Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki

24.05.2019r.

Utworzono dnia 26.05.2019
Czcionka:

Przegląd najważniejszych informacji w mediach

na temat bezpieczeństwa i przemysłu obronnego

w Polsce i za granicą

 w piątek, 24 maja 2019 r.

 

 

BEZPIECZEŃSTWO I POLITYKA OBRONNA W KRAJU

 

Eurowybory 2019. Kosiniak-Kamysz pyta o ustawę 447: Czy PiS przehandlował polskie majątki za Fort Trump?

GAZETA WYBORCZA, Alina Pospischil, 23 maja 2019 | 18:22

 

Prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego zażądał wyjaśnień od rządu w sprawie związku obecności wojsk amerykańskich w Polsce z ustawą 447.

 

Władysław Kosiniak-Kamysz pojawił się w Lublinie w czwartek. Spotkanie z dziennikarzami w siedzibie PSL rozpoczął od podziękowań dla strażaków, którzy uczestniczyli w usuwaniu skutków trąby powietrznej pod Wojciechowem. Następnie szef ludowców odwołał się do postulatów, które Krzysztof Hetman, kandydat PSL na europosła, zamierza zrealizować w kolejnej kadencji. 

– Dzisiaj rządzący nie są w stanie zawalczyć o wyższe dopłaty dla rolników, o więcej pieniędzy na drogi, na przedszkola, bo wywiesili białą flagę w Brukseli. Muszą tam być osoby przyzwoite i przygotowane. Takim kompetentnym kandydatem jest Krzysztof Hetman – przekonywał.

 

Co z Fortem Trump?

Kosiniak-Kamysz odniósł się też do ubiegłotygodniowych doniesień amerykańskich mediów. Jak poinformował portal The Washington Free Beacon, jedna z koalicji kongresmenów chce, by Polska rozwiązała kwestię roszczeń spadkobierców ofiar Holocaustu. W przeciwnym wypadku budowa stałej bazy wojskowej nad Wisłą może zostać odroczona.

– Czy prawdą jest to, co donoszą niektóre portale amerykańskie w Waszyngtonie? Czy powstanie Fortu Trump jest uzależnione od zrealizowania ustawy 447? Czy prawdą jest, że przehandlowali polskie majątki za cenę sprowadzenia wojsk amerykańskich do Polski? Czy jakiekolwiek rozmowy na ten temat prowadzi prezydent Duda, premier Morawiecki lub jakikolwiek inny polityk? – pytał podczas konferencji prasowej Kosiniak-Kamysz. – To Polska była ofiarą II wojny światowej i ofiara nie może ponosić odpowiedzialności za sprawcę – podkreślił.

 

Kosiniak-Kamysz: Idźcie na wybory

Prezes PSL zaapelował też o jak najwyższą frekwencję w niedzielnym głosowaniu.

– To jest miara prawdziwego patriotyzmu. Wywieszenie flagi jest piękne, odśpiewanie hymnu wspaniałe. Ale najpiękniejsze jest wzięcie odpowiedzialności za Polskę, a można to zrobić nie zostając w domu, tylko idąc na wybory i wybierając zgodnie z własnym sumieniem, przekonaniami, sercem i umysłem. Żeby umocnić pozycję Polski w Europie – przekonywał Kosiniak-Kamysz.

Jeszcze tego samego dnia prezes PSL wraz z Krzysztofem Hetmanem odwiedzili Piaski i Włodawę.

 

 

MON aktualizuje "obronne" wytyczne dla przedsiębiorców

DEFENCE24, 23 maja 2019, 15:48

 

Na stronie Dziennika Urzędowego Ministra Obrony Narodowej opublikowana została decyzja dot. wprowadzenia do użytku „Wytycznych do planowania operacyjnego i przygotowania przedsiębiorców do funkcjonowania w warunkach zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa i w czasie wojny”. 

 

Przypomnijmy na wstępie, że wytyczne do planowania operacyjnego i przygotowania przedsiębiorców do funkcjonowania w warunkach zagrożenia bezpieczeństwa państwa i w czasie wojny dotyczą przedsiębiorców, dla których minister obrony narodowej jest organem administracji rządowej właściwym do organizowania oraz sprawowania nadzoru nad wykonywaniem zadań na rzecz obronności państwa. 

Mają one na celu przygotowanie przedsiębiorców do realizacji zadań na rzecz obronności państwa nałożonych na nich w zakresie określonym prawem, w tym wynikających z programu mobilizacji gospodarki (PMG), które są przewidywane do wykonania w warunkach zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa i w czasie wojny.

Dokument określa zasady:

            prowadzenia przygotowań obronnych przedsiębiorców;

            przygotowywania planów operacyjnych funkcjonowania przedsiębiorców w warunkach zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa i w czasie wojny;

            funkcjonowania powoływanej przez przedsiębiorców stałej komisji technicznej;

            funkcjonowania systemu stałych dyżurów przedsiębiorców;

            współpracy przedsiębiorców z reprezentantami rejonowych przedstawicielstw wojskowych oraz centralnych organów logistycznych;

            przeprowadzania u przedsiębiorców kontroli realizacji zadań na rzecz obronności państwa.

"Uregulowania ujęte w wytycznych określają minimalne wymagania wojskowe (Minimum Military Requirements – MMR) wobec znajdujących się w przedmiotowym obszarze we właściwości Ministra Obrony Narodowej przedsiębiorców o szczególnym znaczeniu gospodarczo-obronnym" - zaznacza resort na wstępie.

Na przygotowania obronne przedsiębiorców, w czasie "P", składają się m.in. zapewnienie ciągłości realizacji zadań produkcyjno-remontowych; bezpieczeństwo realizacji zadań (jak ochrona gromadzonych i przesyłanych danych i informacji); dostosowanie potencjału do funkcjonowania w czasie zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa i czasie wojny; ciągłość korzystania ze źródeł energii, dostępu do paliw i wody oraz innych systemów.

Przedsiębiorca powinien również monitorować stan techniczny mocy produkcyjnych lub remontowych i określać jego poziom. Prowadzi on również szkolenia obronne z pracownikami, którym nadano lub planuje się nadać przydziały organizacyjno-mobilizacyjne do jednostki zmilitaryzowanej formowanej z jego potencjału. W jego trakcie omawiane są takie zagadnienia, jak: planowanie operacyjne i programowanie obronne, realizacja zadań na rzecz Sił Zbrojnych RP, przygotowania do militaryzacji, czy ochrona obiektów szczególnie ważnych dla bezpieczeństwa i obronności państwa.

Maksymalny poziom pracochłonności zadań wynikających z PMG przypadający na jednego pracownika bezpośrednio zaangażowanego w wykonywanie tych zadań (bezpośredniej produkcji) wynosi nie więcej niż 2100 rbh/rok.

fragment Decyzji Nr 82/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 17 maja 2019 r

Przedsiębiorca przygotowuje również plan operacyjny funkcjonowania w warunkach zewnętrznego zagrożenie bezpieczeństwa państwa i w czasie wojny na dany rok, który zatwierdzony musi zostać przez uprawniony organ oraz powołuje i utrzymuje nieetatowy zespół specjalistów (tj. Stałą Komisję Techniczną). 

W stanie stałej gotowości obronnej państwa przedsiębiorca planuje utworzenie systemu stałych dyżurów, w celu zapewnienia wykonywania zadań w ramach podwyższania gotowości obronnej państwa (...)

fragment Decyzji Nr 82/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 17 maja 2019 r

Zaznaczmy, że wraz z publikacją nowego dokumentu, moc traci Decyzja Nr 331/MON Ministra Obrony Narodowej z dnia 7 grudnia 2016 r. w sprawie wprowadzenia do użytku „Wytycznych do przygotowania przez przedsiębiorców planu realizacji zadań obronnych, w tym wynikających z Programu Mobilizacji Gospodarki, który stanowi plan operacyjny funkcjonowania przedsiębiorcy w warunkach zagrożenia bezpieczeństwa państwa i w czasie wojny”.

Więcej informacji na ten temat można znaleźć w Dzienniku Urzędowym MON.

 

 

 

 

 

 

BEZPIECZEŃSTWO ZA GRANICĄ

 

 

 

 

Ile ton dolarów ma rosyjski generał?

GAZETA WYBORCZA, Wacław Radziwinowicz, 23 maja 2019 | 12:31

 

CO W ROSJI PISZCZY? To, co kradną i biorą w łapę ludzie Federalnej Służby Bezpieczeństwa, liczy się już tonami banknotów. Działa ona bowiem jak potężna, zorganizowana grupa przestępcza.

 

Jak pisaliśmy kilka dni temu, pułkownik FSB Kiriłł Czerkalin zamienił swoje mieszkanie w sejf, w którym trzymał co najmniej dwie tony pieniędzy – 12 mld rubli, czyli ok. 200 mln dolarów. Tym samym pobił niedawny rekord też pułkownika, tyle że policji, Dmitrija Zacharczenki (funkcjonariusz Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Ekonomicznego i Przeciwdziałania Korupcji MSW). Ten, walcząc z podziemiem gospodarczym i łapownictwem, zgromadził u siebie w domu o jedną czwartą mniej pieniędzy.

Teraz Rosjanie zastanawiają się, czy Czerkalin, który przez lata kierował wydziałem K (walka z przestępczością zorganizowaną), trzymał po prostu to, co przez lata sam uciułał ciężką korupcyjną robotą, czy też chronił u siebie „obszczak”, czyli wspólną kasę grupy przestępczej złożonej z takich jak on funkcjonariuszy służby specjalnej.

Naturalnym pytaniem jest też, ile ton studolarówek chomikują w swoich willach generałowie, skoro prości pułkownicy mają po dwie. Przecież jeszcze Nikołaj Gogol sprawiedliwie uczył, że brać w łapę należy „zgodnie z rangą”.

Interesy na miarę gwiazdek na pagonach – a generalskie w Rosji są znacznie większe od oficerskich – ma prowadzić Aleksiej Dorofiejew, szef moskiewskiego urzędu FSB.

Rok temu „Nowaja Gazeta” opublikowała charakterystykę, jaką w poufnej rozmowie obdarzył generała inny wysoki funkcjonariusz FSB. – On ciebie jak walcem drogowym rozjedzie. Dorofiejew kręci wszystkimi. I prokuraturą, i glinami. Z gubernatorem się obejmuje – to ostrzeżenie było skierowane do mera podmoskiewskiego Sierpuchowa Aleksandra Szestuna, który robił lewe interesy na własną rękę (zgromadził majątek wart 11 mld rubli – ok. 166 mln dol.), przeszkadzając zarabiać swoim naczelnikom. Dziś mer, który brał „niezgodnie z rangą”, jest „rozjechany”, czyli posadzony i puszczony w skarpetkach.

Rosjanie zastanawiają się, ile ton studolarówek chomikują w swoich willach generałowie, skoro prości pułkownicy mają ich po dwie... 123RF

 

„Dajcie mi człowieka, a paragraf na niego się znajdzie”

A na generała Dorofiejewa kilka dni temu napisał z aresztu skargę do Władimira Putina adwokat Kantemir Karamzin. Jak wynika z dokumentu opublikowanego przez „Niezawisimą Gazietę”, prawnik pracuje dla inwestora Marka Richardsa.

 

 

Swego czasu ten Kanadyjczyk pożyczył 250 mln franków szwajcarskich dwóm rosyjskim deweloperom, Władimirowi Woroninowi i Władimirowi Kopielewowi. Lekkomyślnie. Bo nie wiedział, że przedsiębiorców „kryszuje”, czyli czuwa nad ich interesami generał, który „rozjeżdża jak walcem”.

Żeby nie zwracać długu deweloperzy zaczęli dzielić swoją firmę – pod zastaw której wzięli pożyczkę – na mniejsze spółki rejestrowane na podstawionych ludzi. Adwokat Karamzin uzyskał w sądzie wyrok unieważniający ten wybieg. Kopielew i Woronin odwołali się do sądu arbitrażowego.

Wtedy prawnika (on sam opisał we wspomnianym piśmie do Putina) zaprosił na obiad pułkownik FSB i „po przyjacielsku” radził, by przegrał apelację i w ogóle choć na jakiś czas wyjechał z kraju.

Karamzin wyjechał, ale po miesiącu wrócił na rozprawę. Grupa agentów FSB w randze co najmniej majora aresztowała go na progu sądu. Zarzucili mu sfałszowanie w 2006 roku weksla. W tej sprawie już sześć lat temu zapadł prawomocny wyrok uniewinniający.

„Dajcie mi człowieka, a paragraf na niego się znajdzie” – mawiał stalinowski prokurator Andriej Wyszynski. Paragraf znalazł się kiepski, ale w tym przypadku chodzi o człowieka, którego „prasują” w celi dwaj znęcający się nad nim kryminaliści, któremu strażnicy odmawiają lekarstw, którego męczą wielogodzinnymi przesłuchaniami.

„Dostałem nauczkę, że nie wolno się sądzić z podopiecznymi generała Dorofiejewa” – napisał Karamzin do Putina, dodając, że okrutna lekcja, jaką dostaje od oficerów FSB, ma nauczyć biznesmenów „gdzie i z kim należy rozwiązywać poważne problemy z pieniędzmi”.

A czekiści spotkali się też i z Richardsem. Uprzedzili go, że jeśli nie zrezygnuje z roszczeń pod adresem Kopielewa i Woronina, jego adwokat żywy na wolność nie wyjdzie.

Kanadyjczyk wycofał więc z sądu wniosek o zwrot długu i wyjechał z Rosji.

Usługa, jaką generał wyświadczył swoim podopiecznym, jest warta 250 mln franków szwajcarskich. Ile mu za to odpalili? „Zgodnie z rangą” należy się najmniej 20 proc.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W WOJSKU I SŁUŻBACH MUNDUROWYCH

 

 

 

Mobilizacja WOT na południu Polski

RP.pl, Marek Kozubal, 23.05.2019, 15:20

 

Coraz więcej wojska bierze udział w usuwaniu skutków ulew na południu kraju. Właśnie zapadła decyzja o mobilizacji żołnierzy jednego z batalionów ze śląskiej Brygady OT.

 

Dowództwo WOT poinformowało właśnie o mobilizacji 131. batalionu lekkiej piechoty ze Śląskiej Brygady OT, "zwolnieni ze stawiennictwa są maturzyści oraz osoby zamieszkujące teren dotknięty kryzysem" - czytamy na profilu Wojsk Obrony Terytorialnej na Twitterze.

Równolegle dowódca 10 Świętokrzyskiej Brygady OT uruchomił tzw. Zespół Oceny Wsparcia "z zadaniem nawiązania kontaktu ze sztabem kryzysowym, oceny sytuacji i deklarowania sił WOT".

Z informacji przekazanej przez resort obrony wynika, że kilkuset żołnierzy i 28 jednostek sprzętu bierze już udział w akcji usuwania skutków podtopień i powodzi na terenie trzech województw w południowej Polsce. Zgodnie z decyzją  ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka wojsko pomaga poszkodowanym w województwie podkarpackim, małopolskim i lubelskim.

W województwie podkarpackim pracuje 99 żołnierzy. Żołnierze wykorzystują sprzęt wojskowy, w tym: zestawy niskopodwoziowe (wraz z obsługą), pojazdy ciężarowe Jelcz, transporter pływający oraz koparko-ładowarki i spycharko-ładowarki. Do umacniania wałów przeciwpowodziowych wykorzystywane są także dwa śmigłowce Mi-17 z 25. Brygady Kawalerii Powietrznej. Dodatkowo na wyposażeniu żołnierzy jest lekki sprzęt specjalistyczny, piły oraz specjalistyczny sprzęt inżynieryjny.

W akcji uczestniczą m. in. żołnierze z 3. Podkarpackiej Brygady Obrony Terytorialnej, 3. Batalionu Inżynieryjnego, 16. Batalionu Saperów oraz Jednostki Wojskowej Komandosów.

W województwie małopolskim, w gminie Szczucin poszkodowanym pomaga łącznie 200 żołnierzy WOT z 11. Małopolskiej Brygady Obrony Terytorialnej (4 rotacje po 50 żołnierzy) oraz żołnierze zawodowi. Do usuwania skutków powodzi wojsko wykorzystuje m. in. 4 pojazdy ciężarowe Jelcz, dwa agregaty prądotwórcze, zestaw oświetleniowy, transporter, piły i sprzęt lekki specjalistyczny oraz inny niezbędny sprzęt.

Ponad 30 żołnierzy ze specjalistycznym sprzętem niesie pomoc w rejonach dotkniętych skutkami powodzi na terenie województwa lubelskiego, wśród nich są żołnierze 2. Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej.

Żołnierze uczestniczą też - podaje MON - w posiedzeniach wojewódzkich centrów zarządzania kryzysowego i na bieżąco dostosowują liczbę żołnierzy oraz sprzętu wykorzystywanego do pomocy na zalanych terenach.

 

 

 

WOT od kuchni, czyli szkolenie u „terytorialsów[RELACJA]

DEFENCE24, Maciej Szopa, 23 maja 2019, 11:13

 

Na temat Wojsk Obrony Terytorialnej każdy ma w Polsce coś do powiedzenia. Niewielu jednak miało okazję zetknąć się z nimi w ich naturalnym środowisku i doświadczyć na własnej skórze o co dokładnie chodzi. Dotyczyło to również dziennikarzy.

 

O Wojskach Obrony Terytorialnej dyskutuje się od samego początku istnienia tej formacji. Jej przeciwnicy używają takich argumentów jak brak możliwości stworzenia żołnierza w czasie szkolenia podstawowego trwającego zaledwie 16 dni oraz comiesięcznych dwudniowych zajęć, nazywając OT „wojskiem weekendowym”. Inni obawiają się politycznej ideologizacji i tego, że trafią tam ludzie, którzy nie powinni w ogóle dostawać broni do ręki. Z kolei obrońcy, w tym Dowództwo WOT, ripostują, że kandydaci są odsiewani przede wszystkim na etapie badań psychologicznych, a szkolenie w weekendy ma sens ze względu na jego intensywność. Wiele pojawiających się informacji wydawało się zbyt pięknych, żeby mogły być prawdziwe, szczególnie że nie było też możliwości ich weryfikacji. Miało się to jednak zmienić. Dostałem zaproszenie - nie na wizytę i wspólne jedzenie grochówki, ale na dwudniowe szkolenie. Standardowy weekend, jaki co miesiąc musi odsłużyć typowy „terytorials”.

W maju trafiłem do 91. batalionu OT w Zgierzu wchodzącego w skład formującej się właśnie 9. Łódzkiej Brygady Obrony Terytorialnej. Jednostka ta jest młoda i powstała w ramach tzw. trzeciej fali formowania. Jej żołnierze przeszli ślubowanie złożyli we wrześniu ubiegłego roku. Miałem więc zobaczyć jednostkę, która jest we wczesnej fazie tworzenia, w której prowadzone są dopiero szkolenia indywidualne.

W czasie mojej wizyty w Zgierzu szkoliło się 150 osób. Była to jedna z czterech kompanii należących do batalionu. Na razie każda szkoli się w inny weekend, tak że batalion „żyje” praktycznie przez cały miesiąc. Do każdej kompanii przydzielona została osobna kilkuosobowa kadra, która przyszła tutaj z wojsk operacyjnych. Wyrabia ona nadgodziny przez jeden weekend w miesiącu, a na co dzień zajmuje się tym, do czego większość żołnierzy OT się nie angażuje: "kwitologią", logistyką i przygotowaniem programu szkoleniowego. Pomocą służy im szkieletowa obsada „terytorialsów” – tych którzy zdecydowali się służyć na co dzień i m.in. pilnują terenu jednostki (WOT nie korzysta z usług SUFO). Jak się okazuje można w ten sposób nie najgorzej zarobić – nawet 2700 zł netto, wliczając to płacone każdemu 570 zł. W łódzkiej brygadzie jest wystarczająco dużo chętnych na funkcje pomocnicze, jednak jak mi powiedziano nie aż tak wielu jak mogłoby się wydawać. Ludzie, którzy się tutaj zaangażowali w przytłaczającej większości mają pracę, albo studiują. Ich plany związane z Obroną Terytorialną także są różne. Wielu chce po prostu tutaj służyć, inni nauczyć się jak najwięcej i z czasem przejść do wojsk operacyjnych, część nawet do „specjalsów”.

Pierwszy dzień szkolenia rozpoczął się od odebrania munduru, hełmu wz. 2005, maski przeciwgazowej MP-5 i kamizelki balistycznej KMW-2 (bez dodatkowego wkładu, czyli tzw. „blach”). Potem przyszła kolej na zapoznanie się z bronią, w czasie którego po raz pierwszy w życiu rozebrałem i złożyłem karabinek Grot (nazywany do niedawna MSBS) znany mi wcześniej z imprez targowych i wizyt w radomskiej Fabryce Broni „Łucznik”. Wrażenia: prosty w budowie (nauczyłem się po jednym razie, a nigdy nie rozkładałem żadnej broni), teoretycznie trochę lżejszy niż Beryl, choć za bardzo tego nie czuć, za to poręczniejszy, bardziej ergonomiczny i intuicyjny w obsłudze.

Po zdaniu egzaminu teoretycznego i podpisaniu kilku kwitów wydano nam własne MSBS-y. Podobnie jak wszyscy żołnierze batalionu otrzymałem wersję C16 FB-M0 z wybitą datą produkcji: 2018. Na podstawie doświadczeń z tą bronią ma powstać usprawniona wersja M1, a potem docelowa już wersja M2. Na górnej szynie Picatinny zamontowano niewielki celownik kolimatorowy, a pod łożem z przodu chwyt pionowy.

Po wyjściu na zbiórkę mogę przyjrzeć się kolegom z kompanii. Znaczna większość to mężczyźni. Sporo ludzi po 40 a nawet po 50, nie brakuje jednak młodszych. Jak się dowiaduję, są tu przedstawiciele różnych zawodów. Lekarze, prawnicy, urzędnicy państwowi, byli żołnierze zawodowi, agenci ubezpieczeń, trenerzy surviwalu, mechanicy samochodowi i informatycy. W grupach rekonstrukcyjnych, obok rzeszy pasjonatów, zdarzały się jednak - częściej lub rzadziej - osoby które niekoniecznie miały predyspozycje np. do służb mundurowych, na przykład dlatego że chciały "coś sobie udowodnić" i na siłę "dowodziły" innymi, narzucały czasem skrajne poglądy. Czy tutaj jest podobnie? W ciągu kolejnych dwóch dni rozmawiałem, przysłuchiwałem się rozmowom i obserwowałem innych. Nie spotkałem się z ani jednym przejawem takich niepokojących zachowań. Najwyraźniej selekcja psychologiczna działa.

Fizycznie „terytorialsi” prezentują się znacznie solidniej niż żołnierze Narodowych Sił Rezerwy, których miałem okazję widzieć we wcześniejszych latach. Panuje dobra atmosfera, ludzie sobie pomagają. Dowódca przechadza się między nimi. Każdy ma możliwość porozmawiania z nim, zadania pytań, zgłoszenia wniosków czy pomysłów. Zawiła droga służbowa znana z wojsk operacyjnych nie jest tutaj praktykowana.

Większość „terytorialsów” nosi na głowach brązowe berety. Nie zawsze do końca prawidłowo założone, ale nikt tu nikogo nie ściga za drobne niedociągnięcia. Panuje znacznie większy luz niż u wojsk operacyjnych. „To są ochotnicy, nie przyszli tutaj po to żeby ich obrażać i karać za wszystko. Nie po to tu przyjeżdżają” – tłumaczy dowódca kompanii. Przy okazji rozmowy na ten temat dowiaduję się, że stopień dyscypliny zależy od metod stosowanych w poszczególnych brygadach. Łódzka jest względnie liberalna.

Mimo to kompania zbiera się na czas a następnie sprawnie ładuje do autokarów. Pierwszy dzień szkoleniowy mamy spędzić na terenie jednostki wojsk operacyjnych w Sieradzu, na którym znajduje się nowoczesna kryta strzelnica. Na bramie drobiazgowe sprawdzanie dokumentów tożsamości. Pan chorąży pieczołowicie obchodzi kolejno wszystkie trzy autokary – chyba ostatnio „terytorialsi” w czymś gospodarzom podpadli.

Szkolenie odbywamy przy pięknej pogodzie, tzn. w upale i w pełnym oporządzeniu. Niestety nie dane mi robić dokładnie tego samego co pozostali, zafundowano mi za to przegląd różnego rodzaju zajęć. Pierwsze prowadzi były operator z Jednostki Wojskowej Komandosów z Lublińca należący do Mobilnego Zespołu Szkoleniowego (MZS). Ćwiczymy postawy strzeleckie i usuwanie niesprawności broni. Porównując z drogimi prywatnymi kursami prowadzonymi przez byłych „specjalsów” poziom jest podobny, czyli wysoki. Kilkuosobowych zespołów MZS jest obecnie w Polsce kilkanaście. Jeżdżą po batalionach OT w odpowiedzi na zgłaszane zapotrzebowania i robią szkolenia, których kadra batalionu nie mogłaby przeprowadzić sama. Jak się okazuje, w czasie kiedy my ćwiczymy, operator z MZS ocenia nie tylko nas, ale także towarzyszących nam instruktorów z 9. batalionu.

Przychodzi kolej na strzelanie. Nie zagłębiając się w szczegóły Grot z celownikiem kolimatorowym, nawet w wersji M0, to wygodna broń o niewielkim odrzucie. Łatwo się z nim złożyć do strzału, odbezpieczyć kciukiem i zabezpieczyć grzbietem palca wskazującego nie zdejmując ręki z chwytu (dzięki bezpiecznikowi po obydwu stronach). Wszystkie moje pociski trafiają w cel. Niby to tylko nieruchoma tarcza „Bolek i Lolek” na 100 metrach, ale przecież ja doświadczonym strzelcem nie jestem. Strzeliłem łącznie 15 razy. Okazuje się, że „terytorials” na jednych zajęciach strzeleckich oddaje od 5 do około 30 strzałów w zależności od programu. Niby niewiele, ale w czasach poboru zdarzało się, że żołnierz służby zasadniczej oddawał tylko kilka strzałów w ciągu całego roku swojej przymusowej służby.

Następne są szkolenie medyczne. W programie tamowanie krwotoków za pomocą stazy taktycznej, a następnego dnia reanimacja. Pierwsze zajęcia prowadzi nam szeregowiec OT, który na co dzień przeprowadza podobne w ramach prywatnej działalności. Drugie żołnierz, który właśnie kończy studia medyczne. I znów: na prywatnych kursach jest to prowadzone na zbliżonym poziomie. Na koniec pierwszego dnia kara za grzechy: ktoś zostawił na chwilę broń bez opieki, ktoś inny źle strzelał. Pompujemy w oporządzeniu. Dowódca nadaje tempo i robi to razem z nami.

Dzień drugi przechodzi pod znakiem taktyki. Najpierw starszy szeregowy „Chasik”, weteran misji w Afganistanie i do niedawna żołnierz elitarnej 25. Brygady Kawalerii Powietrznej uczy nas czarnej taktyki i czyszczenia pomieszczeń w budynkach. Później idziemy razem z sekcją piechoty do lasu na taktykę zieloną. Przemarsze, skryte przekazywanie sygnałów i przekraczanie dróg, krycie sektorów, zrywania kontaktu i malowanie twarzy w kamuflaż. W międzyczasie mijają nas ludzie: spacerowicze, biegacze, rowerzyści. Reakcje są z obu stron pozytywne: dobre relacje z lokalną ludnością to klucz do sukcesu OT.

Na koniec szkolenia do żołnierzy przyjeżdża dowódca 9 Brygady płk Paweł Wiktorowicz, odwiedza ich też dowódca całej formacji, generał dywizji Wiesław Kukuła. Nie ma bizantyjskiej ceremonii powitalnej, za dowódcą nie biega adiutant z ciasteczkami. Kompletny brak feudalizmu, który spotyka się w niektórych jednostkach operacyjnych.

Przychodzi czas na przemówienie dowódcy formacji. Nie mówi o polityce, nie rzuca też górnolotnych frazesów. Dziękuje za trud i wykonana pracę, omawia bieżące sprawy i zapowiada dostawy nowego sprzętu do WOT. Grot wersji M2 być może już pod koniec tego roku, podobnie karabinek wyborowy 7,62 mm i nowe hełmy – dostosowane do przenoszenia optoelektroniki. Na ognisko bierze sobie podobną porcję jak każdy: kawałek kiełbasy na ognisko, chleb i kubek herbaty.

Na koniec mojej przygody z WOT muszę rozstać się z moim Grotem o numerze 025. Trochę szkoda. W ciągu dwóch dni szkolenia, na którym – przyznaję – dali mi fory, mam wyrobione już pewne odruchy. Broń zawsze ze sobą, podstawy zasad bezpieczeństwa w obchodzeniu się z bronią we krwi, sprawne zakładanie i zdejmowanie kamizelki… Co umiałbym po przejściu trzyletniego szkolenia?

 

 

 

 

 

 

O PRZEMYŚLE OBRONNYM I SPRZĘCIE

 

 

Ogromna bestia”, a w tle Su-57: intrygujące rozmiary rosyjskiego drona bojowego (foto)

SPUTNIK, 16:43 23.05.2019

 

Prezentacja przyszłościowego uderzeniowego drona „Ochotnik” stała się jednym z najjaskrawszych wydarzeń ostatnich lat w rosyjskim budownictwie lotniczym. Tymczasem wiele ważnych danych pozostaje nieznanych dla prostych miłośników lotnictwa.

 

Odpowiedzi na niektóre pytania udzieli być może nowe zdjęcie satelitarne, wykonane w czasie pokazu maszyny dla prezydenta Rosji Władimira Putina 14 maja 2019 roku na lotnisku 929. Państwowego Ośrodka Lotniczo-Doświadczalnego im. Czkałowa.

Zademonstrowany pierwszy doświadczalny model skonstruowano w Nowosybirskim Zakładzie Produkcji Samolotów.

Zgodnie z informacją przekazaną wcześniej przez francuski magazyn Air & Cosmos waga maszyna szacowana jest na 25 ton, z czego 2,8 ton przypada na uzbrojenie. Rozpiętość skrzydła drona wynosi najprawdopodobniej 19 metrów, a długość maszyny – 14 metrów. W każdym razie mamy przed sobą pokaźną maszynę, co wyraźnie pokazuje zdjęcie i porównanie gabarytów „Ochotnika” ze stojącym obok Su-57.

Aparat bezzałogowy „Ochotnik” wielu ekspertów rozpatruje jako podjętą przez Rosję próbę dogonienia Stanów Zjednoczonych w zakresie prac nad bezzałogowymi aparatami latającymi.

Warto zresztą wspomnieć, że S-70 występuje dzisiaj tylko w jednym egzemplarzu, pierwszy lot też jeszcze przed nim. Rosyjscy inżynierzy kontynuują program testów naziemnych. Pomocny w pracach powinien być wysoki poziom unifikacji niektórych systemów „Ochotnika” z aparaturą myśliwca piątej generacji Su-57. Na początku tego roku pojawiały się doniesienia, że trzeci doświadczalny model Su-57 jest wykorzystywany w charakterze latającego laboratorium do testowania systemów S-70.

Obowiązujący kontrakt zakłada budowę kilku samolotów Su-57 dla sił powietrznych Rosji, choć niedawno Władimir Putin mówił o rychłym podpisaniu kontraktu na budowę 76 takich maszyn. Jego wartość oceniana jest teraz na 150-170 miliardów rubli. Dzisiaj z myślą o samolocie trwają aktywne prace nad tak zwanym silnikiem drugiego etapu, który powinien nadać mu właściwości, będące częścią wymogów stawianych maszynom piątej generacji.

Trwają testy prototypów, a w czasie wizyty Putina w Achtubińsku prezydencki samolot eskortowało aż sześć maszyn Su-57, które wystartowały z lotniska należącego do Ośrodka im. Czkałowa, wykorzystywanego do testów sprzętu lotniczego.

 

 

 

Marines testują armatę Rosomaka

DEFENCE24, Maciej Szopa, 23 maja 2019, 12:02

 

Korpus Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych przeprowadził serię prób amfibijnego pojazdu desantowego ACV (Amphibious Combat Vehicle). Jednym z jej elementów było prowadzenie ognia z armaty Mk 44/S Bushmaster II, z lufą kalibru 40 mm. Armata Mk 44/S ma możliwość szybkiej wymiany między kalibrami 30 i 40 mm, i jest montowana również na wieży bezzałogowej ZSSW-30, przeznaczonej na KTO Rosomak i BWP Borsuk.

 

Od czasu wdrożenia zaawansowanej taktyki przeprowadzania desantu z morza, która ostatecznie została dopracowana dopiero w ogniu drugiej wojny światowej, amerykańska piechota morska szlifowała i modernizowała jej założenia. Dążono zawsze do dwóch celów: żeby móc uderzać ze statków i okrętów jak najbardziej rozproszonych i oddalonych od brzegu oraz aby atakujące siły także mogły być możliwie rozproszone, lecz mimo to zdolne do dokonywania skoordynowanych skutecznych uderzeń.

W następstwie udanego ataku Marines mieli być zdolni do stworzenia niezależnego od infrastruktury portowej przyczółka, z którego potem można byłoby wyprowadzić uderzenie lądowe. Dążenia te pozostają aktualne do dzisiaj, przy czym potrzeba działania na szerokim terytorium i akwenie morskim jest obecnie większa niż kiedykolwiek. Kołowy, czteroosiowy pojazd ACV, którego 30 egzemplarzy krótkiej produkcji przedseryjnej powstaje właśnie na potrzeby Korpusu jest tego odzwierciedleniem.

ACV cechują się parametrami umożliwiającymi im wyjście na ląd po przebyciu w wodzie nawet kilkunastu kilometrów, przyczynia się do tego zarówno jego 700-konny silnik jak i układ jego chłodzenia za pomocą wody morskiej. Jak mówią przedstawiciele Korpusu Marines, ACV będą mogły operować w strefie przybrzeżnej, a nawet „poza nią”. Rewolucyjny w stosunku do obecnie użytkowanych amfibii AAV-P7/A1 (Assault Amphibious Vehicle-P7/A1) ma być też ich zasięg na lądzie, sięgający niemal 600 km przy prędkości 90 km/h. Oznacza to, że siły desantowe po zejściu z okrętów będą mogły uderzać znacznie głębiej i dotkliwiej niż dotychczas.

Pojazdy mogą też potencjalnie otrzymać znacznie potężniejsze uzbrojenie od swoich poprzedników. Amerykańskie media, w tym Fox News, poinformowały niedawno o próbach ACV, z armatą 40 mm. W czasie testów niszczono za jego pomocą najróżniejsze rodzaje celów – od oczywistych, symulujących oddziały spieszonej piechoty (za to ze znacznie większej odległości niż zwykle), przez samochody klasy pickup, po cięższe pojazdy i latające bezzałogowce. Armata była w stanie trafiać i neutralizować każdy z tych celów, co zdaniem producentów i Marines, ma się przełożyć w przyszłości na stworzenie dodatkowej sfery obronnej wokół desantu.

Koncern Northrop Grumman, producent tego uzbrojenia potwierdził Defence24.pl, że ACV był testowany z armatą Bushmaster II Mk 44/S w konfiguracji "Stretch", pozwalającej na prowadzenie ognia programowalną amunicją  Programmable Air Bursting Munition (PABM) typu MK 310. Armata Mk 44/S, standardowo w kalibrze 30 mm, daje możliwość szybkiej konwersji do kalibru 40 mm. W czasie przynajmniej jednej z demonstracji, tej opisanej przez amerykańskie media, "Stretch" był testowany na ACV właśnie z armatą 40 mm. Testy miały miejsce podczas niedawnej konferencji użytkowników armat Bushmaster, ACV został zintegrowany z wieżą MCT-30 Kongsberga.

Do użytkowników tej armaty (Mk 44 Bushmaster II) zalicza się też Polska, broń jest wykorzystywana na KTO Rosomak. Wersja "Stretch" jest stosowana na wieży ZSSW-30, opracowanej przez WB Electronics i HSW dla transporterów KTO Rosomak, które mają być nowo dostarczane do polskiej armii, a także na BWP Borsuk.

Z dostępnych informacji wynika, że użycie kalibru 40 mm nie jest na dziś bezpośrednim wymogiem piechoty morskiej. Marines są jednak zainteresowani armatą Mk 44/S "Stretch" i możliwością użycia na niej amunicji programowalnej, a także potencjalnym przejściem na kaliber 40 mm. Zdolności produkcji i serwisu armaty "Stretch" mają być ustanowione w HSW, w ramach offsetu za pierwszą fazę systemu Wisła.

Amerykańskie siły zbrojne zamierzają rozwijać zdolności armat małokalibrowych na wozach bojowych w kilku kierunkach. Używana dziś na BWP Bradley US Army, jak i na wozach rozpoznawczych LAV-25 piechoty morskiej armata kalibru 25 mm Bushmaster I powoli wyczerpuje swoje możliwości rozwojowe, pomimo stosowania coraz doskonalszych typów amunicji. Przyszły ciężki BWP wojsk lądowych USA, Next Generation Combat Vehicle, może otrzymać armatę kalibru nawet 50 mm, choć minimalnym wymogiem jest kaliber 30 mm. Mówimy tu jednak o pojeździe o dopuszczalnej masie całkowitej rzędu około 35-40 ton.

Równolegle na znacznie lżejsze od GCV kołowe transportery opancerzone Stryker trafiają armaty kalibru 30 mm, armia szuka też nowej wieży bezzałogowej, która może trafić zarówno na Strykery jak i na gąsienicowe AMPV, bazujące na Bradley’u (lżejsze od GCV). Taki sam kaliber, w formie armaty „Stretch”, takiej jak na Rosomaku i Borsuku, testowany jest na przyszłym transporterze Marines, o masie bojowej ok. 30 ton. To pokazuje, że system wybrany na uzbrojenie polskiej wieży jest perspektywiczny i będzie dalej rozwijany, ma też możliwość zwiększenia kalibru.

Natomiast cięższe uzbrojenie, kalibru 50 mm, jest przeznaczone dla znacznie cięższych wozów bojowych, nie dysponujących możliwością pływania, na którą nacisk od początku stawia MON, zarówno w odniesieniu do KTO, jak i gąsienicowego bojowego wozu piechoty. A w pływającym wozie, o masie ok. 30 t, a więc niewiele więcej niż Rosomak czy Borsuk w bazowej wersji, armatą wybraną dla Rosmaka, są zainteresowani sami Amerykanie.

Wracając do amerykańskiego transportera pływającego, wprowadzenie amunicji programowalnej ma zapewnić mu m.in. zdolności skuteczniejszej walki z niskolecącymi celami powietrznymi, a ewentualne wdrożenie armaty 40 mm - tak jak w wypadku innych pojazdów - możliwość niszczenia celów, w tym opancerzonych, z większej odległości.

Do jego innych zalet ma należeć sieciocentryczność, która także przyczyni się do usprawnienia współpracy nawet bardzo rozproszonych sił. Chodzi przy tym nie tylko współdziałanie między poszczególnymi pojazdami, ale także lądujących oddziałów ze wspierającymi ogniem desant okrętami, śmigłowcami czy samolotami. W czasie pokazów w Arizonie zaprezentowano też odpalenie ustawionych osobno bezzałogowych granatników, które naprowadziły się na cel na wskazania dalmierza laserowego ACV.

 

 

 

Estonia wybrała nową broń podstawową. Dostawy już w bieżącym roku

DEFENCE24, Juliusz Sabak, 23 maja 2019, 11:42

 

Estońskie siły zbrojne i służby mundurowe będą uzbrojone w broń amerykańskiej firmy Lewis Machine & Tool (LMT): karabinki 5,56 x 45 mm MARS-L i karabiny MARS-H zasilane nabojem 7,62 x 51 mm. Dostawy mają rozpocząć się już w 2019 roku i zostać zrealizowane w ciągu 3 lat. Jednolity system broni zastąpi w dwóch estońskich brygadach szwedzkie karabiny Ak4 (licencyjny HK G3) i izraelskie karabinki Galil. W dalszej kolejności unifikacja ma objąć straż graniczną i inne służby mundurowe.

 

Zamówienie na 16 tys. sztuk broni zostało udzielone 16 maja po rozstrzygnięciu skargi lokalnego przedstawiciela firmy SIG SAUER. Wartość kontraktu, jak podaje lokalna prasa, to 22,7 mln euro i była to najtańsza z przedstawionych ofert. Amerykańska firma LMT dostarczy nie tylko karabinki 5,56 mm MARS-L i karabiny MARS-H kalibru 7,62 x 51 mm wraz z ukompletowaniem, ale również pewną liczbę podwieszanych granatników kalibru 40 mm. Dostawy mają być realizowane w latach 2019-2021 z opcją na zakup kolejnych 18 tys. sztuk broni do roku 2026. W kontrakcie znalazło się również 20-letnie wsparcie eksploatacji, które obejmuje także modernizację. Należy zaznaczyć, że istotne znaczenie w ocenie ofert miał nie tylko koszt zakupu ale również serwis i szacowany koszty i długość cyklu życia broni, który stanowił 30 proc. oceny.

Estońskie Centrum Inwestycji w Obronność (ECDI) wypracowało wymagania i plan techniczno-ekonomicznym dla zastąpienia szerokiej gamy broni używanej przez wojsko i służby mundurowe. Są to pochodzące z donacji szwedzkiej karabiny Ak4, izraelskie karabinki Galil, ale również znaczna liczba karabinków Kałasznikowa i innej broni długiej, pozyskiwanej doraźnie po uzyskaniu przez Estonię niepodległości. Wymiana broni, nie tylko długiej, ma objąć w perspektywie estońskich żołnierzy, ale także funkcjonariuszy resortu sprawiedliwości, policji oraz straży granicznej. Łączna wartość tego programu została oszacowana na ponad 75 mln euro. Wynika to z kompleksowej koncepcji.

Warto odnotować, że w estońskim przetargu, który trwał od 2017 roku, brała udział również Fabryka Broni "Łucznik" z systemem broni MSBS. Jak wynika z informacji uzyskanych przez Defence24.pl w lutym 2018 roku, polska spółka wycofała się ze względu na brak możliwości spełnienia ujawnionych w drugim etapie postępowania wymagań technicznych i dotrzymania ustalonych terminów. Brakowało możliwości produkcyjnych w tak krótkim czasie a karabin Grot na amunicję 7,62 mm był dopiero w fazie badań prototypu, natomiast Estonia wymagała w drugiej fazie postępowania broni produkowanej seryjnie.

 

 

 

Amerykańsko-włoskie starcie o kontrakt

RADAR.RP.pl, Łukasz Prus, 23.05.2019

 

Południowokoreańska agencja ds. zakupów zbrojeniowych DAPA rozpisała przetarg na zakup drugiej partii śmigłowców do zwalczania okrętów podwodnych.

 

Do udziału w nim szykują się dwa podmioty. Włoska firma Leonardo Heliopters i amerykański koncern Lockheed Martin. Gra toczy się o kontrakt na dostawę 12 wiropłatów, a wartość zamówienia szacuje się na ponad 800 mln dolarów.

Kilka lat temu Republika Korei zainicjowała pierwszą procedurę zakupu śmigłowców do zwalczania okrętów podwodnych dla swojej floty. Wówczas również doszło do rywalizacji na oferty pomiędzy amerykańskim Lockheed Martinem i włoskim Leonardo (firma występowała wtedy pod marką AugustaWestland). Ostatecznie koreańska agencja odpowiadająca za zakupy uzbrojenia wybrała śmigłowce AgustaWestland AW159 Wildcat (strona amerykańska oferowała śmigłowiec MH-60R Seahawk).

Decyzję o wyborze oferty Seul ogłosił w 2013 r., kontrakt zawarty w tym samym roku miał wartość ok. 560 mln dolarów, a dostawy ośmiu śmigłowców zostały zrealizowane w latach 2016-2017. Warto podkreślić, że dla włoskiego producenta wiropłatów był to pierwszy kontrakt eksportowy dotyczący maszyny tego typu. Dzisiaj śmigłowce takie wykorzystują również siły zbrojne Wielkiej Brytanii (Royal Navy i British Army) oraz Filipin. Dwa śmigłowce niedawno zamówił też Bangladesz.

Zapowiada się więc powtórka z historii. Na początku maja agencja DAPA rozpisała przetarg na zakup drugiej partii śmigłowców ZOP, liczącej 12 maszyn. Do rywalizacji staną te same firmy z takimi samymi śmigłowcami. W grę wchodzi kontrakt o wartości ponad 800 mln dolarów.

Co warto odnotować, dwa przetargi dotyczące zakupu drugiej partii śmigłowców do walki z okrętami podwodnymi Koreańczycy rozpisali w 2018 r., ale wówczas żadna z firm nie złożyła oferty. W tej sytuacji Seul planował kupić 12 kolejnych AW159 Wildcat od Leonardo z wolnej ręki, ale niedługo po upływie terminu składania ofert w drugim przetargu do gry ponownie wkroczyli Amerykanie i zaproponowali Republice Korei sprzedaż śmigłowców MH-60R Seahawk w ramach procedury FMS (Foreign Military Sales).

Kto tym razem wygra rywalizację? To może okazać się jeszcze w tym roku. Termin składania ofert upływa połowie sierpnia. Śmigłowiec oferowany przez Lockheed Martina jest jednak sporo droższy od AW159.

 

 

 

Średni transportowiec dla Polski

MILMAG, Remigiusz Wilk, 23.05.2019

 

23 maja Inspektorat Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej ogłosił, że zamierza przeprowadzić dialog techniczny w sprawie zakupu dla Sił Zbrojnych RP średniego samolotu transportowego o kryptonimie Drop. Zgłoszenie należy nadesłać do 30 czerwca. Dialog ma rozpocząć się w sierpniu 2019 i zakończyć w kwietniu 2020.

 

Od lutego 2009 Siły Powietrzne RP wykorzystują amerykańskie samoloty Lockheed C-130E Hercules (numery boczne 1501-1505). Pierwszy przyleciał w marcu 2009, ostatni wylądował w lipcu 2012. Używane transportowce użytkowane wcześniej przez amerykańskie siły powietrzne miały średnio 40 lat. Zostały przekazane przez USA w ramach bezzwrotnej pomocy wojskowej. Do 2019 wylatały w rodzimych barwach ponad 10 tys. godzin. Pięć C-130E pierwotnie miało być wykorzystywanych do 2022 roku

Dialog techniczny ma skupiać się na spełnieniu przez potencjalnych dostawców wstępnie sformułowanych wymagań w kwestii zasięgu, prędkości przelotowej, zdolności do operowania w różnych warunkach pogodowych, zdolności do przewozu i zrzutu personelu i ładunków, systemów nawigacyjnych, łączności i identyfikacji, systemów ochrony biernej i zdolności do tankowania w powietrzu.

 

 

 

Grupa PGZ na tar­gach SITDEF

ZBIAM.pl, 23.05.2019

 

Polska Grupa Zbrojeniowa na tar­gach SITDEF w Peru zapre­zen­to­wała sze­roką ofertę pro­duk­tów i usług skie­ro­waną do przed­sta­wi­cieli sił zbroj­nych, for­ma­cji mun­du­ro­wych oraz służb ratow­ni­czych.

 

Stoisko PGZ odwie­dziły m.in. ofi­cjalne dele­ga­cje z Peru pod prze­wod­nic­twem wice­mi­ni­stra Gonzalo Riosa Polastri oraz gen. dywi­zji Jorge Céliza Kuonga, a także przed­sta­wi­ciele Chile, Kolumbii, Argentyny oraz Brazylii. Pawilon PGZ był rów­nież miej­scem spo­tkań z repre­zen­tan­tami prze­my­słu obron­nego z regionu, wśród któ­rych Grupa poszu­kuje poten­cjal­nych moż­li­wo­ści współ­pracy i wspól­nego ofer­to­wa­nia na rynki Ameryki Łacińskiej.

– Mamy kilka zaawan­so­wa­nych pro­jek­tów eks­por­to­wych, dla­tego nasza obec­ność w tym regio­nie jest dla nas bar­dzo istotna. Rywalizujemy tutaj mię­dzy innymi o zamó­wie­nia z fir­mami z m.in. Turcji, Rosji, Serbii i Ukrainy. Znaczna część sprzętu, będąca na wypo­sa­że­niu sił zbroj­nych kra­jów Ameryki Południowej jest jesz­cze pro­we­nien­cji radziec­kiej. To otwiera przed naszymi spół­kami moż­li­wość par­ty­cy­pa­cji w pro­gra­mach moder­ni­za­cyj­nych i trans­feru know-how w zakre­sie zapew­nie­nia użyt­kow­ni­kowi wspar­cia ser­wi­so­wego – powie­dział Radosław Domagalski-Łabędzki, czło­nek zarządu PGZ S.A.

 

Oferta Grupy PGZ

Na tego­rocz­nej, VII edy­cji tar­gów SITDEF grupa PGZ pro­mo­wała m,in. indy­wi­du­alne wypo­sa­że­nie żoł­nie­rza (kara­binki, kara­biny, opto­elek­tro­nika, umun­du­ro­wa­nie), które znaj­duje się rów­nież w orbi­cie zain­te­re­so­wań for­ma­cji poli­cyj­nych z Ameryki Łacińskiej. Zainteresowaniem cie­szyły się rów­nież sys­temy obrony prze­ciw­lot­ni­czej, sys­temy arty­le­ryj­skie, inno­wa­cyjne tech­no­lo­gie rada­rowe oraz pojazdy kołowe i sprzęt inży­nie­ryjny, potrzebny do wspie­ra­nia dzia­łań służb ratun­ko­wych w trak­cie wystą­pie­nia klęsk żywio­ło­wych, które nawie­dzają co roku ten region.

Odwiedzający sto­isko mogli zapo­znać się z ofertą Grupy. Obejrzeć można było m.in. Modułowy System Broni Strzeleckiej MSBS GROT w róż­nych kon­fi­gu­ra­cjach z radom­skiej Fabryki Broni „Łucznik” oraz kara­biny wybo­rowe SKW-338 z Zakładów Mechanicznych Tarnów. Na wysta­wie zna­la­zło się rów­nież miej­sce dla amu­ni­cji jak i roz­wią­zań dla sys­te­mów obrony prze­ciw­lot­ni­czej z Mesko i Dezametu oraz pojaz­dów koło­wych i gąsie­ni­co­wych pro­du­ko­wa­nych przez Hutę Stalowa Wola oraz Rosomak.

Międzynarodowe targi SITDEF 2019 (Salón Internacional de Tecnología para la Defensa y Prevención de Desastres) odbyły się w dniach od 16 do 19 maja 2019 roku w sto­licy Peru, Limie.

 

PUBLICYSTYKA, OPINIE I WYWIADY

 

Zegar

Kalendarium

Kwiecień 2024
Pon Wt Śr Czw Pt Sb Nie
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 1 2 3 4 5

Imieniny