wartość 1.65 mld zł.

Od razu podniesiono argument, że za 50 Caracali, które już dziś byśmy mieli na wyposażeniu, mieliśmy zapłacić ok 13, 4 mld zł. Z prostej arytmetyki wynika, że to około 270 mln zł za sztukę. Wychodzi na to, że za śmigłowce Leonarda, z których każdy będzie kosztował ponad 410 mln zł, zapłacimy znacznie więcej. Ale kiedy sprzęt kupuje się na sztuki, do tego w przetargu pozostaje tylko jeden oferent, to z reguły on dyktuje cenę.

Proste dzielenie wszystkiego jednak nie wyjaśnia. To trochę tak jak z samochodami tej samej marki, za które można zapłacić cenę standardową i bardzo wysoką, w zależności od wyposażenia. MON ze względu na tajemnicę handlową nie może podać do publicznej wiadomości jednostkowej wartości śmigłowca, ale przypomina, że kontrakt na Caracale miał obejmować kilka wersji maszyn, a cena ich w wersji morskiej była porównywalna z ceną AW101. Do tego śmigłowiec ma trzy silniki, jest cięższy od Caracala, bardziej uniwersalny i o większych możliwościach.

 

więcej w płatnej części serwisu wnp.pl na https://www.wnp.pl/przemysl-obronny/4-nowe-smiglowce-nie-zlikwiduja-zapasci-w-lotnictwie-morskim-ale-to-dobry-poczatek,344651_1_0_0.html

 

 

 

 

Sąd orzekł, że Macierewicz nie miał racji, ale partii to nie rusza. Z Macierewiczem PiS zwycięży lub pójdzie na dno

GAZETA WYBORCZA, Wojciech Czuchnowski, 30 kwietnia 2019

 

Gdy jesienią 2015 r. PiS zaczynał rządzić, Antoni Macierewicz był postacią dla nowej władzy symboliczną. Pamiętamy, jak przed wyborami desygnowana na szefową rządu Beata Szydło zapewniała, że ministrem obrony narodowej będzie Jarosław Gowin. Dla uspokojenia części elektoratu.Po wyborach okazało się to kłamstwem. Sprawdziły się najgorsze przypuszczenia.

 

Na czele armii partia postawiła Macierewicza. Ten zaś do MON sprowadził ekipę błaznów, nieudaczników, karierowiczów i szarlatanów. I tak: katastrofą smoleńską zajęli się specjaliści od teorii spisku i wybuchów w szopie. Do kierowania firmami Polskiej Grupy Zbrojeniowej wystarczyło członkostwo w Klubach „Gazety Polskiej”. Na czele kontrwywiadu wojskowego stanął człowiek, który w normalnych warunkach nie dostałby pozwolenia na broń. Gabinet polityczny ministra objął Bartłomiej Misiewicz, pomocnik aptekarza z Łomianek. Jego nazwisko stało się synonimem nepotyzmu i grabienia państwa przez PiS.

Jedną z pierwszych akcji Macierewicza i jego drużyny było nocne wejście do Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO. W nocy z 18 na 19 grudnia 2015 r. ludzie ministra, z Misiewiczem na czele, uzbrojeni w łomy i wytrychy weszli siłą do budynku. Pruli sejfy i burzyli ściany. Na oficerów kierujących Centrum wylali kubły pomyj, próbowali ich degradować, zasypali doniesieniami do prokuratury.

Sekundowały im w tym usłużne media dla niepoznaki zwane niepokornymi.

Naprawdę w całej sprawie chodziło o to, że po przejęciu władzy przez PiS, a MON przez Macierewicza Centrum Kontrwywiadu było jedyną placówką, którą kierowali ludzie niezwiązani z tą władzą i mianowani jeszcze w czasach poprzednich rządów. Macierewicz nie mógł tego znieść i gdy oficerowie odmówili wykonania jego poleceń, przeprowadził zmianę siłą.

Teraz, ponad trzy lata od tych wydarzeń, Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że to wypędzeni przez Macierewicza oficerowie mieli rację i nie popełnili żadnego przestępstwa. Przestępstwo mogli za to popełnić Macierewicz z Misiewiczem, bo Centrum NATO jest międzynarodową instytucją, nad którą rząd – nawet rząd PiS – nie ma władzy.

Winę Macierewicza prędzej czy później też rozstrzygnie sąd, chociaż prokuratura na razie nie poraża szybkością śledztwa.

Antoni Macierewicz od ponad roku nie jest już szefem MON, a kierowana przez niego „podkomisja smoleńska” to organ wstydliwie ukrywany przez władzę. Jego szef gabinetu politycznego siedzi w areszcie za korupcję i w mediach nazywany jest Bartłomiejem M. Stanowiska potracili popierani przez Macierewicza szefowie prokuratury wojskowej, wojskowych służb specjalnych i kilku innych instytucji. Z Polskiej Grupy Zbrojeniowej pogoniono ludzi z nominacji Macierewicza. A armia kupuje śmigłowce dwa razy droższe niż te, których zakup „uwalił” ekspert Macierewicza Wacław Berczyński.

To jednak ciągle mało dla PiS. Macierewicz dalej jest posłem i wiceprezesem partii rządzącej.

Jakie jeszcze jego sprawki muszą wyjść na jaw, by to się zmieniło? To pytanie retoryczne.

Kapitałem Macierewicza jest twardy elektorat PiS, chroni go też ojciec Rydzyk i jego wyznawcy. Dla tego kapitału partia-matka przełknie wszystko.

Z Macierewiczem zwycięży lub pójdzie na dno...

Zegar

Kalendarium

Kwiecień 2024
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nie
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 1 2 3 4 5

Imieniny